W szkole, jeśli ktoś odstaje od reszty uczniów i ślizga się na słabych ocenach, właściwym rozwiązaniem na poprawę sytuacji wydają się korepetycje. Płatna nauka dodatkowa, swoisty postrach leniów, którzy za pieniądze rodziców niekiedy potrafią zaprzepaścić taką inwestycję. W futbolu jest inaczej. Piłkarz ma na swoich barkach większą odpowiedzialność. Robi coś więcej poza klubem i angażuje trenerów indywidualnych, żeby być lepszym lub mniej podatnym na kontuzje, a w efekcie bardziej zarobionym. A przynajmniej chce, bo nie zawsze mu pozwalają. Jak sprawdziliśmy w środowisku trenerów, w Polsce ten temat nadaje się na porządną debatę, może nawet wojenkę. Hasło “trener indywidualny” na różnych poziomach rozgrywkowych nierzadko wywołuje niesmak.
Treningi indywidualne stosowane przez zawodników nie są żadnym novum. Ci najwięksi, top of the top, mają sztaby ludzi złożone nawet z kilkunastu osób, które dbają o ich ciało i psychikę przez 24/7. Zejdźmy jednak na ziemię, bo piłkarz Ekstraklasy to nie Cristiano Ronaldo, a nastolatek w polskiej akademii to nie Gavi. Patrząc na polski futbol, takie sztaby zewnętrzne też oczywiście istnieją, jednak najczęściej spotykanym przypadkiem współpracy jest korzystanie z usług pojedynczych trenerów indywidualnych. Fachowców od treningów siłowych, motorycznych czy prewencyjnych. Często zaufanych ludzi, których piłkarze biorą z klubu do klubu.
Środowisko trenerów indywidualnych rozkwita, ponieważ pojawia się coraz większe zapotrzebowanie na pracę, której – mimo rozwoju szkolenia w Polsce – nie wykonuje się w klubach i akademiach. Co za tym idzie, ich rola w kształtowaniu piłkarzy nabiera coraz większego znaczenia, o czym za wiele się nie mówi, a jest warte analizy. To ludzie, którzy mają dużą, mniej powszechną wiedzę.
Zastanawialiśmy się, jak wygląda współpraca trenerów indywidualnych z klubami, jakie tendencje widzą wśród piłkarzy, gdzie dostrzegają braki w systemie szkolenia, co uznają za patologię, a co za właściwy kierunek dla Polski na tle realiów NBA lub najlepszych lig świata. W tym celu porozmawialiśmy z różnymi trenerami indywidualnymi, którzy na co dzień pracują m.in. z młodzieżą Legii Warszawa, zawodnikami Ekstraklasy, piłkarzami Premier League czy Serie A oraz reprezentantami Polski:
- Piotr “Gatuno” Kurek
- Michał Adamczewski
- Michał Mirota
- Paweł Chamera
Żeby nie było tak jednostronnie, temat trenerów indywidualnych podjęliśmy również z trenerami motorycznymi topowych klubów Ekstraklasy – Michałem Garnysem z Rakowa i Rafałem Burytą z Pogoni, a także trenerami głównymi Widzewa, Warty i Radomiaka – Januszem Niedźwiedziem, Mariuszem Lewandowskim oraz Dawidem Szulczkiem. Zapraszamy. Dużo konkretów, dużo mięsa.
Trenerzy indywidualni a polski futbol – kulisy, anegdoty, analizy, opinie
–
Spis treści
- Trenerzy indywidualni a polski futbol - kulisy, anegdoty, analizy, opinie
- Dlaczego dzieci w wieku 10-15 lat wyglądają źle? "Szkolenie nie nadąża za zmianą pokoleniową"
- Młodzieży nie uczy się podstaw. "Przez pół roku muszę ich wyciągać z dysbalansów mięśniowych"
- Do 17. roku życia 95% zawodników w Polsce porzuca piłkę nożną. "Halo, od czego są kluby?"
- Trening indywidualny stosowany jak najwcześniej? "Zdecydowanie warto"
- Młodzi zawodnicy dostają zawieszenia za trening indywidualny. "Rodzice są zastraszani"
- Różnice w traktowaniu trenerów indywidualnych. "W MLS, Serie A czy Ligue 1 jesteśmy szanowani"
- Problemy z trenerami. "11-latkowi mówi się, że ważny jest mecz, a zabrania dodatkowego rozwoju"
- Wpływ na świadomość piłkarzy. "Taki jeden starszy piłkarz radził młodemu pić piwa na lepszy sen..."
- Trenerzy indywidualni są zgodni: "Traktują nas jak trędowatych, a przecież gramy do jednej bramki"
- Dobre przykłady współpracy mniejszością. "Dopiero po latach dziękowali mi za pracę z piłkarzem"
- Trening indywidualny to jeszcze nie standard. "Piłkarze są wygodni, narzekają na obciążenia"
- Co o współpracy z trenerami indywidualnymi sądzą trenerzy motoryczni z klubów Ekstraklasy?
- Szulczek, Niedźwiedź i Lewandowski. "Piłkarze byli kwadratowi, bo chodzili na siłownię z żonami"
- Czy model obecny NBA jest dla nas dobrym przykładem? "Nie jesteśmy gotowi mentalnie"
- Problemem polskich klubów wciąż infrastruktura i liczba trenerów. "Mamy za wąskie gardło"
Dlaczego dzieci w wieku 10-15 lat wyglądają źle? “Szkolenie nie nadąża za zmianą pokoleniową”
Przepytani przez nas trenerzy indywidualni odnieśli się do różnych wątków. Jednych z nich jest reakcja na wyzwania, jakie niosą nowe pokolenia potencjalnych zawodników. Ich dzieciństwo wygląda inaczej, a to oznacza, że także proces szkolenia stricte pod względem motorycznym powinien ulec zmianie. Według jednego z naszych rozmówców kluby nadal nie są w stanie kształtować odpowiednich postaw, co wynika z dwóch głównych powodów: oszczędności w infrastrukturze i zasobach ludzkich oraz niedostatecznej edukacji trenerów klubowych.
Ten wielowątkowy problem rozkłada na czynniki pierwsze Piotr “Gatuno” Kurek, trener indywidualny, który pracuje m.in. z Jakubem Moderem, Tymoteuszem Puchaczem czy Janem Bednarkiem: – Obecnie mamy problem z dziećmi w wieku 10-15 lat. One wyglądają naprawdę źle. Zmienił się sposób funkcjonowania młodzieży, która teraz w dużej mierze siedzi przed komputerem czy w domu. Częściej karą dla niej jest wyjście na dwór. Za tą zmianą pokoleniową nie poszła zmiana struktury lekcji wf-u czy treningów w akademiach. Jest jeszcze gorzej niż wcześniej, bo przecież teraz łatwiej dostać zwolnienie z zajęć. Zaczynają się bóle pleców, pojawia się wysunięta głowa przez zbyt długie patrzenie w telefon czy pospinane zginacze bioder, które wynikają z ciągłego siedzenia. Zamiast na wf-ach dbać o postawę młodzieży, robi się coś zupełnie innego. Mam wrażenie, że nikt tego nie pilnuje. I np. teraz dostaję 12-latka, który ma płaskostopie. Z moich rówieśników nikt go nie ma, chyba że wrodzone, a teraz na pięciu zawodników trzech ma płaskostopie, koślawość kończyn, problemy z biodrami, kolanami i plecami. Tego kiedyś w aż tak dużej liczbie się nie spotykało.
Dzisiaj mniejsze akademie czasami nie chcą lub nie mogą pozwolić sobie na koszt zatrudnienia trenera motorycznego. Co więcej, trenerzy główni niestety często nie mają odpowiedniego podstawowego wykształcenia motorycznego. Potem dochodzi do momentu, że mamy 15-latka z wszelkimi krzywiznami – a jakże – bez treningu motorycznego. Jeśli ktoś nie dostaje się do najlepszych akademii w kraju, a są to nieliczni, po prostu ma braki. Te 95% dzieciaków, które najbardziej potrzebuje dodatkowej pracy, a nie dostało się do fajnej akademii, bo jeszcze do siebie nie przekonało właśnie przez braki, ma tej dodatkowej pracy najmniej. To jest smutny paradoks.
