Na razie letnie okienko transferowe w Ekstraklasie nie zachwyca, no ale wreszcie mamy się czym naprawdę porządnie podekscytować. Wszystko za sprawą Lecha Poznań, który zaszalał wykupując z Charleroi irańskiego skrzydłowego Aliego Gholizadeha. Z informacji Piotra Koźmińskiego (“Sportowe Fakty”) wynika, że działacze “Kolejorza” zapłacą za 27-letniego reprezentanta Iranu około 1,8 miliona euro. Wiadomo, w skali Europy to drobne, ale w polskich realiach mówimy o rekordowym wydatku. Lada chwila możemy się spodziewać oficjalnego potwierdzenia transakcji, a zatem to idealny moment, by nieco bardziej uważnie prześledzić losy Gholizadeha.
Czy mamy do czynienia z materiałem na gwiazdę Ekstraklasy? Bez wątpienia. Choć nie brakuje też znaków zapytania.
Zagrożenie dla Lecha
Ali Gholizadeh do ligi belgijskiej trafił już ładnych kilka lat temu, bo w maju 2018 roku. Charleroi wyciągnęło go bezpośrednio z Iranu, więc można powiedzieć, że był to na pierwszy rzut oka dość ryzykowny ruch, aczkolwiek skauci tego klubu mają akurat ten pozornie egzotyczny kierunek dość dobrze rozpoznany. Wystarczy zauważyć, że kluczową postacią pionu sportowego jest tam dyrektor Mehdigholi Bayat – obywatel Francji, ale urodzony w Teheranie. Jeśli cofniemy się do 2018 roku, w kadrze Charleroi znajdziemy całą zgraję Irańczyków – Felice Mazzu, trener znany z dobrej ręki do młodych graczy. W sezonie 2018/19 szlify pod jego okiem zbierał choćby Victor Osimhen. Mazzu wywarł również pozytywny wpływ na rozwój takich graczy jak Kaoru Mitoma, Paul Onuachu czy Deniz Undav.
Krótko mówiąc, 22-letni Gholizadeh wylądował w klubie świetnie się nadającym do postawienia w nim pierwszych kroków na europejskich boiskach. Ali nie był już zresztą wtedy graczem zupełnie anonimowym – miał za sobą liczne występy w irańskich młodzieżówkach oraz debiut w seniorskiej drużynie narodowej. Choć do kadry na mistrzostwa świata w Rosji się jeszcze nie załapał, selekcjoner Carlos Queiroz miał wątpliwości co do jego stanu zdrowia.
Pierwszy sezon Gholizadeha w Jupiler Pro League wypadł przyzwoicie. Irańczyk szybko przebił się do wyjściowej jedenastki Charleroi, zapisał na swoim koncie jednego gola i kilka asyst. Oczywiście zdarzało mu się też zaczynać mecze na ławce rezerwowych, kilka tygodni stracił z powodu kontuzji, lecz generalnie rzecz ujmując – prawoskrzydłowy mógł być z siebie zadowolony, udowodnił swoją wartość i przydatność. A w kolejnej kampanii było jeszcze lepiej. Gholizadeh poprawił bowiem swoje statystyczne osiągnięcia, a Charleroi zakończyło zmagania w belgijskiej ekstraklasie na trzecim miejscu, zapewniając sobie przepustkę do rywalizacji w eliminacjach do Ligi Europy. W czwartej rundzie zmagań o awans do fazy grupowej LE ekipa “Zebr” starła się zresztą z… Lechem Poznań.
To właśnie w Gholizadehu upatrywaliśmy największego zagrożenia dla “Kolejorza” w ramach naszej przedmeczowej analizy. Charleroi co do zasady preferowało w tamtym okresie futbol defensywny, mnóstwo bramek zdobywało po kontrach. Irańczyk świetnie się sprawdzał w błyskawicznym przejściu z obrony do ataku.
