Przyjąć porażkę 1:3 w debiucie w roli selekcjonera – to nigdy nie jest przyjemna sprawa. Fernando Santos ma też doświadczenie w kiepskim rozpoczynaniu swoich przygód z reprezentacjami, więc bęcki od Czechów nie są dla niego sensacją. Źle zaczynali również inni selekcjonerzy reprezentacji Polski w ostatnich latach. Pytanie jest jednak takie – jak oni reagowali na klęskę przy swoim starcie?
– Taki mecz zawsze zostawia głęboki ślad – mówił Santos po porażce 1:3 z Czechami. Sam wynik jest zły, ale jeszcze gorsze wydają się okoliczności, w jakich biało-czerwoni doznali tej porażki. Dwie stracone bramki w niespełna trzy minuty, kompletny brak reakcji na szybko przyjęte ciosy. Polacy wyglądali na drużynę niezdolną do zareagowania, niegotową na podjęcie walki i przez długi okres nie potrafili w jakikolwiek sposób odgryźć się przeciwnikowi.
Santos musi działać błyskawicznie. Sam przyznaje, że zmiany w składzie są czymś nieuniknionym. Nie chce bić na alarm, nie chce rozdzierać szat, ale nie kryje, że musi zobaczyć reakcję zespołu na tak fatalny występ.
Dlatego spoglądamy w przyszłość i patrzymy na to, jak selekcjonerzy reprezentacji Polski reagowali na przegraną w swoim pierwszym meczu w roli trenera kadry.
Engel, czyli droga do odbudowy
Jerzy Engel zaczynał swoją przygodę z kadrą na dwójnasób trudno. Po pierwsze – czekał go mocny rywal w meczu wyjazdowym. A po drugie – nie mógł skorzystać z ważnych ogniw tej kadry. Pojechał do Cartageny, by zmierzyć się z Hiszpanią, ale w swoim debiucie nie mógł skorzystać m.in. z Bąka, Kłosa, Świerczewskiego, Matyska, Hajto, Wałdocha, Rząsy czy Dudka. Zagrali chociażby Marek Zając, Ryszard Czerwiec, Sławomir Majak, Krzysztof Bizacki czy Arkadiusz Kaliszan.
Gładka porażka 0:3 i przyjazd posiłków z Bundesligi, Ligue 1 oraz Eredivisie sprawił, że w kolejnym sparingu doszło do prawdziwej rewolucji w składzie. W wyjściowej jedenastce ostał się tylko Michał Żewłakow i Jacek Krzynówek. Zamiast srogiego 0:3 skończyło się na 0:1 z Francją po golu Zidane’a w samej końcówce starcia.
Historia pracy Engela z kadrą pokazuje kilka rzeczy. Po pierwsze – nie trzeba aż tak dużej wagi przywiązywać do debiutu selekcjonera, zwłaszcza przy wybrakowanym składzie (tutaj rodzi się pewne porównanie do Santosa, któremu co rusz wypadali kolejni kontuzjowani). Druga rzecz – selekcjoner może słabo zacząć całą kadencję, ale długofalowo może się bronić. I trzecia – naprawdę wygodnie kiedyś było rozpoczynać robotę w kadrze, gdy nie miałeś tych wszystkich Lig Narodów, a i rozbiegówka pod eliminacje wyglądała inaczej. Engel zaczynał od pięciu meczów sparingowych. Od objęcia funkcji selekcjonera do pierwszego starcia o punkty minęło dziewięć miesięcy. Mógł przegrać z Francją i Hiszpanią, zremisować z Węgrami, Finami i Rumunami bez żadnych kosztów punktowych. Santos takiego komfortu nie ma.
Beenhakker, czyli złe dobrego początki
Przegrana dwiema bramkami w debiucie? Beenhakker i Santos mogą sobie podać rękę. Holender dokładnie od takiej samej porażki zaczynał swoją kadencję w reprezentacji Polski.
Na „dzień dobry” przyjął 0:2 od Danii. – W dwa dni nie da się zbudować zespołu – mówił ówczesny trener biało-czerwonych po tamtym spotkaniu. Jakże podobnie brzmią słowa Santosa po przegranej w Pradze.
Widać było po początkach kadencji Holendra, że szuka swoich żołnierzy. Piłkarzy, którzy będą pasowali mu profilem do reprezentacji. Nie chciał sytych kotów, ale też nie był gotów na to, by machnąć ręką na doświadczonych graczy i grać bez nich w eliminacjach do Euro 2008. W debiucie wystąpili chociażby Dudek, Gancarczyk, Jop, Szymkowiak – Dudek na Euro nie pojechał, Gancarczyk też, Szymkowiak również. Leo zrezygnował też z Frankowskiego. Ale wówczas – podczas tej porażki z Danią i późniejszego słabego startu w eliminacjach – wykuwał się kręgosłup drużyny. Smolarek, Krzynówek, Żurawski, Żewłakow. Dołączyli Wasilewski, Dudka, Mariusz Lewandowski, doszli też Piszczek, Błaszczykowki, Roger czy Wawrzyniak.
Okres „wczesnego Leo” to czas selekcji negatywnej, ale i tworzenia sobie podwalin pod kadrę. Choć – co jasne – był krytykowany za fatalny start (poza porażką z Danią była też przegrana z Finlandią u siebie i remis z Serbią), to znalazł swój pomysł na ten zespół. A przegrana w debiucie była jednym z elementów poszukiwań i testów.
Stefan Majewski, czyli po co i na co
Nie ma sensu nawet tutaj czegoś omawiać. W łeb od Słowaków, w łeb od Czechów, był tylko tymczasowym trenerem w oczekiwaniu na Smudę.
Smuda, czyli zapowiedź kataklizmu
Przedziwna była to kadencja. Wyczekiwany przez kibiców i dziennikarzy, miał wziąć piłkarzy za mordy, miał przygotować kadrę do najważniejszego turnieju kilku dekad, a skończyło się wielopoziomową kompromitacją. Ten mecz z Rumunią był zresztą jakimś symbolicznym obrazkiem dla tej kadencji. Fatalne boisko na Legii, zalegający deszcz, słaby do oglądania mecz, fatalna postawa linii pomocy i porażka 0:1. Oczywiście wówczas po spotkaniu było mnóstwo głosów, że trzeba Smudzie dać czas, że na takim boisku zespół nie mógł nic ciekawego pokazać, że do Euro 2012 wciąż jest mnóstwo czasu. Ale mistrzostwa tylko pokazały, że wybór Franza na selekcjonera nie mógł się dobrze skończyć.
Cztery dni później w sparingu z Kanadą biało-czerwoni wygrali 1:0. Mecz właściwie bez historii, chociaż dwa wątki warto wyróżnić. Gol wchodzącego do kadry Macieja Rybusa po ładnej półprzewrotce. No i debiut w bramce Wojciecha Szczęsnego – wszedł po przerwie, kamery pokazały uśmiechniętego tatę Macieja, złapał dwa niegroźne strzały Jacksona. A resztę sami sobie możecie dopowiedzieć.
Fornalik, czyli zwiastun marazmu
To jeden z gorszych etapów eliminacji w XXI wieku. Czwarte miejsce, za Anglią, Ukraina i Czarnogórą, tylko dwa punkty przed Mołdawią, gdzie prawie połowę dorobku nastukaliśmy na meczach z San Marino. Kadencji Waldemara Fornalika nie będziemy wspominać z łezką w kąciku oka.
A na pewno nie będziemy wspominać początków tej kadencji. Kuriozalny debiut z Estonią, porażka 0:1 z ekipą, gdzie hasali Henrik Ojamaa, Kosta Vassiljev czy Sergei Pereiko. Vassiljev zresztą strzelił gola na wagę zwycięstwa, a najlepszym polskim piłkarzem był… Wojciech Szczęsny, który uchronił nas od jeszcze większego blamażu.
