W pięciu najsilniejszych ligach w Europie doszło w tym sezonie do 40 zmian trenerów. Aż pięć z nich miało miejsce w Elche. Efektem jest jeden z najgorszych sezonów w historii Primera Division, a kibice zachodzą w głowę, jak to się stało, że w ciągu kilku miesięcy drużyna przeszła drogę od bycia rewelacją do pośmiewiska LaLiga.
Dopiero po raz drugi w historii LaLiga drużynę w ciągu jednego sezonu prowadzi aż sześciu trenerów. „Osiągnięcie” szalonego prezesa Atletico – Jesusa Gila – po blisko 30 latach powtórzył Christian Bragarnik, kolejny dobry ananas. Jeden z najpotężniejszych południowoamerykańskich agentów zamienił Elche w swój poligon doświadczalny, ale efekty są dalekie od ideału.
Trenerzy w drzwiach obrotowych
Bragarnik kupił Elche pod koniec 2019 roku, ale swoją rewolucję rozpoczął pół roku później, tuż po sensacyjnym awansie do LaLiga, po którym zwolniony został Pacheta. W ciągu trzech i pół roku przez klub przewinęło się kilkudziesięciu piłkarzy, często reprezentowanych przez właściciela. Co okno transferowe na Estadio Martinez Valero dochodziło do rewolucji, a bałaganu posprzątać nie zdołał żaden z dziewięciu zatrudnionych na stałe szkoleniowców, do których doliczyć trzeba jeszcze trzech tymczasowych trenerów. Najdłużej – 34 mecze – wytrwał Francisco, ale kredyt zaufania zbudowany na najlepszej w historii klubu rundzie wiosennej wystarczył tylko na siedem kolejek następnych rozgrywek, w których Los Franjiverdes zdobyli ledwie punkt na 21 możliwych.
W tym sezonie Elche miało udowodnić, że może być solidnym średniakiem, jednak pierwsze zwycięstwo odniosło dopiero w 20. kolejce. Do tego czasu miało więcej trenerów (pięciu) niż punktów (cztery). Bilans Francisco był żenujący. Zastąpił go Jorge Almiron, którego Bragarnik zatrudnił tylko dlatego, że go znał.
– Nie był pierwszym wyborem, ale inni szkoleniowcy nam odmówili. Jorge ma mniejszy kredyt zaufania, ale nie ma sensu go skreślać przed rozpoczęciem pracy – w ten sposób właściciel tłumaczył postawienie na swojego rodaka, który na ławce Elche wytrwał dokładnie 26 dni.
W trakcie mundialu zespół przejął Pablo Machin, do którego przylgnęła łatka specjalisty od odszkodowań, bo w żadnym z ostatnich sześciu klubów nie dokończył sezonu. Za jego kadencji Los Franjiverdes odnieśli dwa zwycięstwa i grali nieźle dla oka, ale za wrażenia artystyczne punktów się nie przyznaje i dystans do utrzymania zwiększył się z ośmiu do czternastu oczek.
Im większe wyzwanie, tym większa nagroda
Machin został przez Bragarnika zwolniony w drodze do domu z ostatniego meczu z Realem Sociedad (0:1). Właścicielowi nie podobał się styl gry drużyny i nie widział w Hiszpanie trenera, który zbudowałby w Elche zespół mogący szybko wrócić do LaLiga. W tej roli sprawdzić się ma Sebastian Beccacece, dawny asystent Jorge Sampaolego, którego swego czasu łączono z pracą w Boca Juniors czy reprezentacjach Ekwadoru oraz Peru. Negocjacje ws. jego zatrudnienia nie były trudne. Christian Bragarnik-właściciel klubu dogadał się z Christianem Bragarnikiem-agentem Beccacece i 42-latek podejmie pierwszą pracę w Europie.
– Im większe wyzwanie, tym większa nagroda – przekonuje szkoleniowiec.
Beccacece wykazał się odwagą, by przejmować drużynę będącą na autostradzie do spadku. Dostał półtoraroczny kontrakt, ale trudno uwierzyć, by go wypełnił, skoro za rządów Bragarnika trener pracuje średnio 103 dni. Nowemu szkoleniowcowi raczej nie pomoże wcześniejsza znajomość z właścicielem. 42-latek współpracował z superagentem w klubie Defensa y Justicia, którego szefom od lat doradza Bragarnik. W 2009 roku rekomendował np. postawić na Almirona, a po czterech miesiącach sugerował, by jednak go zwolnić… tylko po to, by w 2012 roku ponownie go zatrudnić. Totalny chaos.
Stu trenerów na sto lat
Jeszcze w maju ubiegłego roku Bragarnik przekonywał, że „pokazał, iż jego sposób zarządzania działa także w Europie”, jednak od tego czasu sporo się zmieniło. Gdy drużyna znów zaczęła przegrywać, kibice Elche kolejny raz zaczęli kwestionować podejście właściciela, który skupia się na łączeniu biznesów na dwóch kontynentach. W komunikacie pisali o „żenującej sytuacji sportowej wywołanej dramatycznymi transferami i brakiem zaangażowania niektórych zawodników”. W mieście odbywały się marsze przeciwko argentyńskiemu superagentowi, a na banerach fani nieśli hasła w stylu: „Statkiem zarządza się z mostka kapitańskiego”, sugerujące, że 183 dni spędzane przez Bragarnika w Hiszpanii (tyle potrzeba do spełnienia wymogów rezydentury) to za mało.
