Reklama

Arsenić: W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów [WYWIAD]

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

30 czerwca 2023, 12:26 • 20 min czytania 75 komentarzy

Podczas media day na zgrupowaniu Rakowa Częstochowa w Arłamowie dłużej porozmawialiśmy z nowym pierwszym kapitanem mistrzów Polski. Zoran Arsenić opowiedział nam o współpracy z Dawidem Szwargą czy reakcji na odejście Marka Papszuna. Ustaliliśmy też, który sport jest narodowym w Chorwacji i jakie szanse mają nasz rozmówca oraz Fran Tudor na powołanie do reprezentacji swojego kraju. Oczywiście pojawił się też temat rywali Rakowa w eliminacjach Ligi Mistrzów. Cała rozmowa poniżej.

Arsenić: W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów [WYWIAD]

Jak się czujesz jako nowy pierwszy kapitan Rakowa Częstochowa? Trudno będzie w tej roli zastąpić Tomaša Petraška?

Na pewno już czuję większą odpowiedzialność za drużynę. Tomek dużo pod tym kątem brał na siebie. Nawet jak nie grał z powodu kontuzji, to był kluczową postacią szatni. Był niesamowicie ważną osobą dla nas wszystkich w Rakowie. Spajał i zjednywał zespół. Dużo się nauczyłem od niego. Będę się starał mieć podobny wpływ na drużynę. Tomek był znakomitym kapitanem i przez lata stał się legendą klubu.

Wewnątrz zespołu wiedzieliście wcześniej, że on nie przedłuży umowy i odejdzie? Po tym jak zdobyliście mistrzostwo pojawiła się szansa, że jednak zostanie, bo właściciel Rakowa Michał Świerczewski podjął z nim nowe negocjacje. Ostatecznie nie doszło do porozumienia. To było dla pozostałych zawodników zaskoczenie?

Reklama

W trakcie sezonu dostaliśmy informację, że Tomek wraz z końcem rozgrywek odejdzie. Później było tak jak mówisz – po mistrzostwie były jakieś rozmowy i można było mieć nadzieję, że zostanie. Ostateczna decyzja była w pewnym stopniu zaskoczeniem, ale trzeba było się z tym liczyć. Dla nas wszystkich na pewno było to również jakieś rozczarowanie. To jest jednak element piłki nożnej, takie jest piłkarskie życie. Idziemy dalej bez Tomka, ale na pewno jego osoba i to co robił w szatni nadal będzie miało na nas wpływ.

Tomek Petrašek był twoim rywalem do miejsca w składzie. Po sezonie w wywiadzie na Weszło powiedział, że dla niego skandalem jest, że nie byłeś nominowany do nagrody dla najlepszego obrońcy sezonu, bo jego zdaniem powinieneś dostać ten tytuł. Miło było to przeczytać od – jakby nie było – konkurenta do wyjściowego składu? Wydaje się, że nie każdego na jego miejscu byłoby stać na takie słowa.

Na pewno. Tomek nie jest tylko bardzo dobrym piłkarzem, ale jest przede wszystkim zajebistym gościem. Tymi słowami to potwierdził. On ma jakość piłkarską i przez lata funkcjonował w tym systemie Rakowa. Rozwijał się wraz z klubem od II ligi do mistrzostwa Polski. To duża sprawa. Fakt, że za mną jest bardzo dobry sezon jest także jego zasługą. Wpłynęła na to nasza rywalizacja. Odkąd był zdrowy, to była świetna walka o miejsce w składzie. Czułem z jego strony presję. Zresztą u nas wielu pozycjach jest konkurencja. W Rakowie nikt nie ma łatwo, żeby grać od razu. Każdy musi walczyć o swoje miejsce. Rywalizacja z takim zawodnikiem jak Tomek Petrašek rozwinęła mnie osobiście na tyle, że później w meczach było po prostu łatwiej grać.

zoran-arsenic-rakow-czestochowa-wywiad-eliminacje-liga-mistrzow

Bolało cię, że nie byłeś nominowany do nagrody obrońcy sezonu?

