Nie zbawią reprezentacji Polski, nie podbiją czołowych lig zagranicznych i raczej nie dostaną pod koniec sezonu wyróżnień na Gali Ekstraklasy. Ale gdy wyjadą na urlopy, będą mogli odpoczywać w poczuciu solidnie wykonanej pracy. Niezależnie od tego, czy ich kluby odniosły sukcesy, czy poniosły porażki. Jedenastka pozytywnie rozumianych solidnych ligowców.
Podsumowanie Ekstraklasy na sześć kolejek przed końcem? Nie za wcześnie? Myślę, że nie, bo po latach doświadczeń z ustalaniem różnego rodzaju rankingów posezonowych dochodzę do wniosku, że często zbyt silny jest wpływ najświeższego wrażenia. Zapadają w pamięć ci, których przed chwilą widzieliśmy unoszących trofea, strzelających decydującego gola albo rozpaczających po spadku z ligi. Umyka w tym gdzieś budowane od początku lipca wrażenie. Dlatego wolę teraz, póki nikt jeszcze nie spadł, nikt nie został mistrzem. Perspektywa nie jest skrzywiona. A osiem miesięcy grania to wystarczająco długo, by uznać, że ktoś rozegrał dobry sezon, niezależnie od tego, czy zwieńczy go szczęśliwie.
Niedoceniani ligowcy – jedenastka. Definicja niedocenienia
I jeszcze kilka zastrzeżeń natury ogólnej. Ze słowem “niedoceniany” problem polega zwykle na definicji. Nie wiadomo przez kogo niedoceniany. O kim wcale nie mówi się mało. Żeby spróbować jakoś zobiektywizować własne spojrzenie, oparłem się na oficjalnych jedenastkach kolejek publikowanych przez Ekstraklasę. Uznałem, że kto w 28 seriach gier pojawił się tam przynajmniej dwukrotnie, nie zasługuje na tytuł niedocenianego, bo jak najbardziej jest zauważany. Nie brałem też pod uwagę piłkarzy z czołowej czwórki ligi. O Rakowie Częstochowa, Pogoni Szczecin, Lechu Poznań i Legii Warszawa mówi się dużo i zwykle dobrze. Nawet jeśli na Giannisa Papanikolaou, Milana Rundicia, Bartosza Slisza, czy Jespera Karlstroema spływa mniej pochwał niż na innych graczy, wciąż trudno ich uznać za niedocenianych. Kto ogląda tę ligę, ten widzi ich wkład w sukcesy zespołowe.
Dostępność jako niedoceniany atut
Nie ma tu też ludzi z czołowej dziesiątki klasyfikacji strzelców czy punktacji kanadyjskiej. Nie można umieścić Jakuba Łukowskiego wśród niedocenianych, skoro walczy o tytuł króla strzelców. Ani młodych gwiazdek jak Tomasz Pieńko, Jakub Lewicki, Kajetan Szmyt, czy Szymon Włodarczyk. Skoro regularnie jeżdżą ich oglądać skauci silniejszych klubow, to znaczy, że już dawno nie są niedoceniani. Nie brałem też pod uwagę piłkarzy, którzy wyjechali z Polski zimą albo trafili do niej dopiero po rundzie wiosennej.
Chodzi mi o wyeksponowanie tych, którzy w skali sezonu prezentują się równo. Sporą wagę przywiązywałem do mocno niedocenianej statystyki rozegranych minut. Świadczy ona o umiejętności regularnego przekonywania do siebie trenerów, często więcej niż jednego w sezonie, utrzymywania dobrej formy tydzień w tydzień, unikania kontuzji i kartek. Zwyczajnie, o gotowości do wykonywania swoich zadań wtedy, gdy akurat klub ich potrzebuje. Dlatego nie znajdziecie tu choćby Damiana Jakubika z Radomiaka, czy Damiana Tronta z Miedzi Legnica, choć gdyby jesienią mogli grać, pewnie bym ich tu umieścił.
W jedenastce znajdą się więc w większości piłkarze, którzy nie zbawią reprezentacji Polski, nie podbiją czołowych lig zagranicznych i raczej nie dostaną pod koniec sezonu wyróżnień na Gali Ekstraklasy. Ale gdy wyjadą na urlopy, będą mogli odpoczywać w poczuciu solidnie wykonanej pracy. Niezależnie od tego, czy ich kluby odniosły sukcesy, czy poniosły porażki. Gramy w ustawieniu 3-5-2.
BRAMKARZ: Karol Niemczycki (Cracovia)
W poprzednim sezonie, pierwszym, w którym nie miał już statusu młodzieżowca, dzielił się miejscem w bramce Pasów z Lukasem Hrosso, co żadnemu z nich nie wyszło na dobre. W tych rozgrywkach nie opuścił już ani minuty, prezentując równą, dobrą formę. Ani razu nie doceniono go nominacją do jedenastki kolejki, ale za to już jedenaście razy w tych rozgrywach zachował czyste konto. Według statystyk WyScouta uchronił krakowski zespół przed trzema bramkami, które uśredniony bramkarz by puścił. Jednocześnie jednak nie mniej ważne jest, że bardzo rzadko popełnia błędy, które ewidentnie można by mu przypisać. Pod względem celności długich podań, co ma znaczenie w taktyce Jacka Zielińskiego, zajmuje pierwsze miejsce w lidze. Są bramkarze efektowniejsi w grze na linii, ale niewielu jest równiejszych i bardziej wszechstronnych.
PRAWY WAHADŁOWY: Jan Grzesik (Warta Poznań)
W siedmiu ostatnich sezonach zawsze rozgrywał ponad dwa tysiące minut. Tę serię zaczął jeszcze w II lidze w Siarce Tarnobrzeg, kontynuował w I lidze, a potem w Ekstraklasie w barwach ŁKS-u, przeniósł ją do Warty Piotra Tworka i utrzymał przez półtora roku w drużynie Dawida Szulczka. Już samo to, dla zawodnika na pozycji niezwykle wymagającej fizycznie, byłoby powodem do dumy. W tym sezonie Grzesik dorzuca do tego konkrety w postaci trzech goli i czterech asyst, nie zapominając o dobrej postawie w defensywie. Poprzednimi sezonami udowodnił, że zasługuje na miejsce w Ekstraklasie, w której zadebiutował dopiero jako 25-latek. Tym pokazuje, że mógłby nawet pomyśleć o silniejszym klubie.
Jan Grzesik – definicja solidnego ligowca
ŚRODKOWI OBROŃCY: Miłosz Trojak (Korona Kielce) – Dawid Szymonowicz (Warta Poznań) – Virghil Ghita (Cracovia)
Trojak przechodził do Korony z Odry Opole jako wyróżniający się środkowy pomocnik I ligi. W Kielcach zaczął jednak na środku defensywy i spisuje się na tyle dobrze, że trener Kamil Kuzera ani myśli go stamtąd ruszać, preferując przesuwanie do drugiej linii Kyryło Petrowa, nominalnego stopera. 28-latek, który do tego sezonu miał na koncie tylko dwanaście występów w Ekstraklasie, zalicza najwięcej przechwytów w całej stawce, co świadczy o jego dobrym ustawianiu się i wygrywa aż 79% pojedynków defensywnych, co z kolei pokazuje, że radzi sobie także w kontakcie z przeciwnikiem. Jest też w czołówce ligi pod względem liczby blokowanych strzałów. To jeden z filarów dobrej wiosny Korony, który już po jesieni mógł być z siebie zadowolony.
Dawid Szymonowicz jest natomiast w Ekstraklasie od dawna. Debiutował jeszcze u Michała Probierza w Jagiellonii. Występował też w Cracovii czy Rakowie Częstochowa. Ale dopiero w Warcie, w której gra drugi sezon, 27-latek zapracował na miano pozytywnie rozumianego solidnego ligowca. Dobrze dowodzi zgraną i nieprzyjemną dla rywali defensywą Warty. Popełnia niewiele błędów. A co było widać w serialu CANAL+ “Piłkarze na podsłuchu”, jest jednym z tych, którzy na boisku przypominają o założeniach i trzymaniu się planu na mecz. Pod tym względem przejął rolę lidera, opuszczoną przez Łukasza Trałkę i Mateusza Kupczaka. Strzela niewiele goli, przez co rzadko zwraca się na niego uwagę, ale w grze defensywnej trudno mieć do niego wiele zarzutów.
Virgil Ghita to jeden z dwóch, obok Szymonowicza, graczy z pola, którzy nie opuścili jeszcze ani minuty w tym sezonie. Rumun półtora roku temu przychodził jako najdroższy transfer w historii Cracovii i w tym sezonie udowadnia, że to był dobrze wydany milion euro. 24-latek popełnia niewiele błędów, dobrze zdobywa teren podaniami, nie unikając trudnych zagrań. Pełni ważną funkcję w wyprowadzaniu piłki z własnej tercji defensywnej. A przy tym ma też atuty ofensywne. W pierwszej części sezonu daleko rzucał piłkę z autu w pola karne rywali, wiosną już dwa razy trafił do siatki w wygranych przez krakowian meczach. Gra w Cracovii nie musi być najwyższym punktem jego kariery.
