Postawa naszych reprezentantów w Pradze sprawia, że przed domowym meczem z Albanią niczego nie możemy być pewni, zwłaszcza mając w pamięci trudne boje z tym rywalem za kadencji Paulo Sousy. Stawka poniedziałkowego spotkania nagle jeszcze wzrosła. Gdybyśmy doznali drugiej porażki pod wodzą Fernando Santosa, to sytuacja w grupie stałaby się krytyczna i praktycznie wyczerpalibyśmy limit wpadek na te eliminacje. Do Warszawy reprezentacja Albanii przyjedzie w odświeżonej odsłonie, ale, na szczęście, raczej słabszej niż w 2021 roku.
Problemy kadrowe Polski nie oszczędzają, ale druga strona może o tym mówić chyba w jeszcze większym stopniu, biorąc pod uwagę pole manewru, którym dysponuje.
Sytuacja w reprezentacji Albanii [ANALIZA]
Spis treści
Czterech ważnych piłkarzy na L4
Albańczycy przede wszystkim na wiele miesięcy stracili Armando Broję. Gdy w Tiranie wszedł na ostatnie pół godziny, sprawiał naszym obrońcom mnóstwo problemów i gołym okiem było widać, że to ktoś ulepiony z lepszej piłkarskiej gliny niż reszta jego kolegów z ofensywy. To właśnie w tamtym okresie, czyli jesienią 2021, zaczął być gwiazdą dorosłej drużyny czerwono-czarnych. Nieco wcześniej strzelił dwa gole w dwumeczu z Węgrami i dołożył bramkę z San Marino. Zaraz potem rozpoczął strzelanie w Premier League dla Southampton, do którego został wypożyczony z Chelsea. Do końca sezonu zdobył sześć bramek. Latem powrócił do „The Blues” i był stałym elementem rotacji. W październiku z Wolverhampton doczekał się pierwszego ligowego trafienia dla londyńczyków.
Niestety dla niego, wszystko, co piękne przerwał sparing z Aston Villą podczas przerwy mundialowej. Broja zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i od tej pory się leczy. Prawdopodobnie na boisko wróci dopiero w kolejnej edycji.
Angielska broń Albanii. Kim jest Armando Broja?
Na tym nie koniec. W praktyce nowy selekcjoner Sylvinho stracił co najmniej po jednym kluczowym zawodniku z każdej formacji z pola. W obronie nawet dwóch. Tuż przed startem eliminacji Euro 2024 wypadli Berat Djimsiti z Atalanty i Ardian Ismajli z Empoli. Djimsiti w wyjazdowym starciu z Napoli musiał zostać zmieniony tuż przed przerwą z powodu urazu uda. Nie jest to poważna sprawa, pisano o 2-3 tygodniach przerwy, ale to wystarczyło, aby nie miał szans na występ w Warszawie. Tydzień później z Atalantą mierzyło się Empoli i Ismajli zakończył swój występ w 20. minucie ze względu na kłopoty mięśniowe. Początkowo istniała nadzieja, że się wykuruje i pierwotnie znalazł się w gronie powołanych. Dość szybko okazało się, że nic z tego, dlatego awaryjnie wezwan został Eneha Mihaj z portugalskiego Famalicao. Ma on realne szanse, by jutro wystąpić od pierwszego gwizdka sędziego.
W drugiej linii nieobecny będzie natomiast Keidi Bare, podstawowy pomocnik Espanyolu. W grudniu naderwał więzadło w stawie skokowym i do dziś nie jest zdolny do gry.
W pełni sił Broja, Djimsiti, Ismajli i Bare byliby pewniakami na Polskę.
Obrona wciąż najmocniejsza
Nie znaczy to, że w takim razie Albańczycy wystawią na nas same paprochy. Marash Kumbulla za ładne oczy do Romy nie trafił, choć ma problemy z miejscem w składzie u Jose Mourinho. A jak już teraz z Lecce dostał szansę od początku, to w 45. minucie wyleciał z czerwoną kartką. Elseid Hysaj ma mocną pozycję w Lazio. – Był najbardziej krytykowany, ale przez ostatnie dwa miesiące był jednym z najlepszych – pochwalił go trener Maurizio Sarri po wygranej w derbach Rzymu.