Nie. Sporo ludzi mnie o to pytało. Oczywiście, gdybym się znalazł gronie tych pięciu najlepszych, to na pewno byłoby mi miło i cieszyłbym się. Brak tej nominacji nie boli, bo na końcu najważniejszy był wynik drużyny. Poza tym trener Marek Papszun i ludzie ze sztabu Rakowa mówili mi, że dla nich byłem w tym TOP 3. Stratos Svarnas i Fran Tudor reprezentowali nas w tym gronie, a Fran wygrał. Dla mnie jego wybór na obrońcę sezonu jest jak najbardziej OK.

Reklama

W Polsce grałeś wcześniej w dwóch klubach: Wiśle Kraków i Jagiellonii Białystok. Jak sobie porównujesz swój obecny klub, to co w Rakowie jest tak wyjątkowego, że udało się wam zdobyć mistrzostwo Polski?

Organizacja całego klubu i to nie tylko w skali Polski, ale również biorąc pod uwagę chorwackie kluby, w których grałem. Organizację widać w Rakowie na każdym poziomie. Nie chodzi tylko o treningi, pomysł na grę czy taktykę. Tu wszystko jest poukładane, co do minuty. Mamy plan na każdy dzień. Nawet dziś media day – każdy wie z kim rozmawia, o której godzinie, gdzie i ile to będzie trwać. Wiemy jak będzie wyglądać każdy dzień przygotowań. Organizacja to największy plus Rakowa i jednocześnie jest to największa różnica w stosunku do klubów, w których byłem wcześniej. Myślę, że spory wpływ na to ma poprzedni trener Marek Papszun. On to poukładał w odpowiedni sposób. Teraz, kiedy jego miejsce zajął Dawid Szwarga, to widać, że on wiele rzeczy w zasadzie kontynuuje. Wszystko wygląda bardzo podobnie. Widać, że klub przygotował się na odejście trenera Papszuna. To jest płynna zmiana. O nic nie musimy się martwić.

A co się zmieniło tak stricte w codziennej pracy po odejściu trenera Papszuna? Słyszałem, że jest trochę luźniejsza atmosfera.

Zmiany są naprawdę delikatne. Z trenerem Papszunem miałem bardzo dobre relacje i zawsze go będę szanował jako trenera i przede wszystkim jako człowieka. Jak przekazał nam, że odchodzi po sezonie, to muszę przyznać, że mnie osobiście było bardzo ciężko.

Wy wtedy w kwietniu naprawdę byliście w szoku? To nie było tak, że w szatni domyślaliście się czegoś.

Totalny szok. Nikt się tego nie spodziewał. Ten szok towarzyszył mi kilka dni. Musiałem trochę dojść do siebie.

Po tym szoku czułeś zawód? Wielu z piłkarzy Rakowa przedłużyło umowy, myśląc że dalej będzie pracować z trenerem Papszunem, a okazało się, że on odchodzi.

Nie, nie patrzyłem na to w ten sposób. Po prostu odczułem, że z klubu znika bardzo ważna osoba. Dla mnie osobiście trener Papszun jest bardzo istotnym człowiekiem w całym moim życiu. Było mi po prostu tak po ludzku przykro. Po tym początkowym szoku, kilka dni później pojawiła się radość, że nowym trenerem będzie Dawid Szwarga. Uważam, że to najlepsza możliwa decyzja. Marek Papszun zdecydował, że odchodzi i musimy to uszanować. Życie idzie dalej, a my musimy ciężko pracować, żeby gonić nasze cele i marzenia. Dawid to bardzo dobry trener. Jest ambitny, zna nasz system gry i ma swój pomysł na dalszy rozwój. Sposób organizacji pracy został taki sam jak był. Nic się nie zmieniło, bo był on asystentem u trenera Papszuna i widział od środka jak to wszystko funkcjonowało i co przynosiło efekty. Są drobne taktyczne sprawy, które będą się różnić, ale w zasadzie tylko to.

