Zdążyliśmy przywyknąć do faktu, że PSG wyniszcza psychicznie kolejnych trenerów. Że jest trochę jak femme fatale – kobietą na pewno kuszącą, ale przynoszącą zgubę dla wszystkich śmiałków, którzy zapragnęli ją zdobyć. Widzimy jednak od wielu lat, jak trudno jest ten stan osiągnąć. Paryż wciąga i rozbudza wyobraźnię, ale potem kąsa i wypluwa. Ambicje właścicieli klubu są tak wygórowane, że nawet topowych fachowców żegna się bez sentymentów.
Nie wygrywasz Ligi Mistrzów lub po prostu odpadasz na wczesnym etapie rozgrywek? Licz się z tym, że prędzej czy później będzie trzeba pakować walizki. Tak było dotychczas i nawet mimo zapowiedzianego odchodzenia od gwiazdorskiej konstrukcji zespołu, z podobnymi zagrożeniami zmierzy się Luis Enrique, który w tak specyficznym środowisku jeszcze nie pracował.
Fabrizio Romano potwierdził, że Hiszpan zostanie nowym trenerem PSG. Kolejnym z nie byle jakim nazwiskiem po Carlo Ancelottim, Laurencie Blancu, Unaiu Emerym, Thomasie Tuchelu, Mauricio Pochettino i Christophe Galtierze. Ba, mówimy o bardzo dobrym szkoleniowcu, który w dodatku pasuje stylem pracy do nowego rozdania w paryskim projekcie. Nie toleruje świętych krów, nie boi się wchodzić w drogę niepokornym piłkarzom, a przede wszystkim ma silny charakter ekscentrycznego lidera. To odpowiednia paleta cech, żeby w ogóle pomyśleć o pracy w Paryżu, a do tego dochodzą jeszcze przecież sukcesy.
Luis Enrique pasuje do obecnych potrzeb PSG
Oczywiście to nie jest Pep Guardiola, co do którego można mieć niemal stuprocentową pewność, że świetnie poradzi sobie w każdym klubie. Ale Luisowi Enrique trzeba przyznać, że robił na tyle skuteczną robotę w różnych miejscach, że nie powinien dziwić akurat ten wybór paryżan. Ostatni epizod w reprezentacji Hiszpanii miał co prawda nieudany, jednak nie można zapominać o półfinale na EURO 2020 z młodą kadrą czy trofeach zdobywanych z FC Barceloną. Złośliwi powiedzą, że to drugie było prostsze dzięki tercetowi MSN. Owszem, natomiast nie każdy trener potrafi właściwie wykorzystać dostępną siłę ognia i pogodzić gwiazdy. Patrz: historia PSG.
Kręcidło: Ekscentryzm jest dobry, dopóki towarzyszą mu wyniki. Dlaczego Hiszpanie mieli dość Lucho?
Widząc listę dostępnych trenerów na rynku, Luis Enrique jawił się jako naprawdę rozsądna opcja. Na Parc des Princes mogli jeszcze zadzwonić do takich postaci jak Tite, Julian Nagelsmann, Joachim Loew, Antonio Conte czy Zinedine Zidane, który na tle kolegów po fachu mógł z kolei sprawiać wrażenie opcji doskonałej. W przeszłości wiele mówiło się o takim mariażu, ponieważ Francuz w wyjątkowy sposób dogadywał się z gwiazdami Realu Madryt i wielokrotnie wygrywał Ligę Mistrzów. Ale z jakichś powodów albo on, albo PSG nie poszło w tym kierunku, co wcale nie oznacza, że ktoś może tego żałować.
Zresztą, różnica między Zidane’em a Enrique w kontekście pracy w stolicy Francji w tej chwili premiuje tego drugiego, jeśli przymkniemy oko na język i kwestie komunikacyjne. Paryżanie chcą zrobić krok w tył, czyli znaleźć balans i skończyć z piłkarskim Holywood, do czego lepiej mieć u boku „Lucho”.
