O ile za największą zmorę polskich siatkarzy w ostatnich latach uznalibyśmy zapewne Słowenię, tak reprezentacja USA również sprawiała nam w tym czasie niemałe problemy. To zespół klasowy, doświadczony, kompletny na niemal każdej pozycji. Ale też taki, który poniekąd… trudno lubić. Choćby dlatego, że jego liderzy nie patrzą obojętnie na rosyjskie pieniądze.
Gdyby nie stojący po naszej stronie atut własnego parkietu, to zapewne Amerykanie byliby faworytami dzisiejszego finału Ligi Narodów. Nie tylko znakomicie spisywali się w fazie zasadniczej, która przyniosła im dziesięć zwycięstw (bez ani jednego tie-breaka) i pierwsze miejsce tabeli, ale w ostatnich dniach poszli za ciosem, choć śmiało można powiedzieć, że drabinka ich nie rozpieszczała. Mecz w ćwierćfinale turnieju oznaczał dla nich starcie z mistrzami olimpijskimi, a półfinał rywalizację z mistrzami świata.
Ci pierwsi – a więc Francuzi – faktycznie sprawili USA niemałe problemy. Ale już Włochy zostały w sobotę rozniesione przez reprezentację prowadzoną przez Johna Speraw. Sety Amerykanie wygrywali do 19, 18 oraz 19 – takiej dominacji nie spodziewał się zapewne nikt. No ale cóż, Amerykanie dali prawdziwy pokaz siły. Zresztą nie pierwszy w ostatnich tygodniach.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
To przecież właśnie z rąk „Jankesów” Biało-Czerwoni doznali w tegorocznej Lidze Narodów jednej z dwóch porażek. Ale nasi rywale zza Oceanu pokonywali nas w przeszłości wielokrotnie: w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Rio, mistrzostwach świata w 2014 roku, fazie pucharowej Ligi Światowej w 2015 roku czy Ligi Narodów w 2018 roku. Trochę się tego uzbierało, choć Polacy też odnosili zwycięstwa nad podopiecznymi Johna Speraw. Również całkiem niedawno, bo choćby w ubiegłorocznych mistrzostwach globu.
Na polskiej ziemi drużyna Nikoli Grbicia najpierw zmiażdżyła Amerykanów w fazie grupowej, a potem ponownie sprostała im w 1/4 imprezy. Choć wówczas oglądaliśmy już zacięte spotkanie, które mogło pójść w obie strony. Kluczowe okazały się dwa momenty: dotknięcie siatki przez naszych rywali w tie-breaku, które pozwoliło nam odskoczyć na dwa punkty, a potem as serwisowy Kamila Semeniuka. To wszystko należy już jednak do przeszłości. Szczególnie że obie reprezentacje przeszły od poprzedniego roku może nie rewolucję, ale pewne modyfikacje.
Jeśli chodzi o Polaków: wielką formę stracił wspomniany Semeniuk. Ale po kontuzjach do gry z orzełkiem na piersi powrócili Wilfredo Leon oraz Norbert Huber. Tymczasem w pierwszej szóstce Amerykanów znów znalazł się Maxwell Holt, a Aarona Russella zastąpił w niej Thomas Jaeschke (na dobrą sprawę, na Russella czasami naprawdę nie mieliśmy sposobu).
Mecz z USA oczywiście oznacza też starcie z dobrymi znajomymi, na co dzień grającymi w Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle – czyli z Erikiem Shoji oraz Davidem Smithem. Do tej dwójki trudno nie pałać sympatią. Natomiast w przypadku Micaha Christensona oraz Matthew Andersona… no cóż, akurat tych siatkarzy naprawdę trudno nam zrozumieć. Pierwszy od 2021 roku bez przerw gra w Zenicie Kazań, a drugi – co spotkało się ze sporą krytyką – zamienił w 2022 roku ligę chińską na Zenit Saint Petersburg.
– Jest łatwo mnie krytykować, ale nie obchodzi mnie to, jak inni to odbierają – mówił Anderson parę dni temu na łamach WP SportoweFakty. Podobnie jak Christenson nigdy tematu swojego wyboru barw klubowych specjalnie nie rozwijał. Co mówi samo za siebie. Wojna w końcu nie zmieniła tego, że w lidze siatkarskiej w Rosji wciąż bardzo dobrze się płaci. A że tamtejsze kluby nie mogą nawet występować w Lidze Mistrzów? Jak widzimy pewnej części obcokrajowców specjalnie to nie obchodzi.
Na boisku oczywiście to wszystko zejdzie na boczny tor. Będzie liczyć się tylko to, że Matthew Anderson to jeden z najlepszych siatkarzy ostatnich kilkunastu lat, a Micah Christenson to obok Luciano De Cecco najlepszy rozgrywający na świecie. Polacy jednak pokazali już, że z Amerykanami wygrywać potrafią. A jeśli dokonają tego po raz trzeci w ciągu ostatniego roku, to nie tylko dopiszą do swojej listy wartościowy „skalp”, ale sięgną po historyczny, złoty medal Ligi Narodów.
Początek finałowego starcia między Polską a USA dziś o godzinie 20.
Fot. Newspix.pl
Czytaj też: