Michał Świerczewski czy Marek Papszun oraz ich decyzje transferowe to najczęściej wskazywane przyczyny historycznego sukcesu drużyny spod Jasnej Góry. Ale co konkretnie Raków robił na boisku lepiej niż inni, że już trzy kolejki przed końcem przypieczętował tytuł? Pięć kluczowych aspektów.
1. Stałe fragmenty gry
Gole strzelane po nich wciąż traktuje się czasem, jakby były gorsze, mniej wartościowe, niż te, które padają po wielopodaniowych akcjach. Tymczasem ich znaczenie we współczesnym futbolu jest coraz większe i nawet w najlepszych ligach świata to, jak się je wykonuje, rozróżnia czasem zwycięzców od przegranych. W Rakowie Częstochowa Marka Papszuna od zawsze przywiązywano do nich wielką wagę. Jeszcze w czasach gry w niższych ligach po mediach krążyły legendy o liczbie wariantów rozegrania, które ma w repertuarze zespół spod Jasnej Góry. Na pierwszym etapie wędrówki tego klubu na szczyt wykorzystanie rosłego Tomasa Petraska w polach karnych rywali było często potężną bronią.
To się przez lata nie zmieniło, co należy uznać za imponujące. Wszak teoretycznie także rywalom najłatwiej przygotować się do obrony stałych fragmentów gry. Także oni mieli czas, by nauczyć się rozwiązań stosowanych przez Raków. A przecież w sztabie szkoleniowym Papszuna ciągle zachodziły zmiany, co sprawiało, że zmieniali się ludzie odpowiedzialni za szlifowanie zagrań ze stojącej piłki. Wreszcie częstochowianie przestali mieć naturalną przewagę fizyczną, którą zapewniała im obecność Petraska. W mistrzowskim sezonie Czech grał mało i zdobył tylko jedną bramkę. Jeśli chodzi o średnią wzrostu piłkarzy, z wynikiem 181,9 cm należą do niższych zespołów w lidze. Ale niczego nie zatracili ze swojej mocy przy stałych fragmentach gry.
Raków strzelił po nich 21 goli, co jest najlepszym wynikiem w lidze (druga Stal 17). Jeśli porównać go do pozostałych drużyn z czołówki, można mówić o przepaści: Legia zaliczyła o siedem takich trafień mniej, Pogoń osiem, a Lech aż czternaście. A przecież o piłkarzu, który zapewniłby komuś w skali sezonu siedem, osiem albo czternaście goli więcej, powiedziałoby się, że stanowił wartość dodaną. Raków miał taki zbiorczy element, którym przewyższał całą konkurencję.
Jeszcze więcej o zagrożeniu stwarzanym po stałych fragmentach gry niż same gole, mówi jednak statystyka bramek oczekiwanych. Zagrania ze stojącej piłki podlegają takim samym zakrzywieniom jak wszystkie inne elementy w futbolu — czasem nawet dobrze rozegrany stały fragment gry nie kończy się bramką, a po beznadziejnie wykonanym piłka do niej wpada. Raków generował w tym sezonie 0,42 gola oczekiwanego po stałym fragmencie gry. To o 0,15 więcej niż wynosi ligowa średnia. Inaczej mówiąc: Raków średnio co dwa mecze z kawałkiem kreował po zagraniu ze stojącej piłki sytuację, która powinna skończyć się golem. Przeciętny zespół ligi tworzył taką okazję raz na niespełna siedem spotkań. To potężna różnica.
To praktycznie jedyna statystyka ofensywna, w której Raków znakomicie wypada także na tle europejskim. Jeśli porównać jego statystykę goli oczekiwanych ze średnią za ostatnie cztery sezony dla czołowych pięciu lig świata, okaże się, że Raków był pod tym względem w najlepszym percentylu. Inaczej mówiąc: 99% drużyn z czołowych lig świata w ostatnich czterech sezonach tworzyło po stałych fragmentach gry mniejsze zagrożenie niż Raków. To wybitny wynik, który pozwalał Rakowowi rozpoczynać strzelanie w wielu stykowych spotkaniach.
2. Strzały z groźnych pozycji
Mówi się często, że Raków ma niewiele indywidualności, które potrafią w pojedynkę przesądzać o wynikach meczów. Podkreśla się, że mistrzowski zespół w Częstochowie zbudowali z piłkarzy, którzy grając w innych miejscach polskiej ligi, nie zawsze zdradzali potencjał do walki o medale. To w pewnym sensie prawda. Piłkarze Rakowa nie robili z piłką rzeczy, których zawodnicy innych klubów nie byliby w stanie wykonać. Ich system gry pozwalał jednak na znacznie częstsze niż rywale uderzanie z dogodnych pozycji.
