Nie ma co ukrywać – patrząc na dzisiejsze rewanże na etapie ćwierćfinału Ligi Mistrzów, raczej wszystko jest pozamiatane od tygodnia. Nawet gdybyśmy szukali jakichkolwiek powodów do optymizmu dla Bayernu Monachium czy Benfiki Lizbona, polegałyby one na jednej zależności. Rywale musieliby mieć naprawdę słaby dzień, natomiast wymieniona dwójka nie mogłaby zejść z poziomu wybitności. Oczywiście niczego nigdy nie można wykluczyć, nie takie remontady w tych rozgrywkach już widzieliśmy, jednak, cholera, mowa przecież o Manchesterze City z przewagą trzech bramek i Interze Mediolan z dwoma.
Kolejno 3:0 i 2:0. Wyniki niemal perfekcyjne, dla wielu zapewne pozbawiające wszelkich złudzeń przeciwników po drugiej stronie barykady. My, jako obserwatorzy wielu lig w Europie, nie powinniśmy być tak kategoryczni i powiemy jedynie, że Bayern z Benficą potrzebują cudu. A że cuda to materia nieodgadniona i zupełnie nieprzewidywalna, nie będziemy się nad nimi specjalnie rozwodzić. Spójrzmy lepiej na ciekawe kwestie poboczne, które są zdecydowanie prostsze do przewidzenia.
Jaki to będzie finisz Erlinga Haalanda?
Na początek warto przypomnieć dorobek bramkowy Erlinga Haalanda w Lidze Mistrzów, a także zobaczyć, ile szczebelków w tabeli strzelców wszech czasów może jeszcze pokonać tu i teraz. W tym sezonie strzelił 11 bramek i – co ciekawe – jest krok od wyrównania rekordu Ruuda van Nistelrooya, który jest posiadaczem największej liczby trafień w jednej kampanii jako piłkarz Premier League – dwunastu. Zakładając, że Norweg będzie miał przynajmniej 180 minut do dyspozycji i Pep Guardiola nie wymyśli żadnej rewolucji, to wyzwanie absolutnie w jego zasięgu.
Ciekawiej robi się także w tabeli historycznej, której nadal przewodzi oczywiście Cristiano Ronaldo z przewagą 11 goli nad Leo Messim. Na tle tych nadludzi, Haaland jest jeszcze daleko w lesie, ale słowo kluczowe to właśnie „jeszcze”. Potrzebował bowiem tylko czterech sezonów w Lidze Mistrzów, żeby zbliżyć się do najlepszej dwudziestki:
- 19. Kylian Mbappe – 40 bramek
- 20. Ferenc Puskas – 36
- 21. Edinson Cavani – 35
- 22. Gerd Muller – 34
- 23. Erling Haaland – 34
Jak widać, norweski napastnik toczy grę o nie byle co. Wciąż ma realne szanse, żeby złapać Puskasa przed końcem obecnego wyścigu po puchar, a to oznaczałoby, że miałby mniej lat (22) niż cyferek określających miejsce w tej tabeli. Wbiłby się do grona takich kozaków szybciej od Kyliana Mbappe, którego tempo powiększana dorobku w Lidze Mistrzów określaliśmy przecież pokoleniowym fenomenem. Nadal nim jest, tu nie ma wątpliwości, jednak wskoczenie Haalanda na najwyższy poziom w Manchesterze City dodaje Francuzowi poważnej konkurencji. I dobrze zresztą, bo właśnie tego chcemy po kilkunastoletniej erze dominacji Messiego i Ronaldo. Nowego, wyrównanego wyścigu młodych gości w podobnym wieku.
A jeśli chcecie poczytać więcej o początkach snajpera z Norwegii, łapcie nasz ekskluzywny reportaż: Wielki piłkarz z małego miasteczka. Bryne – tu dorastał Erling Haaland [REPORTAŻ].
I obowiązkowo tekst skupiający się na analizie bramek strzelanych przez Haalanda: Jak strzela Erling Braut Haaland i dlaczego robi to tak dobrze?
Inter jedną nogą przed powtórką z historii i wyjątkowym półfinałem
Pierwsze od 2010 roku miejsce w półfinale Ligi Mistrzów? Do tego derby Mediolanu? To brzmi bajecznie dla fanów włoskiej piłki, którzy mogą doczekać się naprawdę wyjątkowej chwili, jeśli Inter dopełni formalności z Benficą. Portugalczycy tanio skóry nie sprzedadzą, aczkolwiek chyba mało kto poza ich krajem rzeczywiście w nich wierzy. Inter, który jest o krok od historycznego starcia wykraczającego zdecydowanie poza miano zwykłego półfinału LM, chyba nie byłby w stanie aż tak się sfrajerzyć. Nie jest Barceloną, którą swoją drogą przecież pokonał w fazie grupowej… Ale, dobra, leżących się nie kopie.
Jeśli spojrzymy na historię pucharową Nerazzurrich w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie, zobaczymy historię wiecznego niedosytu. Od sezonu 1998/1999 16 podejść do Ligi Mistrzów: pięć razy 1/8 finału, pięć ćwierćfinałów i cztery razy zakończenie przygody na fazie grupowej, ale za to jeden triumf w 2010 roku potrafiący przykryć wszystkie niepowodzenia. Mimo to dość długo w niebieskiej części Mediolanu czekali na półfinał, nawet nie pozwalając sobie na marzenia o finale. Niecierpliwość, frustracja czy rezygnacja kompletnie nie dziwi. Teraz jednak, po trzynastu latach przerwy, marzenie będące wstępem do jeszcze większego pragnienia może się urzeczywistnić.
I wiecie, co jest w tym najlepsze? Los chciał, żeby Inter w półfinale mógł zmierzyć się z Milanem. Tak jak równo 20 lat temu, w sezonie 2002/2003. Wtedy odpadł (0:0 i 1:1), ale dziś, szczególnie po wczorajszej klęsce Napoli, niejeden kibic Interu najpewniej powiedział pod nosem: „Czas na zemstę. Chłopcy, tylko nie spierdzielcie z tą Benfiką roboty”. Powiemy to samo: panowie, może nie jesteście wybitną ekipą, która rozpala swoją grą miliony kibiców na świecie tak, jak choćby Real Madryt, ale nie zepsujcie tego i dajcie nam podwójną porcję derbów Mediolanu przed głównym, finałowym daniem.
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Pięć meczów, które ukształtowały Luciano Spallettiego
- Znów wszystko poszło nie tak. Czy PSG zabrnęło w ślepą uliczkę?
Fot. Newspix