– Poważne zagrożenie może nadejść ze strony Aliego Gholizadeha. Skrzydłowy będzie robił to, co robi zawsze – jako lewonożny gracz, będzie schodził z piłką do środka, ale nie po to, by huknąć na bramkę. To drugi zawodnik Jupiler League z największą liczbą prostopadłych podań na mecz. Wyśmienity drybler, który szuka podań w szesnastkę. Potrafi zmienić obraz akcji – pisaliśmy jesienią 2020 roku. Docenialiśmy też Gholizadeha za udaną współpracę z bocznym obrońcą i ogólnie smykałkę do szybkiego, kombinacyjnego grania. To nie jest gość, który spowolni akcję kiepskim przyjęciem futbolówki albo nie zauważy, że pojawia się korytarz do posłania piłki na wolne pole. – Wolę asystować niż samemu strzelać bramki – przyznał swego czasu Irańczyk.
Gwiazdorski status
Koniec końców podopieczni Dariusza Żurawia uporali się z Belgami i awansowali do fazy grupowej europejskich rozgrywek, ale, jak się okazało, najlepsze czasy Gholizadeha w Charleroi miały dopiero nadejść. W sezonie 2020/21 skrzydłowy zanotował aż osiem goli i sześć asyst w Jupiler Pro League. Wprawdzie “Zebry” nie mogły tej kampanii zaliczyć do udanych – po dziewięciu kolejkach drużyna sensacyjnie plasowała się na pierwszym miejscu w tabeli, by ostatecznie osunąć się na odległą, trzynastą lokatę – lecz Irańczyk wyrósł na wyróżniającą się postać w skali całej ligi. Warto również odnotować, że wreszcie jego pozycja w składzie Charleroi stała się absolutnie niepodważalna. Skrzydłowy wystąpił we wszystkich 34 spotkaniach ligowych, rozegrał blisko 3000 minut w samej tylko Jupiler Pro League. To jedyny taki sezon w jego wykonaniu. Gholizadeh należy bowiem do graczy podatnych na drobne urazy i, co za tym idzie, wahania formy.
Tak czy owak, jego świetna postawa w Charleroi nie przeszła bez echa.
Przede wszystkim w samym Iranie, gdzie media piały z zachwytu nad postawą Gholizadeha w belgijskiej ekstraklasie. – To czysty talent, fenomen piłkarski. Dynamiczny i fantazyjny, a przed to niezwykle trudny do powstrzymania. Zwłaszcza, gdy ma swój dobry dzień. Musiał poznać rytm belgijskiego futbolu, ale kiedy to się stało, zacząć zachwycać błyskotliwością – pisał portal “Fararu”. W 2020 roku skrzydłowy przebił się też na stałe do wyjściowego składu reprezentacji narodowej, selekcjoner Dragan Skocić postawił na niego prawie we wszystkich meczach eliminacji do mistrzostw świata w Katarze. Jak gdyby tego było mało, dodatkową rozpoznawalność zapewniło mu małżeństwo z irańską zawodniczką Yasaman Farmani, również reprezentującą barwy Charleroi.
Co ciekawe, piłkarka stwierdziła w jednym z wywiadów (cytat za agencją “Fararu”): – W moim kontrakcie z Charleroi zawarto klauzulę, że jeśli Ali odejdzie z klubu, to ja z automatu również zostanę wolną zawodniczką. Chcę kontynuować karierę w tym samym kraju, co Ali. Priorytetem jest dla mnie życie rodzinne.
No ale nie jest rzecz jasna tak, że wyczynami skrzydłowego ekscytowano się wyłącznie w Teheranie i okolicach. Gholizadeh stał się również bohaterem wielu transferowych spekulacji. Latem 2021 roku łączono go przede wszystkim z przeprowadzką do Nantes, które miało ponoć zaoferować działaczom Charleroi pięć milionów euro za wykup Irańczyka. Plotkowano też o zainteresowaniu klubów tureckich, w tym Besiktasu. Jednak sam zawodnik nie miał wielkiego parcia na transfer. Przedłużył kontakt z Charleroi do 2025 roku i nie spieszyło mu się z poszukiwaniem nowego pracodawcy, nawet jeśli oznaczałoby to sportowy awans.