Kibice ironizują, że na stulecie zamiast sukcesów, będą mieć stu trenerów, ale to śmiech przez łzy. Beccacece będzie musiał dokonać cudu, by na dwanaście kolejek przed końcem sezonu odrobić czternastopunktową stratę do bezpiecznego miejsca. Okres do końca sezonu raczej nie posłuży mu do przeglądu wojsk, bo latem kadrę czeka kolejna gruntowna przebudowa, ale być może 42-latek udowodni, że zasługuje na pracę w LaLiga, z którą niedawno pożegnał się jego mistrz, Jorge Sampaoli.
Beccacece był na celowniku Bragarnika już od kilku miesięcy. Zaimponował właścicielowi Elche swoim podejściem do pracy. Jego drużyny mają grać odważnie i imponują taktyczną wszechstronnością. Trener uważa atmosferę za klucz do sukcesu i lubi poznawać nie tylko sportowców, ale też ich rodziców, partnerki czy dzieci.
– To, co dzieje się poza boiskiem, odbija się też na murawie – uważa Beccacece, od którego Bragarnik domagać się będzie nie tylko sukcesów na murawie, ale też odbudowania związanych z nim piłkarzy, jak Lautaro Blanco, Ezequiela Ponce czy Nico Fernándeza, którzy przygaśli za kadencji Machina i na których transferach właściciel klubu będzie chciał jeszcze solidnie zarobić.
Odcina się od brudnej kasy
Biznesowa kariera Bragarnika zaczęła się od posiadania wypożyczalni kaset VHS i sklejania kompilacji z zagraniami piłkarzy, które rozsyłał po klubach. Zanim został agentem, był przez krótki czas prezesem Queretaro, w którym prać pieniądze miał Tirso Martinez Sanchez, jeden z najbliższych współpracowników Joaquina ‘El Chapo’ Guzmána. Martinez Sanchez miał ksywę „piłkarz” i przyznał się do przemycenia ok. 30-50 ton kokainy do USA w latach 2000-2003. Bragarnik zapewnia, że nie miał pojęcia o tym, skąd jego zespół brał pieniądze, ale szybko znalazł nową pracę u boku syna skorumpowanego Julio Grondony, który przez 35 lat rządził argentyńską federacją piłkarską i był wiceprezydentem FIFA.
Na tym jednak nie koniec dziwnych związków w życiu Argentyńczyka. Był doradcą w Clubie Tijuana należącym do Jorge Hanka Rhona, byłego burmistrza miasta i prezesa największej meksykańskiej firmy bukmacherskiej, do którego należy np. prywatne zoo, w którym żyje ponad 20 tysięcy egzotycznych zwierząt.
– Jestem prawnikiem i doradzam klubom, które wypłacają mi pieniądze. Ludzie oszaleli z nawiązaniami do narkobiznesu. Trudno jest zrozumieć to, że ktoś może zarobić duże pieniądze dzięki ciężkiej pracy – bronił się Bragarnik, którego kariera rozwijała się w niesamowitym tempie. Reprezentuje Dario Benedetto, który przez pół roku grał w Elche i był nawet jednym z jego właścicieli. Superagent współpracował nawet z Diego Maradoną, którego swego czasu łączono z objęciem hiszpańskiej ekipy. Skończyło się jednak tylko na tym, że mężczyzna przywiózł do klubu trzy koszulki podpisane przez „Pelusę”, które później rozlosowano między pracownikami Los Franjiverdes.
W ostatnich latach nazwisko superagenta wielokrotnie pojawiało się w kontekście prania brudnych pieniędzy, np. w drużynie Defensa y Justicia, ale Argentyńczykowi nigdy nie udało się udowodnić przestępstw. W Hiszpanii pojawia się jednak coraz więcej głosów, że LaLiga powinna zainteresować się metodami Bragarnika, który wykorzystuje Elche do promowania swoich ludzi. Niektórzy śmieją się, że podpisanie umowy z funduszem CVC zapewniło właścicielowi „nietykalność”, ale po niedawnym, pełnym kontrowersji meczu z Realem Betis (2:3) 51-latek pokazał, że ma solidny temperament. Wpakował się do szatni sędziów i groził im, że „nie wyjadą ze stadionu”. Ostatecznie słowa nie dotrzymał i ta scenka może posłużyć nam jako dobre podsumowanie pracy Bragarnika w Hiszpanii. Dużo szumu, mało konkretów.
WIĘCEJ O LALIGA:
- Nowy selekcjoner, jeszcze większe problemy. Hiszpanie już tęsknią za Luisem Enrique
- Koniec ze świętymi krowami. Hiszpanie żegnają się ze złotym pokoleniem
- Kessie. Od mema do bohatera
foto. Newspix