PSG wyzwaniem, które tego trenera nie przestraszy i nie przeczołga
Teraz obróćmy pytanie: czy PSG jest rozsądną opcją dla Luisa Enrique? Cóż, normalnie powiedzielibyśmy, że tutaj zachodzą większe wątpliwości. Paryż to grząski grunt, na którym można nabawić się poważnej nerwicy. Z drugiej strony, rzeczywistość pokazuje, że brak wymaganych osiągnięć w postaci wygrania Ligi Mistrzów czy nawet zdobycia mistrzostwa Francji nie plami CV tak bardzo, żeby później pojawiał się problem z utrzymaniem pracy na topowym poziomie.
Tuchel po rozstaniu z PSG wylądował w Chelsea, a teraz pracuje w Bayernie. Emery (obecnie Aston Villa) nie nadszarpnął swojego wizerunku i dalej prowadził ciekawe projekty z drugiej półki. O Ancelottim mówić nie trzeba, bo za niego przemawia gablota. Pochettino zaraz zaczyna przygodę z „The Blues”, a Galtier z wyrobioną marką w Ligue 1 na pewno zaliczy miękkie lądowanie. Słowem: PSG cię nie zatopi, jeśli jesteś uznanym fachowcem. Dlatego też Luis Enrique ma niewiele do stracenia i w razie porażki nie będzie musiał martwić się o przyszłość.
Kręcidło: Nowy selekcjoner, jeszcze większe problemy. Hiszpanie już tęsknią za Luisem Enrique
Trzeba jeszcze podkreślić, że przed 53-latkiem spore wyzwanie. Właściwie to największe w jego karierze trenerskiej choćby z tego względu, że wchodzi do obcych francuskich realiów. Do tej pory było mu łatwiej, bo poza epizodem w AS Romie cała praca Enrique była ściśle związana z Hiszpanią. Nie wiemy zatem, czy w dużym klubie poza ojczyzną odnajdzie się tak samo jak w Barcelonie, którą znał od podszewki. A więc to w pewnym stopniu jest jakaś zagadka, nawet jeśli mowa o jednym z najlepszych hiszpańskich trenerów, od którego od razu oczekuje się efektów. „Lucho” na pewno dostał już listę zadań, która zapewne zaczyna się od hasła „pilnuj Neymara”. A potem „porozstawiaj po kątach jedną czy drugą baletnicę z przeogromnym ego”.
W Paryżu znajdą normalność?
Wykonalne? Zobaczymy. Luis Enrique zasłynął w Barcelonie nie tylko z tego, że sięgnął po tryplet. Przecież właśnie on śmiał dotknąć aureoli Messiego, niegdyś sadzając go na ławce rezerwowych. I też on odpalił kilka mocnych indywidualności w reprezentacji Hiszpanii, stawiając na zespołowość. A zatem, jeśli „Lucho” z hiszpańskiego w miarę sprawnie przerzuci się na francuski, dosłownie i w przenośni, kibice PSG będą mogli spać spokojnie. W teorii zespół przejmuje właściwy człowiek, który – co niezwykle ważne – jest odporny na presję. Streamów po treningach może odpalać nie będzie, ale nie da się zjeść dziennikarzom czy szeroko pojętej opinii publicznej.
Nie brzmi to źle. Jest potencjał na budowę zdrowych fundamentów, o których wraz z powołaniem Enrique być może ktoś w Paryżu sobie przypomniał. Teraz trzeba jeszcze zrobić przesiew wśród zawodników, a następnie dać wolną rękę trenerowi. Nie ma innej możliwości. Jeśli były selekcjoner „La Furia Roja” zobaczy, że jego kompetencje są podważane, dość szybko może nastąpić wybuch, a po nim szukanie nowego sternika. To specyfika współpracy z Hiszpanem. On jest wodzem. Reszta słucha.
Ale dla PSG dobrze, że to żaden bajerant, tylko gość mogący wnieść powiew normalności do zepsutego klubu. Jeśli nie podoła on, to albo będzie trzeba wyprawić pielgrzymkę po Zidane’a, albo zawołać szamanów, albo po prostu zaorać to wszystko i odpuścić katarski projekt marzeń.
WIĘCEJ HISZPAŃSKICH TEMATÓW:
- Po latach klęsk, Celta idzie w ślady rywali. Czy Rafa Benítez przywróci klub do pucharów?
- Miesiące mijają, a Isco wciąż bez klubu
- Trener starej daty. Historia Jose Luisa Mendilibara
Fot. Newspix