Przed ludzkością wciąż stoi wiele zagadek, pytań postawionych, ale bez jednoznacznej odpowiedzi – jakie skutki przyniesie rewolucja związana z AI, co znajdziemy w nieodkrytych rejonach oceanów, gdzie, bo nie czy poza nami w kosmosie istnieje życie. Natomiast być może te łamigłówki rozwiążemy szybciej niż tę, którą przygotowała nam Ekstraklasa. Mianowicie – co Lechia widzi w Bassekou Diabaté?
Chłop ma za sobą 37 meczów w lidze, konkretnie 1184 minut na boisku. Daje to prawie 20 godzin gry w piłkę. Naszym zdaniem – być może wygórowanym, odrealnionym – jest to wystarczająco sporo czasu, by strzelić gola. Owszem, stoper mógłby mieć problem. Ba, nawet defensywny pomocnik nie byłby z tego rozliczany. Ale jednak, cholera, zawodnik ofensywny mógłby kopnąć raz w ten – zdaje się – dziwny prostokąt.
Tymczasem trudno nawet skojarzyć, by Diabate był tego osiągnięcia kiedykolwiek bliski. Ma się nieodparte wrażenie, że chłop jedyne, co robi, to biega jak kurczak pozbawiony już głowy. Nie ma to absolutnie żadnego sensu, panuje tam chaos jak w tornistrze nieogarniętego trzecioklasisty. Tu sobie wypuścić i stracić, potem podać, albo niecelnie, albo nie w tempo, jazda, jazda, kop, trach, trach, myk, pyk, aut.
Naprawdę: brakuje już sił, by opisywać tego gościa słowami składające się w logiczne zdania. Diabate – za Ekstrastats – 18 razy kopał, bo nie strzelał w kierunku bramki. Liczba celnych prób: dwie. Dwie! 11%!
Tymczasem wybitny myśliciel David Badia jednak potrafi go bronić. Jak mówi: – Diabate jest dla nas bardzo ważnym piłkarzem. Szukamy dla niego odpowiedniej pozycji, aby uwypuklić jego zalety i ukryć wady. Oczywiście, kiedy jest na boisku, przeciwnik musi być bardzo uważny. Jest bardzo szybki, w chwilę może się urwać obrońcy.
To prawda – przeciwnik musi uważać, żeby nie parsknąć śmiechem. To nie jest 4×400, żeby zasłaniać się tylko szybkością (bo równie dobrze można wystawić na skrzydle Ewę Swobodę). Uwypuklić zalety i ukryć wady? Podpowiemy: odstawić na lotnisko.
Naturalnie nie jest też tak, że Diabate to największy problem Lechii, bo tych problemów jest tyle, że nie wystarczyłoby palców u rąk mieszkańców dużego miasta, by je zliczyć. Ale jest jednym z ważnych kłopotów, uosobieniem konkretnej bryndzy w ofensywie. Przypomnijmy – ostatnie pięć meczów to jeden gol dzielnych gdańszczan. Załadował Bartkowski. Nominalnie obrońca.
Kozacy z kolei pokazują, że w tej lidze mimo wszystko da się strzelać bramki, bo tłok jeśli chodzi o pierwszą linię mieliśmy spory. Gramy 3-4-3, a przecież z powodzeniem można dać też Podolskiego do ataku, Almqvista również. Nie znalazło się choćby miejsce dla Rochy, który zaliczył świetny mecz z Lechem. Naprawdę sympatyczna kolejka pod tym względem.
Niemniej słownie wyróżnimy Pyrkę. Początek sezonu – fatalny, dostosował się do gliwickiej bryndzy, na pewno nie był jednym z tych, którzy mimo wszystko chcieli ciągnąć ten wózek. Natomiast od dziesięciu kolejek wygląda naprawdę sensownie. Dynamiczny, przebojowy, zawsze grający co najmniej solidnie (u nas bez noty za ten okres poniżej wyjściowej). W meczu z Widzewem w końcu z golem. Ktoś powie, że łatwa sytuacja, ale przecież były już przypadki, kiedy zawodnicy durnieli, mając tyle czasu w pojedynku z bramkarzem. Pyrka od początku do końca wiedział, co zrobi. I wykończył akcję bardzo dobrze.
Oby tak dalej – we wrześniu skończy ledwie 21 lat. Liczymy na ciągły rozwój.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- 75 lat Pogoni. Szczecińskiej tak mocno, jak tylko się da
- Trela: Podstawy do utrzymania. Pięć aspektów, które odmieniły sytuację Korony
- Jak narobić sobie kłopotów. Klimala pozdrawia izraelskich kibiców
Fot. Newspix