Zawodnicy Rakowa oddawali w tym sezonie średnio tylko o półtora strzału więcej niż ligowa przeciętna. To nie jest powalający wynik. Znacznie częściej uderzali jednak z czystych pozycji. Statystycznie, w co drugim meczu dochodzili do klarownej okazji, której rywal nie miał. Ich średni strzał miał prawdopodobieństwo 11% zakończenia się bramką, podczas gdy ligowa średnia wynosi 8%. To nie jest więc tak, że Bartosz Nowak czy Vladislavs Gutkovskis po transferze do Rakowa zaczęli strzelać celniej, niż strzelali w Górniku Zabrze czy Bruk-Becie. Ale zaczęli częściej strzelać z dogodnych pozycji, które kreowała im cała drużyna. To jedna z przyczyn tego, że po transferze do Rakowa tak wielu zawodników radzi sobie lepiej niż w poprzednich klubach: wchodzą do bardziej zorganizowanej machiny.
Ciekawie wygląda porównanie ofensywnych statystyk Rakowa z poprzedniego, wicemistrzowskiego sezonu, z obecnym. W wielu z nich częstochowianie wyglądają tak samo albo nawet słabiej. Oddawali w tym sezonie mniej strzałów, znacznie rzadziej próbowali pokonać rywali po kontratakach (co mówi o innym nastawieniu przeciwników do tej drużyny), równie często dośrodkowali w pole karne i rzadziej niż wcześniej strzelali po wysokim pressingu. Ale mimo to oddawali strzały z minimalnie lepszych pozycji. To pokazuje, że poprawiła się jakość rozgrywania ataków pozycyjnych. Częstochowianie oddawali strzały z najmniejszej odległości w lidze. Średnio wynosiła ona jedynie 15,68 metra. A próby z obrębu pola karnego mają oczywiście największe szanse powodzenia.
3. Gra bez piłki
Raków w tym sezonie dosłownie zabierał rywalom przestrzeń. Jego linia obrony ustawiała się średnio 50,24 metra od własnej bramki, czyli niemal na połowie boiska. To o niemal siedem metrów wyżej niż wynosi ligowa przeciętna. Jeśli wziąć pod uwagę, że bramkarze i trenerzy rywali zwykle pilnują, by obrońcy nie bronili we własnym polu karnym, tylko stali przynajmniej na szesnastym metrze, okaże się, że większość gry w meczach Rakowa toczyła się zwykle na 34 metrach. Trzeba naprawdę dużych umiejętności, by poradzić sobie w takim gąszczu i sensownie rozgrywać akcje. Ekstremalne skracanie pola gry (tylko 1% drużyn w Europie broni wg StatsBomb tak wysoko) sprawiało, że rywale mogli się czuć, jakby boisko w meczach z Rakowem było o kilka metrów krótsze niż zwykle. A nikomu przyzwyczajonemu do określonych rozmiarów pola gry nie jest łatwo przejść nagle na zupełnie inne boisko.
Tłamszenie rywali odbywało się jeszcze bardziej ekstremalnie niż przed rokiem. W porównaniu do zeszłego sezonu obrona Rakowa podeszła jeszcze o kolejne trzy metry do przodu. Sam doskok nie następował jakoś ekstremalnie wcześnie. Gracze Papszuna pozwalali przeciwnikom średnio na wykonanie prawie ośmiu swobodnych podań, czym ustępują Lechowi, Górnikowi i Wiśle, ale za to nie mają sobie równych, jeśli chodzi o próby pressingu na połowie przeciwnika. Niemal 60% wszystkich skoków pressingowych wykonywanych przez Raków odbywało się za linią środkową. Średnia dla całej ligi to 47%. Nikt równie często nie przeszkadzał rywalom w rozegraniu.
Dobrze obrazuje to poniższa grafika. Na różne odcienie czerwonego zaznaczono na niej strefy boiska, w których Raków podejmował więcej defensywnych aktywności (doskoki, przechwyty, odbiory, pojedynki, bloki, faule), niż wynosi ligowa średnia. Na szaro zaznaczone są te części pola gry, gdzie Raków był mniej aktywny niż przeciętny polski zespół. Im bardziej intensywna barwa, tym większe odchylenie od średniej. Niemal cała połowa przeciwnika zaznaczona jest na mniej lub bardziej czerwony kolor. Pole karne rywala i jego okolice to miejsca, w których Raków bronił znacznie aktywniej niż rywale w lidze. To w dużej mierze sprawiało, że przeciwko częstochowianom grało się wszystkim tak trudno.