Źródło: Facebook “Gatuno” (na zdjęciu Piotr “Gatuno” Kurek i Jan Bednarek)
Młodzieży nie uczy się podstaw. “Przez pół roku muszę ich wyciągać z dysbalansów mięśniowych”
Kurek, który ma doświadczenie pracy z topowymi piłkarzami z Polski, ale też z młodymi zawodnikami dopiero wchodzącymi na najwyższy szczebel, rozwija temat świadomości. Mówiąc o brakach i zapowiadając coraz gorszy stan fizyczny potencjalnych sportowców, dopełnia obraz brutalnej rzeczywistości, która zmusza go bardziej do bycia fizjoterapeutą niż trenerem motorycznym: – Z nowymi rocznikami będzie coraz gorzej, więc pracy będziemy mieli pewnie coraz więcej. Ja jestem trenerem motorycznym, a fizjoterapię zrobiłem po to, żeby mieć dodatkową wiedzę. Fakty są jednak takie, że dziś jestem zmuszony inaczej kłaść akcenty. Często bardziej jestem fizjoterapeutą. Dostaję zawodników, których przez pół roku muszę wyciągać z dysbalansów mięśniowych. Chciałbym pracować jako trener motoryczny, ale nie mogę. Ktoś przychodzi do mnie i mówi, że chciałby być szybszy i silniejszy. Najpierw mówię, że robimy testy. Wtedy wychodzą kwiatki.
Kurek dodaje: – Ktoś nie potrafi w wieku 18 lat zrobić kilku podciągnięć, inni mają problem z przysiadem. Na 40 przypadków, jak pytam, dlaczego chłopak robi taki a nie inny przysiad, wszystkie odpowiedzi brzmią “nie wiem”. Przysiad można zrobić na 100 sposobów, ale nie ma świadomości, dlaczego go robi i czy w ogóle wykonuje ćwiczenie prawidłowo. Ci ludzie mają pracować swoimi nogami, a nie znają podstaw. To jakaś abstrakcja. Potem tworzy się dysbalans, który zawsze się pogłębia, bo ktoś robi przysiad mocniej na czwórki, ktoś na dwójki… Niestety prawdopodobne efekty niestety to: zwiększone ryzyko kontuzji w przyszłości. To już lepiej nie robić ćwiczeń, niż robić je źle i powodować szkody w swoim ciele. Warto wiedzieć, że w każdym ćwiczeniu jest cienka granica – nawet w zwykłym planku, który jedna na 10 osób robi dobrze. Wystarczy, że nie napniesz pośladków i nie zassiesz brzucha, żeby po dupie dostawał odcinek lędźwiowy.
Kiedyś robiłem takie ankiety na Instagramie z różnymi pytaniami. Jedno z nich brzmiało “Czy ktoś w twojej karierze kiedykolwiek ci wytłumaczył, jakie korzyści lub jakie straty wiążą się z odpowiednim lub nieodpowiednim piciem wody?”. O czymś takim dowiedziało się 20% z prawie 500 piłkarzy. Mówimy o totalnej podstawie. Inne pytanie “Czy ktoś kiedykolwiek uczył was zmiany kierunku biegu?” 25% na 500 osób. Jestem tym wszystkim przerażony.
Źródło: Facebook “Gatuno” (Tymoteusz Puchacz i Kamil Jóźwiak)
Do 17. roku życia 95% zawodników w Polsce porzuca piłkę nożną. “Halo, od czego są kluby?”
Zostając przy etapie rozwijania piłkarzy do “końcowych produktów” (stricte na piłce seniorskiej skupiamy się w dalszej części tekstu), zatrważające liczby podaje i opisuje Piotr “Gatuno” Kurek. Trener indywidualny z Poznania zwraca uwagę na problem z tworzeniem atletów w Polsce i tym samym tracony potencjał ludzki wynikający w dużej mierze z niekompetencji klubów oraz akademii:
– W zeszłym roku pojawiły się bardzo ciekawe badania zrobione na 400 tys. osobach w Polsce. Okazało się, że do 17. roku życia 95% zawodników porzuca uprawianie piłki nożnej. Jak mamy potem dobrze wyglądać na arenie europejskiej, jeśli jest taka tendencja, jeśli tak tracimy potencjał ludzki w tak porażającej liczbie? Młodzi chłopcy po prostu przepadają. Akademie powinny tworzyć atletów z takim samym zaangażowaniem jak piłkarzy. Jak widać po badaniach, musimy wszyscy wspólnie zrobić wszystko, żeby zdecydowanie skuteczniej dźwignąć tę odpowiedzialność. Co jakiś czas słyszę o różnych raportach, które dostają chłopcy w akademiach, a w nich np. hasła “Za mało zwrotny, za wolno zmienia kierunek, nie ma dynamiki, nie potrafi się przepchnąć”. Chłopca zostawiają z takimi informacjami i proszą, żeby się poprawił. Nic więcej się nie robi w bardzo wielu przypadkach. Wtedy zadaję pytanie: halo, od czego są kluby? Bo czegoś tu nie rozumiem.
Niektórzy rodzice przychodzą załamani i proszą o pomoc, ale na szczęście żyjemy w XXI wieku i media społecznościowe pękają w szwach od przydatnych informacji o treningu, kwestiach mentalnych, dietetyce. Rodzice w wieku 35-40 lat takie rzeczy śledzą i potrafią nawet potem wrócić do trenerów, pytając ich: “czy na pewno moje dziecko dostaje odpowiednią opiekę? “. Z jednej strony media społecznościowe to przekleństwo, z drugiej: mogą uratować wiele talentów.
Kurek kontynuuje: – W nowych rocznikach dużo jest skupienia na taktyce, a za mało na prostych rzeczach, jaką jest odpowiednia sprawność zawodnika. Teraz mamy inne czasy i trzeba się do nich adaptować. Niestety podchodzi się do sprawy tak, że robi się przesiew. Za dużo się wymaga, a za mało robi oddolnie, żeby zawodnik potrafił te wymagania spełnić. I potem się dziwimy, dlaczego 40-milionowy kraj tworzy tak mało piłkarskich talentów, które po wejściu do piłki seniorskiej potrafią szybko się odnaleźć, rozwijać się dalej i wyjeżdżać do lepszych lig. Jeżeli nie potrafimy skupić się na grupie 95% “straconych” zawodników z różnych względów, nie rozwiniemy segmentu szkolenia.
Co więcej, wprowadzenie treningu motorycznego według najnowszych badań zmniejsza ryzyko kontuzji o 50%. Jeśli to zabieramy, później pojawiają się problemy z kolanami, stawami skokowymi, biodrami czy kręgosłupami. Ktoś wypada, traci skład, jest załamany, nie ma odpowiedniej opieki medycznej i kończy z piłką. A przecież teraz mamy setki trenerów motorycznych, którzy są młodzi i dobrze wyedukowani. Pracują w małych siłowniach, mają po kilka osób i czekają na szansę. Ci ludzie przyjechaliby za darmo do większego klubu, gdzie są ewidentne braki. Przetestują 25 chłopaków i niewykluczone, że złapią kolejnych pacjentów na indywidualną konsultację. Słowem: to się opłaca dla obu stron. Ba, ja bym przyjechał za darmo! Gdyby ktoś zadzwonił, autentycznie bym pojechał. Dla mnie więcej znaczy pokazanie swojej pracy w klubie i wpłynięcie na świadomość zawodników, więcej niż ta opłata za mój przyjazd. Na zarobki i liczbę podopiecznych nie narzekam, ale mówię zupełnie serio. Najpierw jednak trzeba w ogóle wiedzieć, że konsultacja z trenerem motorycznym jest potrzebna.
Źródło: Facebook “Gatuno” (Bartosz Pawłowski)
Trening indywidualny stosowany jak najwcześniej? “Zdecydowanie warto”
Kurek uważa, że mocniejszą rolę edukacyjną powinni odgrywać nauczyciele wf-u. W nich upatruje osoby, które mogą wpływać na świadomość młodzieży: – Wolałbym, żeby na wf-ie w Polsce uczono, za co odpowiada mocny pośladek, co zrobić, żeby nie bolały cię plecy i generalnie nauczać o aparacie ruchu. Co daje dbanie o nie i tak dalej. Chodzi o edukację. Moi zawodnicy są edukowani i po pół roku pracy ze mną są już na tyle świadomi, że sami potrafią ułożyć sobie trening. Wiedzą, co, kiedy i dlaczego. Są świadomi, rozumieją. Jeżeli ktoś nie przekaże im wcześniej, we wczesnym wieku szkolnym, minimalnej wiedzy na temat powstawania dysfunkcji oraz ryzyka, które za sobą to niesie, będą powielać nieświadomie masę błędów.