Dobrze się czuł na Stade du Pays de Charleroi. Znalazł tam wygodną, bezpieczną przystań.
Awaria zamiast sukcesu
Dziś można się zastanawiać, czy Gholizadeh przypadkiem nie przespał momentu, by odważnie popchnąć swoją karierę do przodu. W sezonie 2021/22 grał jeszcze w barwach Charleroi sporo i na ogół prezentował się nieźle, ale już wtedy można było przeczytać w belgijskich mediach pewne krytyczne uwagi na temat jego postawy. Zarzucano mu między innymi kłopoty z ustabilizowaniem formy i brak efektywności, zbyt wiele jego spektakularnych dryblingów i sztuczek nie przekładało się bowiem na realny zysk dla zespołu. Nie pomógł też fakt, że oczekiwania względem Irańczyka stały się naprawdę rozdmuchane. Jesienią 2021 roku Guillaume Gautier ze “Sport/Foot Magazine” napisał nawet obszerny tekst pod wielce wymownym tytułem: “Czy to sezon eksplozji Aliego Gholizadeha?”.
Irańczyk opowiadał na łamach artykułu, że jeszcze nigdy nie był tak dobrze przygotowany fizycznie do rozgrywek. – Wcześniej po 60 czy 70 minutach odcinało mi prąd. Teraz na finiszu spotkania czuję się niemalże silniejszy, niż na początku – chwalił się skrzydłowy. – Po letnim okresie przygotowawczym wszyscy biegamy przeszło 12 kilometrów na mecz. To o dwa kilometry więcej, niż byłem w stanie wykręcić na początku mojej przygody w Belgii. Miałem dodatkowe zajęcia, trener kazał mi rozwijać wytrzymałość. Doprowadzało mnie to do szału, ale naprawdę różnica w trakcie meczu jest dziś odczuwalna.
Aliemu nie przeszkadzało nawet to, że trener Edward Still nie widzi w nim skrzydłowego, ale raczej środkowego pomocnika. – Byłem przyzwyczajony do gry na skrzydle, więc na początku trudno było mi się odnaleźć w nowej roli. Gdzie mam stanąć, jak się poruszać, jak wspierać obrońców w asekuracji? Która strona jest moja, z którym napastnikiem mam szukać współpracy? Z czasem wszystko stało się jednak dla mnie łatwe i naturalne – przyznał. – Teraz uwielbiam ten nowy system. Mam więcej swobody i przestrzeni. Schodząc ze skrzydła, zawsze napotykałem przed sobą ścianę przeciwników. Kiedy jestem ustawiony centralnie i uda mi się wygrać pojedynek z rywalem, mam przed sobą autostradę. Z tej pozycji mogę zrobić jeszcze więcej, niż na skrzydle. Tutaj jestem lepszy.
Brzmiało to wszystko szalenie obiecująco. I wyglądało na to, że Gholizadeh nie rzucał słów na wiatr, ponieważ jesienią 2021 roku regularnie wpisywał się na listę strzelców w Jupiler Pro League, potrafił nawet zanotować serię czterech ligowych występów z golem na koncie. Ale po nowym roku sprawy zaczęły się gmatwać – Irańczyk grał rzadziej, słabiej i przestał dostarczać konkrety w polu karnym rywala. Zmieniła się też otaczająca go medialna narracja.
z “Le Soir” pisał nawet o “awarii” piłkarza Charleroi.
