Być może w polskiej piłce dojdzie do precedensu, skoro najwyraźniej kolejny sezon zagramy na tych samych zasadach co poprzedni – wiadomo bowiem, że w reformach jesteśmy najlepsi i gdyby zorganizować mistrzostwa świata w reformach, to byśmy je zreformowali. Niemniej: Tomasz Włodarczyk poinformował, że przepis o młodzieżowcu zostaje w obecnym kształcie, czyli z limitem minut. No i choć można być zaskoczonym, że jeden przepis potrwa co najmniej dwa sezony, to jednocześnie nie jest to żadna dobra wiadomość.
Tak to już najwyraźniej z polską piłką jest – jak konsekwencja, to w złym miejscu i momencie.
Można się było zastanawiać, czy przepis o młodzieżowcu w ogóle jest dobrym pomysłem. Różne wypisywano argumenty – na tak, że fajno, trzeba promować młodzież, a nie przepłaconych obcokrajowców. Na nie, że młodzi nie powinni dostawać nic za darmo, jak będą dobrzy, to i tak będą grać, a taki przepis ich rozleniwia.
Jednak to nie czas i miejsce, by poruszać akurat ten wątek – tym bardziej że zrobiono to milion razy – należy jednak podkreślić, że ów przepis, abstrahując od jego słuszności, był sprawiedliwy. Dotyczył wszystkich. Jesteś w lidze, musisz mieć na boisku młodzieżowca. I tyle.
A obecny mechanizm wszystkich już nie dotyczy. To znaczy oczywiście – każdy jest narażony na karę, jeśli limitu nie wypełni, natomiast to typowa zagrywka pod tytułem „bogaci mogą więcej”.
Możesz być bowiem klubem X, który młodzieżowców dobrych nie ma, ale że jednocześnie jest biedny, to na jakichś musi stawiać. A że nie dojeżdżają, popełniają błędy, to zespół traci punkty. Z drugiej mańki jest zaś Raków Częstochowa, który młodych niespecjalnie ceni, lecz jest bogaty – więc ma generalnie w nosie, czy dostanie jakąś karę, czy nie. Najważniejszy jest dla niego wynik.
I teraz można się zastanawiać: czy gdyby zamiast Kovacevicia (choć miał przeciętny sezon) w bramce stał Trelowski, to Raków miałby mniej punktów czy więcej? Ktoś powie – Trelowski nie puścił gola w Pucharze Polski! I prawda, ale z jakichś powodów, gdy Papszun młodego wpuszczać nie musiał, to wpuszczał Kovacevicia.
Zresztą, to tylko przykład, gdyby było uczciwie i równo – Raków gdzieś swojego młodzieżowca musiałby upchnąć. Może za Arsenicia, może za Papanikolau, może za Gutkovskisa (o, to akurat z korzyścią). Gdziekolwiek.
A dziś – nie musi. Ma kasę, to nie musi.
Dlaczego więc nie posunąć się dalej? Dlaczego nie umożliwić bogatym wykupienia dwunastego zawodnika w trakcie trwania jednego meczu. Albo większej liczby zmian. Albo możliwości usunięcia piłkarza z drużyny przeciwnej. Może niech bogaci swoje bramki zmniejszają, a rywalom – zwiększają. Opcji jest naprawdę wiele.
Chcemy się porównywać do lepszych, nieśmiało tam zerkamy, nasz ranking zaczyna wyglądać przyzwoicie. No, ale jak się patrzy na tych lepszych, to choć wiadomo, że bogaci mają łatwiej – bo kasa co do zasady ułatwia życie – to jednak w ramach regulaminu ligi wszystkich dotyczą te same zasady. PSG nie zgłasza składu według innych reguł niż Angers, tylko dlatego, że jest bogatsze.
W Polsce – na odwrót. I to jeszcze w lidze, która na najbogatszych nie robi wrażenia. Wydawałoby się więc, że w tej biedzie da się w niektórych kwestiach trzymać razem, ale najwyraźniej nie.
Bo u nas jak zapłacisz odpowiednią sumę, to nie musisz się martwić. To dla kogo jest ten przepis? Bajdurzy się coś o rozwoju młodych piłkarzy, ale okazuje się, że jak masz więcej kasy w kieszeni, to ten rozwój nie jest już tak istotny. Gdyby Bill Gates zwariował i przekazał po 100 baniek każdemu klubowi Ekstraklasy, to by wszyscy o młodzieżowcach zapomnieli.
Trudno więc zrozumieć, dlaczego ten bubel zostaje z nami na dłużej. Chcecie konsekwencji – poszukajcie jej w odpowiednim miejscu. Na razie konsekwentnie wystawiacie ligę na pośmiewisko.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Nieoficjalnie: przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie zostaje na kolejny sezon
- Superpuchar na razie po staremu, ale PZPN ma się pochylić nad sprawą
Fot. Newspix