Jak jest w szkołach – każdy widział lub widzi. Edukacja na lekcjach wf-u w niewielkim stopniu spełnia swoją funkcję. Oczywiście są wyjątki, prawdziwi pasjonaci z wystarczającą wiedzą też się zdarzają, lecz ogółem rzeczywistość daleka jest od ideału. Nastolatek, który ma talent, w szkole nie otrzyma istotnego z perspektywy rozwoju pakietu wiedzy. Adekwatne byłoby zatem pytanie, czy warto wprowadzać trening indywidualny jak najwcześniej, skoro – jak twierdzą nasi rozmówcy – kluby też zawodzą?
Paweł Chamera, koordynator ds. Przygotowania Motorycznego w akademii FASE Szczecin i założyciel Pro Training Center w tym samym mieście, uważa, że tak: – Najpierw musimy sobie powiedzieć, czym jest trening siłowy. W rozumieniu ogólnym to działanie przeciwko oporowi zewnętrznemu. Patrząc na młodszych zawodników, treningiem siłowym będzie również nauka odpowiednich wzorców ruchowych, działanie na ciężarze własnego ciała czy utrzymywanie pozycji ciała w sposób izometryczny, co może być dobrym środkiem prewencyjnym przed urazami. Używając terminu “trening siłowy”, mamy zatem sporo terminów. Tu dochodzi rola trenera, który musi dobrać odpowiednią metodę do stanu wytrenowania i możliwości rozwoju zawodnika. Moim zdaniem, trening siłowy prowadzony w odpowiedni sposób powinien być stosowany jak najwcześniej. Im bardziej ciało będzie sprawne, tym mniejsze ryzyko urazów i większy pułap rozwoju stricte piłkarskiego. Należy patrzeć w długofalowym ujęciu. Nie chodzi o to, żeby w treningu siłowym osiągnąć krótkotrwały sukces. Miesiąc fajnych efektów, a potem uraz mięśniowy w wyniku przeciążeń i kilka tygodni przerwy? Wtedy to nie ma sensu. My mamy zapewnić zawodnikowi spokój w uprawianiu swojej głównej dyscypliny.
Podobną opinię ma Piotr “Gatuno” Kurek: – Uważam, że trening indywidualny warto wprowadzać jak najwcześniej. Sęk w tym, że biedniejsze akademie nie mają tylu pieniędzy. Załóżmy jednak, że klub opłaca i ściąga trenera motorycznego na jeden dzień za 1500-2000 zł. Trener w ten dzień sprawdzi wszystkich chłopaków, oni się bardzo nie zmęczą, to tylko testy. Dzień później analizuje wyniki i układa im plany na sześć tygodni. Przyjeżdża na jeden trening, żeby przypilnować, czy dobrze wykonują ćwiczenia, a potem wraca po sześciu tygodniach. Kolejne testy, kolejne plany.
Źródło: Facebook “Pro Training Center” (Łukasz Zwoliński po lewej, Paweł Chamera po prawej)
Młodzi zawodnicy dostają zawieszenia za trening indywidualny. “Rodzice są zastraszani”
No i teraz, skoro mamy przedstawiony obszerny background zahaczający o szkolenie piłkarzy w Polsce, trzeba przejść do wątku, który rodzi największe kontrowersje. Mianowicie: niechęć klubów do trenerów indywidualnych. Jak się okazuje, nie wszystkich, ale każdy z naszych rozmówców pracujących w różnych środowiskach ma podobne doświadczenia. Słowem: relacje nie są zbyt dobre.
Języka w kwestii nastawienia klubów, także tych największych w Ekstraklasie, nie szczędzi Michał Mirota. Obecnie współwłaściciel Centrum Przygotowania Indywidualnego pracuje m.in. z juniorami Legii, Polonii i Escoli Warszawa, a wcześniej trenował w Podbeskidziu, Dolcanie, Cracovii i Radomiaku jako trener motoryczny, czy nie tak dawno prowadził Bartosza Kapustkę: – Swego czasu miałem przyjemność pracy na każdym poziomie rozgrywkowym – od najniższych lig, przez trampkarzy i juniorów, po samą Ekstraklasę. Z moim lat doświadczeń i obserwacji wziął się pomysł na stworzenie Centrum Przygotowania Indywidualnego. Zaczęliśmy indywidualnie pracować z piłkarzami w każdej kategorii wiekowej. Od akademii małych, po takie potęgi jak Legia Warszawa. Widziałem, że z tygodnia na tydzień świadomość zawodników i ich rodziców rosła, choć pojawiały się oczywiście obiekcje co do pracy z obciążeniem w stylu “Nie urosnę, będę wolniej biegał i nie chce wyglądać jak kulturysta”. Ale jak już zawodnik zaufał, to robił postępy. Sęk w tym, że dzisiaj w jakiejś części musimy z nimi trenować po kryjomu. Młodzi zawodnicy w wielu klubach, nawet tych bardziej renomowanych, mają zakaz stosowania treningów indywidualnych poza klubem.
Teraz mam 13-letniego zawodnika, któremu grozi się zawieszeniem. Mama, która wychowuje go sama, chce mu pomóc, bo ma talent. W klubie trzy jednostki treningowe i mecz to za mało w 30-osobowej grupie z jednym trenerem. Nie mówię o szkoleniu, czy że jest to wina trenera, tylko o intensywności treningów. Kobieta jest tak zastraszona, że prosi, żebym nie wrzucał z zawodnikiem zdjęć na media społecznościowe, bo trener je zobaczy i zawiesi chłopca w prawach zawodnika. W tym samym klubie złapano innego chłopaka na treningu indywidualnym i go zawieszono. Takie przykłady pokazują, że współpraca z nami nie jest mile widziana. I nie mówię tego na podstawie pojedynczych przypadków, tylko ogólnej opinii środowiska trenerów.
Mirota dodaje: – Spotykam się z bardzo dużą niechęcią i prośbami rodziców, żeby nie mówić o treningach indywidualnych. W topowych klubach też miałem takie sytuacje. Rodzice innego zawodnika poprosili mnie, żebym skasował filmik z ich synem, bo mieli nieprzyjemną rozmowę odnośnie treningów poza klubem. Zapytałem o powód i niby okazało się, że zawodnika nie można pokazywać w sprzęcie z herbem klubu na innej siłowni poza klubem. Z kolei rodzicom przekazano, że po prostu nie może trenować dodatkowo poza klubem. Wcześniej miałem zawodnika z rezerw Legii, który był na wylocie, a któremu też nie pozwalano trenować pod okiem trenera indywidualnego. Nawet komuś takiemu robi się pod górkę. Piłkarz nie gra prawie rok, szuka klubu, chce się przygotować indywidualnie, bo nikt z nim już w klubie nie pracuje, ale zabrania mu się pracować.
Zdjęcie: Facebook “Centrum Przygotowania Indywidualnego” (po lewej Marek Papszun, po prawej Michał Mirota)
Różnice w traktowaniu trenerów indywidualnych. “W MLS, Serie A czy Ligue 1 jesteśmy szanowani”
Podobne opinie mają inni trenerzy indywidualni. Michał Adamczewski, który współpracuje m.in. z Pawłem Dawidowiczem czy Jarosławem Niezgodą, ma doświadczenie w pracy z siatkarzami reprezentacji Polski, a także był trenerem przygotowania motorycznego w Lechii Gdańsk, Jagiellonii Białystok i Koronie Kielce, twierdzi:
– Miałem piłkarzy z Ekstraklasy, którzy wyjeżdżali za granicę za duże pieniądze w skali polskiej piłki, a mówię o milionach dolarów czy euro, czyli kwotach będących wielkim zastrzykiem do budżetu każdego polskiego klubu. Mimo to, słyszałem różne opinie, że nie wiem, co się dzieje w klubie i nie mam pojęcia, jakie są potrzeby zawodnika, że chłopaka zajeżdżam i przez to jest częstym gościem sztabu medycznego. A przecież jest masa czynników indywidualnych, które bierzemy pod uwagę. To my korygujemy coś, co może funkcjonować lepiej. Dostosowujemy się do problemów czy potrzeb, jakie ma piłkarz, a nie je generujemy. Stąd moje pytanie do klubów: dlaczego trener indywidualny ma być wrogiem? Dlaczego, skoro w takich ligach jak MLS, Serie A czy Ligue 1 jest szanowany? Człowiek taki jak ja potrafi przylecieć do Włoch, usiąść przy kawie z dietetykiem klubowym i porozmawiać o indywidualnych potrzebach zawodnika. U nas w Polsce czegoś takiego nie ma. Kluby nie palą się do tego, żeby budować dobre relacje z trenerami indywidualnymi.