Fran Tudor i Milan Rundić na briefingu prasowym dali do zrozumienia, że u Dawida Szwargi będziecie grali trochę bardziej ofensywnie…

Zobaczymy w sparingach i meczach o stawkę jak to będzie funkcjonować, ale mogę potwierdzić, że faktycznie są takie założenia. Generalnie są delikatne zmiany. Żeby było jasne, nie jest to jakaś rewolucja, ale kilka subtelnych zmian w sposobie grania będzie. Trener Szwarga ma na to swój pomysł. Fajnie to wygląda na razie na treningach. Podejście do pracy i główne założenia się nie zmieniły. Mówiłeś o tym, że słyszałeś o nieco luźniejszej atmosferze. Faktycznie może coś w tym jest, ale trzeba też pamiętać, że jesteśmy już doświadczonym zespołem i mamy też świadomość tego, jak musimy się przygotować, żeby być w stanie walczyć o najwyższe cele.

To prawda, że trener Szwarga prowadził już treningi od jakiegoś czasu i to zanim został pierwszym szkoleniowcem? Marek Papszun ponoć w poprzednim sezonie był takim trochę trenerem w stylu angielskim i przerywał zajęcia tylko, jak coś mu się nie podobało lub jak chciał wam coś powiedzieć. Tak faktycznie było?

Najbardziej było to widać od momentu, kiedy było wiadomo, że Dawid Szwarga będzie nowym trenerem. Marek Papszun więcej dopuszczał do głosu Dawida. To najczęściej on prowadził zajęcia lub omawiał ćwiczenia. Trener Papszun ogólnie miał duże zaufanie do swoich asystentów i często dawał im możliwość prowadzenia poszczególnych ćwiczeń, ale nie było tak, że zupełnie tego nie robił sam. On lubił przerwać zajęcia i omówić coś, co akurat niezbyt dobrze wychodziło. Reagował, nie było tylko tak, że stał i obserwował. To nie jest w jego stylu.

Przed przejściem do Rakowa grałeś na kilku pozycjach. W Wiśle Kraków i Jagiellonii zdarzało się, że byłeś defensywnym pomocnikiem lub lewym albo prawym obrońcą. Oczywiście, zdarzało się, że byłeś jednym ze stoperów, ale nie występowałeś na tej pozycji regularnie. Takie rzucanie po różnych miejscach na boisku nie jest chyba dobre dla zawodnika.

W Polsce mówi się, że jak jesteś do wszystkiego, to trochę do niczego. Chyba jakoś tak. W Wiśle na początku byłem właśnie albo prawym, albo lewym obrońcą. Tam gdzie trener mnie potrzebował, tam grałem. Nie było to dla mnie dobre. W końcu w Wiśle zacząłem grać na środku obrony i uważam, że naprawdę nieźle wyglądałem. Nawet zdarzyło się, że zdobyłem jakąś bramkę. Ten mój dobry czas akurat miał miejsce, kiedy pojawiły się te problemy z właścicielami i finansami. Odezwała się Jagiellonia, która bardzo mnie chciała i zostałem sprzedany. Zaznaczę tylko, że nie chodziło o to, że dali najlepszą ofertę. Przed transferem dużo rozmawiałem z trenerem Ireneuszem Mamrotem i wydawało mi się, że ma on na mnie plan. Chciał, żebym grał jako środkowy obrońca z Ivanem Runje. Jagiellonia była wtedy mocna, bo była po dwóch wicemistrzostwach Polski. Wydawało mi się, że to będzie dobry wybór, bo pamiętałem też jak ciężko się z nimi grało. Myślałem, że przejście do Białegostoku pozwoli mi wejść na jeszcze wyższy poziom. Jak przyszedłem to zaczęły się odejścia ważnych piłkarzy. Sprzedani zostali: Przemysław Frankowski i Karol Świderski. Odszedł też Arvydas Novikovas. Drużyna się trochę posypała, a ja zacząłem być wystawiany znów jako prawy obrońca, bo taka była potrzeba.

zoran-arsenic-rakow-czestochowa-wywiad-eliminacje-liga-mistrzow/

Rozumiem, że już wtedy czułeś, że twoją optymalną pozycją jest środek obrony?

