Jerzy Engel znany jest z tego, że gdy widzi zagranicznego trenera, to dostaje gorączki (jednocześnie nie przeszkadzało mu to w byciu zagranicznym trenerem na Cyprze). A w związku z tym, że Fernando Santos przez najbliższy czas będzie widziany tu i ówdzie, można założyć, że Engel wpadł w stan gorączki permanentnej – co wiąże się z wygadywaniem bredni, jak to przy gorączce bywa. No i zagrzany Władysław Jerzy stwierdził: reprezentacja Polski jest jak ministerstwo.
Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się od Marka Citki, że piłka nożna to nie kebab, a teraz poinformowano nas, że Lewandowski, Szczęsny i spółka to przecież nic innego – oczywista sprawa – jak ministerstwo.
Konkretnie w Meczykach, gdzie Engel stwierdził: – Reprezentacja jest specyficznym zespołem, któremu kibicuje kilkadziesiąt milionów ludzi w Polsce. To jest jak ministerstwo, prawda? Mamy różne ministerstwa i więcej lub mniej ludzi się tym interesuje. A tu mamy ministerstwo piłki nożnej. Czy powinien je prowadzić ktoś z zagranicy? Przecież może są lepsi ministrowie w Anglii, Portugalii czy gdziekolwiek. A jednak mamy Polaków! Dlatego w mojej ocenie kadrę powinien prowadzić Polak, bo najlepiej sobie da radę z psychiką tych zawodników. Wie, skąd oni wyrośli, będzie się odnosił do historycznych momentów Polski czy pewnych wartości.
Czyli tak: w świecie według Engela z zapartym tchem ogląda się posiedzenia rządu, 15 milionów ludzi potrafi ślęczeć przed telewizorami, a jak dochodzi do derbowych starć ministerstwa sprawiedliwości z ministerstwem obrony narodowej, całe miasta wstrzymują oddech. Ciekawe, czy rząd spotyka się na Stadionie Narodowym. Pewnie tak, a bilety schodzą w jeden dzień.
Są homeryckie porównanie, ale te od Engela to jednak półka wyżej. Multipla i Ferrari. Kto wie, może w przyszłości dowiemy się, że reprezentacja jest jak prezydent, jak polska krowa, które daje polskie mleko, albo jak ziemniaki, albo rzeka Wisła, bo Morze Bałtyckie już problematyczne, skoro nie tylko my mamy dostęp.
Podpiąć można przecież prawie wszystko, byle udowodnić swoją tezę. Myślał i wymyślił: ministerstwo. Tu mam samych Polaków, to przecież tu też muszę mieć samych Polaków. Nic to, że jedni decydują o kluczowych sprawach dla kraju, a drudzy o tym, czy napompowany balon poleci w prawo, czy w lewo. Przecież to jest to samo.
Swoją drogą – jak wyglądałby taki resort finansów pod rządami Engela?
– Słuchaj Jurek, brakuje nam wiceministra.
– Nic nie szkodzi, mam takiego Nigeryjczyka, on dobrze liczy, da się mu paszport.
A potem też jest fajnie, bo zdaniem Engela polski selekcjoner mógłby się odnieść do historycznych momentów naszego kraju, a zagraniczny nie. Faktycznie: nie ma znaczenia, taka taktyka czy inna, czy gra ten, czy tamten, najważniejsze, żeby wyszedł facet i powiedział: panowie, dziś gramy z Czechami, musimy im zabrać piłkę jak kiedyś Zaolzie. Albo: uważajcie na tego z dziewiątką, nie można go wpuścić w pole karne, Konrad Mazowiecki wpuścił Krzyżaków do Polski i był problem.
Właściwie być może Engel rozwiązał wszystkie nasze problemy i selekcjonerem zawsze powinien być Bogusław Wołoszański.
Choć tak naprawdę to nie, bo – pozostając w strefie porównań – wszyscy chyba widzą, że Engel pieprzy jak potłuczony.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Lederman zamiast Krychowiaka. Czy to symbol nowego otwarcia w reprezentacji Polski?
- Kowal o powołaniach: Brakuje Kownackiego, ale radość z nieobecności Krychowiaka jest duża!
Fot. Newspix