Chamera: – Niestety w Polsce pojawia się stereotypowe podejście, że wszystko poza klubem to zło. Kluby topowe w Europie pokazują jednak, że nie trzeba obawiać się współpracy z trenerami indywidualnymi. Mając przyjemność trenowania z zawodnikiem, który na co dzień gra za granicą, poznałem inną perspektywę. Jego trener klubowy, który osiągnął zdecydowanie więcej ode mnie, kontaktuje się ze mną i chętnie dyskutuje. Darzy mnie szacunkiem, choć jestem dla niego osobą zupełnie anonimową. Mamy wspólny cel i współpraca jest przejrzysta. On chce mieć najlepiej przygotowanego zawodnika, a ja mogę dołożyć swoją cegiełkę, żeby tak było. W Polsce istnieje mit, że dodatkowe treningi poza klubem to rzecz niepotrzebna. Często patrzy się z podejrzliwością, co my z zawodnikami tak naprawdę robimy. Gdy pojawia się jakiś uraz, np. mechaniczny, niejednokrotnie wskazuje się na nas jako winowajców. Patrząc jednak logicznie, zawodnik ma większą szansę na przeciążenie i kontuzję w czasie kilkunastu czy kilkudziesięciu jednostek treningowych w klubie na przestrzeni miesiąca, a nie w czasie jednej godziny w tygodniu ze mną.
“Gatuno” Kurek: – Jeśli chodzi o kontakt z klubami, czasami rzeczywiście można napotkać problemy. Choćby te komunikacyjne, które miałem dotychczas tylko w Polsce. Mam to szczęście, że prowadzę piłkarzy w każdej najlepszej lidze Europy, więc mogę pokusić się o porównanie. Do klubów z Serie A, Bundesligi czy Premier League zawsze dzwoniłem z propozycją współpracy, kiedy akurat mój zawodnik tam trafiał. Nigdy nie spotkałem się z niechęcią do mnie jako trenera indywidualnego. Nie wiem, czy chodzi o samą mentalność, czy inne przesłanki. Na Twitterze wrzuciłem ostatnio wiadomość jednego z trenerów zagranicznej ligi, który wyraził szacunek do mojej pracy, chciał wymienić się raportami i generalnie w fajny sposób dał zielone światło. W Polsce to raczej rzadkość. Tutaj częściej jesteśmy odbierani jako zło. Często spotykałem się z negowaniem dla negowania na zasadzie “nie, bo nie”. W takim Southampton jest trzech trenerów od samej siłowni! I żaden z nich nie ma problemu, że prowadzę Janka Bednarka.
Po części można zrozumieć podejście trenerów klubowych. Oni mają jakieś założenia, którymi chcą objąć dużą grupę piłkarzy. Jeśli ktoś zaczyna korzystać z treningu indywidualnego, ludzie w klubie zaczynają się zastanawiać, czego nie mają, dlaczego jeden i drugi korzystają z zewnętrznej pomocy, i tak dalej. Sęk w tym, że jeśli w klubie są trzy sztangi i trzy gumy na 25 osób, trudno obwiniać trenera. Nie da się wtedy zrobić wszystkiego, a naprzeciw takim problemom wychodzimy my. Ludzie, którzy mogą skupić się np. przez jedną godzinę tygodniowo na konkretnym zawodniku. Wedle naszej wizji ma być on lepiej przygotowany do treningów i meczów, z czego trener powinien się cieszyć. Niestety często bywa wręcz odwrotnie – trenerzy nas piętnują i zabraniają treningów indywidualnych.
Ostatnio rozmawiałem z jednym z trenerów Legii. Młody zawodnik z tego klubu, który jest awizowany do gry w pierwszym zespole, poprosił, czy może opuścić siłownię, bo jej nie lubi. Mówimy o topowym poziomie. Powiedziałbym do kogoś takiego: “Stary, weź torbę i pakuj się, są następni, bardziej pracowici”. W Ekstraklasie za moich czasów to niestety ja chodziłem za piłkarzami, żeby zrobili dodatkowy trening, nie oni za mną. No, chociaż pamiętam wyjątek, którym był Bartek Kapustka. To była miła i przyjemna praca, bo Kapi wiedział, jaki ma cel.
Michał Mirota
Zdjęcie: Newspix (Michał Adamczewski)
Problemy z trenerami. “11-latkowi mówi się, że ważny jest mecz, a zabrania dodatkowego rozwoju”
Michał Mirota, który ma doświadczenia z piłkarzami z akademii Legii, kontynuuje wątek trudnych relacji z klubami: – Gdy proszę o argumentację trenera czy prezesa klubu, dlaczego zawodnik nie może uczęszczać na trening indywidualny, w odpowiedzi dostaję brak argumentu. Po prostu “nie”. To tak, jakby dziecku w szkole zabronić korzystania z korepetycji poza szkołą. Dla mnie to jest nieprawdopodobne, co dzieje się w naszym kraju z treningami indywidualnymi. Miałem też jednego bramkarza, któremu wprost powiedziano, że nie może do mnie chodzić, bo to koliduje z mikrocyklem treningowym w klubie i meczami mistrzowskimi. Zaznaczę że chłopiec miał wtedy 11 lat i ktoś mi mówi, że ważny jest mecz mistrzowski! To oczywiście bzdura. Kluby często nie mają merytorycznych powodów, żeby coś takiego zabronić. Ryba psuje się od głowy. Skąd ma się brać świadomość zawodników, jeśli nie od ich trenerów? Jak oni mają wypracować etos pracy, jeśli trenerzy zabraniają im chodzić na siłownię czy na treningi indywidualne piłkarskie? Gdzie lepiej pracować nad swoimi mankamentami? W grupie 30 zawodników na ćwiartce boiska czy indywidualnie?
Mirota dodaje, że w Polsce są również kluby chętne do współpracy, ale jednocześnie daje do zrozumienia, że to mniejszość: – Znam piłkarzy z najwyższej półki w Polsce, którzy jeżdżą do swoich lekarzy i korzystają z usług trenerów motorycznych, ale nie mówią o tym w klubie. Z wiadomych względów nie mogę podać nazwisk. Oczywiście są kluby, przed którymi nie trzeba niczego ukrywać. Współpraca jest wtedy dobra. Większość klubów jednak niechętnie patrzy na trening indywidualny poza klubem. Może ludzie w klubach boją się pokazać, że czegoś sami nie robią? Może obawiają się odsłonięcia swojej niekompetencji?
Jakiś czas temu zasugerowałem klubowi Ekstraklasy z bardzo dużym budżetem i podobno najlepszą akademią dwie funkcje: oficer rozwoju i trener przygotowania indywidualnego – oczywiście w treningu motorycznym. Co się stało z moją propozycją? W klubie bali się mnie przyjąć, a trenera od przygotowania indywidualnego wprowadzono, ale na dwa miesiące. Natomiast oficera, który mógłby wpływać na poziom samokształcenia się trenerów, nie zatrudnił jeszcze nikt. A w środowisku trenerskim ciągle latają informacje o kursach, kursach i kursach. Jest nawet taka agencja, który szkoli trenerów i ma własną bazę. Co ciekawe, dwaj szefowie tej agencji przedrukowali jedną książkę pewnego wybitnego trenera od motoryki, zmienili nazwisko autora i prowadzą z tego szkolenia – biznes się kręci ale czy to jest odpowiedni kierunek?