No tak. Tak też ustalaliśmy przed transferem z trenerem Mamrotem. Dlatego nie byłem zadowolony z tego jak to wszystko się potoczyło. Miałem rozmowę na ten temat z trenerem. Na koniec wróciłem na pozycję stopera, ale brakowało mi regularności. Były mecze, w których wyglądałem nieźle, ale zdarzały się takie, które były słabe. Później zaczęły się zmiany trenerów w Jagiellonii, a dla mnie dalsze rzucanie po pozycjach. Lewa obrona, prawa obrona, defensywny pomocnik. Nie miałem stałej pozycji. W drużynie zaczęli pojawiać się nowi zawodnicy na środek obrony. Żeby było jasne, ja mniej więcej grałem w każdym meczu, ale w zasadzie cały czas miałem zmieniane pozycje. Bardzo mi się to nie podobało. Na koniec nie czułem się już dobrze w Białymstoku i chciałem odejść, żeby móc gdzieś regularnie grać w roli stopera. Poza tym sam wiedziałem, że stać mnie było na dużą lepszą grę niż prezentowałem w Jagiellonii. Zdarzały się błędy, po których traciliśmy gole. Czułem, że najlepszą możliwą decyzją jest odejście. Dlatego przeszedłem do HNK Rijeka.

Tam za dużo nie pograłeś. 10 meczów i zaledwie 596 minut spędzonych na boisku.

To było wypożyczenie. Kiedy przechodziłem wiedziałem, że Rijeka będzie grać w eliminacjach Ligi Europy. Ja dołączyłem do drużyny na początku września i dosłownie dwa dni po tym jak zostałem ogłoszony, jako nowy zawodnik, graliśmy mecz z NK Osijek. Przegraliśmy 0:3 i dostałem czerwoną kartkę w końcówce pierwszej połowy. Nie był to najlepszy debiut, ale nie tylko z tego powodu. W trakcie meczu poczułem, że coś się stało z mięśniem dwugłowym. Nie chciałem zejść, bo chciałem się pokazać. Później okazało się, że naderwałem siedem centymetrów mięśnia dwugłowego. Z powodu kontuzji nie mogłem grać przez kolejne dwa miesiące. Kiedy pauzowałem drużyna awansowała do fazy grupowej Ligi Europy. Mieliśmy bardzo fajnych rywali: Real Sociedad, Napoli i AZ Alkmaar. Chciałem szybko wrócić, żeby mecze z takimi przeciwnikami mi nie uciekły. Za szybko wznowiłem treningi i… znów naderwanie. Dokładnie w tym samym miejscu. Straciłem kolejne półtora miesiąca. W zasadzie byłem pół roku bez gry. Później przyszły przygotowania, drużyna była po awansie do Ligi Europy i ciężko było włączyć się do walki o skład, zwłaszcza, że w lidze byliśmy w czołówce. W końcu dostałem jakieś szanse, ale muszę przyznać, że z mojej strony to była słaba gra. To nie był mój optymalny i normalny poziom. Nigdy nie mam problemu żeby powiedzieć prawdę, a tak było. Słabo się prezentowałem. Po tych dziesięciu meczach wiedziałem, że tam nie zostanę. Zacząłem z menedżerami szukać miejsca, gdzie będę mógł regularnie grać i pojawiła się opcja przejścia do Rakowa.

Masz więc trochę jak Raków – niespełnioną ambicję, żeby grać w fazie grupowej, któregoś z europejskich pucharów.

