Reklama

Dodatkowa zmiana przy groźnym urazie? Radomiakowi by się dziś przydała

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

15 kwietnia 2023, 18:28 • 5 min czytania 35 komentarzy

Z całego serca popieramy to, o czym podczas spotkania Cracovii z Radomiakiem (nawet niezłego, a spodziewaliśmy się dramatu) napisał na swoim Twitterze Adrian Mierzejewski. Nasz piłkarski globtroter apeluje o dodatkową, ponadprogramową zmianę dla drużyny, której zawodnik doznał poważnego urazu, a wszystkie pięć roszad zostało już wykorzystanych. Wskutek kontuzji Ramosa Radomiak musiał kończyć mecz w osłabieniu, a sędzia Myć doliczył do podstawowego czasu gry aż osiemnaście minut. Podopieczni Lewandowskiego nie wytrzymali tego dystansu. Polegli z kretesem. A sumie co stoi na przeszkodzie, by drużyny dostawały w takich wypadkach, przy podejrzeniach groźnych urazów stwierdzonych przez lekarzy, jeszcze jedną zmianę ekstra?

Dodatkowa zmiana przy groźnym urazie? Radomiakowi by się dziś przydała

Widok Ramosa zderzającego się w parterze z Oshimą nie był może kinem wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach, ale jasno sugerował, że pomocnik Radomiaka wypada z gry na dłużej. Nie trzeba być Tomaszem Hajto, by nawet z perspektywy kanapy ocenić, że pomocnik prawdopodobnie złamał nogę. Premedytacji zawodnika „Pasów” nie było w tym starciu za grosz. Co więcej, to Ramosa można było uznać za agresora, bo…

  • to on popełnił prosty błąd techniczny, który musiał nagle naprawiać,
  • to on spóźnił się do piłki,
  • to on zaatakował nogą japońskiego zawodnika „Pasów”.

Zrobił to tak niefortunnie, że się połamał. Pech. Fatalny. Ogromny. Przerażający. Ale jednak zwykły pech. Każda logicznie myśląca istota nawet nie podejrzewała, by Oshima zdradzał jakiekolwiek znamiona premedytacji. Do grona logicznie myślących osób nie należy najwidoczniej sędzia Myć. Arbiter, którego jednym z głównych atutów jest bycie przystojnym (pamiętacie?), chyba nie wiedział, co robić, gdy Ramos zwijał się na murawie w szaleńczych okrzykach. Zgłupiał i podjął jakąkolwiek decyzję, by dać sobie możliwość podbiegnięcia do monitora. Z jednej strony – dobrze, bo przynajmniej nie popełnił błędu. Z drugiej… VAR nie jest od tego, by wyręczać sędziów. A tu rozjemcę ewidentnie zamurowało. Nie wiedział, co robić.

Gdzie tu niby wina piłkarza Cracovii?

Reklama

Jak byk – to zawodnik Radomiaka jest spóźniony,  próbuje skasować swojego przeciwnika i przy okazji doznaje poważnego urazu. Pech. Zwykły pech. Nie twierdzimy, że „ma za swoje”, bo przecież nikomu nie życzymy takiego uszczerbku na zdrowiu. Po prostu ta czerwona kartka dla Oshimy była jedną z najbardziej absurdalnych decyzji sędziowskich tego sezonu. Nawet mimo faktu, że została ona odwołana po obejrzeniu powtórek na wozie VAR.

Mamy więc Radomiaka, który przeprowadził już pięć zmian i jego piłkarz jest wnoszony do ambulansu.

Mamy też Cracovię, która ma delikatną zaliczkę bramkową (1:0) i gra w przewadze.

Obecny regulamin FIFA przewiduje dodatkową zmianę jedynie w momencie, gdy u piłkarza zachodzi podejrzenie urazu głowy. Te urazy mają „pierwszeństwo”, bo są trudne do błyskawicznego wykrycia. Piłkarze w przeszłości wielokrotnie ignorowali niebezpieczeństwo, wygrywała adrenalina, po chwilowym szoku wracali na boisko. Przykłady zawodników grających z urazami głowy można mnożyć. Nawet po finale mistrzostw świata 2014 Christopher Kramer opowiadał w wywiadach, że nie pamięta z tego meczu ani chwili.