4. Gra obronna
Wysokie próby odbioru należą oczywiście do tego działu, ale Raków nie tylko w pressingu radził sobie dobrze. Sporą karierę zrobił cytat z Dawida Szwargi, który w wywiadzie dla Weszło powiedział kilka miesięcy temu, że Raków broni pola karnego najlepiej w Europie. To oczywiście niesprawdzalne. Ale na pewno Raków broni pola karnego bardzo dobrze. O ile ofensywne statystyki częstochowian na tle najsilniejszych lig świata raczej nie imponowały (nie licząc stałych fragmentów gry), o tyle obronne prezentują się świetnie. Średnia goli oczekiwanych dla przeciwnika (ledwie 0,59 na mecz), średni wynik goli oczekiwanych dla strzału rywala (7% prawdopodobieństwa utraty gola), tylko raz na ponad pięć meczów dopuszczanie do stuprocentowej sytuacji po stałych fragmentach gry — w tym wszystkim Raków ma wyniki lepsze niż 95% europejskich zespołów z lig top 5. Oczywiście, grając przeciwko lepszym rywalom, Raków pewnie miałby znacznie gorsze statystyki. To zostanie zweryfikowane w pucharach. Ale w skali ligi można śmiało powiedzieć, że mistrzostwo zdobył zespół, który bronił niemal doskonale. To zdecydowanie był tytuł zdobyty przez defensywę.
Co ważne, w prawie każdej z tych statystyk Raków poprawił się względem minionego roku. O ile wyniki ofensywne w zestawieniu sezon do sezonu były bardzo zbliżone, o tyle w defensywie widać znaczący postęp. To właśnie on zamienił wicemistrza w mistrza. Pozwolił wykonać ostatni krok. Jeszcze w poprzednim sezonie przeciwnicy dochodzili w meczach z Rakowem do niespełna jednej sytuacji bramkowej (xg 0,95). Obniżenie tego wskaźnika o 0,36 oznacza, że Raków z zeszłego sezonu raz na trzy kolejki dopuszczał do sytuacji, której tegorocznemu udało się uniknąć. To przekłada się w skali sezonu na jedenaście czystych okazji bramkowych dla rywala mniej niż przed rokiem. A jedenaście okazji bramkowych to w futbolu całe mnóstwo.
5. Rozłożenie akcentów na różne barki
To wiąże się częściowo z piątym aspektem, czyli uniezależnieniem się w porównaniu do poprzedniego sezonu od największych indywidualności. Wszelkie szczegółowe statystyki wskazują, że Vladan Kovacević w tych rozgrywkach błyszczał mniej niż w poprzednich. Nie stanowił dla zespołu aż takiej wartości dodanej. Ale nie zaszkodziło to specjalnie Rakowowi, bo cały zespół bronił lepiej, przez co słabsza dyspozycja bramkarza nie była aż tak odczuwalna. Ivi Lopez rozegrał indywidualnie słabszy sezon niż poprzedni, ale to w tym odniósł sukces drużynowy. Bo kadra znacznie poszerzyła się jakościowo. Bartosz Nowak, oprócz tego, że został najlepszym strzelcem, stał się też najczęściej zakładającym pressing piłkarzem drużyny i zaliczającym największą liczbę podań prowadzących do strzału.
Władysław Koczerhin, który w poprzednim sezonie nie wywierał aż tak dużego wpływu na zespół, stał się jednym z najbardziej wartościowych piłkarzy, jeśli chodzi o budowanie zagrożenia z ataków pozycyjnych i przyjmowanie piłki w tercji ofensywnej. Fabian Piasecki, choć miesiącami był kontuzjowany, gdy grał, także lepiej pasował do gry kombinacyjnej niż Vladislavs Gutkovskis. Raków z zeszłego sezonu miał zdecydowanie twarz Iviego Lopeza. Raków z obecnych rozgrywek w niektórych miesiącach był drużyną Lopeza, w innych Frana Tudora, Bartosza Nowaka czy Jeana Carlosa Silvy. A do tego miał jeszcze bardzo równych bohaterów drugoplanowych jak Giannis Papanikolaou, Zoran Arsenić, Stratos Svarnas, Milan Rundić czy Ben Lederman. I w ten sposób wymieniona została niemal cała podstawowa jedenastka. Byli już w Polsce mistrzowie z lepszymi indywidualnie piłkarzami, co do tego nie ma dwóch zdań. Ale niewielu było takich, którzy byli lepiej zorganizowanymi drużynami. System to największa gwiazda nowego mistrza Polski.
CZYTAJ WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- Raków Częstochowa nie będzie efemerydą
- Świerczewski: – Papszun zastał Raków drewniany, a zostawia murowany
- „Zawsze miał świeże spojrzenie na futbol”, „był technicznym stoperem”. Historia Dawida Szwargi
Fot. Newspix