Jego zdaniem decydujący wpływ na regres formy Irańczyka miało odejście Shamara Nicholsona do Spartaka Moskwa. Jamajski napastnik w rundzie jesiennej sezonu 2021/22 zdobył aż 13 goli i drużyna – w tym Gholizadeh, a może przede wszystkim on – zwyczajnie przyzwyczaiła się do tego, iż ofensywa kręci się wokół rosłego snajpera. Gdy Nicholson przeniósł się do Rosji, gracze Charleroi się po prostu pogubili. Trener Edward Still nie popadał jednak w przesadny niepokój. – Przesunęliśmy Aliego do środka pola, bo nie chcieliśmy, by nadal był graczem, który w trakcie meczu pojawia się i znika. Należy do naszych najlepszych piłkarzy, dlatego musimy dawać mu pole do popisu jak najczęściej. Uczyniliśmy go ważną postacią również na etapie przygotowania akcji. Początkowo musiał się odnaleźć w nowym systemie i świetnie mu to wyszło. To kwestia czasu, gdy ponownie odnajdzie formę. Nie martwimy się o niego. Wszystko wróci do normy.
Cóż, nie wróciło.
Końcówka sezonu 2021/22 była w wykonaniu Gholizadeha nieudana, a jego cel na całe rozgrywki – 10 goli i 10 asyst – nie został zrealizowany. Nie było nawet blisko. W końcu trener Still stracił zaufanie do Irańczyka. W pierwszej części kolejnej kampanii ligowej Ali rozczarowywał i często grzał ławę. Zachwiało to nawet jego pozycją w drużynie narodowej – pierwszy mecz mundialu w Katarze, starcie z reprezentacją Anglii, nowy piłkarz Lecha Poznań także zaczął w gronie zmienników. Ale po wejściu na boisko zaprezentował się tak korzystnie, że w kolejnych spotkaniach trener Carlos Queiroz znalazł już dla niego miejsce w podstawowym składzie. Iran zaczął turniejowe zmagania od porażki 2:6 z Anglikami (asysta Gholizadeha), potem pokonał Walię, poległ z USA i pożegnał się z mistrzostwami.
– W 2018 roku byłem z drużyną w Rosji, ale nie mogłem grać. Mistrzostwa w Katarze to zupełnie inne doświadczenie. Myślę, że indywidualnie wypadłem dobrze, ale zawiedliśmy jako drużyna. […] Liczę, że ten mundial odmieni moją karierę – przyznał Irańczyk w rozmowie z “Le Soir”.
Turecki epizod
Po turnieju Gholizadeh nie odzyskał jednak miejsca w wyjściowej jedenastce Charleroi. Pisano nawet, że może wrócić do Iranu, ponoć mocno interesowała się nim ekipa Persepolis FC. Oferty składały także kluby z Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zdaniem irańskich mediów, Gholizadeh chciał się znaleźć bliżej ojczyzny z powodu problemów zdrowotnych żony. – Ze względu na sprawy osobiste, Ali chce jak najszybciej odejść z Charleroi – informował portal “Sorkh News”.
Ostatecznie stanęło na wypożyczeniu do tureckiej Kasimpasy, gdzie irański piłkarz przeżył chwile grozy. W nowym klubie zadebiutował bowiem 5 lutego 2023 roku, w wyjazdowym spotkaniu z Hataysporem. To właśnie wówczas terytorium Turcji dotknęło potężne trzęsienie ziemi, w którym życie stracił między innymi Christian Atsu – zawodnik Hataysporu, którego ciało odnaleziono pod gruzami wieżowca Ronesans Rezidans w Antiochii. Irańscy dziennikarze przez długie godziny próbowali się skontaktować ze swoim reprezentantem, szczęśliwie Gholizadeh w końcu odebrał telefon. Zawodnicy Kasimpasy zatrzymali się w hotelu, który przetrwał dzięki nowoczesnej i odpornej na wstrząsy konstrukcji. Otaczające go budynki natychmiast runęły. – Nie ma możliwości, żebym to w jakikolwiek sposób skomentował. Teraz opłakuję zmarłych, nie chcę rozmawiać. Nie wiem, jak przeżyłem. To było straszne, okropne. Niech Bóg okaże ludziom miłosierdzie.
