Pogoń efektownie wygrała w Szczecinie z Radomiakiem, ale – cytując Tomasza Burnosa – to nie ma żadnego znaczenia, że wygrała, bo swoje zrobił Lech Poznań, więc Portowcy finiszowali sezon na czwartym miejscu i lżejsi o cztery miliony złotych.
W ostatnich dniach słowa byłego bramkarza Portowców Radosława Janukiewicza zyskały drugie życie – po niepodyktowanym karnym w doliczonym czasie meczu poprzedniej kolejki z Górnikiem Zabrze i porażce 1:2 w stolicy Pomorza Zachodniego panowało jedno, wielkie wkurwienie.
Na nieszczęście dla przyjezdnych z Radomia miejscowi postanowili wyżyć się właśnie na nich.
Pogoń Szczecin – Radomiak 4:0
Dla gospodarzy to był słodko-gorzki sezon. Z jednej strony pierwsze w historii zwycięstwo w europejskich pucharach i pierwszy awans do kolejnej rundy. Z drugiej – porażka na własne życzenie z Broendby po babolach Dantego Stipicy i Luisa Maty. Z jednej strony trzecia z rzędu kwalifikacja do międzynarodowych rozgrywek, czego nigdy wcześniej nie osiągnęli. Z drugiej – gigantyczna strata do mistrzowskiego Rakowa Częstochowa i tylko trochę mniejsza do Legii Warszawa. Z jednej strony otwarcie nowego, pięknego stadionu i kapitalna frekwencja. Z drugiej – ogromne koszty utrzymania obiektu, m.in. związane z inflacją i podwyżkami cen energii, znacznie przewyższające pierwotne szacunki. I tak dalej, i tak dalej…
Czego było więcej – słodyczy czy goryczy? Pewnie zależy od tego, kogo zapytać. Optymista odpowie, że koniec końców drużyna ze Szczecina zadomowiła się w czołowej czwórce, która na przestrzeni ostatnich czterech sezonów pod względem punktów uciekła reszcie (w kolejności Raków, Legia, Lech i Pogoń). Pesymista odpowie, że może i regularność godna pochwały, tylko co z tego, skoro jak nie było czego wsadzić do gabloty, tak nie ma?
Słodko-gorzki musiał być też ostatni mecz sezonu. Z jednej strony Portowcy zrobili swoje i przed wypełnionymi trybunami efektownie pokonali Radomiaka. Z drugiej – w równoległym starciu Kolejorz zdobył komplet punktów z Jagiellonią i tym samym utrzymał trzecie miejsce. I pal licho brązowy medal, ponoć fani z ekipy z Poznania nie byliby w stanie policzyć, ile ich zespół nazbierał takich krążków, bo pamiętają tylko mistrzostwa, ale nie o liczenie medali się rozchodziło w Szczecinie, a pieniędzy.
Najniższy stopień podium to cztery miliony złotych zysku więcej. W obecnej sytuacji ekonomicznej nie do pogardzenia przez większość ligi, w tym przez Pogoń.
– Najlepsze jeszcze jest przed nami – napisali kibice Portowców na urodzinowej oprawie przy okazji potyczki ze Stalą Mielec.
Te cztery bańki miały pomóc w spełnieniu tej przepowiedni, a nie pomogą. Jak duży to problem? Cóż, ostatecznie okaże się za kilka tygodni, choć prawdopodobnie spory.
– Nie ma siły, by w tym przypadku to nie przełożyło się na funkcjonowanie klubu w przyszłym sezonie – komentował tę kwestię szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk.
– Moje spojrzenie na letnie okno jest takie, że musimy zaufać tym zawodnikom, którzy już tu są i ciężko pracują. Oczywiście chcemy też transferów. Może nie będzie ich dużo, ze względu na to, że sytuacja finansowa na to nie pozwala, ale na pewno też chcemy się wzmocnić – zapowiadał Jens Gustafsson przed rywalizacją z Radomiakiem.
Nie brzmi to specjalnie optymistycznie, prawda?
Pucharowicz jak pucharowicz
W związku z tym, że do spadku z podium przyczynił się błąd sędziów sprzed tygodnia, ból w Szczecinie jeszcze większy niż byłby w innych okolicznościach. I cóż, jedyne co w minimalnym stopniu może jakoś osłodzić finisz, to fakt, że gości z Radomia po meczu przy Twardowskiego cztery litery również bolą i to mocno, bo zostali sprani bezlitośnie.
Naturalnie znów w tym sezonie bawił się i uczył Kamil Grosicki. Oj, oby każdy z nas starzał się tak, jak wychowanek granatowo-bordowych, który w sobotę zaliczył kolejnego gola (trzynastego) i kolejną asystę (ósmą), a do tego zebrał kilka kluczowych podań i choćby Marcelowi Wędrychowskiemu zabrakło centymetrów do wykorzystania jednego z nich.
Następne dobre spotkanie w minionych tygodniach rozegrał Mateusz Łęgowski. Siła, odwaga, mobilność, skuteczność. I konkrety pod polem karnym przeciwników. Najpierw środkowy pomocnik świetnie, ze spokojem sfinalizował dogranie Grosickiego i ładnym uderzeniem z powietrza pokonał debiutanta i rówieśnika – Alberta Posiadałę. Następnie rozsądnie wykorzystał wolną przestrzeń za plecami defensorów z Radomiaka i dograniem wzdłuż szesnastki „obsłużył” Aleksandra Gorgona. Coraz łatwiej dostrzegać w Łęgowskim materiał na przyszłego reprezentanta kraju (regularnego, nie okazjonalnego).
Swoją drogą Posiadała nie będzie z rozrzewnieniem wspominać premierowego występu, bo wydatnie przyczynił się do trzeciej bramki Portowców. Co prawda Mike Cestor nie podał mu dokładnie, natomiast mimo wszystko bramkarz mógł wybić lub puścić na aut bramkowy, zamiast przyjmować w taki sposób, że nawet Luka Zahović cieszył się z trafienia.
Pogoń zagrała jak na pucharowicza przystało i zasłużenie odniosła zwycięstwo 4:0. Tyle że – jeszcze raz – ostatecznie to nie miało żadnego znaczenia w związku z wynikiem w Poznaniu.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Biznes na całym świecie i podnoszenie podłogi Rakowa. Barwna historia Piotra Obidzińskiego
- Fantazje kontra rzeczywistość. Na co naprawdę stać Cracovię?
- Odrodzenie po łódzku. Miasta i obu klubów
foto. Newspix