Reklama

Żużlowe Grand Prix Szwecji było pełne sensacji

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 lipca 2023, 22:16 • 7 min czytania 8 komentarzy

Bez Bartosza Zmarzlika, a z Patrykiem Dudkiem w finale. Z wykluczeniem w decydującym biegu reprezentanta gospodarzy, Fredrika Lindgrena. I ze zwycięzcą, który… ledwie wszedł do półfinału. Grand Prix Szwecji w Malilli przyniosło nam mnóstwo ciekawych rozstrzygnięć.

Żużlowe Grand Prix Szwecji było pełne sensacji

Zmarzlik po tytuł i rekordy

Bartosz Zmarzlik zaliczał jak do tej pory fantastyczny sezon w cyklu żużlowego Grand Prix. Na pięć dotychczasowych startów wygrał trzy, raz był trzeci, a raz tuż za podium. Zawsze w finale, zawsze walcząc do samego końca. Do tej pory zgromadził już 90 punktów i o 21 wyprzedzał drugiego w klasyfikacji generalnej cyklu Jacka Holdera, za którego plecami czaili się z kolei Fredrik Lindgren i Jason Doyle (obaj mieli przed GP Szwecji po 68 punktów, o punkt mniej od Holdera). To na Lindgrena miały też być zwrócone dziś oczy miejscowych kibiców – z czterech reprezentantów Szwecji w Malilli tylko po nim można było spodziewać się, że wygra ojczyste Grand Prix.

Wróćmy jednak do Zmarzlika – ten wygrał poprzednią rundę mistrzostw, rozegraną na torze w jego rodzinnym mieście, czyli Gorzowie. I to w wielkim stylu, nie pozostawiając rywalom wątpliwości, że jest królem gorzowskiego obiektu.

Wygrywał też w Malilli – dwie poprzednie edycje zawodów na tym torze padły właśnie jego łupem, a triumfował tam też wcześniej, w 2017 roku. A że w latach 2018-2019 przeniesiono Grand Prix Szwecji do Hallstavik, z kolei rok później nie odbyło się ono z powodu pandemii, to można śmiało uznać, że w Malilli Zmarzlik jest królem od trzech edycji (uczciwie trzeba jednak dodać, że latach 2018-2019 goszczono ta GP Skandynawii, w którym Bartek nie stał nawet na podium). Dziś miał też polować na wyrównanie rekordu. W całej historii Grand Prix Szwecji tylko jeden żużlowiec wygrywał tę imprezę więcej razy – był to Jason Crump, który królował w niej czterokrotnie. Bartosz mógł więc dziś do niego dołączyć. Opcjonalna wygrana dałaby mu też drugi rekord – w Szwecji nikt bowiem nie triumfował trzy razy z rzędu.

Reklama

Malutka Malilla (ma z pewnością mniej niż 2000 mieszkańców, ale trudno o nowe dane) mogła więc zobaczyć rzeczy historyczne. Choć już widziała ich dużo. Żużel to sport, który króluje tam już niemal od stulecia, a przez lata jeździło w szwedzkiej mieścinie wielu fantastycznych żużlowców, w tym miejscowych. Teraz jednak największą gwiazdą nie był żaden ze Szwedów (choć Fredrik Lindgren mógł do tego miana pretendować), a Polak. Wielu fanów czekało więc właśnie na to, co pokaże Bartosz Zmarzlik, nowy król cyklu Grand Prix. Ten sam, który miał jechać dziś po rekordy.

Fatalny Janowski, ale dwaj Polacy jadą dalej

W kwalifikacjach sensacyjnie wygrał Andrzej Lebiediew. Sensacyjnie, bo Łotysz ani nie jest wielkim żużlowcem – do zawodów przystąpił zresztą jako rezerwowy, zastępując kontuzjowanego Kima Nilssona – ani nie prezentował w tym sezonie wysokiej formy. Na kilka godzin przed Grand Prix pojechał jednak znakomicie i wyprzedził dwóch Polaków – Macieja Janowskiego oraz Bartosza Zmarzlika. I my mogliśmy więc wysokie oczekiwania co do występu naszych zawodników.

W czasie zawodów było jednak różnie. Maciej Janowski, drugi w kwalifikacjach, po trzech rundach przywiózł… trzy zera. I na torze wyglądał momentami wprost fatalnie. Od zera z powodu upadku rozpoczął też rywalizację Zmarzlik. Bartek przy bandzie atakował Jacka Holdera, ten go blokował, a Zmarzlik w pewnym momencie stracił płynność jazdy i upadł, uderzając w bandę. Polakowi nic się jednak nie stało, bo szybko wstał z toru, ale punkty stracił – sędziowie zdecydowali bowiem o wykluczeniu go z restartu. Na szczęście przesadnie się tym nie przejął, bo w kolejnych dwóch startach dorzucił trójkę i dwójkę. Świetnie jechał za to Patryk Dudek, który niezmiennie punktował – zaczął od dwóch punktów, potem dorzucił trzy, jeden, a w czwartej rundzie zmagań znów wygrał i z dziewięcioma oczkami mógł właściwie szykować się do rywalizacji w półfinale.

Tuż po drugiej wygranej Dudka przełamał się Janowski, który zdobył… jeden punkt. I to tylko dlatego, że w tym samym biegu jechał Jason Doyle, czyli drugi najwolniejszy rider tego Grand Prix, który finiszował za plecami Magica. Obaj w tym momencie już ostatecznie pożegnali się z awansem do półfinału, choć tak naprawdę już po trzeciej serii zmagań wiadomo było, że do niego nie wejdą (Janowski skończył rywalizację z dwoma oczkami).