W przypadku Irańczyka – skończyło się na ogromnym strachu i poobijanych żebrach.
Gholizadeh w lidze tureckiej nie tylko nie odbudował formy, lecz wręcz pogorszył swoją sytuację. W połowie marca 2023 roku zanotował czwarty występ w barwach Kasimpasay, po raz pierwszy w podstawowym składzie. Asystował nawet przy trafieniu Mamadou Falla, ale zaraz potem pechowo nabawił się urazu łąkotki, który wykluczył go z gry do końca sezonu 2022/23. Irańczyk wciąż zresztą nie jest w pełni sił i do gry wróci zapewne dopiero na przełomie sierpnia i września. Dlatego nie może dziwić kwota odstępnego, jaką Lech (według informacji Piotra Koźmińskiego) zapłaci za Gholizadeha. Jeszcze rok czy dwa lata temu Charleroi na pewno nie zgodziłoby się na sprzedaż skrzydłowego za mniej niż dwa miliony euro, ale obecnie ta suma wydaje się już uzasadniona. Jego postawa na mistrzostwach w Katarze była bardzo obiecująca, ale – szerzej rzecz ujmując – Gholizadeh od pewnego czasu znajduje się w dołku. A to kiepska forma, a to uraz. Musi wrócić na właściwe tory.
***
Jeśli założyć scenariusz optymistyczny, do Lecha trafia nowa gwiazda Ekstraklasy. Gholizadeh w dyspozycji z 2021 roku może wznieść się w Polsce na jeszcze wyższy poziom niż ten, jaki w minionej kampanii ligowej prezentował Kamil Grosicki, wybrany przecież najlepszym zawodnikiem całych rozgrywek. Irańczyk to gracz, dla którego popisów kibicom aż chce się pofatygować na stadion. Błyskotliwy, niekonwencjonalny, lubiący zabawić się z oponentem, niekiedy go nawet ośmieszyć. Przyznał zresztą w jednym z materiałów wideo opublikowanych na kanale Charleroi, że uwielbia zakładanie rywalom siatki. O jego aklimatyzację też nie muszą się raczej w stolicy Wielkopolski przesadnie martwić. Podczas pobytu w Belgii irański zawodnik mocno popracował nad znajomością języka angielskiego. Inna sprawa, że Charleroi – jak zaznaczyliśmy na wstępie – to wymarzony klub dla piłkarzy z Iranu, by rozpocząć europejską przygodę. Wyjątkowo im przyjazny.
Medal ma również drugą stronę. Wiadomo, że Gholizadeh w najbliższych tygodniach Lechowi nie pomoże, nie przepracuje perfekcyjnie letniego okresu przygotowawczego. Ile zajmie mu zatem powrót do zdrowia, a przede wszystkim – do optymalnej dyspozycji? To może trochę potrwać. W jednej z cytowanych przez nas wypowiedzi Irańczyk sam zresztą przyznał, że nie jest wielkim miłośnikiem pracy nad wytrzymałością i że po transferze do Belgii długo miał problemy z regularnymi występami w pełnym wymiarze czasowym. Sztab Johna van den Broma będzie musiał tej kwestii przypilnować.
Rok na holenderskich papierach. Rocznica van den Broma w Lechu
Tak czy siak, zapowiada się ciekawie. Obyśmy doczekali czasów, gdy transfery tego kalibru nie będą w realiach Ekstraklasy “rekordowe”, ale po prostu – normalne.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Korona Kielce szuka młodzieżowca. Jest plan na wypożyczenie bramkarza
- Tomas Petrasek podpisał kontrakt w Korei Południowej
- Szwarga: Wywracanie wszystkiego do góry nogami byłoby głupotą || Raport z Arłamowa
- Źle, gorzej, strata Iviego Lopeza. Raków i wyzwanie, które ciężko udźwignąć
fot. NewsPix.pl