Michał Adamczewski
Wpływ na świadomość piłkarzy. “Taki jeden starszy piłkarz radził młodemu pić piwa na lepszy sen…”
Michał Adamczewski, który zna smak pracy po obu stronach “barykady”, tłumaczy z kolei, dlaczego praca trenera indywidualnego jest tak istotna: – Trener indywidualny jest nam potrzebny dla spełnienia indywidualnych potrzeb. Nie dla samego stopnia wytrenowania, tylko zabezpieczenia się przed kontuzjami. To jest w tym wszystkim najważniejsze. Co nas odróżnia od lig zagranicznych z wysokim poziomem piłkarskim? To, że do najlepszych lig trafiają zawodnicy świadomi swoich indywidualnych potrzeb. Tacy zawodnicy idą do osteopaty, trenera indywidualnego, masażysty, fizjoterapeuty, trenera od jogi, dbają o paznokcie u nóg… Tego wszystkiego nie musi zapewniać klub. Zarabiając niemałe pieniądze, świadomi piłkarze wiedzą, jak je zainwestować. Gdy np. przychodzą na siłownię, w najlepszych ligach jest tak, że niekoniecznie muszą wykonywać plan stworzony przez trenera przygotowania fizycznego w klubie. Mogą mieć swój indywidualny. Podczas mojej przygody z Jagiellonią taki plan miał choćby Marc Gual i nikt nie miał z tym problemu.
Na konkretnych przykładach wagę problemu opisuje także Piotr “Gatuno” Kurek: – Słyszałem w swojej karierze o sytuacjach typu: starszy zawodnik z doświadczeniem mówi do nastolatka, że jak chce lepiej się wyspać, to niech wypije sobie dwa piwa przed snem. Ktoś taki robi młodemu krzywdę. Pal licho, nawet niech wypija sobie sam te piwa, może tak wytrzymać cały sezon, ale to już jakaś zła cegiełka do budowania świadomości na temat treningu motorycznego i dbania o siebie. Lepiej takie teksty zachować dla siebie.
Jest bardzo wielu zawodników na poziomie Serie A i innych wysokich lig, którzy uznają, że trening motoryczny nie jest aż tak potrzebny. Grają na najwyższym poziomie, palą fajeczkę i piją piwo, zarabiają po 300-400 tys. euro. Dają radę, ale moja odpowiedź brzmi wtedy: no okej, ale gdybyś był szybszy, bardziej sprawny i mniej podatny na kontuzje, trafiłbyś na jeszcze wyższy poziom – czemu nie spróbować? Ile potem bramek jest traconych albo nie zdobywanych przez to, że ktoś spóźnił się o ułamki sekund? To są detale, które decydują, czy jesteś tylko dobry, czy najlepszy. Takie przyjęcie kierunkowe średnio przyśpiesza grę o sekundę. Ja potrafię przyśpieszyć kogoś na 10 metrach o 0,1; 0,2 sekundy. To super wynik. Dodając to sobie, mamy finalnie różnicę, która potrafi być decydująca na boisku. Za to odpowiada trening motoryczny. Nie jest po to, żeby piłkarzy dodatkowo obciążać, tylko żeby zrobić z nich bardziej sprawnych sportowców.
Chamera: – W zespołach juniorskich, amatorskich czy klubach 3. ligi nasza rola jest większa. Nie boję się powiedzieć, że możemy nawet zmienić bieg czyjejś kariery. W niższych ligach brakuje trenerów z wiedzą stricte o przygotowaniu motorycznym. To nie jest jednak ich wina, bo specjalizują się w innych dziedzinach, np. Zagadnieniach techniczno-taktycznych. Tym bardziej zatem mamy większe pole do popisu, żeby pomóc ich zawodnikom poprzez lepsze przygotowanie fizyczne do realizowania – nomen omen – zadań taktycznych na boisku. Wciąż musimy zmieniać przekonania trenerów, że zawodnik wydaje własne pieniądze, inwestuje dodatkowo w siebie po to, żeby być skuteczniejszym w wykonywaniu poleceń trenera klubowego. Nie powinno być tak, że trenerzy mają potem pretensje do zawodników, którzy chcą być lepsi. Na tym korzysta przecież każdy. Ja, trener klubowy i zawodnik.
Zdjęcie: Facebook “Gatuno” (Jan Bednarek, Piotr Kurek i Łukasz Trałka)
Trenerzy indywidualni są zgodni: “Traktują nas jak trędowatych, a przecież gramy do jednej bramki”
Kurek stosuje wręcz apel do klubów, żeby inaczej spojrzały na środowisko trenerów indywidualnych. Podaje przykład Ivana Djurdjevicia w Lechu Poznań, który w przeszłości swoją polityką zapędził się w kozi róg. Dopiero gdy został przyparty do ściany, zmienił zdanie o trenerach indywidualnych: – Nie traktujmy trenerów indywidualnych jak trędowatych. Gramy do jednej bramki. Nie chcę skrzywdzić chłopaków. Miałem taką sytuację w Lechu z trenerem Djurdjeviciem, który zabronił korzystania z moich usług bez nawet jednego telefonu do mnie, by przedyskutować cokolwiek, wiedząc, że współpracuję od lat z jego podopiecznymi. Wtedy przychodziło do mnie 11 zawodników Lecha. W przeciągu dwóch miesięcy w drużynie był wysyp kontuzji. Nagle po dwóch miesiącach trener dzwoni i mówi, że można wznowić współpracę. Dla trenera to był strzał w kolano. Po co taki cyrk, jeśli mamy wspólny cel, jakim jest dobre przygotowanie piłkarza? Nie chodzi o to, że mamy większą wiedzę i narzędzia, bo to bzdura. Kluczem jest czas, którego mamy więcej na jednego zawodnika. Kluby lubią oszczędzać na trenerach motorycznych, więc tym bardziej drogi prowadzą do nas.
Kurek porównuje też realia zarobkowe trenerów motorycznych w klubie i poza nim, a także ich potencjalny wpływ na oszczędności klubu w leczeniu kontuzji. Jego zdaniem kluby źle podchodzą do sprawy – oszczędzają na trenerach i tracą na tym, zamiast doceniać zewnętrzną pomoc: – Warto wiedzieć, że trener motoryczny czy fizjoterapeuta poza klubem potrafi zarabiać trzy-cztery razy więcej niż w klubie. Większość topki trenerów motorycznych w Polsce pracuje na własny rachunek. To są fakty. Jeśli ktoś zostaje w klubie, robi to z pasji. Mam jednak nadzieję, że środowisko trochę się wymieni i mniej będzie blokowania, a także trenerzy motoryczni w każdym miejscu będą bardziej doceniani. Cholera, taki trener może zarabiać 8 tys. zł miesięcznie w dobrym klubie. Jeśli skład 25 piłkarzy to – załóżmy – 500 tys. zl obciążenia dla budżetu, ile to jest 8, maksymalnie 10 tysięcy? Jeśli taki trener wybroni przed kontuzją 2-3 zawodników w sezonie, ile pieniędzy zaoszczędzi dla klubu? Jeśli zmniejszy ryzyko zerwania ACL-a, to już w ogóle.
Przecież gdyby taki klub ekstraklasy napisał, że szuka pięciu młodych trenerów motorycznych po kursach na staż, zgłosiłaby się setka, żeby dobrze się pokazać. Za darmo! Znowu to powiem: nawet ja bym poszedł za darmo do takiego czy innego klubu, żeby pracować tam jako dodatkowy trener motoryczny przyjeżdżający 2-3 razy w tygodniu w ramach możliwości na 1 czy 2 godziny. Tylko dlatego, że praca z całą drużyną byłaby dla mnie chlubą, a choć może jestem uważany za hejtera i gbura, to w rzeczywistości jestem pierwszy do pomocy i nie powinno się nazywać tego hejtem, tylko konstruktywną krytyką. Znam wielu dobrych trenerów z mniejszych miast, którzy by się nadawali. Przyjechaliby z przyjemnością złapać trochę doświadczenia i przy okazji wesprzeć klub.
Są sportowcy, którzy wyznają inne podejście. W pewnym momencie uważają, że są zarobieni i to im wystarcza. Był taki zawodnik – wtedy napastnik Serie A, przyszedł do mnie na konsultacje i osteopaty, z którym współpracuję. Spróbował wykonać dwa ćwiczenia rozciągające i usłyszałem: “Nie no, ty jesteś popier*olony z tymi ćwiczeniami! Nie będę ich robił”. Żeby nie było, powiedział to z uśmiechem na ustach, bez krytyki. Dał do zrozumienia, że już takich rzeczy nie potrzebuje.
