Kolejna Gala Ekstraklasy i kolejne nagrody dla najlepszych. Lubimy takie plebiscyty, nawet jeśli budzą kontrowersje. Teraz ich nie brakowało, choć głównie za sprawą wyborów piłkarzy, którzy zagłosowali na MVP sezonu. Został nim Kamil Grosicki, nie Josue, co oczywiście musimy przyjąć, ale jako dziennikarze raczej nie poszlibyśmy w tę samą stronę. W tej i kilku innych kategoriach mamy swoje obiekcje.
Jeszcze jakoś da się zrozumieć ten wybór Grosickiego, który w jakimś stopniu może wynikać z braku sympatii do Portugalczyka z Legii. Bo chyba nikt nam nie powie, że to nie miało żadnego znaczenia, kiedy kapitanowie zespołów zastanawiali się nad największym kozakiem ligi? Inna sprawa, że pokłócilibyśmy się z kilkoma wyborami kapituły złożonej z ekspertów i dziennikarzy różnych redakcji. Najpierw jednak odnieśmy się do kategorii, które nie rodzą większych “ale”.
Komplet zwycięzców:
- bramkarz: Kovacević
- obrońca: Tudor
- pomocnik: Josue
- napastnik: Gual
- MVP: Grosicki
- trener: Papszun
- młodzieżowiec: Mosór
- gol sezonu: Piasecki
Trener, obrońca, napastnik i młodzieżowiec – tutaj kontrowersji brak
Co prawda można by się posprzeczać, czy bardziej na miano najlepszego obrońcy zasłużył Fran Tudor, czy może jednak Stratos Svarnas. Ale, powiedzmy sobie szczerze, nad tą kwestią podyskutowalibyśmy co najwyżej przez minutę, żeby dojść do szybkiego wniosku, że Tudor wygrać przecież musiał. Nie był bowiem tylko obrońcą, ale także cofniętym rozgrywającym w ramach zajmowania kilku pozycji na boisku. Zebrał 13 punkcików w klasyfikacji kanadyjskiej, wyraźnie przyczynił się do mistrzostwa Rakowa i zagrał świetny, równy sezon. Tutaj wszystko się broni.
Idąc dalej, nikogo nie powinno dziwić kolejne z ogółem trzech zwycięstw Rakowa w tym plebiscycie, jakie firmuje swoim nazwiskiem Marek Papszun. Nie, zdecydowanie nie, chyba że ktoś Papszuna po prostu nie lubi. Ale nawet wtedy warto byłoby docenić, że w kapitalnym stylu wreszcie dowiózł mistrzostwo Polski. Owszem, po drodze zdarzyło się kilka potknięć, ale dosłownie tylko kilka. To był mistrz, wobec którego na boisku w prawie wszystkich kolejkach nie można było mieć żadnych zastrzeżeń. Świadczyła o tym przewaga nad resztą stawki, liczba punktów, gole strzelone i stracone, a do tego styl. Co prawda Papszun nie sięgnął po Puchar Polski, ale średnio ponad jedno trofeum na sezon w Ekstraklasie chciałby mieć przecież każdy. Szczególnie to najważniejsze, trofeum ligowe, będące w przypadku Marka Papszuna zwieńczeniem pięknej siedmioletniej historii, za którą statuetka na gali należała się jak psu buda.
Nie inaczej należy powiedzieć o Marcu Gualu. Jeśli jesteś napastnikiem, zdobywasz 16 bramek i 6 asyst, a do tego grasz w barwach Jagiellonii Białystok, musisz zebrać najważniejsze laury. Tak naprawdę tylko Imaz mógłby być dla swojego kolegi jakąś konkurencją, ale trochę naciąganą. A jako że to nie był wybitny sezon Ekstraklasy dla klasycznych “dziewiątek” (patrz: Ishak), długo nad właściwym wyborem nie trzeba było się zastanawiać. Ten, naszym zdaniem, był słuszny.
Co z tytułem najlepszego młodzieżowca sezonu? Gdyby sugerować się powtarzalnością dobrej formy w dłuższym okresie, w pierwszej kolejności oczekiwalibyśmy wskazania na Ariela Mosóra, który miał dobre mecze nawet wtedy, gdy Piastowi nie szło w rundzie jesiennej. A wiosna to już oczywiście profesura. To, że wygrał przyjmujemy więc z zadowoleniem. Można by jeszcze dodać do grona potencjalnych zwycięzców Łukasza Łakomego lub Kajetana Szmyta. Obawialiśmy się, czy na fali z ostatnich tygodni nie przyjdzie komuś wyróżnić Kacpra Tobiasza. Na szczęście w tym wypadku wygrało przekrojowe spojrzenie.
