Gdyby to od nas zależało, w tym sezonie pożegnalibyśmy w Ekstraklasie nie tylko Miedź Legnica i Lechię Gdańsk, ale także Śląsk Wrocław i Wisłę Płock. Przez większość sezonu z trudem patrzyło się na poczynania tych zespołów i nie jest przypadkiem, że niemal na pewno spośród nich wyłoni się trzeci spadkowicz. A tak się akurat składa, że w sobotę ta dwójka zagra ze sobą. Jeżeli WKS przegra, będzie po wszystkim.
Powodów, by widzieć jednych i drugich poza Ekstraklasą znajdziemy wiele. Śląsk na przykład w tym sezonie ma najgorszą ofensywę ligi. Razem z Lechią strzelił najmniej goli (27), a w statystyce expected goals od reszty stawki dzieli go przepaść. Współczynnik ten wynosi tu zaledwie 25.76 bramek, podczas gdy przedostatniej Miedzi Legnica 31.31. Biorąc pod uwagę fakt, iż sposób obliczania dogodności danej sytuacji w tej metodzie jest często surowszy niż odbiór z trybun czy sprzed telewizora (nawet gdy Jagiellonia oddała Koronie bramkę i Łukowski strzelał bez żadnej presji, prawdopodobieństwo trafienia do siatki nie wynosiło 1.00), mowa o naprawdę kolosalnej różnicy.
Blisko połowa tego miernego dorobku rozkłada się na Johna Yeboaha (7 goli) i Erika Exposito (6 goli). Bez tej dwójki nie byłoby czego zbierać, WKS nie miałby żadnych atutów z przodu.
Łączona jedenastka Śląska Wrocław i Wisły Płock
Siłą rzeczy Śląsk dołuje w innych ofensywnych statystykach. Jako jedyny goli oczekiwanych na mecz ma poniżej jednego (0.83). Jest przedostatni w liczbie oddawanych strzałów na spotkanie (8.10, gorsza tylko Warta Poznań) i trzeci od końca w liczbie celnych strzałów na spotkanie (3.39, niżej jedynie Piast i Miedź).
Na dodatek wrocławianie w tym sezonie ani razu nie wygrali dwóch meczów z rzędu, a tego teraz potrzebują. Kiedy jednak się przełamać, jak nie w dwóch domowych starciach z dołującymi „Nafciarzami” i zaprzyjaźnioną Miedzią, która już jest w I lidze?
Wisła Płock była rewelacją początku rozgrywek, naprawdę przyjemnie śledziło się jej poczynania. Podopieczni Pavola Stano po sześciu kolejkach mieli na koncie pięć zwycięstw, czyli tyle samo, ile odnieśli w następnych dwudziestu pięciu meczach! Licząc od 7. kolejki do teraz, wywalczyli najmniej punktów (21) wespół z mającą jedno spotkanie więcej „Miedzianką”. Dramatyczny zjazd.
O ile u siebie Wisła jeszcze jako tako trzyma fason i nadal razem z Pogonią jest trzecim najlepiej punktującym zespołem, o tyle poza domem od dawna nie ma czego zbierać. „Nafciarze” w 2023 roku przegrali na wyjeździe wszystko, a ich passa porażek w delegacjach rozpoczęła się jeszcze jesienią i obecnie wynosi siedem. Po raz ostatni udało się coś wywieźć 22 października z Mielca (1:1).
Odejścia Davo i Michalskiego kluczowe
Skąd taka zapaść? Przede wszystkim po znakomitym początku coraz słabiej wyglądała gra Davo. Hiszpan liczby jeszcze czasami dokładał, ale na boisku był znacznie mniej widoczny i jego wpływ na drużynę malał. Jakby tego było mało, zimą odszedł, co już zupełnie osłabiło płocką ofensywę. W defensywie problemy zaczęły się po sprzedaży Damiana Michalskiego do Greuther Fuerth, który przed transferem zdążył jeszcze rozegrać sześć meczów. To raczej nie przypadek, że dokładnie wraz z jego stratą Wisła znacznie spuściła z tonu, czego początkiem było 1:2 w Łodzi z Widzewem. Defensywa to jej największa bolączka. Tylko Lechia, Jagiellonia i Zagłębie mają wyższy współczynnik dla oczekiwanych goli straconych (47.54).
Sam trener Stano w pewnym momencie podobno zaczął myśleć o objęciu reprezentacji Słowacji i chyba stracił pierwotny zapał do pracy w Wiśle. Do tego klub wpadł w kłopoty finansowe i mamy przepis na to, jak roztrwonić zaliczkę po kapitalnym starcie. Efekt jest taki, że niespodziewanie na finiszu sezonu trzeba drżeć o utrzymanie.