Fornalik musiał szybko pozbierać zespół. Trzy tygodnie później ruszały eliminacje do mundialu 2014. I na dzień dobry czekał nas mecz, który powinien nadać kadrze rozpędu, ale był też pułapką. Wyjazd do Czarnogóry przejdzie do legendy jako wojna w Podgoricy. Race latające na murawę, Tytoń uciekający przed wybuchami petard, czerwona kartka dla Czarnogórca za uderzenie Lewandowskiego, czerwona kartka za niesportowe zachowanie dla Obraniaka, wyszarpany remis po golu rezerwowego Mierzejewskiego. Przekaz z tamtego początku Fornalika był niepokojący z punktu widzenia obecnej kadry – jeśli na starcie zespół wyglądał na słaby pod względem mentalnym, to nie oglądaliśmy później pozytywnej przemiany. Fornalik nie zrobił czegoś, co zrobił chociażby Beenhakker – nie odciął sytych kotów, próbował jechać na podobnej grupie zawodników i mocno się z tym przeliczył.
Nawałka, czyli czas na budowę
Wystarczy rzucić okiem na składy z meczów ze Słowacją (0:2) i Irlandią (0:0), by wiedzieć, że początek kadencji Nawałki to był czas na poszukiwania.
Ze Słowacją: Szczęsny – Olkowski, Jędrzejczyk, Kamiński, Kosznik – Krychowiak, Jodłowiec – Błaszczykowski, Mierzejewski, Sobota – Lewandowski.
Z Irlandią: Szczęsny – Celeban, Szukała, Kowalczyk, Marciniak – Pazdan, Mączyński – Ćwielong, Sobota, Błaszczykowski – Lewandowski.
Podkreśliliśmy zawodników, którzy znaleźli się w wyjściowej jedenastce na oba spotkania. Ta kadra dopiero się tworzyła, Nawałka próbował różnych zestawień. O tym, jak bardzo brakowało nici porozumienia i automatyzmów niech świadczy fakt, że Mączyński z boiska musiał zejść po tym, jak… nie dogadał się z Ćwielongiem kto przejmuje piłkę, obaj zderzyli się ze sobą i Mączyński musiał zejść z boiska.
– Zdajemy sobie sprawę ze skali trudności. Te kilka dni pracy to za mało, aby wymagać od zawodników takiej filozofii gry, jakiej bym sobie życzył. Mały postęp jest, ale to mnie nie zadowala. Przede wszystkim gramy o zwycięstwo. Chcemy grać efektywnie i skutecznie, dopiero później możemy mówić o pięknych akcjach – mówił Nawałka po bezbramkowym remisie w Poznaniu.
Okres początku Nawałki w dużym skrócie można określić wielkimi poszukiwaniami. Poza tym widzicie nazwiska – jest Kosznik, jest Marciniak, ale i są Pazdan, Mączyński. Nawałka trochę jak Beenhakker – dokonywał selekcji negatywnej, sprawdzał (choć na większą skalę niż Holender) nowe nazwiska, ale i budował sobie stałych reprezentantów. Choć początki nie wyglądały dobrze, to okazały się trafioną inwestycją w przyszłość.
Tu jednak ważne zastrzeżenie w kontekście Santosa – Portugalczyk czasu nie ma, nie ma też pięciu czy sześciu sparingów w toku przygotowań do samych eliminacji. No i nie ma też takiego rozeznania w krajowej piłce, by nagle wymyślić swojego Mączyńskiego. Poziom trudności z tego punktu widzenia jest zatem wyższy, ale patrząc na kadrę Nawałki – ten z kolei nie miał aż tylu zawodników grających w ligach zagranicznych.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Selekcjoner-zagadka, plaga kontuzji, duże ambicje. Co słychać w reprezentacji Albanii?
- Lwy Atlasu pożarły Kanarki. Maroko ciągle rośnie w siłę
- Nie ma mocnych na Bukayo Sakę
- Janczyk z Pragi: Dotrzeć do głów, a nie je ścinać. Santos i walka z mentalnością przegrywów
- Słabi Bednarek i Kiwior nie sprawiają, że Glik staje się dobry