W lidze masz dużą przewagę nad odwiecznym rywalem. W wyjazdowym meczu pucharowym wywalczyłeś korzystny wynik. Przez większość pierwszej połowy stwarzasz więcej sytuacji i nie dopuszczasz Realu do głosu, i co? No nic, bo ostatecznie zbierasz ostre baty, przegrywasz z kretesem i wręczasz Królewskim przepustkę do finału Pucharu Króla. Witaj w świecie FC Barcelony ze środowego spotkania z Realem Madryt.
I choć długo nie zanosiło się na to, co ostatecznie zobaczyli kibice na Camp Nou, to prawda jest taka, że FC Barcelona została dziś rozebrana element po elemencie. Królewska firma rozbiórkowa nie zabrała się od razu do dzieła, ale efekt dla zespołu z Madrytu jest więcej niż zadowalający.
Barcelońskie pobojowisko
FC Barcelona z Christensenem, Pedrim, De Jongiem i Dembele w składzie byłaby o wiele mocniejsza, ale dziś musiała sobie radzić bez nich. I długo wyglądała więcej niż przyzwoicie. Może nie miażdżyła Realu Madryt, ale swoje sytuacje stwarzała, a przy tym nie pozwalała na zbyt wiele przeciwnikom. Co niektórzy już nawet zaczęli narzekać na gości, którzy wiedząc, że muszą odrabiać straty z pierwszego meczu, byli dość pasywni. Gdzieś brakowało tego błysku, zacięcia, efektowności i efektowności. Obserwowaliśmy takie dość jałowe trwanie, które nie odbiło się Królewskim czkawką.
I tak sobie meczyk mijał, Barca się rozpędzała, Real niezbyt i nadeszła końcówka pierwszej połowy.
Balde wypatruje Lewandowskiego.
Precyzyjnie zagrywa do niego futbolówkę, ale…
… strzał Polaka zatrzymuje Thibaut Courtois.
A więc kontra.
Barca zostawia krater w środku pola, Real czuje, że to ten moment i cyk, mamy 1-0. Akcję podciągnął Vinicius, piłkę zwrotną zagrał mu Benzema i już nawet interwencja Kounde nie była w stanie zatrzymać piłki lecącej do sieci. Duma Katalonii nie próbowała skasować akcji bramkowej w zarodku, nie była w stanie zatrzymać w końcowej fazie. Wiele błędów złożyło się na kiepski efekt końcowy, ale do końca meczu pozostawało jeszcze sporo czasu i był czas na wzięcie się w garść.
Madrycki walec
W takich okolicznościach czekaliśmy na drugą połowę z wypiekami, bo dwumecz dzięki bramce Viniciusa zaczął się w zasadzie od nowa. I naprawdę nie wiemy, co wydarzyło się w szatni gospodarzy, ale na drugą część wyszli, jakby było już pozamiatane i ich los był przesądzony. Po przerwie byli apatyczni, nieuważni, nijacy, niedokładni. I długo nie musieli czekać, żeby się to na nich zemściło.
Kilka minut po wznowieniu Luka Modrić zagrał do Karima Benzemy i ten bez większych kłopotów zdobył bramkę na 2-0. Mija kilka minut i znów Francuz wpisuje się na listę strzelców. Tym razem wykorzystał rzut karny po bezsensownym nadepnięciu Francka Kessiego na stopę Viniciusa, który już się zaczął wyganiać od bramki. W ten sposób Iworyjczyk wymazał dobrą pierwszą połowę w swoim wykonaniu. Zaskakująco dobrą…
Ale na tym nie koniec koszmaru gospodarzy. Pod koniec meczu Ferran Torres stracił piłkę, poszła kolejna kontra wyprowadzona przez Viniciusa i Benzema skompletował hat-tricka. Francuz w ten sposób zapisał się na kartach historii jako pierwszy zawodnik Realu Madryt, który od 1995 roku był w stanie zdobyć trzy gole w jednym Klasyku. Może też być zadowolony z innego powodu. Dziś znów Robert Lewandowski znalazł się w jego cieniu. Francuz bawił się i dokładał kolejne trafienia. A Polak ze zmiennym szczęściem przepychał z obrońcami i zaliczył mecz na zero z przodu.
Natomiast nie zrozumcie nas źle. Nie Lewandowski przegrał ten mecz, a cała jego drużyna, która na pewnym etapie przestraszyła się przeciwników. Z drugiej stony chcemy, żeby to wybrzmiało, że Real nie pierwszy raz pokazał niewiarygodną klasę, bo trzeba ją posiadać, żeby odwrócić mecz – a właściwie dwumecz – w taki sposób. Do takich meczów właśnie przyzwyczaili nas zawodnicy Carlo Ancelottiego we wtorki i środy. A właśnie dziś wypada środa! To chyba nie przypadek.
W taki oto sposób Real zabawił się w walec, który rozjechał lidera ligi hiszpańskiej.
Na takie rozstrzygnięcie czekała królewska część Madrytu.
Nie takiego meczu spodziewała się Duma Katalonii i jej fani.
Nie tak miał wyglądać ostatni Klasyk przed modernizacją Camp Nou.
Ale to Real wywalczył awans do finału Pucharu Króla. A tam już na madrycki zespół czeka Osasuna, która nigdy nie wygrała tych rozgrywek. Real po raz ostatni w 2014 roku, zatem obu finalistom nie powinno zabraknąć motywacji, by zasilić klubową gablotę.
FC Barcelona – Real Madryt 0:4 (0:1)
Vinicius 45’+1 K. Benzema 50′, 68′ i 81′
WIĘCEJ O REALU MADRYT:
- Od obozu dla uchodźców do gry w Realu. Niesamowita historia Eduardo Camavingi
- Luka Modrić poirytowany brakiem nowej umowy od Realu
- Ancelotti: – W Realu jest wielu nietykalnych zawodników, ale to nie znaczy, że zagrają
Fot. Newspix