Dokładnie. W Rijece byłem tylko dwa razy na ławce w meczach z Realem Sociedad i AZ Alkmaar. Miałem to na wyciągnięcie ręki, ale nie pojawiłem się na boisku. Awans do fazy grupowej to jeden z moich celów w tym sezonie.

Na co stać Raków? Minimum Liga Konferencji, a plan maksimum to Liga Mistrzów?

W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów. Od pierwszego dnia przygotowań wszyscy to powtarzamy. Marzymy o Champions League. To jest nasz jedyny cel, o którym teraz myślimy. Co będzie później, zobaczymy. Oprócz Adnan Kovačevicia (2 mecze w sezonie 2020/21 dla Ferencvarosu – przyp. red.) nikt z nas nie zagrał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Na ten moment to jest nasz jedyny cel.

Mistrzostwo z Rakowem to dla ciebie największy sukces w karierze?

Zdecydowanie. Nie da się tego porównać do czegokolwiek innego. Zresztą z Rakowem zdobyłem jedyne trofea w karierze, bo jeszcze dwa Puchary Polski i dwa Superpuchary.

Co było kluczowe w walce o mistrzostwo. Był jakiś jeden moment?

Cały poprzedni sezon był dość wyjątkowy. Wydaje mi się, że nie było jednego decydującego momentu. Ważne było to, że nawet jak nam nie szło, to potrafiliśmy wygrać mecz jednym golem. Mieliśmy takie poczucie, że co by się nie działo, to poradzimy sobie. Z każdym zwycięstwem rosła nasza pewność siebie. Napędzało nas też to, że rok wcześniej w ostatniej chwili wyprzedził nas Lech. Bliskość tamtego mistrzostwa też była ważna. Wiedzieliśmy z czym już jest związana walka o tytuł i każdy z nas dawał z siebie dwa, trzy procent więcej w każdym spotkaniu. W całym sezonie mieliśmy też trochę mniej kontuzji. Może nie kluczowym, ale ważnym momentem, była ta porażka z Legią w Warszawie, kiedy przegraliśmy 1:3. W kolejnych spotkaniach nie daliśmy się im zbliżyć na trzy, cztery punkty. Jakby nasza przewaga stopniała na taką odległość, to mogłaby pojawić się większa presja. Mieliśmy mimo wszystko jakiś zapas i to mentalnie pomagało.

Uważasz, że jesteście w stanie być lepszą drużyną niż w poprzednim sezonie?

To się dopiero okaże. Dużo nowych zawodników przyszło do nas. Myślę, że nowi ludzie nie będą mieli problemu z adaptacją, bo mamy taki zespół, który akceptuje wszystkich. Naprawdę mamy fajną atmosferę wewnątrz drużyny i każdemu pomożemy, żeby jak najszybciej się u nas odnalazł i czuł komfort. Z drugiej strony oczekujemy jednak, że nowi piłkarze pokażą jakość i udowodnią, że są nam w stanie pomóc na boisku.

Wspomniałeś już o Adnanie Kovačeviciu, a to jakby nie było chyba twój rywal do miejsca na środku defensywy. Dobrze typuję?

No tak. Adnan jest z nami od kilku dni. Trzyma się z nami „Bałkańcami”, czyli Franem Tudorem, Milanem Rundiciem, Vladanem Kovačeviciem i ze mną. Dużo rozmawiamy i często pijemy przy tym kawkę, ale na treningach nie ma taryfy ulgowej. Wiemy, że jesteśmy rywalami do miejsca w składzie. To jest normalne i nikt nie ma do nikogo pretensji.

Mówiłeś o tym, że nie lubisz rzucania po pozycjach, a może się zdarzyć tak, że Adnan będzie tym centralnym stoperem, to ty znowu będziesz musiał grać bliżej lewej lub prawej strony. To nie będzie dla ciebie problem?

