– Nie nazywajcie mnie Martinez, jest ich zbyt wielu na świecie. Mówcie mi Lautaro. Chcę być wyjątkowy – powiedział w 2018 roku na pierwszej konferencji prasowej po transferze do Interu. Co prawda po trzech miesiącach chciał czym prędzej wracać do siebie do Argentyny, ale pięć lat później ciągle gra dla drużyny z Mediolanu. I właśnie przebił barierę 100 strzelonych goli dla Nerazzurrich, jednocześnie zostając bohaterem finału Coppa Italia.
A miało być tak pięknie…
Miał 21 lat, zdobywał bramkę za bramką dla Racing Club, drużyny z wielkiej piątki argentyńskiego futbolu. Kibice skandowali jego imię, dziennikarze prosili o wywiady, przedstawiciele wielkich europejskich marek przylatywali do niego do Buenos Aires.
Świat zdawał się padać przed nim na kolana.
Tak czuł, kiedy przyszło mu rozmawiać o transferze z Piero Ausilio, dyrektorem sportowym Interu.
– Czy numer 10 jest wolny? – zapytał.
– No, no, zobaczymy – odpowiedział działacz.
Niedługo później podpisywał umowę z Nerazzurrimi i znowu zapytał o dychę.
– Słuchaj, z tym numerem grali Ronaldo, Baggio, Sneijder… – usłyszał.
– Jestem tego świadomy i kocham to wyzwanie – odparł, jakby chodziło o coś błahego. Prostego jak budowa cepa. Łatwego do zrobienia jak zalanie ziaren kawy wrzątkiem.
I dostał tę dychę, ale na tym skończyły się dobre czasy.
Wówczas wcale nie wiedział, czy chwilowo, czy już na zawsze.
Lautaro Martinez – analiza
Jesienią 2018 wsiadał w auto i kręcił się po Mediolanie bez celu. Tęsknił za domem. Za Buenos Aires. Za miłością kibiców. Za splendorem. Za zaufaniem trenera.
– Nowy klub, nowy kraj, nowy język. Wiedziałem, że będę musiał się przystosować, ale nie sądziłem, że będzie to takie trudne. Już po trzech miesiącach powiedziałam, że chcę wyjechać. Że już dłużej nie wytrzymam – wspominał w rozmowie z La Nacion.
Ale wytrzymał dzięki pomocy rodaka – Mauro Icardiego, który zaopiekował się młodszym kolegą. Za to mniej cierpliwy okazał się ojciec Martineza – Mario.
– Rób tak dalej, a twoje szczęście minie! – napisał w mediach społecznościowych do prowadzącego zespół z Mediolanu Luciano Spallettiego po tym, jak Lautaro przesiedział wśród rezerwowych mecz z Tottenhamem w Lidze Mistrzów, a swoje zdanie poprzedził zwrotem „por cagon”, co można przetłumaczyć jako „gówno”. Właśnie tak, zwyzywał szefa własnego syna.
– Między mną a Spallettim wszystko jest w porządku. Ojciec popełnił błąd, jednak jest tylko człowiekiem – wyjaśniał napastnik.
9 goli w 35 występach – to nie robiło wrażenia. Spodziewano się znacznie więcej, tym bardziej że za nietuzinkowym talentem miała iść praca. Jeszcze w Racingu poprosił o konsultację dietetyka i wyeliminował z jadłospisu słodycze, napoje gazowane oraz zbędne tłuszcze, a od klubowego analityka brał nagrania meczów, by lepiej poruszać się po murawie. Słowem, wzór profesjonalizmu.
Ale na Inter to było za mało. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Martineza, gdyby znowu nie pomógł Icardi.
Znowu pomógł Icardi
Na początku 2019 roku ważyły się losy przyszłości Icardiego w stolicy Lombardii, negocjacje nowej umowy zmieniły się w telenowelę. Według władz Interu Wanda Nara – wtedy żona i agentka napastnika – codziennie zmieniała zdanie i mówiła co innego. W poniedziałek zgadza się na ofertę Nerazzurrich, we wtorek jednak chce więcej, a w środę mówi, że mąż odejdzie do Realu Madryt. Z perspektywy szefostwa – pomieszanie z poplątaniem. Według Nary – działacze to dusigrosze i nie chcą dać tyle, na ile zasługuje Mauro.
– Jesteśmy bardzo daleko od porozumienia. Liczby, o których wszyscy mówią, nie są prawdziwe. Inter nie przedstawił satysfakcjonującej nas propozycji – mówiła publicznie.
W lutym Icardi został odsunięty od zespołu i odebrano mu opaskę kapitana, a niedługo później Nara rozpłakała się podczas programu telewizyjnego „Tiki Taka”, na co telefonem do studia zareagował dyrektor generalny ds. sportu Beppe Marotta.
– Przykro mi widzieć łzy Wandy, ale musi zrozumieć, że wszystko robimy dla dobra Mauro. Niedługo się spotkamy i przedstawimy im ofertę nowego kontraktu, którą będą mogli zaakceptować bądź nie – powiedział na antenie.
Kapitalne widowisko. Pełne pasji, emocji, awantur.
Icardi ostatecznie po sześciu spotkaniach zawieszenia wrócił do składu, tyle że finalnie tuż przed zamknięciem letniego okna transferowego odszedł do Paris Saint-Germain. Po sześciu latach w Interze.
W ten sposób w ataku zrobiło się miejsce dla Martineza, który stworzył genialny duet ze sprowadzonym z Anglii Romelu Lukaku. Maszyna ruszyła.
Dojrzałość
Martinez wylądował w Italii z rekomendacją Diego Milito – byłego napastnika Interu, strzelca dwóch goli w finale Ligi Mistrzów 2010 – i pseudonimem „El Toro”, czyli „Byk”. Z tego powodu po zdobytych bramkach krzyżuje ramiona i prostuje palce wskazujące, co – rzecz jasna – symbolizuje bycze rogi.
Od trzech lat z każdym kolejnym sezonem robi to coraz częściej:
- 2018/19: 9 goli w 35 meczach
- 2019/20: 21 goli w 49 meczach
- 2020/21: 19 goli w 48 meczach
- 2021/22: 25 goli w 49 meczach
- 2022/23: 27 goli w 54 meczach
W trwających rozgrywkach już pobił swoje najlepsze wyniki, a przecież jeszcze trwają.
Lautaro wykorzystał lukę zostawioną przez Icardiego, bo dojrzał. I jako piłkarz, i jako człowiek, bo w lutym 2021 roku został ojcem Niny.
– Zmieniłem sposób doświadczania życia. Myślę o wszystkim dwa, trzy razy. Jestem dużo spokojniejszy. Także na boisku, przecież wcześniej zdarzało mi się opuszczać mecze, bo karano mnie za protesty – przekonywał.
Nina urodziła się w samiutkim środku drugiej fali koronawirusa, z ograniczonym dostępem do szpitali.
– Dziecko zostało w inkubatorze, załatwiłem papierkową robotę i musiałem iść na trening, bo następnego dnia graliśmy u siebie pierwszy półfinał Pucharu Włoch przeciwko Juventusowi. Wyobraźcie sobie, że urodziła się moja córka… Po południu skończyłem zajęcia, wróciłem do szpitala i znowu wyszedłem, bo wpuszczali tylko jednego członka rodziny, a była tam mama żony – Agustiny. Pierwszą noc córeczki musiałam spędzić z dala od niej. Okropne uczucie – wracał do przeszłości.
Mimo wszystko przeciwko Starej Damie zdobył bramkę, honorową dla zespołu z San Siro, który co prawda odpadł z rywalizacji, ale po kilku miesiącach świętował odzyskanie scudetto po jedenastu latach.
– Ten tytuł miał inny smak właśnie ze względu na narodziny Niny – komentował Argentyńczyk.
Zapisuje się w historii
Dwa gole strzelone w środę Fiorentinie w finale Pucharu Włoch były 100. i 101. Martineza dla Interu. Pięciu brakuje mu, by zrównać się z Ermanno Aebi, zamykającym TOP 10 najskuteczniejszych zawodników w historii klubu. W najgorszym wypadku minie go w kolejnych rozgrywkach tak, jak następnych w klasyfikacji – Christiana Vieriego (123) i Icardiego (124).
Niecałe dwa tygodnie temu trafił z Sassuolo w Serie A i dzięki temu stał się ósmym piłkarzem w dziejach Nerazzurrich, który dwa lata z rzędu finiszuje z minimum 20 bramkami w lidze włoskiej. Wcześniej osiągali to Giuseppe Meazza, Amedeo Amadei, Istvan Nyers, Roberto Boninsegna, Vieri, Icardi oraz Lukaku.
Znacznie wcześniej stał się trzecim zawodnikiem Interu po Vierim i Icardim, który przez trzy lata z rzędu przekraczał barierę 15 trafień.
W historii występów Nerazzurrich w Lidze Mistrzów tyle samo goli strzelił Samuel Eto’o (10), a – na razie – lepsi są Hernan Crespo (11), Julio Cruz (13) oraz Adriano (14).
W 2023 roku w sumie zdobył trzy bramki w czterech spotkaniach przeciwko AC Milan i z zagranicznych piłkarzy tylko wspomniany Nyers trafiał dla Interu częściej w Derby della Madonnina. Węgier jedenastokrotnie, Argentyńczyk – osiem razy.
Bardzo prawdopodobne, że i pod pierwszym, i pod drugim względem w najbliższej przyszłości będzie najlepszy. W końcu ma 25 lat i kontrakt ważny do czerwca 2026, sporo grania w czarno-niebieskich barwach przed nim.
I faktycznie, wiele wskazuje, że dotrzyma słowa. Kibice Interu będą go wspominać jako kogoś wyjątkowego.
WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:
- Simone Inzaghi – trener od sukcesów po kosztach
- Włosi to rasiści i nie zmienia się nic. Absolutnie nic
- Obrażają matki, żony i dziewczyny. Włochy jako europejska stolica braku kultury
- Czas pogardy trwa. Włosi dalej proszą o kąpiel z lawy dla Neapolu
foto. Newspix