Czy spadnie Śląsk, czy spadnie Wisła, lista piłkarzy, za którymi moglibyśmy zatęsknić byłaby krótka. Pomyśleliśmy, że warto sprawdzić, jak prezentowałby się możliwie najsilniejszy skład złożony z najlepszych przedstawicieli tych drużyn. Nawet przy takim rozszerzeniu na kilku pozycjach mieliśmy klasyczne „na bezrybiu i rak ryba”. Kogoś trzeba było wybrać, więc wybieraliśmy między do bólu szarawym przeciętniakiem a ewidentnym słabiakiem.
BRAMKARZ
Krzysztof Kamiński przez poprzednie dwa sezony był solidną ligową marką, ale w tym byłby głównym kandydatem do antyjedenastki całych rozgrywek obok Kevina Brolla (Artur Rudko w Ekstraklasie zagrał tylko raz). Bramkarz Wisły popełniał mnóstwo błędów, często prokurując zagrożenie dla swojej drużyny – po części przez wymóg ciągłego rozgrywania od tyłu krótkimi podaniami. Jako jedyny na swojej pozycji aż trzy razy otrzymał od nas notę poniżej 3, co w przypadku bramkarza oznacza naprawdę zły występ. O skład Kamiński walczy z Bartłomiejem Gradeckim, który obiecująco zaczął sezon, ale im dalej w las, tym prezentował się gorzej. Z czasem wrócił na ławkę i dopiero w trakcie tej rundy ponownie mógł się wykazać w kilku meczach. Szansy nie wykorzystał, więc w poprzedniej kolejce znów bronił Kamiński.
Michał Szromnik potrafi imponować refleksem na linii, ale w wielu innych elementach sprawia wrażenie trochę nieociosanego i na dłuższą metę nie jest synonimem solidności. W tej sytuacji między słupkami stawiamy na Rafała Leszczyńskiego, który w pierwszych meczach rundy wiosennej robił różnicę i należał do czołówki ekstraklasowych golkiperów. Potem było już słabiej i w efekcie Jacek Magiera przed meczem z Jagiellonią postanowił wrócić do Szromnika. Mimo wszystko, jeśli mielibyśmy brać kogoś z tej czwórki, to najprędzej Leszczyńskiego.
OBROŃCY
Selekcja była tu najtrudniejsza, bo tak naprawdę o ani jednym obrońcy Wisły lub Śląska nie powiedzielibyśmy z całą pewnością, że warto trzymać go w Ekstraklasie. No, może ewentualnie o Martinie Konczkowskim, który zawodzi po zmianie barw, ale w Piaście na tyle długo prezentował się solidnie – a czasami nawet dawał coś więcej – że zasługuje na trochę większy kredyt zaufania. W każdym razie, w zestawieniu z takim Pawlakiem czy beznadziejnym Sulkiem nawet byśmy się nie zastanawiali, kogo wolimy.
Wśród stoperów bryndza niesamowita, ale skoro trzeba na kogoś postawić, to w pierwszej kolejności bierzemy Steve’a Kapuadiego. Miał dziwne CV, przychodził po okresie totalnego niebytu na Słowacji z pozasportowych względów. Trudno zatem było optymistycznie patrzeć na transfer Francuza, jednak z perspektywy czasu wygląda on całkiem przyzwoicie. Jeśli tylko jest zdrowy do gry, to od niego w tej formacji Pavol Stano zaczyna ustalanie składu.
Kto obok Kapuadiego? Cóż, tu zaczynają się schody. Rzeźniczak? Coraz częściej dostosowuje się do marnego poziomu reszty, doświadczenie nie wystarczy. Chrzanowski? Szymański? Nie ma o czym mówić. W Śląsku także małe pole manewru. Konrad Poprawa ma duże ograniczenia w elementach wykraczających poza podstawową pracę w defensywie, czego sam nie ukrywał w rozmowie z nami. Przyznawał, że wyprowadzenie piłki to jego wada, tyle że dla Ivana Djurdjevicia nie stanowiło to przeszkody, bo nie wymagał od niego niczego więcej poza bronieniem dostępu do własnej bramki. A z tym różnie bywa, zwłaszcza w ostatnim czasie. Gretarsson po przyzwoitej rundzie jesiennej, wiosną jest słabiutki. Z braku laku postawimy na Łukasza Bejgera, który jest najbardziej perspektywiczny, odnajdzie się także na lewej obronie i czasem błyśnie w ofensywie. Ale podkreślamy: to wybór na zasadzie „skoro musimy”.