W Rakowie jest trochę inaczej, bo mamy trzech środkowych obrońców. Skrajny prawy i lewy stoper, to w zasadzie ta sama pozycja, co ten środkowy stoper. Ja mogę grać na tych trzech pozycjach. Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Są jakieś minimalne różnice. Odkąd jestem w Rakowie to pełniłem już te trzy role. Półprawy albo półlewy stoper też musi częściej angażować się w rozegranie i to też mi pasuje. Jeżeli trener Szwarga będzie chciał, żebyśmy z Adnanem grali razem, to nie będzie dla mnie żaden problem, że będę bliżej lewej lub prawej strony. Generalnie u nas wśród środkowych obrońców będzie spora rywalizacja: Stratos Svarnas, Milan Rundić, Adnan Kovačević, Bogdan Racovitan, a jeszcze przecież na półprawym może grać Fran Tudor. Znając nasz klub, to ktoś jeszcze może przyjść. Taka konkurencja jest dobra dla nas wszystkich, bo tylko rywalizacja rozwija. Każdy z nas musi przez to wymagać więcej od samego siebie.

Jak patrzysz na wyniki losowania eliminacji Ligi Mistrzów? W pierwszej rundzie zagracie z Florą Tallinn, a w drugiej ze zwycięzcą pary Lincoln Red Imps FC (Gibraltar) – Qarabağ Ağdam (Azerbejdżan). Jeżeli przejdziecie Estończyków to pewnie waszym rywalem będzie mistrz Azerbejdżanu. To jest trudne losowanie?

Nie ma co być fałszywie skromnym i oszukiwać się, w pierwszej rundzie wylosowaliśmy teoretycznie najłatwiejszego rywala na jakiego mogliśmy trafić. Zaznaczam, to tylko teoria. Jesteśmy faworytami, ale na pewno na samym boisku nie będzie łatwo. Pamiętam ich mecze z Legią w eliminacjach Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat. Oglądałem je. Przegrali oba spotkania, ale minimalnie, bo 0:1 i 1:2. To były mecze na styku. Dlatego nie możemy ich lekceważyć. Zresztą w eliminacjach Champions League nikogo nie można lekceważyć, bo w naszej ścieżce eliminacji grają tylko mistrzowie. Każdy zespół jest najlepszym w swoim kraju, za co należy się szacunek. Musimy się dobrze przygotować do tych spotkań, bo one same się nie wygrają. Lepiej jednak grać z Florą niż na przykład ze Slovanem Bratysława. W losowaniach dobrze mieć szczęście. A Qarabag? Zobaczymy jak nam pójdzie, jeżeli awansujemy. Zimą graliśmy z nimi sparing w Turcji i wygraliśmy 3:0. Ten wynik absolutnie nic nie znaczy.

Nawet psychologicznie?

Zero procent znaczenia. Psychologicznie i mentalnie też. Wszyscy piłkarze wiedzą, co dzieje się na obozach przygotowawczych. Sparingi są elementem treningu. Poza tym w trakcie przygotowań jeden zespół może być po najcięższych wydolnościowych zajęciach, a drugi może łapać już świeżość i mieć lżejsze treningi. Dlatego wyniki sparingów i nie są miarodajne. Eliminacje Ligi Mistrzów to zupełnie inny poziom również pod kątem motywacji. Najpierw musimy doprowadzić do tego, żeby móc z nimi zagrać. Qarabag to silny rywal o czym rok temu przekonał się Lech. Pierwszy mecz w Polsce zakończył się wygraną Lecha 1:0, a w rewanżu Qarabag wygrał 5:1. Musimy się na nich dobrze przygotować, ale powtarzam najpierw musimy przejść Florę.

Dawid Szwarga jako zawodnik występował na pozycji środkowego obrońcy, to wpływa na to, że nieco więcej wymaga od defensorów?

