Reklama

Kręcidło: Cud, na który nie da się patrzeć. Jak żołnierze Bordalasa uratowali La Liga

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

09 czerwca 2023, 11:10 • 6 min czytania 3 komentarze

Powrót José Bordalása odmienił Getafe. Przybity zespół odzyskał wiarę, a trener – renomę i szacunek środowiska, bo doprowadził do utrzymania drużyny, w którą wiarę tracił nawet jej prezes. A dokonał tego w sposób, który przeszedł do historii futbolu.

Kręcidło: Cud, na który nie da się patrzeć. Jak żołnierze Bordalasa uratowali La Liga

Trzeba było być wariatem, aby zaakceptować moją ofertę – to słowa Ángela Torresa, prezesa Getafe.

Nie planowałem pracować w tym sezonie, ale gdy brat dzwoni z prośbą o pomoc, nie mogę odmówić – to z kolei wypowiedź José Bordalása.

Gdy trener przed dwoma laty rozstawał się z klubem, robił to w złej atmosferze. Zamiast dumy z sukcesów, były chłodne relacje oraz wzajemne pretensje. Ale czas wyleczył rany. Los chciał, że pod koniec sezonu Getafe bardzo potrzebowało Bordalása, a Bordalás, tym razem, niekoniecznie potrzebował Getafe. Ale i tak zdecydował się pomóc.

Przejmując drużynę w strefie spadkowej, mam niewiele do zyskania, ale czułem moralny obowiązek, by nie siedzieć z założonymi rękoma – przekonywał 59-latek na powitalnej konferencji prasowej.

Reklama

I bardzo dobrze, że nie siedział przed telewizorem. Dzięki temu byliśmy świadkami niesamowitej, heroicznej walki o utrzymanie zakończonej meczem, który przeszedł do historii futbolu i którego… absolutnie nie dało się oglądać.

Getafe. Bad Boys z Madrytu

Na siedem kolejek przed końcem sezonu, prezes Torres uznał, że musi zwolnić Quique Sáncheza Floresa. Zespół grał słabo, wylądował w strefie spadkowej i był pewniakiem do degradacji. W chwili kryzysu właściciel klubu wybrał numer Bordalása. Negocjacje nie były łatwe. Szkoleniowiec odrzucił pierwszą ofertę. Getafe ogłosiło tymczasowym trenerem dyrektora sportowego, Rubena Reyesa, ale ten łączył stanowiska przez niecałą dobę, bo z 59-latkiem jednak udało się dogadać.

To wywołało euforię wśród kibiców. Bordalás był witany jak król. Pod ośrodkiem treningowym czekały na niego tłumy. Były i race, i transparenty o żołnierzach („Soldados de Bordalás”) czy o złych chłopcach („Bad Boys de Bordalás”), i okrzyki, zarówno te znane z hiszpańskich stadionów jak „sí se puede” („Tak, damy radę”), jak i takie… niekoniecznie kojarzące się z futbolem – „Bordalás, te quiero” („Bordalás, kocham cię”).

Klub pogrążony w depresji nagle ożył. I choć pierwsze starcie pod wodzą nowego-starego trenera kompletnie Getafe nie wyszło (0:1 z Espanyolem), to w kolejnym madrytczykom udało się na własnym terenie ograć Celtę (1:0). Było to zwycięstwo ze znakiem jakości Bordalása. Rywal miał 66 proc. posiadania piłki. Oddał jeden celny strzał. Los Azulones odnieśli minimalną wygraną po bramce zdobytej w drugiej minucie, a grę na czas zaczęli już w trzeciej. Granica absurdu została posunięta do tego stopnia, że po dziesięciu minutach rywalizacji sędzia Guillermo Cuadra Fernández prosił kierownika drużyny gospodarzy, by wezwał do cięższej pracy chłopców od podawania piłek, którzy rozpłynęli się w powietrzu i pomagali w zabijaniu rytmu gry. – Gra na czas? Nie będę o tym rozmawiać, bo to mało istotny detal. Takie rzeczy dzieją się co mecz – bagatelizował Bordalás, który kilka dni wcześniej, po porażce z Espanyolem, narzekał na… zbyt małą liczbę doliczonych minut.

Dzieło życia Bordalása

59-latek to hipokryta, ale mu z tym dobrze. I pasuje to też jego drużynie. Getafe przegrało dwa z pierwszych trzech spotkań za kadencji Bordalása (0:1 z Espanyolem i 0:1 z Realem) oraz zremisowało ze zdegradowanym Elche (1:1), ale potem, zamiast wątpliwości, była nowa energia. Niespodziewane zwycięstwa nad pucharowiczami, Realem Betis (1:0) i Osasuną (2:1), sprawiły, że w ostatniej kolejce madrytczycy byli zależni tylko od siebie. Teoretycznie nawet przegrywając w Valladolid, mogli wywalczyć utrzymanie, ale przyjechali na Estadio José Zorrilla po bezbramkowy remis i go wywieźli. I to w historycznym stylu!