Michał Adamczewski
Dobre przykłady współpracy mniejszością. “Dopiero po latach dziękowali mi za pracę z piłkarzem”
Zapytany przez nas Michał Mirota najmocniej krytykuje postępowanie polskich klubów i trenerów, którzy jego zdaniem za bardzo myślą o krótkofalowych efektach, zamiast przychylniejszym okiem spojrzeć na wartość treningów indywidualnych. Podaje konkretną historię: – Miałem taką sytuację dwa lata temu, że trener rocznika 2008 jednego z klubów wszedł na moją prywatną salę treningową, gdzie moi trenerzy prowadzili trening. Mówi nagle do zawodników, żeby nie robili ćwiczeń, konkretnie skoków na skrzynię. Dlaczego? Bo on ma mecz w sobotę! Dzwonię potem do niego i grzecznie pytam: “Drogi przyjacielu, czy ty rocznik 2008 przygotowujesz do meczu ligowego, o którym nikt zaraz nie będzie pamiętał?”. Potem patrzę na jego trening, a ten z 13-latkami robi stały fragment gry, z czego połowa uczestniczy w ćwiczeniu, a druga przygląda się z boku boiska i traci czas. Wobec tego przykładu, trening indywidualny ma być długofalowym procesem. To i tak kropla w morzu, bo nie jest łatwo dzisiaj wcisnąć nawet jedne zajęcia w tygodniu. Ale lepsze to niż nic, bo można pracować nad rzeczami, na które w klubie normalny trener nie ma czasu.
Z drugiej strony, Mirota ma dobre wspomnienia z Escoli Warszawa: – Prowadziłem kilka lat temu bramkarza, Zan Luk Lebana, który z Escoli pojechał do Evertonu i teraz gra Premier League 2. Pracowaliśmy przez kilka lat i Escola chciała wiedzieć, co robimy. Podałem im wszystkie raporty i plany. Nie miałem nic do ukrycia. Wszystko było okej. Zan wstawał o 6:00, zaczynał dodatkowy trening bramkarski, potem szedł do szkoły, znowu trenował, a teraz jest w takim a nie innym miejscu. Jego tata też jest sportowcem, więc syn miał z kogo czerpać. Na szczęście w Escoli trafił na trenerów, którzy rozumieją aspekt dodatkowego rozwoju.
Adamczewski dodaje pozytywny przykład: – Mam okazję współpracować z 19-letnim zawodnikiem z 3. ligi. Rozmawiałem z jego trenerem od przygotowania motorycznego w kwestii wyznaczników pracy. Ten zawodnik bezproblemowo może przyjeżdżać do mnie na konsultacje, poza tym o wszystkim informuję jego trenera klubowego. Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic i to działa.
Zdjęcie: Newspix (Michał Adamczewski)
Można by w takim razie pomyśleć, że trenerzy indywidualni przesadzają w swojej ocenie, skoro da się zawiązać fajną współpracę. Adamczewski z Mirotą stawiają jednak sprawę jasno – to rzadkość.
Adamczewski: – Kiedyś jeden klubowy fizjoterapeuta najpierw miał do mnie pretensje, że zajeżdżam chłopaka, a po kilku latach powiedział, że jednak mi dziękuje, bo widzi, co dla niego zrobiłem. Mówię o chłopaku, który z topowego klubu w Polsce wyjechał za granicę za kilka milionów dolarów. Nie chodzi o to, żeby być kolejnym Robertem Lewandowskim. Chodzi o to, żeby spieniężyć swój potencjał w 100%. Czy to na poziomie 3. ligi, czy w Ekstraklasie, czy w Serie A. Kwestia tego, żeby ciągnąć wózek w jedną stronę. Mówię o środowisku klubów i trenerów indywidualnych, którzy chcą przecież dobrze.
Mirota: – Trochę czasu już siedzę w tym środowisku i szczerze mówiąc, słabo to widzę. Muszą zmienić się struktury, infrastruktura, edukacja trenerów i podejście ludzi, którzy zarządzają klubami. Jednym z moich największych autorytetów jest obecnie Marek Papszun. Znam go od lat. To jeden z niewielu trenerów w Polsce, który razem z właścicielem chcą cokolwiek zmienić, obrócić całkowicie postrzeganie dodatkowej pracy nad sobą. Marek od lat – czy to 2. liga, 1. liga lub teraz Ekstraklasa – zachęca, a nawet zmusza do treningów indywidualnych. Wypycha piłkarzy, żeby się rozwijali i więcej pracowali indywidualnie. Ale to już taki ostatni Mohikanin. Człowiek z zasadami, gatunek na wymarciu.
Trening indywidualny to jeszcze nie standard. “Piłkarze są wygodni, narzekają na obciążenia”
Przed tworzeniem tego materiału zastanawialiśmy się, dlaczego treningi indywidualne to nie jest jeszcze standard? Czemu wciąż mówimy o mniejszości piłkarzy, a nie większości, która decyduje się na dodatkową inwestycję? Na pewno jednym z powodów – już wcześniej opisanym – jest brak świadomości u piłkarzy i szkoleniowców. Pojawił się też wątek niechęci klubów i trenerów w nich pracujących. Nasi rozmówcy dodają kolejne: minimalizm i strach przed większą intensywnością pracy. W tle pojawiają się realia rodem z NBA, którą w pewnym stopniu mogą służyć za dobry przykład rozwoju.
Michał Adamczewski: – Niejednokrotnie zawodnicy na poziomie Ekstraklasy są wygodni. Osiągnęli jakiś poziom, zarabiają 40 tys. złotych miesięcznie i zazwyczaj nie mają na sobie oddechu gościa, który może zrzucić ich ze stołka. Sterują treningiem, żeby nie był tak wymagający. Trzeba to rozdzielić, mieć to na uwadze. Jeśli mówimy o najlepszych ligach, w których też mamy Polaków, sprawa jest prosta. Jeśli masz swojego trenera indywidualnego i przychodzisz z własnym programem treningowym, bierzesz za to pełną odpowiedzialność. Tam mają obawy, że coś może pójść nie tak albo czegoś jest za mało. Trochę jak w NBA, gdzie po prostu cię wywalają, jeśli dajesz dupy. Tam następuje szybka weryfikacja umiejętności, twojej formy i zaangażowania, które jest kluczowe.
U nas w Polsce jest inaczej, bo w lidze potrafią ostać się zawodnicy słabi. W Jagiellonii miałem taki przypadek. Piłkarz biegał jednym tempem na sparingach, przełożył to na treningi i wreszcie na mecze ligowe – w dwóch nawet można powiedzieć, że był współautorem złego wyniku. W treningach i meczach nie potrafił rozładować baterii do maksimum, żeby potem ją naładować od 0 do 100. Pracował w granicach 30-80%. Czyli z 80 spadał do 30, a potem wracał do 80. I tak w kółko, jak zużyty telefon. Za jego słabą formą fizyczną automatycznie szła słaba forma piłkarska, zbyt mała pozytywna agresja w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Ten piłkarz miał pretensje, że przestał grać, aż końcu obsmarował mnie i trenera Nowaka w mediach. Sęk w tym, że jego GPS-y, zakresy prędkości i zaangażowanie treningowe były policzalne, a pokazywały, że przegrywa z 16-latkami. Tego się nie ukryje przed sztabem trenerów. Przed kibicami można, ale nie przed nami. I tu nawet nie chodzi o lenistwo, a bardziej o minimalizm.
Adamczewski, który prowadzi Jarosława Niezgodę grającego obecnie w MLS, dodaje, że piłkarze mają wszelkie narzędzia i środki finansowe, żeby być sprawniejszymi sportowcami z mniejszą liczbą urazów, ale często za późno z takich możliwości korzystają: – Napastnik w klubach MLS może mieć 9 tys. dolarów za bramkę. Jaki jest dla niego problem wziąć za takie pieniądze trenera indywidualnego? Wystarczy, że strzeli jedną, żeby mieć konkretną pensję dla człowieka, który może być na każde jego zawołanie. Nawet jeśli trener miałby przeprowadzić się do innego kraju, zrobiłby to za dobre pieniądze. Wielu piłkarzy jednak nie myśli w ten sposób i potem często kończy się tak, że dopiero po przykrym fakcie sięga po dodatkowego trenera, żeby posprzątał. Strata finansowa wtedy jest większa, bo w okresie rehabilitacji dostajesz np. połowę pensji, dla klubu stajesz się dodatkowym obciążeniem i do tego sam wydajesz więcej na coś, do czego nie musiałoby dojść z odpowiednią prewencją.