Przede wszystkim trener Szwarga zanim został pierwszym szkoleniowcem, to zajmował się w Rakowie właśnie grą całej defensywy. Za to był odpowiedzialny. Analizował indywidualne zachowania obrońców. Zawsze mieliśmy z nim oddzielne odprawy na ten temat. Przez to, że grał w przeszłości jako stoper, to on zwraca uwagę na takie detale, na które inni zupełnie nie patrzą. Nawet większość trenerów, z którymi się spotkałem nie brało pod uwagę takich detali. Przy analizach wideo pokazywał nam nasze dobre i złe zachowania. Wybierał też fragmenty meczów najlepszych drużyn na świecie, żebyśmy się na nich wzorowali. Oglądaliśmy jak grają obrońcy w Manchesterze City, Liverpoolu czy Barcelonie. Pokazywał nam ich dobre strony, ale również błędy. Robił stopklatki i pytał, co w danej sytuacji powinniśmy zrobić. To fajne dla takiego indywidualnego rozwoju każdego z nas. Takie urywki tych najlepszych klubów pokazują, że to co robimy ma sens. To wpływa później na reakcje na boisku przy kryzysowych momentach, bo ma się w głowie te różne obrazki z analiz. Te defensywne odprawy z trenerem Szwargą naprawdę dużo nam dają

zoran-arsenic-rakow-czestochowa-wywiad-eliminacje-liga-mistrzow

Działa to pewnie też w taką stronę, że jak popełnisz błąd, to trener Szwarga zawsze to wyłapie…

No nie da się go oszukać. Jeżeli jako obrońca zrobisz błąd, to on to zawsze wyłapie. Poza tym rzadko u nas jest tak, że błąd popełnia jeden zawodnik. Przed stratą bramki zazwyczaj popełniamy kilka błędów i sam stracony gol jest efektem kumulacji błędów kilku piłkarzy. Trener Szwarga wyłapie każdy detal, jeżeli ktoś zrobi coś źle.

Josip Juranović jako zawodnik Legii był powoływany do reprezentacji Chorwacji, a Zoran Arsenić i Fran Tudor jako mistrzowie Polski z Rakowem mają jakiekolwiek szanse powalczyć o miejsce w drużynie narodowej? Masz jeszcze ambicje, żeby grać w kadrze?

Sygnałów, żeby ktoś nas oglądał nie mieliśmy. Ambicje i marzenia sięgające reprezentacji ma chyba każdy piłkarz. Juranović był powoływany, będąc w polskiej lidze to fakt, ale też na jego pozycji nie było wielu dobrych graczy akurat w tamtym momencie. Poza tym trzeba pamiętać jaką drużyną narodową jest obecnie Chorwacja. Mówimy o wicemistrzach świata z 2018 roku i brązowych medalistach ostatniego mundialu. Teraz graliśmy w finale Ligi Narodów. W Polsce jest trochę tak, że jak ktoś zagra pięć, sześć dobrych meczów to od razu pojawiają się głosy, że powinien zostać powołany do reprezentacji. Mnie to dziwi. Wydaje mi się, że znalezienie się w polskiej kadrze jest łatwiejsze niż w chorwackiej. U nas trzeba grać dwa, trzy lata na wysokim poziomie i zapracować na transfer do topowych lig, żeby w ogóle być branym pod uwagę. Na mojej pozycji jest ogromna rywalizacja. Wystarczy zobaczyć tylko, gdzie grają środkowi obrońcy: Sutalo – Dinamo Zagrzeb, Erlić – Sassuolo, Vida – AEK Ateny, Gvardiol – RB Leipzig. Nie jest łatwo wejść do takiego towarzystwa, zwłaszcza że większość z nich już coś osiągnęła.

Co takiego jest niezwykłego w Chorwatach, że świetnie radzicie sobie sportach drużynowych? W piłce nożnej, piłce ręcznej, koszykówce czy nawet w piłce wodnej?

W Chorwacji nikt nie uprawia tych sportów, dlatego że są z tego dobre pieniądze. Po prostu dzieciaki u nas kochają sport. Ja w szkole uprawiałem w zasadzie wszystkie sporty drużynowe i jestem w stanie grać w każdy sport. Może nie na poziomie profesjonalnym, ale radzę sobie. Taka jest natura większości Chorwatów.

