Co stało się z Celtą podczas przerwy reprezentacyjnej? – to jedno z najtrudniejszych pytań sezonu w Hiszpanii. Do połowy marca, ekipa z Vigo była trzecią najlepszą drużyną LaLiga w 2023 roku. Od tego czasu zamyka ligową tabelę i zamiast walczyć o puchary, musi drżeć o utrzymanie.
Kibice Celty chcą widzieć szklankę do połowy pełną, jednak strach coraz bardziej zagląda im w oczy. Drużyna z Balaidos wygląda na martwą. Pozbawioną nie tylko entuzjazmu czy idei, ale też chęci do gry. Znajdującą się na równi pochyłej i marzącą o utrzymaniu, ale nie dzięki sobie, a słabości rywali. Od połowy marca zespół Carlosa Carvalhala igra z ogniem i niewykluczone, że się sparzy – a spadek w roku obchodów stulecia byłby ogromnym ciosem, szczególnie że absolutnie nikt nie zakładał takiego scenariusza.
Zatracili wszystkie atuty
W połowie marca w Vigo myślano wyłącznie o europejskich pucharach. Od początku 2023 roku aż do przerwy na kadry, Celta była trzecią najlepszą drużyną w LaLiga. Iago Aspas był w gazie, Gabri Veiga był pewniakiem do opuszczenia Hiszpanii za 40 milionów euro, a efekty pracy zatrudnionego w listopadzie Carvalhala były tak dobre, że oferowano mu przedłużenie kontraktu wygasającego dopiero po zakończeniu przyszłego sezonu.
Nieco ponad dwa miesiące później, krajobraz jest diametralnie inny. Celta zamyka tabelę za okres ostatnich dziesięciu kolejek, zdobywając ledwie pięć na trzydzieści punktów i ogrywając wyłącznie zdegradowane Elche po golu w doliczonym czasie. Aspas jest w największym strzeleckim dołku w karierze, Veiga zgasł, a Carvalhal podąża śladami poprzednika, Eduardo Coudeta. Argentyńczyk też dobrze zaczął, ale później wyłożył się na pierwszym, poważniejszym kryzysie i nie umiał się z niego wydostać.
– Musimy zagwarantować sobie utrzymanie – to najczęściej powtarzane zdanie przez kibiców Celty, ale piłkarzom z Galicji nie wychodzi nic. Katastrofalnie wchodzą w mecze. Regularnie tracą gole w pierwszym kwadransie, choć nie umieją odrabiać strat – w tym sezonie nie dokonali ani jednej remontady. Brakuje im pomysłu na rozbijanie autobusów rywala. W obliczu kryzysu Aspasa nie ma komu strzelać goli. W skrócie – podczas marcowej przerwy reprezentacyjnej, zespół zatracił wszystkie atuty, które udało się wypracować Carvalhalowi. Finisz sezonu, podczas którego planowano radosną walkę o Ligę Konferencji, zamienił się w koszmar, z którego drużyna z Vigo nie umie się wybudzić.
Mijają lata, problemy te same
Obecne i przyszłe rozgrywki, 2023/24, miały być dla Celty wyjątkowymi. Klub z Balaidos obchodzi stulecie istnienia i jego prezes, Carlos Mourino, zapowiadał, że drużyna wróci do walki o europejskie puchary. Skali ambicji dowodzi to, że przed sezonem z Celestes w roli doradcy związał się Luis Campos, dyrektor sportowy Paris Saint-Germain, który dostał około 20 milionów euro na inwestycje – jak na realia LaLiga, to naprawdę duże pieniądze. Problem w tym, że źle je wydał. Żaden z piłkarzy, którzy mieli wzmocnić skład, nie spełnił oczekiwań. Zawiedli i napastnicy-weterani (Haris Seferović, Gonçalo Paciencia), i młodzi zawodnicy, na których Celta planowała solidnie zarobić, a – na razie – może wyłącznie stracić (Williot Swedberg, Luca de la Torre, Jørgen Strand Larsen).
Zatrudnienie Camposa wzbudziło podekscytowanie, które z czasem zamieniło się we frustrację. Dyrektor sportowy PSG miał być cudotwórcą, który przywróci Celtę na jej miejsce po dwóch trudnych sezonach (2019/20 i 2020/21), gdy drużyna cudem ratowała się przed spadkiem z LaLiga. Nic z tego. Po krótkim czasie w Vigo wrócili do walki o utrzymanie, a zespół od lat dręczą te same problemy – wąska kadra, oddawanie wartościowych piłkarzy za niewielkie pieniądze (skłócony z prezesem Denis Suarez, 14 milionów za Braisa Mendeza) czy nieumiejętność znalezienia na rynku transferowym partnera dla Iago Aspasa, bo za takiego trudno uważać Veigę, który błysnął w tym roku i najprawdopodobniej latem odejdzie do którejś z ekip z Premier League.