Lewa obrona? Piotr Tomasik to już typowy ligowy dżemik. Na dłuższą metę wolelibyśmy mieć w składzie efektywniejszego z przodu Victora Garcię, choć trzeba nadmienić, że Hiszpan całościowo wyraźnie obniżył loty. Pod koniec kadencji Djurdjevicia poszedł w całkowitą odstawkę. Serbski trener wolał wystawiać na tej pozycji prawonożnego Patryka Janasika lub wspomnianego Bejgera. Jacek Magiera pominął go w Zabrzu, by potem przywrócić do wyjściowej jedenastki. Skończyło się to głupim faulem na rzut karny w Białymstoku…
POMOCNICY
Tutaj sprawa była prosta. Rafał Wolski aktualnie przeżywa słabszy okres, ale generalnie ma udany sezon (7 goli, 8 asyst, 2 asysty drugiego stopnia) i niewykluczone, że jeszcze dostanie szansę pokazania się w lepszym klubie. Mateusz Szwoch efektownie zaczął ten rok, w czterech kolejnych meczach strzelając gola lub notując asystę. Bardzo możliwe, że już nigdy nie nawiąże do sezonu 2020/21, w którym został królem asyst całej ligi (12), jednak w razie spadku „Nafciarzy” bez wątpienia dostałby sporo ofert. Dominik Furman już od blisko trzech lat nie zdobył bramki (dobija do 4700 minut!), co jest statystyką szokującą. Mimo to i tak prędzej umieścilibyśmy jego niż kogokolwiek ze środka pola WKS-u.
Całość uzupełnia John Yeboah. Potrzebował trochę czasu, żeby się wdrożyć, a gdy już się to stało, dźwigał na plecach ofensywę Śląska. Gdyby nie on, nie udałoby się zdobyć kilku bezcennych punktów na początku wiosny i dziś wrocławianie nie mieliby żadnych nadziei na utrzymanie. Nawet jeśli uda się wyjść nad kreskę i tak trudno sobie wyobrazić, żeby Yeboah latem nie zmienił klubu. Mowa przecież o najlepszym dryblerze Ekstraklasy. Niemiecki skrzydłowy najczęściej podejmuje próby dryblingu (112) i najczęściej notuje próby udane (65).
NAPASTNICY
W kończącym się powoli sezonie Wisła korzystała z usług aż sześciu napastników, z czego pięciu strzelało dla niej gole. Złośliwi powiedzieliby, że napadziora z prawdziwego zdarzenia nie było ani jednego, ale jeśli z tego grona trzeba byłoby kogoś wyciągnąć, postawilibyśmy na Łukasza Sekulskiego. Rok temu rozegrał sezon życia, zdobył 13 bramek w Ekstraklasie. Przez chwilę jego pozyskaniem interesował się Lech Poznań. Teraz ma 5 goli i 2 asysty, choć pewnie dorobek miałby nieco okazalszy, gdyby nie problemy zdrowotne na początku wiosny. Gdy w kwietniu wrócił do podstawowego składu, pokonał bramkarzy Radomiaka, Zagłębia i Jagiellonii.
Obok Sekulskiego – mimo trudnego charakteru, różnych przebojów i nierównej formy – wystawiamy Erika Exposito. Piłkarsko przerasta klubową konkurencję o kilka długości, choć trudno nie odnieść wrażenia, że do dziś nie odkręcił się w pełni po fiasku transferu do Chin zimą 2022. Niedawno mógł przejść do Rakowa, ale jego oczekiwania finansowe na ostatniej prostej wzrosły i nie udało się porozumieć. Jego forma na finiszu może być kluczowa dla Śląska. Exposito nawet jeśli nie zdobywa bramek, odgrywa bardzo ważną rolę z przodu, pozwalając utrzymać się przy piłce. Jest drugi w całej lidze jeśli chodzi o stoczone pojedynki (437), pojedynki wygrane (211) i pojedynki w powietrzu (202) oraz piąty pod względem wygranych pojedynków w powietrzu (94).
*
Reasumując. Nawet w połączonej jedenastce Wisły Płock i Śląska Wrocław mamy zaledwie dwie ekstraklasowe gwiazdy (Wolski, Yeboah), do tego kilku solidnych ligowców i wciąż sporo potencjalnie słabych punktów. Ten skład na papierze raczej nie powalczyłby o coś więcej niż środek tabeli. Inna sprawa, że takie położenie to aktualnie sfera marzeń dla jednych i drugich.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Bartosz Slisz na jeden wieczór zmienił się w Kevina de Bruyne. A Legia zlała Jagę
- Prosto, ale nie prostacko. Piast oskalpował kolejnego rywala
- Nieoficjalnie: przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie zostaje na kolejny sezon
- Legia szuka zawodników na co najmniej trzy pozycje. Czeka też na rozwój negocjacji z Josue i Mladenoviciem
Fot. Newspix