Paweł Chamera: – W Polsce nie trenuje się aż tak intensywnie. Nadal nie jesteśmy przyzwyczajeni do pracy na wysokich obciążeniach. Zawodnicy często narzekają, że są zmęczeni, że brakuje im siły. Że obciążenia są za duże. Zawodnicy boją się, że poprzez stosowanie treningów indywidualnych będą gorzej wyglądali na boisku. Tu dochodzi kwestia właściwych trenerów indywidualnych, którzy potrafią odpowiednio dopasować pracę do mikrocyklu w klubie. Nie można iść swoją drogą i robić coś np. w odosobnieniu od obciążeń meczowych.
Zdjęcie: Facebook “Pro Training Center” (po lewej Patryk Lipski, po prawej Paweł Chamera)
Co o współpracy z trenerami indywidualnymi sądzą trenerzy motoryczni z klubów Ekstraklasy?
Trenerom indywidualnym, z których część pracowała również w klubach, odpowiadają obecni trenerzy odpowiedzialni za przygotowanie motoryczne w Ekstraklasie. Choćby Rafał Buryta, fachowiec z Pogoni Szczecin, broni nastawienia klubów i przedstawia argumenty za tym, dlaczego współpraca z trenerami zewnętrznymi niesie ryzyko: – Teraz Internet jest taki, że wszystko można w nim napisać, np. hasło “Pamiętaj, że zawsze możesz więcej”. Staramy się tłumaczyć naszym zawodnikom, że więcej to nie zawsze musi być dodatkowy trening, a np. joga czy regeneracja. W dobrym klubie zawodnik może mieć 5 treningów w tygodniu, a u nas 7. Dwa więcej w mikrocyklu – do tego dzień meczowy – to już bardzo dużo. Mieliśmy jednak kiedyś chłopaka, któremu zrobiono krzywdę. Nasłuchał się haseł motywacyjnych, dokładał sobie większe obciążenia i raz za razem łapał kontuzje. W klubie mieliśmy wszystko pod kontrolą, ale zaczął przeginać poza klubem.
Buryta przedstawił przykład z akademii, nie z zespołu seniorów. W szczecińskim klubie to dwa osobne wątki, ot, inne struktury to też inne filozofie: – Wizja akademii Pogoni Szczecin jest taka, że nie ma opcji, żeby zawodnik pracował dodatkowo poza klubem. Dlatego, że chłopcy mają bardzo dużą liczbę treningów, a do tego mamy nowe obiekty, w tym nowoczesną siłownię i trenera, który jest dodatkowo dostępny dla wszystkich zawodników. Jeśli któryś z nich potrzebuje czegoś więcej, może się zgłosić. W Pogoni zespoły juniorskie mają obowiązkową siłownię raz w tygodniu, dlatego potem łatwiej im przejść do piłki seniorskiej. Na tym etapie nie robimy za dużo indywidualnych treningów. Dlaczego? Kiedy np. pierwszy zespół ma trening na godzinę 11, zawodnik ma wiele czasu, żeby dodatkowo trenować. Ale w piłce juniorskiej niestety tak to nie wygląda. Jeśli treningi są dwa razy dziennie, z czego jeden wcześnie rano, trudno znaleźć na to czas.
Jeśli chodzi o pierwszy zespół, sytuacja jest zupełnie inna: – Tam nie mamy problemu z trenerami indywidualnymi, bo piłkarze trafiający do naszego klubu mają już jakieś nawyki. Jedyny warunek jest taki, że jako klub musimy o wszystkim wiedzieć, np. o dodatkowym treningu, a nie czymś małej wstawce, którą robi przed czy po treningu zespołowym w klubie. Gdy mowa o treningu siłowym, musimy mieć informację, żeby takiemu zawodnikowi odpuścić jakieś ćwiczenia albo doradzić mu, żeby może teraz odpuścił dodatkowy trening, bo będzie na to lepszy moment w inny dzień. Albo sam zawodnik mówi, że bardziej pasuje mu zrobić zajęcia na siłowni w dniu wolnym w poniedziałek, a nie we wtorek z zespołem. Konsultujemy się, bo nie możemy dublować treningów. To niebezpieczne. Gdybyśmy zabronili zawodnikom w pierwszym zespole korzystania z treningów indywidualnych, jestem pewien, że i tak robiliby coś za naszymi plecami. Jeśli ktoś jest uparty, postawi na swoim, zwłaszcza gdy ma do tego zaufanie.
Mimo wszystko, Buryta nie jest na “nie” w kwestii treningów indywidualnych. Zaznacza tylko, że trener świadczący zewnętrzne usługi musi zostać zweryfikowany: – Muszę wiedzieć, z kim nasi zawodnicy pracują. Teraz wystarczy zebrać kilka lajków w Internecie, zrobić kilka fajnych fotek i ktoś nagle może być super trenerem indywidualnym. To tak nie działa. Znamy to środowisko, robimy wspólnie kursy i wiemy, kto jest fachowcem w danej dziedzinie, a kto jest niedoświadczony i chce nabić sobie fejmu. 7-8 lat temu miałem zawodnika, który chciał zrobić coś dodatkowego na boku. Gdy poszedł do trenera indywidualnego, usłyszał “Okej, bierzemy się do pracy, ale tylko jak Buryta wyrazi zgodę”. Do takiego człowieka mam ogromny szacunek. Moja zgoda powoduje wtedy, że idziemy w jednym kierunku. To normalna rzecz na całym świecie, taka współpraca tyczy się najlepszych piłkarzy. Tylko ważne, żeby stali za tym prawdziwi fachowcy.
Zdjęcie: Newspix (Michał Buryta)
Michał Garnys, trener mający doświadczenie z pracy w piłkarskiej reprezentacji Polski, a teraz pracujący w Rakowie Częstochowa, też nie daje jednoznacznych odpowiedzi: – Znam jedną i drugą stronę tej współpracy, więc to rozumiem. Kluczowa jest odpowiednia komunikacja, a właśnie ona ona bywa problemem z obu stron. Z niej biorą się nieporozumienia, a potem kreowanie takich a nie innych opinii o trenerach indywidualnych. Najlepiej, jakby taki trener indywidualny przyjechał do klubu, zobaczył na własne oczy, co robimy. Poznał trenera motorycznego, nawiązał z nim kontakt i wymienił obserwacje na temat zawodnika. Warto to robić z uwagi na różne koncepcje pracy realizowane w poszczególnych klubach, a co za tym idzie – często odmienne bodźce dla zawodnika w kontrze do dotychczas realizowanych. Zależy, jakie podejście ma klub. Ja mogę czegoś chcieć, ale klub może się na to nie zgodzić. Kluczowe są odgórne zasady.
Kiedyś w Pogoni szukaliśmy przyczyn w urazach i raz okazało się, że zawodnik robi dodatkowe treningi lekkoatletyczne. Oczywiście bez naszej wiedzy. I to nie jest tylko problem polskiej piłki. Swego czasu na jednej z konferencji zorganizowanej przez FIFA w Barcelonie trener z Juventusu przedstawił taki temat. Zastanawiano się, dlaczego zawodnicy są przeciążeni, a potem zobaczyliśmy ich zdjęcia z Instagrama: jeden na treningu karate, drugi na boksie, trzeci na siłowni. Gdyby nie Instagram, jako trenerzy nie wiedzielibyśmy, co jest nie tak.
Rafał Buryta
Szulczek, Niedźwiedź i Lewandowski. “Piłkarze byli kwadratowi, bo chodzili na siłownię z żonami”
W debacie o trenerach indywidualnych chcieliśmy poznać również perspektywę głównych trenerów Ekstraklasy. Spytaliśmy tych, którzy tworzą nowe, młodsze pokolenie szkoleniowców. W założeniu powinni mieć świeże i bardziej otwarte podejście do sprawy, co w rzeczywistości się ziściło, ale nie bez kilku “ale”, które są tutaj kluczowe.
