Igrzyska europejskie to impreza młoda, która wciąż szuka swojej drogi i powoli buduje renomę. Czy jej to wyjdzie? Przekonamy się z czasem. Gdy jednak wygłaszamy swoje opinie na jej temat już teraz, często zapominamy o czymś, co widać dopiero od środka. Że dla wielu sportowców to coś niezwykle ważnego, bywa że nawet życiowa szansa.
***
Natalia Bajor grała wczoraj w decydującej fazie turnieju singla w tenisie stołowym. Gładko przegrała półfinał, został jej mecz o brązowy medal. Niesamowicie emocjonujący i zacięty, w dodatku obie zawodniczki – Polka oraz Rumunka Elizabeta Samara, na co dzień zresztą klubowe koleżanki z Siarki Tarnobrzeg – mogły liczyć na doping fanów.
Natalia przegrywała już 1:3. Odrobiła straty, doprowadziła do decydującego seta. Przegrała o ledwie kilka punktów, po walce i pełnym zaangażowaniu. A potem wyszła do dziennikarzy, odpowiedziała na dwa pytania. Przy trzecim załamał jej się głos, z oczu popłynęły łzy.
Bo ten mecz niesamowicie wiele dla niej znaczył. Nigdy wcześniej nie grała o taką stawkę w turnieju indywidualnym.
– Uważam, że ostatnim secie trzy-cztery piłki były szczęśliwe. Dziś to szczęście było po stronie Elizy. W kluczowym momencie, przy 6-8 zagrała po siatce. Później było ciężko wrócić i grać. Można powiedzieć, że czuję niedosyt, ale i tak jestem zadowolona z tego turnieju. […] Dla mnie to był trudniejszy mecz, bo to była pierwsza seniorska gra o medal [indywidualny] – mówiła po spotkaniu.
Długo nie mogła pogodzić się z porażką. Poszła się przebrać, wróciła na grupowe zdjęcie. Uśmiechała się do aparatu, również słysząc chóralne „Dziękujemy!” od kilkudziesięciu kibiców, którzy widzieli tę scenę. Ale gdy to wszystko minęło, znów była bliska płaczu. Zresztą nie ma się co dziwić – za nią trudny rok. Zmieniła klub, walczyła z urazami. Brązowy medal, pierwszy taki w jej karierze, byłby wspaniałym zwrotem akcji. Nie wyszło, choć mimo wszystko i tak mówiła, że to dobry turniej. Wyrażała nadzieję, że zaprocentuje w przyszłości.
***
Nie ona jedna płakała. Wielu sportowców uroniło już łzę lub dwie w trakcie tych igrzysk europejskich. Czy to radości, czy wręcz przeciwnie – smutku, może złości. Aleksandra Mirosław, najlepsza aktualnie zawodniczka we wspinaczkowym sprincie, rekordzistka świata, sensacyjnie przegrała w biegu o złoto z Natalią Kałucką, koleżanką z kadry.
Wydawałoby się, że nie powinna się tym przejąć, to w końcu – jak mówi wielu – „tylko” igrzyska europejskie. A jednak Mirosław też popłynęły łzy. Nie potrafiła zaakceptować porażki. Dla niej nie była to mała impreza, a walka o kolejny złoty medal do kolekcji.
Łzy radości mogło uronić za to wielu sportowców, którzy przez igrzyska europejskie dostali się na te ważniejsze – olimpijskie. W niektórych dyscyplinach impreza organizowana w tym roku w Polsce pełni bowiem funkcję kwalifikacji do Paryża. Choćby w debiutującym w programie olimpijskim breakdancie czy nawet w rugby 7, gdzie o krok od wyjazdu do Francji były Polki. Zabrakło im jednego zwycięstwa, w finale. Ze szczęścia szalały wczoraj nie one, a rugbistki z Wielkiej Brytanii i rugbiści Irlandii.
Biało-Czerwone – w większości zresztą amatorki, bo rugby 7 w Polsce wciąż w pewnym sensie raczkuje – na swój wielki moment muszą jeszcze poczekać. Ale igrzyska europejskie i tak im pomogły – wejdą za ich sprawą do turnieju kwalifikacyjnego o miejsce w Paryżu. I zapewniały, że turniej olimpijski jest ich wielkim celem oraz marzeniem. Przez turniej w Krakowie przybliżyły się do niego o kolejny krok.
***
Takich historii jest wiele. Nawet niektórzy lekkoatleci, którzy są obyci z największymi imprezami, mówili, że dla nich to fajna sprawa, móc w pewnym sensie wpisać swoje imię do sportowych kronik. – To pierwsze, indywidualne medale IE w historii. Zapisać się w jakiś sposób, nawet tak małym druczkiem w historii, to jest dla nas, zawodników ważne – mówił brązowy w skoku wzwyż Norbert Kobielski.
Cieszył się też jego rywal i zwycięzca konkursu w Chorzowie, a także mistrz olimpijski z Tokio, Gianmarco Tamberi. – Jestem szczęśliwy, nigdy nie wygrałem igrzysk europejskich. Mam nadzieję, że będą one coraz ważniejsze – mówił Włoch. Z kolei inna zagraniczna gwiazda ostatniego dnia lekkoatletycznych zmagań, Lieke Klaver, twierdziła, że igrzyska europejskie to świetna szansa na przykład dla młodych sportowców, by pokazać się szerzej publice i oswoić z presją.
W naszej kadrze przekonali się o tym na przykład dwaj czterystumetrowcy. Maks Szwed (rocznik 2004) i Igor Bogaczyński (2003). To oni dostali szansę startu w sztafecie mieszanej. Po biegu podkreślali, że to była dla nich wspaniała okazja.
– Był duży stres. […] Wystartować z takim teamem, to jest coś niesamowitego.. Od razu po biegu byłem osłabiony, ale jak zobaczyłem, jak [Natalia] Kaczmarek wszystkich wyprzedza, to dostałem skrzydeł. Dziewczyny nas bardzo mocno wspierały. Dla nas to dopiero pierwszy start, uczymy się biegać w sztafecie. Podziękowania dla nich, pilnowały nas aż do wyjścia na stadion – mówili.
Startu, w którym wraz z Natalią Kaczmarek i Anną Kiełbasińską wywalczyli srebro igrzysk europejskich (i przyłożyli się do tego, że Polska zgarnęła srebrne medale Drużynowych Mistrzostw Europy), pewnie długo nie zapomną. A wielu innych nie zapomni w ogóle tego, że miało okazję wziąć udział w takiej imprezie.
***
Małopolskie igrzyska europejskie niezapomniane będą jednak dla dużo większej liczby sportowców. Raz, że tych, którzy dzięki nim wywalczyli kwalifikację olimpijską. Dwa, że takich, którzy do tej pory byli raczej nieznani, a przez sukces na IE o ich nazwiskach pisały wszystkie serwisy sportowe i mówiono w telewizji. Dobrym przykładem jest tu choćby Michał Siess, złoty medalista w szermierce, o którym głośno było wczoraj.
Czy ktoś poza szermierczym środowiskiem wiedział o nim coś więcej? Pewnie nie. A teraz Michał miał swoje pięć minut. I fajnie, o to w tym wszystkim chodzi. Może za sprawą tego dostanie większy komfort treningów, może taki pierwszy sukces pozwoli mu podejść z większą pewnością do kolejnych startów. Może za niedługo osiągnie coś i na innych imprezach. A nawet jeśli nie, to medalu już nikt mu nie odbierze.
I to jest fajne, o to w sporcie przecież chodzi. O rywalizację, przekraczanie własnych granic, osiąganie nowych szczytów. Dla niektórych wyższych, dla innych nieco niższych, ale wciąż – szczytów wcześniej niezdobytych.
Wiadomo, że w niektórych dyscyplinach jest o to łatwiej, a w innych trudniej. Dobrze obsadzony był na przykład turniej koszykówki 3×3, w którym nasi reprezentanci zdobyli brązowy medal. Zresztą kolejny – byli już przecież brązowi na mistrzostwach świata i Europy. A teraz mają i krążek z igrzysk europejskich, zdobyty zresztą przy pełnych trybunach. Mogłoby się zdawać, że wobec wcześniejszych sukcesów nie będą przesadnie się tym cieszyć. Ale wszyscy zgodnie podkreślali, że to dla nich wielka rzecz. Nawet ten najbardziej doświadczony, Przemek Zamojski. A trener Piotr Renkiel zwracał uwagę na istotny aspekt igrzysk:
– Bardzo się cieszę, że nasza dyscyplina rozwija się tak prężnie w Polsce i interesuje się nią coraz więcej osób. Mamy 3×3 w otwartej telewizji, każdy mógł zobaczyć choć jeden mecz. Nawet znajomi, którzy nie wiedzieli, że jestem trenerem, nagle mówią, że widzieli mnie w telewizji i że fajna ta koszykówka, dynamiczna taka. Jeszcze trochę i będziemy coraz bardziej rozkochiwać w sobie kibiców. A ci, którzy byli tu dzisiaj, mimo deszczu – cieszę się, że zawitali i że mamy tak wspaniałych fanów – mówił.
I to dotyczy nie tylko koszykarzy, którzy grono fanów już mieli spore. Swoje momenty w mediach (i w pewnym stopniu w świadomości kibiców) otrzymali tenisiści stołowi, rugbistki, kajakarze, zawodnicy muaythai czy taekwondo, strzelcy, łucznicy, a nawet wspomniani uczestnicy turnieju breakdance, którzy potrafili zgromadzić naprawdę niezłą publikę na swoich występach. I to nie tylko osób ze środowiska, a zwykłych fanów, zaintrygowanych czymś, czego wcześniej nie widzieli.
To coś, co z perspektywy sportowców trzeba docenić.
***
Co zostanie po igrzyskach europejskich za dwie-trzy dekady? Trudno powiedzieć. Może cała idea się rozsypie, z różnych powodów. W końcu nawet igrzyska olimpijskie miewają w ostatnich latach problemy ze znalezieniem miast-organizatorów, jest o to coraz trudniej. Istnieje jednak szansa, że te europejskie przetrwają i powoli staną się znacznie większą imprezą, którą w kalendarzu zaznaczać będzie jeszcze więcej zawodników. Dla niektórych sportów już teraz zresztą jest to duża rzecz.
Bo czy piłkarze ręczni plażowi mieli kiedykolwiek szansę pokazać się na tak sporych zawodach? Albo czy niedawno przyjęte do olimpijskiej rodziny muaythai dostanie lepszą ekspozycję w kraju takim jak Polska? A może i w całej Europie? Wątpliwe. Wraz z tymi sportami, szansę na pokazanie się otrzymują sportowcy. Dlatego dla nich to istotne dni. Dlatego płaczą – ze szczęścia czy radości.
I dlatego warto to wszystko choć po części docenić. Tak jak doceniają to oni – wysiłkiem, włożoną pracą, wylanym potem i łzami.
SW
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Igrzyskach Europejskich 2023: