Kiedy Filip Starzyński obił poprzeczkę po centrostrzale z rzutu wolnego, można było pomyśleć: “O, może będzie jak dawniej, kiedy Ruch potrafił zaskoczyć przy Łazienkowskiej”. Ale ta myśl o fajnej i przede wszystkim niejednostronnej rywalizacji upadła dość szybko. Gol, czerwona kartka, drugi gol. Później trzeci gol, zabawa, formalność. I tak Legia bez większych problemów ścięła na własnym stadionie kolejnego beniaminka.
Nie oczekiwaliśmy po Ruchu, że podbije Warszawę. Legia, nawet z rotacjami w składzie, nie powinna męczyć się z żadnym rywalem tej klasy. Mimo to, zawsze warto liczyć na dodatkową pikanterię i chociaż namiastkę wyrównanej rywalizacji, szczególnie że naszym pucharowiczom obecnie grozi większe ryzyko potknięcia. Zobaczyliśmy to w przypadku Rakowa i Lecha, a więc nie było niemożliwe, że chorzowianie napsują trochę krwi ekipie trenera Runjaicia.
Nic z tego. Najpierw w 20. minucie Marc Gual skończył to, czego sekundę wcześniej nie potrafił zrobić Rosołek, nie trafiając niemal na pustaka po podaniu Wszołka, a potem krzyżyk na Ruchu postawił… piłkarz Ruchu, Konrad Kasolik. 25-letni stoper bezpardonowo skasował przed swoim polem karnym Guala, który miałby sytuację sam na sam z bramkarzem. Nie będziemy jednak obwiniać tylko jego, bo w tej sytuacji gangsterkę odstawił również Maciej Sadlok, który bardzo źle ocenił lot piłki wybitej spod szesnastki Legii. To wyglądało tak, jakby obaj obrońcy Ruchu dopiero uczyli się piłki seniorskiej. Sorry, amatorka.
Po tym zdarzeniu wiadomo było, że prędzej czy później Legia zamknie ten mecz. Pozostało jedynie zobaczyć, w jaki sposób. No i tak się niefortunnie złożyło, że tercet dzisiejszych pechowców w zespole trenera Skrobacza dopełnił bramkarz. Jakub Bielecki, zamiast złapać piłkę w zęby po słabym strzale Celhaki, wypluł ją, a że Pekhart napastnikiem z łapanki nie jest, jego dobitka skończyła w siatce. Nie będziemy jednak bardzo pastwić się nad Bieleckim, bo zaliczył też paradę przy strzale głową Pankova, która śmiało mogłaby kandydować do obrony kolejki.
A skoro już użyliśmy słowa “obrona”, nie sposób sceptycznie podchodzić do tego, co w grze obronnej na razie prezentuje Ruch Chorzów. Wiemy, że ŁKS też dostał od Legii trójkę. Wiemy, że mowa o beniaminku i różnica jakości w tym meczu była duża. Ale warto byłoby popracować nad tym aspektem, żeby z kimś pomiędzy topką ligi a ekipą walczącą o utrzymanie mieć po prostu większe szanse na regularne zdobywanie punktów. A że Ruch póki co nie wygląda na drużynę, która potrafi strzelać wiele goli, defensywą pewne braki będzie trzeba nadrabiać.
No i warto poświęcić jeszcze słówko Legii, a właściwie trenerowi Runjaiciowi, który dobrze wykorzystał moment na zmiany w wyjściowej jedenastce. Kilku piłkarzy odpoczęło, kilku wcześnie zeszło do bazy. Udało się utrzymać czyste konto, podtrzymać dobre morale przed starciem pucharowym i przede wszystkim dobrze wejść w sezon Ekstraklasy. Co prawda Legia prawdopodobnie ma najłatwiejszy terminarz z beniaminkami na rozkładzie, ale to jeszcze nie powód, żeby na pewniaku przypisywać komplet oczek. A tak jest dobrze, dobrze jest.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Radomiak wrócił do domu. Dlaczego Radom może być dumny z nowego stadionu?
- Na balu u Kuby. Reportaż z pożegnania Jakuba Błaszczykowskiego
- Radomiak wygrał w „crossbar challange”, a Cracovia wygrała mecz w Ekstraklasie
Fot. Newspix