Pierwsze zgrupowanie kadry od czasu mundialu w Katarze już za nami. Nie ma co ukrywać: w ostatnich dniach duża część polskich piłkarzy pokazała swoje gorsze oblicze. Wśród nich znalazła się nawet postać, którą od wielu lat mogliśmy przede wszystkim podziwiać. Postać tak nieodzowna dla reprezentacji Polski, że wizja o jej braku potrafi wywołać niemały dyskomfort. Taaak, dzień, w którym Robert Lewandowski zawiesi buty na kołek, niewątpliwie zaboli nas wszystkich. A że koniec jest bliżej niż dalej, powinniśmy zacząć oswajać się z myślą, że 34-latek nie będzie już spełniał dotąd wygórowanych oczekiwań.
Zawsze było tak, że od Lewandowskiego wymagaliśmy najwięcej. Presja związana z byciem wybitnym sportowcem to brzemię, które tylko nieliczni potrafią nosić przez większą część swoich karier. Robert potrafił ten stan osiągnąć, ale nie ma takiej siły, która utrzymywałaby go na najwyższym poziomie w nieskończoność.
Robert Lewandowski w końcu wejdzie na nowy etap, który wymaga wzajemnego zrozumienia
Jeden z najlepszych napastników na świecie nie skorzystał z jedynej furtki, która uchroniłaby go przed gorszymi okresami w starszym wieku. Nie zakończył przedwcześnie przygody z piłką, ba, zdecydował się na kolejne wyzwanie w La Liga prawdopodobnie w ramach ostatniego rozdziału, zapewne zdając sobie sprawę, że to wszystko ma swoje koszty. Że prędzej czy później odbije się na formie sportowej i ujawni słabości. Patrząc na liczbę wiosen Lewandowskiego, to nic dziwnego, aczkolwiek trudną i najważniejszą sztuką w tej sytuacji jest akceptacja. Szczególnie z perspektywy samego piłkarza, który w pewnym momencie musi świadomie stawiać sobie niższą poprzeczkę. Wbrew wciąż absolutnie najwyższym ambicjom i wbrew frustracji, która dotyka wielu sportowców schodzących ze sceny.
Wiemy, że Robert ma silną mentalność. Dzięki niej dotarł przecież tak daleko. Do tego jest liderem i nauczycielem, który potrafi wziąć pod skrzydła młodszych zawodników. Sęk w tym, że nadejdą inne czasy, kiedy psychikę 34-latka przetestują zupełnie inne okoliczności. Kapitan kadry nam się starzeje, co widać już nie tylko w dowodzie osobistym. Nie, nie piszemy, że „Lewy” się kończy. Ale zasadne jest postawienie pytania, jak Lewandowski poradzi sobie z syndromami regresu, który prędzej czy później nadejdzie, o ile już nie obserwujemy jego początku.
I kolejne pytanie, równie ważne: jak wówczas powinniśmy reagować my, ludzie widzący od kilkunastu lat nieustanny progres Lewandowskiego? Ludzie przyzwyczajeni do jego bramek i oswojeni z wybitnością? To nie jest wdzięczna rola, ale wydaje się, że z pewnymi kwestiami po prostu będzie trzeba się pogodzić. A przynajmniej próbować, skoro mówimy o naturalnej kolei rzeczy, jaką jest przemijanie.
Nieuchronnie zbliża się czas na przewartościowanie możliwości „Lewego”?
Wpadł nam do głowy najgorszy scenariusz, wedle którego Robert Lewandowski będzie miał problem, żeby wrócić do najlepszej formy strzeleckiej. I nie tylko, bo w ostatnich miesiącach mogliśmy zaobserwować ogólny spadek mocy jego atutów: przyjęcie piłki pod presją rywala, gra tyłem do bramki, szybkość, siła fizyczna w pojedynkach, skuteczna gra głową, instynkt zabójcy w polu karnym. Słowem: wszystko, na czym „Lewy” oparł swój sukces, spadło pięterko niżej. Nie znaczy to, że nie jest już świetnym napastnikiem. Nie, to byłaby bzdura. Chodzi jednak o ten pierwiastek geniuszu, coś ekstra, co niemal zawsze dawało mu przewagę nad każdym obrońcą na świecie. To przestało się objawiać w 2023 roku i skoro nie wraca, obawiamy się, że wielkimi krokami nadchodzi ten etap, w którym będzie wracać na tyle rzadko, że zasłuży wyłącznie na miano przebłysków geniuszu.