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Reklama

Janowskiego mogliśmy więc zostawić w spokoju, bo dla nas najważniejszy był kolejny bieg, w którym startował Bartosz Zmarzlik. I słusznie, bo Polak pojechał w nim po trzy punkty. Bartek fantastycznie wystartował z pola A, a potem stoczył znakomitą walkę z Robertem Lambertem, najpierw blokując Brytyjczyka, a potem – gdy ten go wyprzedził – opóźniając wejście w łuk i wjeżdżając po krawężniku na powrót przed Brytyjczyka. Spryt Polaka wziął tu górę i ten dowiózł komplet oczek. Choć trzeba było przyznać, że zrobił to głównie doświadczeniem – maszynę miał wyraźnie wolniejszą. Spodziewaliśmy się więc, że Zmarzlik pokombinuje przy swoim sprzęcie. I liczyliśmy, że zrobi to skutecznie, bo przecież najważniejsze biegi były dopiero przed nim.

W tym 18., gdzie startowali obaj Biało-Czerwoni, którzy mieli wejść do finału: Patryk Dudek i Bartosz Zmarzlik. Przed tym biegiem zajmowali odpowiednio trzecie i czwarte miejsce w klasyfikacji fazy zasadniczej, w której prowadził Martin Vaculik, zresztą jadący razem z nimi. Dostaliśmy wtedy właściwie powtórkę z poprzedniego startu Zmarzlika. Bartek znów nie był najszybszy, ale świetnie wystartował i skutecznie obronił przed atakami rywala – w tym przypadku Vaculika. Dudek za to dojechał, niezagrożony, na trzecim miejscu. I obaj Polacy weszli bez problemu do półfinału, Zmarzlik z 11 punktami z trzeciego miejsca, a Dudek z 10 oczkami z piątego (rundę zasadniczą wygrał Fredrik Lindgren z 13 punktami, tyle samo oczek miał drugi Martin Vaculik.

Liczyliśmy, że na tym przygoda Biało-Czerwonych z GP Szwecji się nie skończy.

Polskie podium… zaskoczyło

Obaj Polacy trafili do drugiego półfinału. Bartosz Zmarzlik wybrał pierwsze pole, Patryk Dudek trzecie. Zanim jednak wystartowali, czekały nas emocje związane z pierwszym biegiem 1/2 finału. A w nim obejrzeliśmy świetną walkę Fredrika Lindgrena i Dana Bewleya. Ten drugi słabo jechał w rundzie zasadniczej, ledwie wszedł do półfinału, a potem w półfinale znakomicie wystartował i mało brakowało, by nawet go wygrał. Lindgren pojechał jednak znakomicie, ku uciesze miejscowych kibiców, i dowiózł wygraną.

Po ich walce czekały nas biało-czerwone emocje, z dodatkiem niezwykle groźnych Martina Vaculika i Roberta Lamberta.

I dostaliśmy wtedy niespodziankę. Do finału po raz pierwszy w tym sezonie nie wszedł bowiem Bartosz Zmarzlik. Polak dobrze wystartował, ale świetnie napędził się Martin Vaculik i przymknął naszego reprezentanta przy krawężniku, tymczasem po dużej poszedł obok obu Patryk Dudek i to on objął prowadzenie. I choć na dystansie bardzo się kotłowało, to sytuacja już się nie zmieniła. W finale mieliśmy więc obejrzeć jednego reprezentanta Polski, ale nie był nim Zmarzlik, a “Duzers”. A to oznaczało, że Bartek nie pobije rekordów i że przerwana została jego seria – łącznie ośmiu finałów z rzędu. Dudek za to mógł pojechać po czwarte zwycięstwo w cyklu GP w karierze – i pierwsze w tym sezonie. Zresztą nawet miejsce na podium byłoby dla niego przełamaniem, bo nie stał na nim od zeszłego roku.

Polak wybrał trzecie pole startowe, na drugim ustawił się – wybierający jako pierwszy – Fredrik Lindgren. Przy krawężniku stanął Martin Vaculik, a Dan Bewley dostał najbardziej zewnętrzne pole startowe.

Dudek fatalnie wystartował, został zamknięty i jechał na ostatnim miejscu przez trzy kółka. Wydawało się, że nie dojedzie na podium, ale wtedy… stanowczo przeszarżował Fredrik Lindgren, który walczył o pierwsze miejsce. Wyjechał szeroko z łuku, wpadł w Martina Vaculika i obaj upadli na tor. Słowak pozbierał się szybko, reprezentantowi gospodarzy trochę to zajęło (ale ostatecznie wstał o własnych siłach, o co można było się obawiać), a potem i tak został wykluczony. Po restarcie za to wszystkich zaskoczył Dan Bewley, który co prawda wystartował słabo i przez chwilę jechał na trzecim miejscu, ale potem najpierw wyprzedził Dudka, a później zaskoczył też świetnie radzącego sobie dziś Vaculika. Żeby było ciekawiej – Bewley po raz trzeci wystąpił w finale Grand Prix i… trzeci raz wygrał!

Takiej skuteczności może mu pozazdrościć nawet Bartosz Zmarzlik.

Fot. Newspix

Czytaj też: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
7
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
46
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Inne sporty

Komentarze

8 komentarzy

Loading...