A co jest waszym narodowym sportem?

Myślę, że mimo wszystko piłka nożna. Tak było nawet w czasach, kiedy dwukrotnie byliśmy mistrzami olimpijskimi w piłce ręcznej. Ivano Balić czy Domagoj Duvnjak byli najlepszymi piłkarzami ręcznymi na świecie. Teraz topowy jest Luka Cindrić. W piłce wodnej też mieliśmy dużo sukcesów. Mimo wszystko piłka nożna jest dla Chorwatów najważniejsza. Mieliśmy także sukcesy w narciarstwie alpejskim, a więc w sporcie indywidualnym, ale to zasługa rodzeństwa Kostelić – Janicy i Ivicy. Oni byli jednak ewenementem, bo w Chorwacji na dobrą sprawę za bardzo nie mieli, gdzie trenować.

Trochę uciekłeś od tego tematu powołania do reprezentacji. Jak przychodzą nominacje dla innych zawodników Rakowa do innych kadr narodowych, to nie myślicie sobie z Franem, że kiedyś pojawi się pismo, dla któregoś z was?

Oczywiście, nadzieję możemy mieć. Daje sobie jeden, może dwa procent szansy na powołanie. Franowi daję więcej, bo jest młodszy i ma już trzy występy w reprezentacji. Na jego pozycji nie ma aż tak dużo wyboru, jak na środku obrony. Fran na pewno ma umiejętności i potencjał, żeby znaleźć się w kadrze. Dla nas drogą do reprezentacji może być awans z Rakowem do Ligi Mistrzów. Samo mistrzostwo Polski nie wystarczy. Uważam, że sukcesy chorwackiej kadry są spowodowane między innymi tym, że trzeba prezentować bardzo wysoki poziom, żeby w niej zagrać.

zoran-arsenic-rakow-czestochowa-wywiad-eliminacje-liga-mistrzow

Trudno będzie łączyć grę w europejskich pucharach z ligą? Ostatni mistrzowie Polski zazwyczaj mieli z tym problem.

Granie co trzy dni jest trudne, ale nie tylko z powodu obciążeń fizycznych. Mieliśmy tego delikatną próbę przed rokiem, kiedy walczyliśmy o grupę Ligi Konferencji. Takie granie środek tygodnia – weekend może być naprawdę męczące również mentalnie.

Chodzi też o odpoczynek i regenerację? O której zasypiasz po meczach, które gracie o 20.00?

Zdarza się, że zasnę dopiero o czwartej lub piątej nad ranem. Tak ze mnie schodzą emocje. Nie pomagają nawet różne suplementy, które teoretycznie powinny pomóc w zasypianiu. Co innego jak mecz gramy wcześniej, na przykład o 15.00. Do wieczora z człowieka schodzą te emocje i zasypia o normalnej godzinie. Z tym graniem co trzy dni, to jest ciekawa sprawa, bo przecież nie ma za dużo czasu do trenowania. Każdy piłkarz powie, że woli grać częściej niż trenować. Może to chodzi o to, że grając tak często nie zawsze jest czas na odpowiednią analizę rywala i przygotowanie się do meczu. Osobiście uważam, że w Rakowie sobie z tym poradzimy. Najważniejsze, żeby zagrać w fazie grupowej, któregoś z europejskich pucharów.

Niektórzy twierdzą, że w tym roku Raków nie będzie w stanie powalczyć o obronę tytułu, bo odszedł trener Papszun, bo będziecie grali w europejskich pucharach i macie niezbyt doświadczonego trenera. Co możesz powiedzieć takim ludziom?

Zobaczycie, że można. Obrona mistrzostwa będzie niezwykle trudna, ale gwarantuję, że będziemy o to mocno walczyć.

 

W Arłamowie rozmawiał MACIEJ WĄSOWSKI

 

 

WIĘCEJ O RAKOWIE:

Fot. Newspix

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Patryk Stec
7
Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Ekstraklasa

Komentarze

75 komentarzy

Loading...