A więc żartów nie ma.

Reklama

Skoro tak, to dlaczego są z innymi częściami ciała?

Jeśli zastanowimy się nad tym szerzej, to dlaczego dodatkowa zmiana nie powinna obejmować też urazów nóg, rąk, szyi, kręgosłupa, i tak dalej, i tak dalej? Wychodzi na to, że z głową ryzykować nie można, a nogę – czy złamanie, czy zerwanie – zawsze można rozbiegać. Przecież Ramos mógł, czysto hipotetycznie, naderwać zaledwie mięsień. Wiedząc, że szkoleniowiec nie ma już do dyspozycji żadnych roszad, mógł zacisnąć zęby i dograć do końca. Pewnie z korzyścią dla zespołu, gorzej dla siebie samego.

Kiedy Cracovia strzeliła na początku doliczonego czasu gry na 2:0 (główka Ghity po rogu), było już w zasadzie pozamiatane. Siedzieliśmy przez te osiemnaście minut i trochę traciliśmy czas. Radomiak ani nie potrafił, ani specjalnie się nie wyhylał. Przypomniał o sobie za to Makuch, który dopadł do odbitej piłki przez Kobylaka (strzał z dystansu wypluł przed siebie, bramkarski kryminał), okiwał bramkarza i zapakował do pustaka. Wszystko to, co zadziało się w doliczonym czasie gry, to dopełnianie formalności.

Wcześniej oglądaliśmy przewagę „Pasów”, ale nie tak znaczącą. Gospodarze znaleźli bardzo prosty i powtarzalny sposób na rozmontowanie defensywy Radomiaka. Zagrywali prostopadłą piłkę do zbiegającego z boku / ze środka zawodnika. Mimo że schemat ten powtarzany był kilka razy, piłkarze Lewandowskiego wciąż się na niego nabierali. Tak zresztą padła pierwsza bramka. Znacie ten widok, gdy przy rzucie z autu na wysokości pola karnego pół drużyny leci do szesnastki? No pewnie, że tak. To właśnie po wrzucie z autu padła pierwsza bramka dla Cracovii. Nagła strata, lej po bombie w tyłach, Donis, któremu nieszczególnie chce się wracać i Jakubik, który dogonił Rakoczego (a mimo to dał się zaskoczyć) i obstawiający krótki słupek Kobylak (również dał się jakimś cudem oszukać). Gdy Ramos wylatywał z boiska, także ratował się faulem mającym na celu przerwanie groźnej kontry po stałym fragmencie gry. 

Może nie trzeba rzucać armii piłkarzy na każdy najmniejszy nawet rzut z autu? Radomiak się dziś na tym wyłożył.

Co jeszcze? Donis dostał wędkę w 36. minucie, ale to wydarzenie bez znaczenia. Choćby przebywał na boisku do końca, i tak byśmy go pewnie nie zobaczyli. Grek opanował do perfekcji sztukę ukrywania się. Nie mamy pojęcia, jakie ma atuty. Niczym się nie wyróżnił. Niczym się nie pokazał. Nie dał się nawet jeszcze poznać. Dziwna postać, na którą Radomiak – przynajmniej do końca rundy – może być skazany.

Radomiak w zasadzie niczego sobie nie stworzył. Niby Rocha trafił w poprzeczkę, ale było to raczej ratowanie sytuacji, a nie przemyślane zagranie. Wcześniej rosły napastnik Radomiaka ubiegł Niemczyckiego, który niepotrzebnie wyszedł z bramki, lecz nie trafił w metalowy prostokąt. I to na tyle. Nie zdziwimy się, jeśli za chwilę zrobi się w Radomiu nerwowo, skoro przewaga nad czerwoną strefą wynosi na ten moment ledwie trzy punkty. Cracovia jak to Cracovia – osiadła w środku tabeli, o nic nie gra, nic jej nie grozi, w zasadzie mogłaby już zacząć plażować.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

35 komentarzy

Loading...