Żadna inna dyscyplina (przynajmniej do tej pory) nie cieszyła się na Igrzyskach Europejskich aż takim zainteresowaniem jak koszykówka 3×3. Nasza reprezentacja – przy pełnych trybunach – rywalizowała w sobotę z Izraelem, Łotwą oraz Niemcami. I zapewniła sobie cenny brązowy medal. Ten cieszy tym bardziej biorąc pod uwagę zmiany, jakie niedawno zaszły w zarówno w składzie, jak i hierarchii polskiej drużyny. Bo naszą główną „armatą” nie byli weterani, a 23-letni Adrian Bogucki. Kto wie, czy tak nie będzie też podczas kolejnych igrzysk, już w Paryżu.
To najszybciej rozwijająca się dyscyplina na świecie – takie opinie o koszykówce 3×3 słyszeliśmy już kilka lat temu. Mówimy o sporcie, który tradycje ma poniekąd kilkudziesięcioletnie (biorąc pod uwagę, że gierki trzy na trzy na boiskach to była zawsze norma), ale jego pierwsze oficjalne przepisy zostały stworzone przez FIBĘ w 2007 roku. Wówczas zaczęto też rozgrywać mistrzostwa Europy i świata. A absolutny przełom nastąpił oczywiście, kiedy basket w wydaniu trzyosobowym zaliczył (podkreślmy, udany) debiut na igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Obecnie zatem trudno mówić o koszykówce 3×3 jak o tajemniczym wynalazku, z którym niektórzy dopiero zaczynają się zapoznawać. To po prostu sport pełną gębą, mający już swoich wiernych kibiców, a także – jak mało który – podczas ważnych imprezy potrafiący przyciągać „niedzielnych fanów”. Bo po pierwsze, zwyczajnie dobrze się go ogląda. A po drugie, na pojedynczy mecz nie trzeba poświęcić wiele czasu.
Potwierdzenie tego wszystkiego mieliśmy w ostatnich dniach w stolicy Małopolski. Kiedy polscy koszykarze 3×3 walczyli w strefie medalowej, trybuny przy hali Cracovii zostały kompletnie wypełnione. Organizatorzy byli nawet zmuszeni wywiesić tabliczkę, informującą kibiców o braku miejsc i zachęcającą do sprawdzenia rywalizacji w innych dyscyplinach. Mieliśmy zresztą wrażenie, że gdyby trybuny na rywalizacji koszykarzy były dwa razy większe… to i tak pękałyby w szwach.
Szczególnie że Biało-Czerwoni naprawdę zadbali o emocje.
Mamy nowego lidera?
Co ciekawe i specyficzne w koszykówce 3×3: to sport, do którego w każdym momencie może dołączyć nowy, ciekawy zawodnik, wywodzący się z tradycyjnej odmiany basketu. Oczywiście tempo na mniejszym boisku jest bardzo intensywne, istotna staje się też kwestia przyzwyczajenia się do przepisów oraz posiadania odpowiednich warunków fizycznych (generalnie mówiąc: gra trzech na trzech nie premiuje ani bardzo wysokich, ani niskich graczy, poniżej 190 cm – choć są wyjątki, o czym później). Trudno zatem koszykarzowi przeskoczyć z miejsca z rywalizacji 5×5 do 3×3. Ale przy odpowiedniej determinacji: będzie w stanie to zrobić.
W ten zatem sposób podczas ostatnich mistrzostw świata obserwowaliśmy Jimmera Fredette’a – niegdyś megagwiazdę uniwersyteckiej koszykówki, potem niespełnioną nadzieję NBA. Amerykanin radził sobie podczas tego turnieju bardzo dobrze – niemal nie zapewnił USA złotego medalu – i generalnie stanowił przykład tego, że wciąż warto w koszykówce 3×3 eksperymentować. Nie tylko ściągając do zespołów bardzo zasłużonych zawodników, ale mających nietypowe warunki. Bo Jimmer bez butów mierzy niespełna 185 cm.