Pisząc to – uwaga, niektórych takim stwierdzeniem z pewnością nie zadowolimy – nie krytykujemy kapitana kadry. Nie mamy zamiaru w niego strzelać, a raczej przygotować się na nową, mniej kolorową rzeczywistość. Przyjąć słabsze występy z mniejszym niezadowoleniem czy zdziwieniem. Nie istnieje bowiem podział, w którym albo Robert Lewandowski jest znakomity do samego końca, albo go zupełnie nie ma. Wiele wskazuje na fakt, że weszliśmy w okres przejściowy, który wymaga od nas trochę innego nastawienia. Nadal mówimy o najlepszym napastniku i obok Piotra Zielińskiego najlepszym piłkarzu reprezentacji, ale chyba już nie zawodniku, na którego barki można wrzucać tyle odpowiedzialności, co dotychczas. Jeśli się nad tym nie zastanowimy i nie zaakceptujemy nadchodzącego spadku osiągów, za rok czy dwa utkwimy w fałszywej rzeczywistości.
Oczywiście istnieje opcja, że Lewandowski przeżywa największy kryzys w swojej karierze z innych względów niż zwyczajne starzenie się mocno wyeksploatowanego ciała sportowca. Ba, to bardziej prawdopodobny scenariusz, patrząc na fakt, z jakim piłkarzem-zjawiskiem mamy do czynienia. Możliwe, że w drugiej połowie roku wróci zdecydowanie lepszy „Lewy” zarówno w Barcelonie, jak i reprezentacji. Może nie wypada zapowiadać gorszych czasów i Robert jeszcze zamknie nam wszystkim usta. Owszem, tego nie jesteśmy w stanie wykluczyć. Ale nie możemy też wyrzucić do kosza hipotezy, że efekt przemijania zaczął odciskać swoje piętno.
Czy zobaczymy jeszcze „Lewego” na galaktycznym poziomie?
Bądźmy dla „Lewego” sprawiedliwi. Nadal ma świetne statystyki w skali ogólnej, skoro w 33 występach dla Barcelony strzelił 25 goli i zaliczył 6 asyst. Jeśli dorzuci do końca sezonu – powiedzmy – jeszcze 10 bramek, a Barcelona wygra jedno czy dwa trofea, w końcowym rozliczeniu Polak okaże się udanym transferem. Tutaj wszystko na pierwszy rzut oka by się zgadzało, choć pewnie powiecie, że w kadrze jest słabiej. Cóż, nie możemy się z tym nie zgodzić. Tak jak z faktem, że całokształt niestety przykrywa jeden wielki mankament, jakim są ostatnie miesiące. Dość powiedzieć, że do tej pory w samym 2023 roku Robert Lewandowski wpisał się na listę strzelców tylko siedem razy w ciągu 1274 minut, a zatem średnia wynosi: 182 minuty/bramka. Nie liczymy meczów z Czechami i Albanią, więc ten współczynnik mógłby być jeszcze gorszy.
Patrząc z perspektywy kibiców reprezentacji Polski, nie mogą ujść naszej uwadze elementy zasłonięte suchymi statystykami. One nie pokażą zmian na przestrzeni sezonu, które są kluczowe do podejmowania rozważań o przyszłości. O ile ona w przypadku Lewandowskiego nie jest ostateczna, o tyle ignorowanie konkretnych syndromów pojawiających się na każdym froncie – od kadry, przez ligę, po europejskie puchary – może ją nam wypaczyć. Żeby tego uniknąć, w postrzeganiu „Lewego” konieczna może okazać się taryfa ulgowa. Nie immunitet chroniący przed krytyką, ale zwyczajna taryfa ulgowa.
Oby to był tylko kryzys
Nie wiemy, czy obserwujemy największy kryzys w karierze, o którym zapomnimy za kilka tygodni, czy może jednak coś jest na rzeczy. W przeszłości Robert Lewandowski zdecydowanie szybciej potrafił rozprawiać się ze słabszą dyspozycją, która nigdy nie trwała na tyle długo, żeby w Monachium mogli mieć jakiekolwiek wątpliwości. Teraz, gdy sytuacja jest wyraźnie inna, jesteśmy zbici z tropu. W sierpniu „Lewy” kończy 35 lat i może to tylko rok zadyszki, po którym zostanie lepszą wersją Zlatana? Każdą wersję przyszłości musimy brać pod uwagę, choć życzymy sobie oczywiście tej najlepszej.
Trudno powiedzieć, ile to wszystko potrwa. Oby jednak nieśmiałe teorie o Lewandowskim spadającym półeczkę niżej na zawsze nie miały potwierdzenia w rzeczywistości. A jeśli już, to jak najpóźniej, najlepiej po EURO 2024.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Niech ta drużyna ma twarz Karola Świderskiego
- Salamon pokazał dobry mental, Lewandowski bez formy. Noty po meczu z Albanią
- Wynik lepszy, bo rywal był słabszy. W grze progresu nie widać
- Trela: Państwo w państwie. Dlaczego kadra potrzebuje własnej wewnętrznej hierarchii
Fot. Newspix