Reklama

W Wiśle Płock bez zmian: wciąż tylko remisuje

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

04 sierpnia 2023, 23:36 • 5 min czytania 12 komentarzy

Kilka lat temu Widzew Łódź miał niesamowitą lekkość w zbieraniu remisów w II lidze. W tym sezonie na rekord w tej dziedzinie idzie Wisła Płock, ale na zapleczu Ekstraklasy. Trzeci mecz, trzeci remis. Przejaw czystej perfekcji, maestrii, wirtuozerii w wąskiej specjalizacji. Co prawda, za zwycięstwo przyznaje się więcej „oczek”, ale w płockim zespole chyba się tym szczególnie nie przejmują.

W Wiśle Płock bez zmian: wciąż tylko remisuje

Ale czy jest w tym coś dziwnego? Skoro Marek Saganowski podkreślał przed tym spotkaniem, że był zadowolony z dwóch wcześniejszych remisów na początku tego sezonu, to w takim razie trzeci prawdopodobnie również zostanie przyjęty przez niego z dumą.

W Wiśle Płock bez zmian: wciąż tylko remisuje

Pod koniec poprzedniego sezonu, gdy już Wisła Płock była jedną nogą w I lidze, drużynę powierzono Markowi Saganowskiemu. Do końca sezonu pozostały wówczas dwa spotkania i oba płocczanie przegrali. „Sagan” miał być częścią długofalowego planu odbudowy Wisły, więc może i porażki bolały, ale wliczano je w etap nauki. Sęk w tym, że o ile w Ekstraklasie zespół pod wodzą 44-latka nie wygrywał, tak ligę niżej… jest podobnie. Minęły trzy kolejki i Wisła w każdej z nich zremisowała. Najpierw z Podbeskidziem, potem z Zagłębiem Sosnowiec i dziś z Lechią.

Czy Wisła Płock gra źle? Widać, że zespół ma cierpliwie budować akcje, ale na ten moment nie przekłada się to na zwycięstwa. Faktem jest, że dziś już w drugiej minucie Nafciarze mogli ustawić mecz pod swoje dyktando, gdyby Sekulski pocelował nieco niżej i nie strzelił w poprzeczkę. Później Wisła często utrzymywała się przy piłce, miała zdecydowanie więcej z gry, brała Kałachura i Brzęka na karuzelę, ale nie była w stanie przekuć tego w gola na 1:0. I to się zemściło już pod koniec pierwszej połowy.

Lechia rzadziej wyprowadzała ataki, ale jak już to robiła, to nieźle jej to wychodziło. Przed przerwą kapitalną piłkę do Zjawińskiego zagrał Luis Fernandez. Do tego momentu gwiazdor Lechii nie miał wiele z gry, ale zrobił różnicę w kluczowym momencie. Zjawiński wykorzystał błąd w komunikacji między Czajką (wina po jego stronie, chwilę wcześnie Piła – tak, Piła – wziął go na raz) a Kamińskim i próbował uderzyć. Bramkarz odbił jego strzał, ale do futbolówki dopadł Fernandez i zrobiło się – dość niespodziewanie – 1:0 dla gości.

Reklama

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Krzysztof Janus ratuje remis Nafciarzom

Chwilę po starcie drugiej części gospodarze wyrównali. Podobnie jak w pierwszej połowie, zdrzemnęła się Lechia, ale tym razem było to dla niej kosztowne. Krzysztof Janus zmienił w przerwie Fabiana Hiszpańskiego i niemal od razu po wznowieniu strzelił gola. Miłosz Kałahur w tej sytuacji podziwiał przyjęcie 37-latka. Uznał, że warto również tylko obserwować strzał przeciwnika i tym bardzo pomógł. Widać było, że wychowanek Lechii doceniał kunszt doświadczonego piłkarza i delektował się każdą chwilą akcji bramkowej Wisły. Zrobiło się 1:1 i było jeszcze sporo czasu do końca.

Potem druga połowa przez długi czas przypominała pierwszą. Po stronie Lechii praktycznie niewidoczny był Conrado, słabiutki Piła, duet Fernandez – Zjawiński próbował coś wskórać z przodu, ale trochę brakowało mu wsparcia. Natomiast Wisła Płock znów przeważająca, ale bez postawienia kropki nad “i”. No może poza trafieniem Sekulskiego, przy którym sędzia dopatrzył się spalonego. Była jeszcze próba Czajki, który nie trafił głową z szóstego metra, ale potem troszkę brakowało ognia po stronie gospodarzy. Nie był to też najlepszy mecz w wykonaniu Szymańskiego. W pewnym momencie został oszczędzony przez sędziego, który zamiast pokazać mu drugą żółtą kartkę, pokazał po kartoniku Fernandezowi i trenerowi Lechii.

A Lechia nadspodziewanie dobrze zniosła trudy meczu. Dała się spompować Wiśle i w końcówce mogła, a właściwie, powinna rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. W doliczonym czasie Fernandez odnalazł Zjawińskiego, ale Kamiński uratował swój zespół. Swoją drogą – gdański duet świetnie się uzupełnia. Po chwili Biegański huknął w poprzeczkę. Za moment Sezonienko  zagrał piłkę wzdłuż linii i niewiele brakowało, by Piła zdążył wbić ją do sieci. A koniec jeszcze Fernandez dobrze ustawił sobie futbolówkę pod strzał i gdy każdemu wydawało się, że zaliczy drugie trafienie w meczu, to niespodziewanie się potknął. Jak sami widzicie – Lechia miała naprawdę mocną końcówkę. Na przestrzeni meczu nie miała dużo akcji, ale jak już coś tworzyła, to było groźnie.

W poprzednim sezonie zespoły Wisły Płock i Lechii Gdańsk nie podołały wyzwaniu utrzymania się w Ekstraklasie. Dziś miały okazję, by pokazać, która z drużyn jest w tym momencie bliżej ewentualnego powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Sprawa wygląda tak, że Lechia wciąż kompletuje kadrę i ciężko powiedzieć, czy na przestrzeni kolejnych tygodni do Gdańska nie zjedzie się autobus nowych graczy. To jednak nie zmienia faktu, że w bojowych warunkach trener Grabowski radzi sobie całkiem nieźle. Lechia dziś najgorzej nie broniła pomimo wystawienia na środku obrony defensywnych pomocników i postawienia w bramce na nowego golkipera, który poza jednym minięciem się z piłką był solidny. Tuż przed startem sezonu Lechia raczej taki remis z Wisłą brałaby w ciemno, a dziś niewiele zabrakło jej, żeby zgarnąć pełną pulę.

W Płocku wydaje się, że należy wykluczyć gwałtowne ruchy kadrowe, do jakich pewnie dojdzie w Gdańsku. Natomiast trzeba oczekiwać od Wisły zmian w grze. Z tego posiadania piłki i długiego konstruowania akcji na ten moment niewiele wynika. Wisła potrzebuje konkretów, goli, większego zdecydowania pod bramką. W przeciwnym razie Nafciarze mogą dość szybko zapomnieć o włączeniu się do walki o bezpośredni awans. Najważniejszą lekcję muszą szybko nadrobić. Lekcję wygrywania.

Reklama

Wisła Płock – Lechia Gdańsk 1:1 (0:1)

K. Janus 46′ – L. Fernandez 37′

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Betclic 1 liga

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...