Hysaj jest prawonożny, ale dłuższego czasu występuje głównie jako lewy obrońca. Fakt ten można wykorzystać także w reprezentacji, bo po prawej stronie do dyspozycji jest Ivan Balliu, grający niemal wszystko w Rayo Vallecano. Szkoda byłoby sadzać któregoś z nich na ławce.
Tutaj nic się nie zmienia: na papierze najmocniejszą formacją Albańczyków pozostaje obrona. Z bramkarzami jest pewien kłopot. Etrit Berisha i Thomas Strakosha to dość uznane nazwiska, ale w tym sezonie obaj nie podnoszą się z ławki – pierwszy w Torino, drugi w Brentford.
Im wyżej, tym większy problem. W pomocy liderem nadal jest Nedim Bajrami. Przez ostatnie półtora roku grał regularnie w Empoli, a zimą odszedł na wypożyczenie do Sassuolo i tam także zbiera minuty. W tamtym sezonie dzielił szatnię z Kristjanem Asslanim. Latem przejął go Inter – najpierw na wypożyczenie, później z obowiązkiem wykupu za 10 mln euro. 21-latek na wszystkich frontach rozegrał już 20 meczów dla „Nerrazzurrich”, ale łącznie dało mu to raptem 556 minut. Jego akcje w ostatnich tygodniach spadły. Nie widziano go na murawie od 5 lutego, od tego czasu pełni rolę obserwatora. W rytmie meczowym więc nie będzie. Pozostałe nazwiska w skali europejskiej są już zupełnie nieistotne.
Gwiazda Granady zastąpi Broję?
W ofensywie pod nieobecność Brojy Sylvinho największe nadzieje pokłada w Myrto Uzunim. W ubiegłym sezonie spadł z Granadą z La Liga, ale na jej zapleczu robi absolutną furorę. Zdobył już 20 bramek, wyprzedzając o siedem goli następnego zawodnika w klasyfikacji strzelców. Nawet gdyby odjąć mu rzuty karne (6), a innym pozostawić, wciąż byłby pierwszy na liście. Granada długo go nie utrzyma, chyba że uda jej się awansować. – Mam oferty z Premier League, La Liga i Włoch – przyznał na konferencji podczas zgrupowania, ale od razu dodał: – Przyjechałem tu dla reprezentacji i to o niej chcę rozmawiać.
Uzuni nie ukrywa, że pierwsze wrażenia dotyczące Sylvinho są bardzo dobre. – Odpowiada mi jego nastawienie. Sądzę, że będziemy grali odważniej niż wcześniej.
Pomysły Brazylijczyka komplementuje także napastnik Sokol Cikalleshi, występujący obecnie w arabskim Al-Khaleej. – Sylvinho wnosi nowy pomysł po włoskiej szkole, którą mieliśmy w kadrze. Trener, którego mam teraz w drużynie, rozmawiał ze mną o nim i powiedział, że jest w typie Guardioli, „tiki-taka” i tak dalej. Podoba mi się to, jest energicznym trenerem. Zobaczymy, jak się zaadaptuje, dajmy mu czas – apelował 32-latek, który poprzednim razem znalazł drogę do siatki na Stadionie Narodowym.
Zapytano go także o problem, na który zwracał uwagę Edoardo Reja, czyli zbyt małą identyfikację z reprezentacją u niektórych młodszych lub „odzyskanych” zawodników. Nie jest tajemnicą, że w albańskiej reprezentacji dochodziło do tego typu podziałów. – Gdy brakuje wyników, wychodzi wiele spraw. Mamy jakościowych graczy i u „młodych”, i u „starych”. Uważam, że tego podziału już nie ma. Każdy powinien być oceniany według tych samych kryteriów. Ci z nas, którzy dorastali w Albanii i tam rozpoczęli karierę, aby z czasem przenieść się za granicę, mieli trudniejsze życie, podczas gdy młodsze pokolenie dorastało od razu za granicą i miało więcej udogodnień. Nadszedł jednak moment, kiedy musimy być bardziej profesjonalni, jak wielkie reprezentacje narodowe, które idą do przodu i nie dają się złapać na takich małych rzeczach. Teraz nowy trener musi wyciągnąć jak najwięcej z każdego zawodnika, od pierwszego do ostatniego – komentował Cikalleshi.
Zjednoczenie szatni będzie jednym z wyzwań dla Sylvinho.