No i właśnie tu dochodzimy do reprezentacji Polski – bo kolejnym nietypowym, jak na tę dyscyplinę, graczem jest Adrian Bogucki. On ma bowiem… aż 215 cm wzrostu. I góruje fizycznie nad dosłownie każdym rywalem. Żadna inna reprezentacja nie ma w składzie w końcu aż takiego wieżowca.
Bogucki nie jest nowy w koszykówce 3×3. Rok temu sięgnął z kolegami po mistrzostwo świata w kategorii U-23, reprezentował też barwy LOTTO 3×3 Lublin. Ostatnio jednak – podobnie jak Mateusz Szlachetka (rocznik 1999, ten sam co Adrian) – został przeniesiony do pierwszej reprezentacji. Co bardzo mocno odmłodziło też naszą kadrę – w ubiegłych sezonach prawie zawsze składającą się z samych graczy urodzonych w latach osiemdziesiątych.
Warto podkreślić, że w biało-czerwonych barwach mieliśmy już kiedyś gracza podobnego profilu co Bogucki. Był nim Piotr Niedźwiedzki, który jednak ostatecznie nie zrobił furory na parkietach kosza 3×3. Tak opowiadał nam o nim swego czasu Przemek Zamojski, lider kadry:
– Wiadomo, że z Piotrem w składzie mamy wielką przewagę fizyczną pod koszem i tam możemy szukać swoich przewag. Gorzej jak będzie musiał wychodzić do niższych zawodników na sześć, siedem metrów od kosza. Każde ustawienie daje plusy, ale też coś zabiera. Musimy rozgryźć, jakich czterech graczy będzie najlepiej ze sobą funkcjonowało i miało wystarczającą wszechstronność, aby poradzić sobie z różnymi rywalami.
Co zatem sprawiło, że reprezentacja Polski ostatecznie zaufała Boguckiemu? 23-latek jest o 4 cm wyższy od Niedźwiedzkiego, a także bardziej mobilny, lepiej się porusza po boisku i radzi sobie z kryciem niższych graczy. No i przede wszystkim: należy go raczej uznać za zwyczajnie lepszego koszykarza. W karierze 5×5 reprezentuje bowiem barwy Arki Gdynia z PLK, kiedy Niedźwiedzki lwią część zawodowej kariery spędził na pierwszoligowych parkietach.
No i właśnie – trudno mówić o tym, żeby Bogucki grał w ostatnich dniach idealnie, ale i tak był kluczowym graczem, bez którego nie mielibyśmy brązowego medalu Igrzysk Europejskich.
Polacy lubią brąz
Mierzący 215 cm koszykarz to ten typ zawodnika, którego złe zagrania faktycznie wyglądają bardzo źle – kiedy zdarzy mu się spudłować spod kosza, nie mając w zasięgu żadnego rywala, albo popełnić prostą stratę (jak w drugim meczu z Niemcami, przez niesienie piłki). To jednak rzeczy, których z czasem w grze Boguckiego powinno być coraz mniej. Musimy w końcu pamiętać, że to wciąż młody gracz. Natomiast jego atuty już teraz są naprawdę spore. Dość powiedzieć, że Adrian był… najlepszym strzelcem Polaków w pięciu z sześciu spotkań (wyjątek stanowiło pierwsze starcie grupowe).
Gra tyłem do kosza? Bogucki jest w niej naprawdę trudny do zatrzymania. Podanie od kolegi i trochę miejsca do skończenia akcji dwutaktem (a często wsadem)? W takiej sytuacji gwarantuje wręcz pewne punkty. Rywale po prostu nie mają prawa sobie z nim poradzić – nie, kiedy jest od większości z nich przynajmniej kilkanaście centymetrów wyższy. Pod kątem ofensywnym 23-latek stanowi w koszykówce 3×3 wręcz zabójczą broń. Osobną sprawą jest defensywa – Adrian miewa problemy w obronie na obwodzie, ale też nie ma naturalnie drugiego zawodnika, który potrafi tak utrudnić rywalowi rzut spod kosza. Zasięg zwyczajnie robi swoje.