Sam Aspas wrzucił zresztą kamyczek do ogródka Camposa. W połowie kwietnia, po bezbarwnej porażce z Mallorcą (0:1), lider Celty stwierdził, że nie ma z kim grać. – Brakuje nam jakości, kreatywności, którą mieliśmy w poprzednim sezonie. Zawodnika, który umiałby odnaleźć się między liniami, wymienić kilka podań na małej przestrzeni – narzekał 35-latek. Celta od lat jest drużyną uzależnioną od Aspasa i nie dziwi, że gdy napastnik wpadł w dołek, to i cały zespół gra gorzej. Tylko czy Galicyjczykom uda się wyjść z dołka, gdy napastnik narzeka na problemy fizyczne, które są tak poważne, że według Carvalhala „gdyby chciał się w pełni wyleczyć, to nie wróciłby już do gry w tym sezonie”?
Krótka pamięć kibiców
Jedno jest pewne – to jeden z najtrudniejszych momentów w najnowszej historii Celty i prezesa Mourino, który rządzi na Balaidos od osiemnastu lat. W przeszłości uratował on klub przed bankructwem i sprawił, że dziś ekipa z Vigo nie ma długów, jednak pamięć kibiców jest krótka.
Marzeniem urodzonego w Vigo Mourino było doprowadzenie „swojej” drużyny do obchodów stulecia. Wiele wskazuje na to, że niedługo odda on dowodzenie Celty w ręce swojej córki, Marian, ale ta będzie musiał zmierzyć się z licznymi problemami, które tylko by się powiększyły w przypadku degradacji. Kibice mają pretensje nie tylko o kryzys sportowy czy o to, w jaki sposób poprowadzono negocjacje związane z transferem Veigi, które trwają od marca.
Nie podoba im się też polityczne zaangażowanie prezesa, który regularnie wykłóca się z prezydentem miasta, Abelem Caballero. Są zażenowani tym, w jaki sposób prowadzone są konta drużyny w języku galicyjskim – wydaje się, że wpisy są pisane po hiszpańsku i tłumaczone za pośrednictwem translatora Google. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nie dźwigają presji
Jeszcze nigdy sytuacja w Vigo nie była tak napięta. Okrzyki „Mourino vete ya” („Mouriño odejdź już”) są normą, ale po ostatnim meczu z Gironą (1:1) przekroczona została pewna granica. Kibice zaatakowali samochód, którym prezes i jego córka próbowali wyjechać ze stadionu. Właściciel potrzebował eskorty policji, by opuścić teren klubu, a na domiar złego na parkingu doszło do stłuczki – poddenerwowany 80-latek, chcąc jak najszybciej uciec z Balaidos, uderzył w auto wiceprezesa Ricardo Barrosa.
Trudności z udźwignięciem presji widać też po piłkarzach. Veiga przyznał, że mentalnie jest „rozje***”. Kapitan Hugo Mallo po starciu z Gironą poszedł tłumaczyć się pod sektor najbardziej zagorzałych kibiców. Wracając do szatni, postanowił rozładować napięcie i uderzył w metalowy płot. Efekt? Złamanie kości łokciowej.
W ostatniej kolejce Celta będzie musiała ograć Barcelonę na własnym stadionie w starciu-pułapce. Katalończycy, mistrzowie Hiszpanii, albo będą grać bez presji i zmiażdżą rywala, albo będą myślami już na wakacjach i sprezentują im trzy punkty, tak jak zrobili to w niedawnej rywalizacji z Realem Valladolid (1:3). Na dziś, analizy komputerowe dają Celcie 92 proc. szans na utrzymanie. Teoretycznie, pozwala to myśleć, że Galicyjczycy są w uprzywilejowanej pozycji, ale nikt w Hiszpanii nie gra ostatnio gorzej i zadowalanie się statystykami byłoby bardzo złym prognostykiem dla zespołu z Balaidos.
Czytaj więcej o LaLiga:
- Sergio Busquets – błąd w piłkarskim Matrixie
- Sprzedawcy dymu. Tydzień fety pokazał, jak bardzo zmienia się Barcelona
- „Wszyscy jesteśmy Viniciusem”, czyli futbol gra ważniejszy mecz niż Real – Rayo
Fot. Newspix