Uczeń najlepszych trenerów
Skąd w ogóle zmiana selekcjonera? Albańczykom nie udało się w naszej grupie dostać przynajmniej do baraży o mundial w Katarze, co zostało odebrane jako rozczarowanie. Wyniki w Lidze Narodów – dwie porażki z Izraelem i dwa remisy z Islandią – nie poprawiły nastrojów. Uznano, że etap z 77-letnim już Edoardo Reją dobiegł końca. Rozstanie odbyło się jednak w bardzo eleganckiej i przyjaznej atmosferze. Podczas tej samej konferencji pożegnano jednego i zaprezentowano drugiego. Reja życzył powodzenia Sylvinho, mając nadzieję, że zbuduje coś ciekawego na fundamentach, które zdołał położyć. Część współpracowników, w osobach analityka i trenera przygotowania fizycznego, mu zostawił.
Co do sędziwego Włocha, na emeryturę się nie wybiera i od paru tygodni prowadzi słoweński ND Gorica.
Sylvinho jako piłkarz to było naprawdę duże nazwisko. Dwa triumfy w Lidze Mistrzów, trzy mistrzostwa Hiszpanii – czasu w Barcelonie u Rijkaarda i Guardioli nie zmarnował. Wcześniej w Arsenalu grał pod wodzą Arsene’a Wengera, a na koniec kariery zamienił Katalonię na Manchester City, gdzie spotkał Roberto Manciniego. Już jako trener znalazł się później w jego sztabie w Interze. Następnie przez ponad trzy lata był asystentem Tite w kadrze Canarinhos.
Miał się facet od kogo uczyć, trzeba przyznać.
To samo jednak mogliśmy powiedzieć o Davidzie Badii, który dopiero co zjawił się w Lechii Gdańsk. Szkopuł w tym, że obu w samodzielnej pracy na razie nie za bardzo idzie. Sylvinho zaczął od Lyonu, gdzie dostał szansę na starcie sezonu 2019/20. Wystartował obiecująco: 3:0 z Monaco, 6:0 z Angers. Na tym koniec, Olympique nie wygrał siedmiu kolejnych meczów we francuskiej ekstraklasie i Brazylijczyk szybko został pożegnany. Nie uratowały go nawet cztery punkty zdobyte na Zenicie i Lipsku w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Drugą sposobność na pokazanie się dostał w maju 2021, przejmując stery w Corinthians. Utrzymał się tam przez osiem miesięcy. Wyniki także miał dalekie od oczekiwań i wreszcie w lutym ubiegłego roku stracił posadę po porażce z Santosem.
Czwórka z tyłu, mental, agresja
Poprowadzenie reprezentacji Albanii może być jego ostatnią szansą, żeby być poważanym jako samodzielny szkoleniowiec. Do tej roboty podszedł poważnie. Co prawda albańskiego nie zamierza się uczyć, tłumacząc, że to jeden z najtrudniejszych języków na świecie, ale za to on i jego sztab zamieszkali w Tiranie, co spotkało się z dużym uznaniem ze strony miejscowych. A ten sztab także tworzą znane nazwiska. Pablo Zabalety nikomu chyba przedstawiać nie musimy. Pamiętamy jego sukcesy z Manchesterem City i to, jak… kręcił nim Jacek Kiełb, gdy Lech Poznań ogrywał „The Citizens” w Lidze Europy. Tak, kiedyś działy się takie rzeczy. Doriva to z kolei był dobrej klasy pomocnik (12 występów w brazylijskiej kadrze), który poznał Sylvinho w czasach Celty Vigo.
Brazylijski selekcjoner nie kryje się z tym, że bardzo ważne są dla niego kwestie mentalne. – Piłkarze muszą chcieć zrobić coś więcej. Tempo czy taktyka mogą się zmieniać, ale pragnienie zwycięstwa musi być takie samo. Zawodnicy muszą dać z siebie sto procent na boisku, sercem i duszą. Chcemy grać futbol agresywny, ale nie brutalny. Chodzi o odebranie rywalowi komfortu w trakcie meczu i zmuszanie go do błędów. Jestem przekonany, że z tymi piłkarzami wykonamy niezwykłą robotę – opowiadał albańskim mediom.