Przekonali się o tym koszykarze Izraela, których Bogucki w ćwierćfinale IE (wcześniej Polacy ograli Serbię i Estonię oraz przegrali z Niemcami) ukąsił na 12 punktów. Zastopować nie byli w stanie go też Niemcy – bo w meczu o trzecie miejsce 23-latek rzucił 10 oczek. Łotwa? Triumfatorzy Igrzysk Europejskich radzili sobie w półfinale z Adrianem najlepiej (zdobył „tylko” 7 punktów), ale generalnie meczu (21:19) nie wygrali defensywą, a licznymi rzutami „zza łuku”, a więc dwupunktowymi.
Po spotkaniu z tym rywalem Szymon Rduch, jeden z naszych czterech graczy, podkreślał rolę młodszych kolegów, dodając, że „on i Przemek (Zamojski) muszą spróbować coś dołożyć”. To pokazuje, jak zmieniła się taktyka Biało-Czerwonych. Bo przecież jeszcze niedawno bardzo, bardzo dużo (czy to w reprezentacji, czy w LOTTO 3×3 Team) zależało od „Zamoja”. A i Rduch również miał ważniejszą rolę w ataku niż obecnie.
Sezon jeszcze się nie zakończył, przed nami wiele turniejów (w których Serbowie wystawią najmocniejszy skład, inaczej niż w IE), ale zmiany, jakie poczynił szkoleniowiec Piotr Renkiel, dają już pozytywne sygnały. Polacy nie ukrywali, że brązowy medal, po zrewanżowaniu się Niemcom (21:18, w grupie porażka – 21:20), był dla nich sukcesem.
– Jeszcze cały czas się trzęsę – mówił nam po turnieju Piotr Renkiel, trener Biało-Czerwonych. – Miałem jeden moment zwątpienia, gdy zawodnik niemiecki trafił za dwa punkty przy wyniku 14:13. Ale potem Przemek Zamojski i reszta wzięli to w swoje ręce. Jak Przemek na koniec stanął na linii rzutów wolnych, to poszedłem wyjmować flagę, bo wiedziałem, że za chwilę trafi.
Przemek Zamojski, autor ostatnich punktów w spotkaniu o 3. miejsce, dodawał natomiast: – Po półfinale wiedziałem, żeby się nie załamywać, bo już kilka brązowych medali zdobyłem. Na tym turnieju nie był nam pisany występ w finale, ale pokazaliśmy charakter. Chcieliśmy też wziąć odwet na Niemcach za porażkę w grupie. To nam się udało.
Polacy zauważyli jednak, że na własnym terenie mogli celować jeszcze wyżej. Zresztą – z triumfatorami Igrzysk Europejskich, czyli Łotyszami, przegrali tylko dwoma oczkami. Kiedy ci potem w finale wręcz zdominowali Belgów, zabijając wszelkie emocje.
– Czy wziąłbym brąz w ciemno przed turniejem? Nie – mówił Renkiel. – Przyjechaliśmy tu po finał. Zabrakło jednego rzutu i mielibyśmy krążek z lepszego kruszcu. Ale brąz potrafimy sobie wywalczyć. Na Igrzyskach Europejskich, ale też wcześniej na mistrzostwach świata i Europy.
Koniec końców, był jeden aspekt, którego Biało-Czerwoni nie mogli nie docenić. A więc wsparcie kibiców.
– Atmosfera? Mega, przez cały turniej super się nam grało – opowiadał Adrian Bogucki. – Mam nadzieję, że takich turniejów będzie więcej, zwłaszcza w Polsce. Mam nadzieję, że kibice u nas przekonają się, że to już nie tylko tak zwany streetball, gdzie każdy może przyjść i zagrać, ale też inny poziom. Każda reprezentacja jest coraz lepsza. Koszykówka 3×3 idzie w super kierunku, coraz lepsi zawodnicy tu grają.
Już teraz – wszystkie oczy na Paryż
Fot. Newspix.pl