Novak Djoković rzadko kiedy musi napocić się w trakcie turniejów wielkoszlemowych. Szczególnie w Wimbledonie: większość meczów wygrywa łatwo, szybko i przyjemnie. Hubert Hurkacz sprawił jednak, że Serb – jak to sam określił – czuł się “beznadziejnie” przy jego podaniach. Polak rozegrał jedno ze swoich najlepszych spotkań w karierze w imprezach tej rangi. Na końcu był jednak o ten ułamek procenta gorszy od najlepszego tenisisty na świecie.
Jak dobrze wiemy: mecz Nole z Hurkaczem został rozbity na dwa dni, przez zasadę mówiącą o braku możliwości gry na kortach Wimbledonu po godzinie 23 miejscowego czasu. Co zatem mogliśmy powiedzieć o tym, co działo się wczoraj? Na pewno trzeba było podkreślić niesamowitą dyspozycję serwisową Huberta. W ciągu dwóch partii zanotował aż 23 asy serwisowe (nie mówiąc nawet o piłkach, które też dały punkty, ale Nole jakoś do nich dotarł). To lepszy wynik niż większość tenisistów jest w stanie uzbierać w całym meczu.
Przełamać w niedzielę nie dał się zresztą ani razu. Problem był jedynie taki, że Djoković swoje podania wygrywał równie łatwo, nawet kiedy mniej punktów zdobywał bezpośrednio serwisem. Byliśmy więc świadkami dwóch tie-breaków. Tie-breaków, które Polak mógł spokojnie wygrać. W pierwszym prowadził 6:3, a w drugim 5:4. Ale niestety: Hubertowi zabrakło żelaznych nerwów, umiejętności podejmowania trafnych decyzji w najważniejszych momentach. I zamiast prowadzić 2:0 w setach, przegrywał 0:2.
Czy Polak był zatem dzisiaj bez szans? Cóż, na pewno rozłożenie rywalizacji na dwa dni było dla niego pozytywną informacją. Bo wiemy, że w wyczerpujących, pięciosetowych pojedynkach doświadczony Serb jest prawdziwym gigantem. Ale statystyki były bezlitosne. Djoković w swojej karierze tylko raz zmarnował prowadzenie 2:0 w setach. Było to w… 2010 roku, przeciwko Jurgenowi Melzerowi. Nie chcieliśmy tego powiedzieć głośno, ale Hubert musiał w poniedziałek liczyć na cud. Albo po prostu grać wręcz bezbłędnie.
Do pewnego momentu faktycznie to mu się udawało. Mimo innych warunków na korcie (tym razem tenisiści nie grali pod zamkniętym dachem) wciąż kapitalnie serwował. Mieliśmy nawet wrażenie, że w trzecim secie pojedynku Djoković był jeszcze bardziej bezradny przy podaniach Polaka niż wczoraj. Ale to nie wszystko: bo o dziwo słabo radził sobie też w wymianach. To dało efekt, jakiego pragnął Hubert. Przy stanie 6:5 udało mu się uzyskać pierwsze przełamanie tego meczu. Co wiązało się oczywiście z wygraną partią.
Z czasem “Nole” zaczął jednak wracać do naprawdę wysokiej dyspozycji. Polak nie wygrywał wszystkich swoich podań bez problemu. Ba, przełamanie wisiało w powietrzu. No i niestety: choć przy stanie 3:3 Hubert obronił dwa break pointy, to po chwili Serb wywalczył kolejnego i już go nie zmarnował. Stało się jasne, że aby wrócić do meczu Hurkacz będzie potrzebował sam pokonać Djokovicia przy jego podaniu.
Tego jednak nie był nawet blisko. Nole był już w swoim świecie. I albo zdobywał punkty po serwisie, albo po bardzo krótkiej wymianie. Mecz po czterech setach dobiegł końca, a on mógł… odetchnąć z ulgą.
– Nie pamiętam, kiedy czułem się tak beznadziejnie podczas returnów – mówił Djoković w wywiadzie pomeczowym. – (Hubert) jest jednym z najlepszych serwujących na świecie. To nie był dla mnie przyjemny mecz, ale szczęśliwie udało mi się wczoraj wygrać pierwszego seta. Wynik mógł być inny, ale utrzymałem nerwy na wodzy, kiedy było to istotne, i ostatecznie wygrałem.
Hubert Hurkacz odpadł z Wimbledonu, ale i tak ma powody do zadowolenia. Bo może gdyby zagrał o tę odrobinę lepiej, zostałby pierwszym tenisistą od 2017 roku, który pokonał Djokovicia w Wimbledonie. Sam Serb doskonale wiedział, jaką przeszkodę udało mu się pokonać. Polak ma potencjał, żeby w przyszłości dokonywać jeszcze na kortach w Londynie wielkich rzeczy.
Novak Djoković – Hubert Hurkacz 7:6 (6), 7:6 (6), 5:7, 6:4
Fot. Newspix.pl