LEWE WAHADŁO: KRYSTIAN GETINGER (Stal Mielec)
To nie jest dobrze obsadzona pozycja w polskiej lidze. Albo grają tam piłkarze już powszechnie doceniani, jak Dawid Abramowicz, czy Erik Janża, albo tacy, którzy dopiero trafili do polskiej ligi, jak Dymitar Velkovski, Marius Briceag albo Andrejs Ciganiks. Stawiam na powtarzalność opoki Stali. Choć w Mielcu wszystko wokół niego szybko się zmienia, on ciągle trwa, dobijając już powoli do setki występów w Ekstraklasie, mimo że debiutował w niej jako 32-latek. Miewał sezony, w których więcej znaczył w ofensywie, ale nie przestał być solidnym i pewnym punktem. Gra w każdym meczu niemal od deski do deski, ma trzy asysty drugiego stopnia (ustępuje pod tym względem tylko Josue), dobrze wykonuje stałe fragmenty gry. Należy do czołówki najczęściej dośrodkowujących, ale i najczęściej odbierających piłkę. Zawsze wiadomo, czego się po nim spodziewać. A to pozytywna cecha.
ŚRODKOWI POMOCNICY: Marek Hanousek (Widzew Łódź) – Chuca (Miedź Legnica) – Takuto Oshima (Cracovia)
W pierwszej fazie sezonu, gdy zachwycano się Widzewem, zwracano uwagę szczególnie na Bartłomieja Pawłowskiego, Jordiego Sancheza czy Henricha Ravasa. Ale w skali całych rozgrywek może imponować, co do ligi wniósł Marek Hanousek. Czeski defensywny pomocnik to płuca ekipy Janusza Niedźwiedzia. Zalicza średnio zdecydowanie najwięcej odbiorów na mecz. Dobrze prezentuje się z piłką i wykonuje sporo pracy bez niej, wybierając odpowiednie momenty, by doskoczyć do rywala. Debiutancki sezon w polskiej lidze zdecydowanie może zaliczyć do udanych.
Chuca już w Ekstraklasie grał i miał do niej piorunujące wejście, bo już po kilku chwilach w koszulce Wisły Kraków strzelił decydującego o zwycięstwie gola. Potem było jednak tylko gorzej i musiał zejść na poziom I ligi. Nie od razu wywalczył sobie jednak silną pozycję w Miedzi. Dopiero w rundzie wiosennej zaczął być niekwestionowaną postacią z podstawowego składu. W przeciwieństwie do większości członków tamtej drużyny akurat Hiszpan obronił się po awansie i podobnie jak Maxime Dominguez, zwykle znacznie bardziej doceniany, może liczyć na pozostanie w lidze nawet po spadku beniaminka. Pięć strzelonych goli dla środkowego pomocnika najsłabszego zespołu w stawce to też wynik wart odnotowania.
Takuto Oshima to z kolei członek drugiej fali japońskiego zaciągu w Ekstraklasie. Najświeższe transfery z tego kraju nie przyniosły do Polski tak efektownych w skali ligi postaci, jak Takafumi Akahoshi czy Riota Morioka, ale akurat pomocnika Cracovii należy uznać za bardzo solidnego piłkarza. Dobrze spisuje się w defensywie, z poświęceniem stara się odbierać piłkę i potrafi dobrze napędzić szybki atak podaniem zdobywającym teren. Odkąd wskoczył do postawowego składu, bardzo rzadko go opuszcza.
NAPASTNICY: Łukasz Zwoliński (Lechia Gdańsk) i Patryk Makuch (Cracovia)
Jeśli ten sezon zakończy się dla gdańszczan spadkiem, trudno będzie tam szukać jasnych punktów. Ale akurat Zwoliński będzie najmniej winny tej katastrofie. Zdobył więcej niż 1/3 bramek swojej drużyny, często w ważnych momentach kluczowych meczów. Mimo że jesienią zmagał się z urazem, jego dorobek wygląda całkiem przyzwoicie. Zwłaszcza na tle ligi, w której akurat klasyczni środkowi napastnicy nie błyszczą. 30-latek będzie naturalnie pomijany przy nagrodach indywidualnych, ale ze znalezieniem sobie miejsca w dobrym klubie nie powinien mieć po tym sezonie problemów.
Po Patryku Makuchu, którego w lecie chciało pół Ekstraklasy, można było spodziewać się zdecydowanie więcej, ale zadanie, jakie dostał w Cracovii, ma wyjątkowo trudne. Rzadko gra jako typowy środkowy napastnik. Częściej jest ustawiany piętro niżej, gdzie ma wygrywać pojedynki główkowe. Wywiązuje się z niewdzięcznego zadania znakomicie i w powietrznych starciach góruje nad wszystkimi ofensywnymi piłkarzami w lidze. W systemie Jacka Zielińskiego gra w ataku to ciężka fizyczna praca, a nie spijanie śmietanki przygotowanej przez kolegów.
Makuchowi brakuje już często siły, by skupić się na zadaniach snajpera, albo nie ma go tam, skąd najłatwiej o gole, bo drużyna potrzebuje go walczącego o piłkę gdzie indziej. Mimo to dorobek pięciu bramek zaczyna wyglądać już przyzwoicie. A o Makuchu nigdy nie można powiedzieć, że przechodzi obok meczów. W lidze, w której nawet nadchodzący mistrz ma problemy w ataku, nie sposób nie docenić takiego piłkarza w klubie środka tabeli.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: