W końcu! Angielska piłka wraca do żywych. W niedzielne popołudnie doszło do oficjalnego przecięcia wstęgi przed nowym sezonem, a w rolę przecinających wcielili się piłkarze Arsenalu i Manchesteru City. Nie ma się co oszukiwać, nie dali nam specjalnie emocjonującego widowiska od pierwszej do ostatniej minuty, ale sama końcówka wystarczyła, żebyśmy mogli piać z zachwytu. O wszystkim musiały rozstrzygnąć rzuty karne, w których lepsi okazali się Kanonierzy. A przecież w pewnym momencie byli już na kolanach…
Nowy sezon Ekstraklasy rozpoczął się obiecująco, mieliśmy emocjonujące spotkania, zwroty akcji, piękne bramki, ale to wciąż nie to samo. Fani angielskiej piłki z utęsknieniem czekali na powrót swoich idoli i w końcu nadszedł ten moment.
Mecz o Tarczę Wspólnoty się odbył, można oficjalnie powiedzieć, że nowy sezon na Wyspach wystartował.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Arsenal – Manchester City. Nieoczekiwany zwrot akcji
Dla City niedzielne spotkanie było w zasadzie tylko miłym dodatkiem. Po niezwykle udanym poprzednim sezonie wszyscy w Manchesterze są już nasyceni sukcesami, więc ze spokojem rozgrzewają się przed startem Premier League i czekają, by delektować się grą swojej ukochanej drużyny w meczach o największą stawkę. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja z drugiej strony.
Dla Arsenalu mecz o Tarczę Wspólnoty był sprawą honorową. Kanonierzy również mają za sobą niezwykle udany sezon, choć nie aż tak owocny jak City. Mieli ze swoimi rywalami rachunki do wyrównania. Drużyna Pepa Guardioli dręczy niemiłosiernie ekipę z Londynu odkąd tylko przejął ją Mikel Arteta. Ostatnie osiem starć obu trenerów – wszystkie wygrane przez Guardiolę. Ale nie to londyńczyków boli najbardziej. Zdecydowanie bardziej zakuło pozbawienie szans na mistrzostwo Anglii kilka miesięcy temu.
Niestety tym razem niewiele wskazywało, żeby Arsenal miał się przełamać w rywalizacji z City. Przez większość meczu wszystko zwiastowało remis i karne. Oba zespoły wyglądały całkiem nieźle, ale były niezwykle ostrożne. Tak jakby badały się przed tą właściwą rywalizacją w Premier League. Wszystko zmieniło się w 77. minucie, kiedy fantastycznym strzałem popisał się Cole Palmer. Wychowanek City najpierw wkręcił w murawę Kierana Tierneya, a następnie nie dał najmniejszych szans Aaronowi Ramsdale’owi. Zanosiło się na nieoczywistego bohatera. Przed meczem na postać numer jeden typowano Erlinga Haalanda, ale ten był dzisiaj jednym z najgorszych na boisku. Norweg był zupełnie niewidoczny, co widać po jego xG, które wskazało okrągłe 0. Ale przynajmniej nie zawiódł jego zmiennik.
Arsenal – Manchester City. Kop motywacyjny
Po tej bramce nic nie wskazywało na to, że Arsenal jeszcze wstanie z kolan, bo nie stwarzał większego zagrożenia pod bramką Ortegi. Ostatecznie pomogło im głównie szczęście. W doliczonym czasie gry na strzał zdecydował się Trossard. Ortega prawdopodobnie by obronił, ale piłka po drodze odbiła się od Akanjiego i wpadła do siatki.
Szwajcar pechowo doprowadził do rzutów karnych, w których jego koledzy się nie popisali. Najpierw zawiódł De Bruyne, który uderzył w poprzeczkę, a chwilę później nie najlepszy strzał Rodriego obronił Ramsdale. Kanonierzy byli z kolei bezbłędni, a bohaterem został Fabio Vieira, który swoją jedenastkę wykonał perfekcyjnym, mocnym strzałem pod poprzeczkę.
W ten oto sposób Arteta w końcu pokonał Guardiolę. Musiało minąć sporo czasu, żeby uczeń zdołał uporać się z mistrzem. Panowie współpracowali ze sobą przez lata, ale to wcale nie sprawiało, że temu pierwszemu było łatwiej. Mecz o Tarczę Wspólnoty to niby nic wielkiego, Arteta z pewnością wolałby się przełamać w jakimś innym spotkaniu, choćby Premier League. Ale w końcu “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Ten mecz może mieć bez wątpienia spore znaczenie dla głów zawodników. Pokonanie na “dzień dobry” najpoważniejszego rywala z pewnością dodatkowo zmotywuje Kanonierów przed walką o mistrzostwo Anglii. Udowodnili sobie sami, że da się to zrobić. Że są w stanie pokonać Manchester City.
W trakcie meczu w oczy rzucała się jeszcze jedna rzecz. Jak na dłoni widać było nowe wytyczne dla sędziów. Stuart Atwell sypał kartkami za każde odkopnięcie piłki czy podejmowanie próby dyskusji z nim, czy też z jego asystentami. Nie było mowy o jakichkolwiek protestach. Oprócz tego doliczył też aż osiem minut do podstawowego czasu gry, a finalnie druga połowa trwała nawet 13 minut dłużej… Aż przypomniał się mundial w Katarze.
Arsenal – Manchester City 1:1 rz.k. 3:1
Trossard 90+11′ – Palmer 77′
Czytaj więcej o angielskiej piłce:
- Zapowiada się spokojne lato w Tottenhamie? Potrzymajcie piwo Joe Lewisowi
- Rudzki: Słowo piłkarza – sprzedam drogo
- O traumach, o uzależnieniu, o emocjach. Potęga szczerości Dele Allego
Fot. Newspix