Reklama

W trwającym blisko 102 minuty meczu, piłkarze Getafe wymienili 64 podania. 64. A 20 z nich to zagrania bramkarza Davida Sorii, który długimi podaniami szukał Juanmiego Latasy. Tak niska liczba podań to rekord Europy. W ciągu ostatnich dziesięciu sezonów w pięciu najsilniejszych ligach rozegrano 18157 spotkań. W każdym z nich (!) każda z drużyn wymieniała więcej podań. Gra na czas zaczęła się w czwartej minucie i zakończyła wraz z ostatnim gwizdkiem arbitra.

Ekipa z Madrytu popełniła 20 fauli. Stefan Mitrović i Ömar Alderete koncertowo wybijali futbolówkę z własnego pola karnego. Damián Suárez przejął od Allana Nyoma miano najbardziej irytującego zawodnika w hiszpańskim futbolu i nieustannie symulował. Pomocnicy Mauro Arambarri, Nemanja Maksimović i Carles Aleña zamiast kreować, skupiali się na destrukcji. To był popis organizacji w defensywie i występ, który moglibyśmy nazwać dziełem życia Bordalása, szczególnie że Real Valladolid nie oddał ani jednego celnego strzału, choć miał 80 proc. posiadania piłki.

Najlepszą okazję do zdobycia bramki miał zresztą napastnik Getafe Jaime Mata, którego strzał z linii bramkowej wybił bramkarz Jordi Masip.

„Poczujcie wsparcie kibiców”

Każdy interpretuje po swojemu, co to znaczy dobrze grać. Moje drużyny nie potrzebują długich posiadań, bym był z nich zadowolony – podkreślał trener, za którego kadencji Getafe osiągało rewelacyjne rezultaty. Zdobyło 11 na 21 możliwych punktów, co dawałoby mu szóste miejsce w tabeli LaLiga za ten okres. Miało najgorszy atak (5 zdobytych bramek), ale też najlepszą obronę (4 stracone gole). Gdy Sánchez Flores starał się uatrakcyjnić styl gry, Bordalás wrócił do korzeni. Oddał zespół w ręce starej gwardii – Dakonama Djené, Mitrovicia, Maty – a piłkarze grali to, co przed laty doprowadziło ich nawet do 1/8 finału Ligi Europy.

Szkoleniowiec nie bał się podejmować nietypowych decyzji. Kazał piłkarzom cieszyć się wiarą kibiców. Wpuścił ich na trybuny, by pomogli przygnębionym sportowcom na nowo uwierzyć w siebie. Przed meczem z Elche trener zatrzymał autokar kilkadziesiąt metrów od stadionu i powiedział, by zawodnicy przeszli się i poczuli, jak gorące jest wsparcie fanów.

Od początku powtarzał graczom: „Tu nikt się nie poddaje”. Bordalás decydował się też na nietypowe rozwiązania sportowe. Mitrović wskoczył do jedenastki w miejsce Domingosa Duarte, Djené został przesunięty do środka, a Mata, który praktycznie nie grał, nagle stał się podstawowym napastnikiem w miejsce Borjy Mayorala, za którego klub zapłacił 10 milionów euro.

– Gdybym to ja odstawił Borję, kolejnego dnia straciłbym pracę – rozkładał ręce Sánchez Flores.

Raúl jako opcja rezerwowa

Bordalás cieszy się szczególnymi względami u prezesa Torresa, ale jego przyszłość stanowi zagadkę. Trener podpisał kontrakt tylko do końca sezonu. – Teraz jest czas celebracji, to nie pora na dyskusje o kolejnych krokach – podkreślił 59-latek. W ostatnich tygodniach spekulowano, że ma na stole sporo ofert z zagranicy, w tym z Premier League, ale to działo się jeszcze zanim dokonał cudu z Getafe.

José jest dla mnie jak brat. Mam nadzieję, że zostanie i że stworzymy razem nowy, ciekawy projekt – mówi z optymizmem Ángel Torres.

Bordalás jest kochany przez kibiców Getafe i gdyby podejmował decyzje pod wpływem emocji, pewnie zgodziłby się na przedłużenie kontraktu. Ale poprosił prezesa o tydzień, by na spokojnie przeanalizować sytuację. Torres chciałby ogłosić nazwisko nowego szkoleniowca 13 czerwca, gdy ma prezentować projekt przebudowy Coliseum Alfonso Pérez. Trener-cudotwórca, który wprowadził też Deportivo Alavés do LaLiga czy Valencię do finału Pucharu Króla, jest pierwszą opcją do dalszego prowadzenia Los Azulones, ale ich prezes ma już gotowy plan B. Jest nim Raúl González Blanco. Tak, ten Raúl.

Ángel Torres od lat lubi stawiać na młodych trenerów z bogatym piłkarskim CV. W przeszłości, jego klub prowadzili Sánchez Flores, Bernd Schuster, Michael Laudrup czy Míchel, a na celowniku swego czasu miał Pepa Guardiolę czy Xabiego Alonso. Postawienie na Raúla byłoby krokiem w tym samym kierunku. 45-latek ma po sezonie odejść z rezerw Realu i poszukać sobie miejsca w LaLiga, jednak zanim będzie myślał przekonywaniu do siebie prezesa Getafe, musi skupić się na przygotowaniu Castilli do rewanżowego meczu z rezerwami Barcelony w walce o awans do drugiej ligi.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

JAKUB KRĘCIDŁO

fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

3 komentarze

Loading...