Bramkarz i pomocnik sezonu – tu byśmy się pokłócili
Przejdźmy do kontrowersji. Pierwsza z nich to wybór bramkarza sezonu. Rozumiemy, że Vladan Kovacević umocnił się w powszechnej świadomości jako świetny bramkarz, którego Raków mógłby sprzedać za kilka milionów euro. Natomiast, jeśli ktoś uważnie śledził mecze Ekstraklasy szczególnie w rundzie wiosennej, wie, że to nie był golkiper nawet na drugie miejsce w plebiscycie, a miałby ciężary, żeby w ogóle utrzymać się na podium. Serio. Wiadomo, że broni go liczba czystych kont, ale to przede wszystkim zasługa obrońców Rakowa, nie jego parad, których było zdecydowanie mniej niż elektrycznych zagrań prowadzących do problemów w polu karnym. W statystykach typu “prevented goals” oraz “big saves” Bośniak nie tworzy czołówki. Są od niego lepsi bramkarze, tacy jak Alomerović, Bednarek czy Mrozek, którego – co jest chyba jakimś niefortunnym przeoczeniem kapituły – nie było w piątce nominowanych. A więc – jeśli już ktoś miał wygrać i nie mógł to być Mrozek, prędzej wskazalibyśmy na bramkarza Jagiellonii Białystok.
MVP sezonu? Tutaj wydarzyło się coś, co – jak już daliśmy do zrozumienia – trochę nam się nie podoba.
Nagroda dla MVP sezonu przykładem pokazu antypatii do piłkarza?
Nie chcemy mówić, że ktoś został okradziony, ale trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie ułożenie obu zwycięzców obu kategorii. Merytorycznie sprawiedliwym podziałem byłoby wręczenie nagrody dla najlepszego pomocnika Kamilowi Grosickiemu, a uznanie MVP Ekstraklasy Josue. Sęk w tym, że za to drugie odpowiadają piłkarze. I okej, nawet gdyby kapitan Legii sięgnął po dwie nagrody, dałoby się to sprawnie wytłumaczyć, bo miał fantastyczny sezon i zaprowadził Legię do wicemistrzostwa oraz w nieco mniejszym stopniu do Pucharu Polski. Ale jeśli już robić jakiś szacher-macher, to chyba z większym uznaniem dla Portugalczyka. Tak, żeby każdy był zadowolony w ramach kompromisu.
Dostaliśmy jednak rozwiązanie, które można mocniej podważyć. Josue nie został wybrany MVP sezonu, mimo że mógł pochwalić się nie tylko drugą pozycją w klasyfikacji kanadyjskiej (19 punktów, tyle co Grosicki). Ale także prowadzeniem w wielu innych statystykach, które potwierdzały, że taki kozak wyrasta nie tyle poza poziom Ekstraklasy, co wręcz widnieje dość wysoko w WyScoutach klubów ze zdecydowanie lepszych lig od naszej. A jeśli chodzi o Polskę, wyglądało to tak: trzeci strzelec, trzeci asystent, lider w asystach drugiego stopnia, najczęściej faulowany zawodnik, lider w “smart passes”, najwięcej prostopadłych podań w lidze (za: Twitter Tomka Ćwiąkały). A mówimy o piłkarzu, który większość czasu spędza w okolicach koło środkowego, nie okolicach szesnastki czy w jej obrębie.
Josue nie zdystansował reszty stawki, bo Kamil Grosicki też był przecież znakomity. Zbierając jednak wszystko do kupy, w naszym rankingu wygrałby 32-letni Portugalczyk. Nie dość, że indywidualnie wypada najlepiej obok Grosickiego i też tak jak skrzydłowy Pogoni ma ogromny wpływ na zespół, to jeszcze w pakiecie posiada jeden argument więcej: trofeum wraz ze srebrnym medalem. I moglibyśmy dalej się nad tym rozwodzić, ale nie ma to większego sensu, ponieważ piłkarze w głosowaniu i tak szli za swoimi myślami, a one obok klasy piłkarskiej na pewno zapisały czyste emocje związane z jednym i drugim piłkarzem. To mogło przeważyć.
***
Ach, no i jeszcze bramka sezonu. Wiecie co, może lepiej będzie zmienić nazwę kategorii na cześć Fabiana Piaseckiego? Wygrać tę nagrodę dwa razy z rzędu i to dzięki dwóm strzałom z przewrotki – mega wyczyn. Czy zasłużony? To jak z gustami: jeden woli blondynkę, drugi brunetkę, trzeci szatynkę. Ba, nawet tutaj w redakcji moglibyśmy się pokłócić, czy wybralibyśmy torpedę z połowy Lukasa Podolskiego, czy może właśnie gola Piaseckiego. A zaraz i tak ktoś przypomniałby o innej zajebistej bramce. Taka to już kategoria.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kozacy i badziewiacy. Bartosz Śpiączka, mistrz ligowej autodestrukcji
- Rewolucja się oddala? Głosowanie nad podziałem kasy odroczone
Fot. Newspix