Rafa Benítez będzie dziewiętnastym szkoleniowcem Celty w ciągu ostatnich siedemnastu lat, ale do przenosin do Vigo zachęciła go – paradoksalnie – wizja stabilnego i ciekawego projektu. Czy trener-weteran zdoła przywrócić Los Celestes do europejskich pucharów?
Prezes Carlos Mouriño zapowiadał, że na stulecie posunie się o krok dalej niż zwykle i słowa dotrzymał. Po raz pierwszy za jego rządów trener na start pracy otrzymał trzyletni kontrakt. W Vigo mają dość chaosu i niestabilności. Luis Campos, zewnętrzny dyrektor sportowy Celty (jest zatrudniony jako współpracownik), przekonał prezesa Mouriño, że do sukcesu klub doprowadzi specjalista z najwyższej półki. Andoni Iraola odrzucił ofertę, z Marcelo Gallardo skończyło się na wstępnym sondowaniu, a „tak” powiedział Rafa Benítez, który niespodziewanie wraca na karuzelę, by powtórzyć sukcesy innych szkoleniowców-weteranów.
Ani stabilizacji, ani projektu
W Vigo uznali, że potrzebują prawdziwego lidera projektu. Człowieka doświadczonego i szanowanego, który będzie umiał rozwijać nie tylko pierwszy zespół, ale i cały klub. To ścieżka, którą niedawno wytoczyli rywale Celty – Villarreal i Real Betis – którzy dzięki zatrudnieniu Unaia Emery’ego i Manuela Pellegriniego zrobili duży krok do przodu. Podobna wizja została roztoczona przez Camposa, który szybko dogadał się z Benítezem, co z kolei dziwić nie mogło – sam trener oczekiwał dokładnie takiego projektu.
– Chciałbym pracować w czołowej lidze i móc rozwijać klub ze średniej półki, by zrobić z nim krok do przodu, tak jak z Valencią czy Liverpoolem – przekonywał szkoleniowiec, który wraca do pracy po półtorarocznej przerwie. Campos „kupił” go wizją długofalowej współpracy i stabilizacji, ale przed 63-latkiem naprawdę trudna misja. W trzech z ostatnich pięciu sezonów w Vigo drżeli o utrzymanie aż do ostatniej kolejki. W pozostałych dwóch latach, Celta była co najwyżej średniakiem. A teraz trzeba będzie jeszcze na nowo poukładać rozbitą drużynę.
– Aby osiągnąć sukces, potrzebujesz nie tylko kasy, ale też właściwej struktury i zaangażowania ze strony właścicieli – przestrzegał Benítez. Z tym ostatnim w Vigo różnie bywało. 80-letni Mouriño jest właścicielem klubu od 2006 roku. Uratował Celtę przed bankructwem, jednak im dłużej trwają jego rządy, tym więcej jest znaków zapytania. – Gdybym był na trybunach, też nawoływałbym do dymisji prezesa – wypalił przedsiębiorca, podkreślając jednak, że „dopiero po jego odejściu doceniony zostanie fakt, że zespół ma za sobą dwanaście kolejnych lat w LaLiga”.
Po piętnastu latach odszedł dyrektor generalny i prawa ręka prezesa, Antonio Chaves. Jego następczynią została córka szefa, Marián Mouriño. Drużyna traci gwiazdy. Iago Aspas zaraz będzie miał 36 lat, a jego następcy nie widać. Latem za ok. 40 milionów euro sprzedany zostanie Gabri Veiga, ostatnia perełka akademii, a odejść ma też Javi Galán, znakomity lewy obrońca. W niebieskiej koszulce nie zobaczymy już ani kapitana Hugo Mallo, ani Denisa Suáreza, który po konflikcie z prezesem trafił do galicyjskiej wersji klubu kokosa i za darmo przeniósł się do Villarrealu. Krótko mówiąc – w ostatnich latach w Vigo nie było ani stabilizacji, ani projektu, bo drużyna z roku na rok stawała się coraz słabsza.
Druga (i ostatnia) szansa dla Camposa
Pierwszy pełny sezon pracy Camposa był kompletnie nieudany. Mimo dużych wydatków (20 milionów euro to w LaLiga kolosalne pieniądze), nie wypalił żaden z transferów dyrektora sportowego Paris Saint-Germain. Portugalczyk był ostro krytykowany, spekulowano o jego zwolnieniu, jednak Mouriño nie tylko utrzymał go na stanowisku, ale jeszcze w pełni uwierzył w jego wizję, która w roku stulecia ma pozwolić Celcie ponownie stać się „jakąś” drużyna, a nie tylko przeciętniakiem.
Sprzedaż Veigi zapewni klubowi pole manewru. Zamiast wynalazków w stylu Williota Swedberga czy Jørgena Stranda Larsena, w Vigo mają postawić na sprawdzonych ligowców. Wykupiony z AS Roma ma zostać Carles Pérez, jeden z dwóch klasycznych skrzydłowych w kadrze. Kolejnym wzmocnieniem ma być skonfliktowany z trenerem Almeríi Adrián Embarba, którego atutem jest też to, iż jest najbliższym przyjacielem numeru jeden na transferowej liście Celty – Sergiego Dardera z Espanyolu.
W poprzednim sezonie, Aspas na każdym kroku narzekał, że brakuje mu kreatywnych piłkarzy. Fran Beltrán i Renato Tapia to piwoci, a Veiga to zawodnik typu box-to-box. Niespełna 36-letni napastnik nie miał z kim rozgrywać akcji, przez co Celta wiosną niewiarygodnie męczyła się w ataku. Sprowadzenie Dardera pomogłoby rozwiązać ten problem. Tylko Antoine Griezmann wykreował więcej okazji do zdobycia bramki niż pomocnik zdegradowanego Espanyolu. Transfer kapitana Papużek kosztowałby 10 milionów euro, ale większą przeszkodą będzie przekonanie 29-latka do przenosin na Balaídos, szczególnie, że jest on wyjątkowo wierny barcelońskiemu klubowi (został w nim po spadku w 2020 roku) i że ma na stole oferty z bogatszych drużyn, jak Real Betis czy Atlético.
Rafa Benítez – specjalista od rekonstrukcji
Te wzmocnienia to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. W Galicji szykują się do kolejnej rewolucji i do dokonania co najmniej dziesięciu transferów. To dużo. Bardzo. Campos musi działać szybko i dobrze, a jak dotychczas operował wolno i źle, o co spore pretensje mieli kibice Celty, którzy czuli się drugoplanowymi bohaterami w życiu Portugalczyka związanego z PSG. Teraz, teoretycznie, ma być inaczej. Ściągnięcie Beníteza ma oznaczać nową erę w historii klubu, jednak trener od początku będzie miał pod górę, bo w poniedziałek przygotowania do sezonu rozpocznie ze zdekompletowanym zespołem.
Triumfator Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Pucharu UEFA wraca do ojczyzny po ośmioletniej przerwie. Wtedy przez niespełna pół roku prowadził Real. Aż dziewiętnaście lat minęło od czasu, gdy doprowadził Valencię do dubletu. Teraz, Benítez staje przed szansą na przypomnienie o sobie kibicom LaLiga. Przez półtora roku przerwy, które zrobił sobie po zwolnieniu z Evertonu, Hiszpan miał otrzymać około 18-20 ofert. Przekonała go dopiero ta z Balaídos, gdzie będzie miał zrobić to, na czym zna się najlepiej – dokonać rekonstrukcji i sprawić, że klub odbije się od dna. Udało się w Valencii, Liverpoolu i Napoli. Może uda się też w Galicji?
WIĘCEJ NA WESZŁO: