Reklama

Awans równy wskrzeszeniu ze zmarłych. Inter gra z Milanem

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

16 maja 2023, 11:45 • 7 min czytania 4 komentarze

Bez względu na wynik dzisiejszego meczu, będziemy świadkami najbardziej spektakularnego wskrzeszenia od czasów biblijnego Łazarza. Inter jeszcze na początku kwietnia sprawiał wrażenie trupa, Milan obecnie wydaje się zupełnie bez życia, a któraś z ekip z Mediolanu awansuje do finału Ligi Mistrzów.

Awans równy wskrzeszeniu ze zmarłych. Inter gra z Milanem

Co by się nie wydarzyło na San Siro, Mediolan siedemnasty raz w historii będzie miał przedstawiciela w finale Ligi Mistrzów. Albo po trzynastu latach zagra w nim Inter, albo po szesnastu sezonach przerwy Milan.

Inter – Milan: zapowiedź

Trener formalnych gospodarzy – Simone Inzaghi – ma prawo czuć się nieśmiertelny, bo przynajmniej trzykrotnie w tym sezonie w sensie zawodowym szykowano mu trumnę. Już wzięto wymiary, wybrano rodzaj drewna, rozpoczynano docinanie poszczególnych elementów.

Pierwszy raz – w październiku 2022. Porażka poniesiona z Romą na początku miesiąca była czwartą w ośmiu premierowych kolejkach ligi włoskiej. Gorzej Nerazzurri nie wystartowali nigdy wcześniej. Równie słabo raz – w rozgrywkach 2011/12. Płacz i zgrzytanie zębów. Rzecz jasna zaczęło się szukanie winnych i w takich sytuacjach najprościej wskazać szkoleniowca. Miejscowe media nie miały wątpliwości – przyszłość Inzaghiego rozstrzygnie się w dziewięć dni: od spotkania z Barceloną na San Siro przez potyczkę z Sassuolo na Mapei Stadium po rewanż z Dumą Katalonii na Camp Nou.

Dwa zwycięstwa i remis okazały się dostatecznym sygnałem życia. Trumna jeszcze niepotrzebna.

Reklama

Drugi raz – w lutym i marcu 2023. Cztery miesiące od drugiej potyczki z Barceloną, z czego półtora nie grano w związku z mistrzostwami świata. Remis z mizerną jak tylko można być mizernym Sampdorią ponownie zrywa grabarzy z miejsc. Znów los trenera przesądzi się w Champions League. Albo, albo. Awans lub zawodowa śmierć. Właściciel klubu Steve Zhang uważał, że Inter musi wyeliminować FC Porto w 1/8 finału i zakomunikował to Inzaghiemu.

Udało się. Wygrana na San Siro i remis na Estadio do Dragao wystarczyły. Pogrzebu nie będzie.

Trzeci raz i do tej pory ostatni – w kwietniu. Leciutko ponad miesiąc od rewanżu ze Smokami. Porażka z Monzą była czwartą w ostatnich pięciu meczach Serie A. Między przegrane wmieszał się remis z Salernitaną. Nerazzurri lecieli na łeb, na szyję i wśród szefostwa zapanowała panika. Bez TOP 4 i awansu do następnej edycji Ligi Mistrzów w klubie zapanuje bida, bida i rozczarowanie. Kolejne ultimatum – utrzymanie korzystnego rezultatu z pierwszego starcia z Benfiką Lizbona i awans do półfinału. W tamtym momencie wydawało się, że Inter leje każdy, kto tylko chce, i wykonanie tej misji będzie niewykonalne.

A jednak Nerazzurri dali radę, Inzaghi został uratowany trzeci raz w ciągu minionych siedmiu miesięcy, a drużyna z paskudnego kaczątka zmieniła się w olśniewająco pięknego łabędzia.

Jak grom z jasnego nieba

Odrodzenie Interu nastąpiło w momencie, w którym zdawało się, że już nic dobrego Nerazzurrich nie czeka – w drugiej części kwietniowego maratonu.

Reklama

Dla zespołu z Mediolanu to był wyjątkowo intensywny miesiąc – dziewięć spotkań (Serie A, Coppa Italia, Champions League), z kadrą najstarszą w rozgrywkach (29,5 roku w lidze włoskiej, 28,4 w LM), najbardziej wąską (24 zawodników wystąpiło w lidze włoskiej, mniej jedynie w Lazio) i najbardziej zmęczoną (na początku kwietnia aż dwunastu zawodników miało minimum dwa tysiące minut w nogach, zdecydowanie najwięcej ze szczytów ligi włoskiej).

Pierwsze pięć meczów to dwie porażki, dwa remisy i ledwie jedno zwycięstwo – z Benfiką.

Ale następne siedem meczów to siedem wygranych, które dały awans na trzecie miejsce w Serie A i do finału Coppa Italia oraz przewagę po pierwszym półfinale Champions League. To najlepsza seria za kadencji Inzaghiego, taką samą zanotował wyłącznie na przełomie sezonów 2021/22 i 22/23. W tak dobrej formie Inter nie był w tym sezonie i nawet rotacje nie wpływają na rezultaty. W sobotę przeciwko Sassuolo w podstawowym składzie znaleźli się Roberto Gagliardini, Raoul Bellanova czy Samir Handanović, a mimo to zgarnięto komplet punktów.

Z jakiegoś powodu Inter w końcu odzyskał skuteczność. Bo to nie tak, że przeciwko Monzie, Spezii czy Fiorentinie prezentował się fatalnie. Wręcz odwrotnie – ekipa Inzaghiego kreowała na potęgę, tyle że jednocześnie zdawało się, iż nie ma dla nich sytuacji nie do zmarnowania. Czego dobitnym przykładem pudło Romelu Lukaku przeciwko Violi, kiedy z kilku metrów nie trafił do pustej bramki.

Lukaku można podawać jako symbol wskrzeszenia – w sumie zdobył dwanaście bramek w całych rozgrywkach, z czego siedem od początku kwietnia. Belg znowu przypomina samego siebie z sezonu, w którym poprowadził Nerazzurrich do scudetto, a boleśnie przekonał się o tym Ruan Tressoldi z Sassuolo – Brazylijczyk nie był w stanie przepchnąć gigantycznego napastnika i nie mógł mu przeszkodzić w strzeleniu spektakularnego gola.

Wrócił.

A przykładów jest więcej. Francesco Acerbi. 35 lat, już niechciany w Lazio, wzięty z powodu pustej kasy, identyfikujący się jako kibic Milanu. Zdawało się, że obejrzy sobie sezon z boku, tymczasem gra i to tak, że już trwają rozmowy z szefostwem klubu z Rzymu w sprawie wykupu. 33-letni Matteo Darmian wyrósł na świetnego prawego stopera w trzyosobowym bloku defensywnym. 34-letni Henrich Mchitarjan miał przyjechać do Italii na emeryturę, tymczasem najpierw błyszczał w Romie, a obecnie w Interze, dla którego zdobył bramkę w pierwszym półfinale.

I tak dalej, i tak dalej.

W Interze znaleźli sposób na nieśmiertelność. I pewnie mogliby spać spokojnie przed rewanżem, gdyby nie przeciwnik – Milan. U sąsiadów też wiedzą, jak oszukać sportową śmierć. Oj, wiedzą.

Wraca Leao

Cały poprzedni sezon to oszukiwanie przeznaczenia. Przecież Rossoneri zdobyli scudetto bez prawego skrzydła i ofensywnego pomocnika. Sam Rafael Leao – lewa flanka – wypracował lepsze statystyki (11 goli, 10 asyst) niż trzech pozorantów zabezpieczających prawą – Junior Messias, Alexis Saelemaekers oraz Samu Castillejo (6 goli, 7 asyst). Brahim Diaz – dziesiątka – nie miał bezpośredniego udziału przy trafieniu od grudnia i potyczki z Salernitaną. A nie można pominąć poważnego urazu Simona Kjaera, który tylko dlatego nie okazał się brzemienny w skutkach, że wyszperany w rezerwach Lyonu Pierre Kalulu nagle dojrzał do występów w Serie A.

Ale trwające rozgrywki to inna historia, a już szczególnie ich druga część, rozpoczęta od widowiskowego roztrwonienia prowadzenia 2:0 z Romą i remisu 2:2. Tak jak wygrana w derbach z Interem rok wcześniej napędziła Milan, tak podział punktów z Giallorossimi ich psychicznie rozbił. Kontuzje i nieudane letnie transfery też zrobiły swoje.

Milan jest piąty w lidze włoskiej i traci cztery punkty do czwartego Lazio, ale gdyby nie niezła pierwsza runda, byłby dużo niżej. W 2023 roku Rossoneri są dopiero dziewiątym zespołem Italii, z identycznym dorobkiem jak Bologna, Torino i Sassuolo. W międzyczasie zostali zmiażdżeni przez Inter w Superpucharze i odpadli z Coppa Italia z Torino.

Pioli is on fire! – wielokrotnie śpiewano na cześć szkoleniowca w rytm „Freed from desire”. „On fire” ma wydźwięk pozytywny, to dobra passa, ale w dosłownym tłumaczeniu to „być w ogniu” i w 2023 roku do Piolego i całego Milanu bardziej pasuje literalne znaczenie.

Jednak nawet w takich okolicznościach Rossoneri potrafią pokazać serce mistrza. Kiedy drugiego dnia kwietnia drużyna Mediolanu wybiegła na murawę stadionu w Neapolu, miała za sobą serię czterech spotkań bez zwycięstwa i nic – ani na niebie, ani na ziemi – nie wskazywało, by gospodarze musieli się ich obawiać.

A dostali srogie manto 0:4.

To samo działo się w ćwierćfinałach. Przecież Chwicza Kwaracchelia przed upływem minuty pierwszego starcia miał kapitalną okazję do zdobycia bramki, ale trafił w stojącego na linii Rade Krunicia, a do tego niewiele brakowało Andre-Frankowi Zambo Anguissie czy Piotrowi Zielińskiemu. Aż szaloną kontrę wyprowadził Diaz.

W rewanżu wydawało się, że nie ma siły, Napoli odrobi straty, aż Leao zerwał się z uwięzi i zdemolował przeciwników.

I powrót po urazie mięśniowym Leao to kluczowa informacja przed drugą potyczką z Interem. Portugalczyk ćwiczył z kolegami w poniedziałek i ma zagrać od początku, a z nim wszystko jest możliwe. Nawet wskrzeszenie zbieraniny, która w weekend zebrała zasłużone baty od bijącej się o przetrwanie Spezii. Doskonale o tym wiedzą w Interze.

Jeśli ktoś z nas myśli, że choćby w 1% jesteśmy w finale, jest w gigantycznym błędzie – zapowiada Acerbi.

To nie kurtuazja. To racjonalne myślenie. Na San Siro wszystko się może zdarzyć. Albo nastąpi kolejny etap odrodzenia Interu, już i tak godnego pochwały, albo Milan jednak wybije wieko trumny i ucieknie z cmentarza.

WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Liga Mistrzów

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

4 komentarze

Loading...