Jeszcze niecałe dwa tygodnie temu pisaliśmy, że Słonie z Niecieczy po cichu skradają się w stronę awansu, ale dzisiaj należy ogłosić, że tupią w kierunku krajowej elity z hukiem i już wszyscy ich słyszą. Bruk-Bet Termalica pokonał wicelidera – Ruch Chorzów – i zbliżył się do drugiej pozycji na trzy punkty.
Do dzisiaj można było się zastanawiać, na ile faktycznie zimą ekipa Radoslava Latala zhardziała, a na ile po prostu sprzyja jej terminarz. Bo tak, w tym roku nie zaznała porażki, ale jednocześnie mierzyła się z GKS-em Katowice, GKS-em Tychy, Chrobrym Głogów, Skrą Częstochowa i Stalą Rzeszów, a więc zespołami, które wiosną spisywały się bardzo słabo, słabo lub przeciętnie.
Po rywalizacji z Ruchem można dać sobie spokój z wątpliwościami – ekipa Radoslava Latala zhardziała i to mocno. Drużyna z gminy Żabno zakończyła serię dziesięciu spotkań bez porażki Niebieskich i jednocześnie przedłużyła własną do jedenastu. Nawet lider ŁKS Łódź czy rewelacyjna w ostatnich tygodniach Wisła Kraków nie mogą się pochwalić dłuższą.
Bohaterami piątku zostali Kacper Karasek i Adam Radwański, co w jakimś sensie można uznać za zemstę na Widzewie Łódź. Ten pierwszy został z RTS-u wypożyczony do pierwszoligowca, a drugi odszedł w mało przyjemnych okolicznościach w 2020 roku, a dzisiaj jakby na to nie patrzeć, zatrzymali „zgodowicza” czerwono-biało-czerwonych.
Karaskowi ewidentnie służy czasowe zesłanie. Przeciwko Ruchowi zdobył szóstą bramkę i zanotował piątą asystę w trwającym sezonie pierwszej ligi, a przecież kilka dni temu zadebiutował w młodzieżówce i też zaliczył ostatnie podanie (wbrew temu co z pasją powtarzał komentator Polsatu Sportu wcale nie przesiedział obu meczów w rezerwie). Nie wiadomo, jaka przyszłość czeka przepis o młodzieżowcu, ale przy takiej postawie 21-latek i tak pewnie zasłuży na szansę w Widzewie. Zdaje się, że bez względu na losy Bruk-Betu za kilka miesięcy zobaczymy go w Ekstraklasie.
Z kolei Radwański jak dawał radę jako pomocnik, tak daje radę jako lewy obrońca. Niezmiennie imponuje swobodą z piłką przy nodze, o czym brutalnie przekonali się Niebiescy przy okazji akcji bramkowej, kiedy spokojnie opędzlował rywala na zamach i wbił na 2:0.
To nie tak, że miejscowi mieli kontrolę nad wszystkim, od A do Z. W pierwszej połowie gdzieś na dziesięć minut oddali inicjatywę, po przerwie kreowali lepsze okazji (Muris Mesanović miał na nodze 3:0), tyle że koniec końców sprokurowali jedenastkę (faul Tomasza Wójtowicza) i do końca musieli drżeć o wynik.
Bo wiele można powiedzieć o Ruchu, ale na pewno nie to, że się łatwo poddaje. Po pierwszej części zawodów trener Jarosław Skrobacz zrobił trzy zmiany i coś się ruszyło. Może bez fajerwerków – jak w poprzedniej kolejce z ŁKS-em, aczkolwiek działo się.
Aha, warto odnotować marzenie Szymona Kobusińskiego – być jak Diego Maradona w tym sensie, że pomóc sobie ręką przy strzeleniu gola. Cóż, w dobie VAR-u to się nie może udać i się nie udało. Otóż początkowo sędzia Tomasz Kwiatkowski nawet nie zauważył, że napastnik przyjezdnych leciutko szturchnął piłkę przed Tomaszem Loską i pozwolił grać dalej, a po chwili Kobusiński efektownie huknął (to mu trzeba oddać), ale przecież po to są kamery. Bramkę anulowano.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Ruch Chorzów 2:1 (1:0)
Karasek (11), Radwański (60) – Foszmańczyk (69) z karnego
WIĘCEJ O PIERWSZEJ LIDZE:
- Słonie skradają się po cichu. Bruk-Bet Termalica walczy o Ekstraklasę w cieniu znanych marek
- Czy pierwszoligowcy polują na Luisa Fernandeza?
- Zabójca, nie żaden leń. Karol, który może być królem
foto. Newspix