Co do ustawienia, Sylvinho zapewne będzie grał klasyczną czwórką z tyłu – w przeciwieństwie do Rojy, który przeważnie stosował wariant 3-5-2. – Możemy grać schematem 4-3-3, ale też 4-2-3-1. Mamy gotowe trzy różne rozwiązania – wytłumaczył przed meczem z Polską.
Przy okazji pochwalił się, jako pracę wykonał ze swoim sztabem. – Obejrzeliśmy 240 meczów z udziałem ponad 70 albańskich zawodników. Dobrze ich poznaliśmy. Charakterystyka piłkarzy staje się wyraźniejsza, ale czekamy na sesje treningowe, aby zobaczyć ich z bliska. Z niecierpliwością czekamy na pierwszy trening w poniedziałek. Tam zrozumiemy więcej rzeczy – zapowiadał.
Prawie nowa drużyna
Wspominaliśmy o kontuzjach kluczowych kadrowiczów, z którymi musiał się zmierzyć, ale tylko ze względu na własne wybory pominął kilka nazwisk, których brak nie był taki oczywisty. Uznania w jego oczach nie znaleźli Mario Mitaj z Lokomotiwu Moskwa, Albi Doka z Honvedu Budapeszt, Endri Cekici z Konyasporu czy Odise Roshi z Sakaryasporu. Sylvinho oczywiście tłumaczył, że tych zawodników również ceni i kiedyś mogą się przydać. W kontekście obserwacji wymienił także Ernesta Muciego z Legii. – W przyszłości możemy zaprosić innych. Każdy jest dla nas ważny, ale tutaj wybieraliśmy ludzi na konkretny mecz – stwierdził.
W normalnych okolicznościach powołanie na pewno otrzymałby Rey Manaj, tyle że w jego przypadku od dawna nie jest normalnie. Napastnik, który w tamtym sezonie strzelił pięć goli w Serie A dla Spezii, latem przeniósł się z Barcelony do Watfordu i przepadł tam z powodu poważnej kontuzji. W grudniu na chwilę wrócił w meczu z Hull City, ale doznał wstrząsu mózgu i znów czekała go przerwa. „Szerszenie” straciły do niego cierpliwość i w lutym rozwiązały jego kontrakt. Sylvinho o nim nie zapomni, bo pracował w Interze, gdy Manaj zaliczał epizody w pierwszym zespole, ale bez regularnego grania w jakimś sensownym klubie nie będzie miał podstaw do jego powoływania.
Generalnie w porównaniu do meczu w Tiranie, obejrzymy Albanię w mocno odświeżonym zestawieniu. Wiele wskazuje na to, że z ówczesnego w wyjściowego składu w poniedziałek od początku zobaczymy jedynie Berishę, Hysaja, Kumbullę i Uzuniego. Manaj, Roshi i Trashi nawet nie dostali powołania, Ismajli i Bare są kontuzjowani, a Veseli i Ramadani raczej znajdą się wśród rezerwowych.
Awans jasno określonym celem
Albańczycy przystępują do tych eliminacji bardzo pewni siebie. Już po losowaniu grup zadowolony Reja cieszył się, że znów trafi na Polskę, podkreślając, że w el. MŚ w wielu fragmentach jego zespół grał lepiej niż biało-czerwoni. Chcielibyśmy z nim polemizować, lecz niestety nie możemy, zwłaszcza w kontekście meczu w Warszawie. Wygraliśmy 4:1, ale to jeden z przykładów, gdy wynik kompletnie nie odpowiadał temu, co działo się na boisku. Goście nieco dłużej posiadali piłkę, znacznie lepiej się przy niej czuli, stworzyli sobie kilka świetnych sytuacji, oddali dwa razy więcej strzałów (tyle samo celnych) i powinni mieć rzut karny, gdy spóźniony Glik przewracał Manaja.
Teraz zarówno Sylvinho jak i prezes krajowej federacji podkreślają bez ogródek, że choć doceniają klasę grupowych rywali, to ich celem jest wejście na EURO. Miejmy nadzieję, że w poniedziałkowy wieczór ich optymizm osłabnie.
CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZEM POLSKA – ALBANIA:
- Janczyk z Pragi: Dotrzeć do głów, a nie je ścinać. Santos i walka z mentalnością przegrywów
- Fernando Santos: Mamy potencjał, aby prowadzić grę
Fot. FotoPyK/Newspix