Janusz Niedźwiedź: – Wychodzimy z założenia, że współpraca z trenerami indywidualnymi jest możliwa. Podstawowym warunkiem jest pełna kontrola: kto, co i z kim robi. Obecnie ściśle współpracujemy z jednym z takich trenerów, który konsultuje z nami swoją pracę, wysyła raporty do trenera Kasprzaka odpowiadającego za przygotowanie motoryczne zespołu, a trener Kasprzak informuje go, na jakie akcenty kładziemy nacisk w danym mikrocyklu. Dzięki temu trener indywidualny wie, co robimy na treningach, a my z kolei mamy informację zwrotną, nad czym on pracuje z naszymi zawodnikami. Dobra komunikacja to słowo klucz. Wtedy akcenty motoryczne się nie dublują. Jeśli trener indywidualny jest zweryfikowany, a do tego są jasno określone zasady współpracy i sztab ma wiedzę odnośnie dodatkowych zajęć uzupełniających, uważamy, że ta współpraca jest korzystna dla wszystkich stron.
Dawid Szulczek: – Jeżeli nasi zawodnicy mają taką potrzebę lub współpracują z kimś przed dłuższy czas, nie widzę problemu. Warunek jest taki: trener indywidualny musi być z nami w kontakcie. Jeśli chodzi o wstawkę motoryczną, ktoś taki musi konsultować się z trenerem motorycznym. Mamy w klubie dodatkowo trenujących piłkarzy. To norma. Nie podoba mi się tylko, jeśli ktoś robi coś za naszymi plecami. Jeszcze nie było takiego przypadku, żebyśmy zabraniali pracy z trenerami indywidualnymi. Jedynie rekomendujemy, z kim warto pracować. Większość jest przez nas zweryfikowana pozytywnie i uważam, że generalnie trenerzy w tym środowisku funkcjonują dobrze. Dodam, że dobrze by było, gdybyśmy jako kluby Ekstraklasy potrafili zapewniać takie możliwości, aby zawodnik nie musiał szukać niczego poza klubem. Ale rozumiem tę sytuację. Może jakieś znaczenie ma zmęczenie materiału, bo w końcu widzimy się z piłkarzami codziennie, a tu mówimy o ludziach z zewnątrz, którzy są pewną odskocznią i mogą cieszyć się pełnym zaufaniem swoich podopiecznych.
Zdjęcie: Newspix (Dawid Szulczek)
Mariusz Lewandowski: – Żaden zawodnik nie ma prawa indywidualnie pójść na siłownię czy jakikolwiek dodatkowy trening bez zgody trenera. Jeśli daję np. dzień wolny, a zawodnik idzie zrobić sobie trening, zawodnik otrzymuje konkretną grzywnę. Takiego podejścia nauczyłem się na stażach u Pepa Guardioli czy podczas podglądania pracy włoskich specjalistów. Raz, że tam każde dodatkowe zajęcia podlegały konsultacji, dwa – w takich klubach mają tylu trenerów od wszystkiego, że bardzo często ten trener indywidualny poza klubem nawet nie jest potrzebny. Inaczej jest wtedy, kiedy wszystko odbywa się pod naszą kontrolą. Mówię kategorycznie “nie” dla sytuacji, w których zawodnik idzie do trenera zewnętrznego, którego ja nie znam. To kluczowa kwestia. Musi być to zaufanie i współpraca. W innym razie piłkarz zrobi sobie to, to i to, a potem przychodzi dzień później i wygląda na naszym treningu siłowym inaczej, niż powinien.
Miałem z tym problem w Termalice, konkretnie z Mikoviciem i Jeliciem. Patrzyłem na nich i myślałem sobie “Kurde, coś tu nie gra”. Szukałem przyczyny, aż znalazłem. Okazało się, że chodzili w wolnym czasie na pobliską siłownię z żonami! Wpisywali się na listę obecności, kiedy przychodzili, więc tak można było to wyłapać. Ja rozumiem, że ktoś chce robić coś więcej, żeby polepszyć swoje rezultaty, ale bez kontroli trenerów klubowych można zrobić sobie krzywdę. Bodźce treningowe się nakładają i potem zawodnik przychodzi do klubu kwadratowy jak kulturysta. Łatwiejsza sprawa jest z trenerem indywidualnym, który pracuje z piłkarzem nad prewencją. Kiedy wiemy, że zawodnik ma jakiś problem z partią mięśniową, warto nad tym dodatkowo popracować, żeby uniknąć kontuzji. To jest wskazane.
Czy model obecny NBA jest dla nas dobrym przykładem? “Nie jesteśmy gotowi mentalnie”
Skoro znamy już opinie różnych stron na temat treningu indywidualnego (i wszelkich spraw z nim związanych), których główne interesy – czyli jak najlepsze przygotowanie piłkarza do treningów i meczów – się przenikają, warto poznać ich przewidywania. A zatem: jak będzie wyglądała przyszłość tego biznesu albo jak powinna wyglądać?
Zapytaliśmy naszych rozmówców, co sądzą o modelu relacji obecnym NBA, oczywiście w kontekście coraz większej liczby trenerów indywidualnych w Polsce zajmujących się przygotowaniem motorycznym. W USA zdecydowana większość koszykarzy korzysta z usług trenerów indywidualnych, którzy mają wyraźnie większy wpływ na budowanie formy fizycznej niż trenerzy w klubach. Taki pomysł wywołuje pozytywne reakcje, choć budzi też kilka zastrzeżeń.
Chamera: – Warto spojrzeć, co dzieje się za oceanem. W NBA w jednym zespole każdy zawodnik ma swoich ludzi, którzy monitorują jego funkcjonowanie przez 24/7. Trener zespołowy jest odpowiedzialny tylko za wąską część ich przygotowania motorycznego, przede wszystkim skupia się na meczach i przygotowaniem do jednostek treningowych. Główną robotę w kwestii motoryki wykonują trenerzy indywidualni, którym zawodnik w 100% ufa niezależnie od klubu, w jakim gra. Wszystko opiera się na komunikacji i zaufaniu. Czy jako Polacy jesteśmy gotowi mentalnie, żeby przejść na taki system? Nie sądzę. Jeśli już, to śpiew dalekiej przyszłości. Wizja do realizacji może za kilkanaście lat.
Buryta: – W tym kierunku zmierza sport. Będzie coraz więcej trenerów indywidualnych i też coraz więcej współpracy z klubami. Szczerze mówiąc, marzy mi się to, co widzimy w NBA. Tam każdy zawodnik dba o siebie. Jego rola polega na tym, żeby mieć odpowiedni sztab ludzi. Mając ich w zanadrzu, zawodnik przychodzi do klubu przygotowany na obciążenia, z mniejszą podatnością na urazy.
Garnys: – Dlaczego w USA jest inaczej? Różnica kulturowa. Tam trenerzy są traktowani z dużym szacunkiem z urzędu dosłownie na każdym szczeblu rozwoju zawodników. Duża część z nich przygotowuje się indywidualnie. Posiada solidne podstawy i wiedzę zaczerpniętą od trenerów, których spotkali na swojej sportowej drodze – zaczynając od koszykówki czy futbolu amerykańskiego, a kończąc na piłce nożnej. Opierając się na rozmowach z reprezentantami Polski, trenerzy klubowi od motoryki w takich krajach w większym stopniu kontrolują bieżące obciążenia w skali makro. Mam tu na myśli zajmowanie się nie tylko stricte treningiem siłowym. To coś normalnego, choć nie generalizowałbym, czy to dobre, czy złe. Ogółem w USA mamy do czynienia z pewnym paradoksem, bo możemy mówić o największym % ludzi otyłych, ale z drugiej strony o bardzo wysokiej kulturze wychowania fizycznego. Tam zawodnicy na poziomie koledżu zazwyczaj są już mocno usportowieni – wyposażeni w zasób umiejętności motorycznych, począwszy od prawidłowych wzorców ruchowych na różnych płaszczyznach – praca na siłowni, umiejętności prawidłowego poruszania się czy też samej techniki biegu.
Kiedyś zadałem pytanie jednemu zawodnikowi: “Słuchaj, co byś zrobił, jakbyśmy zatrudnili w klubie twojego trenera indywidualnego?”. Zaczął się śmiać i odpowiedział, że po kilku miesiącach pewnie miałby już innego. Tłumaczy: “Jeśli ja sam za coś płacę, inaczej do tego podchodzę”. To jest akurat fajne, bo pokazuje, że ktoś chce dodatkowo w siebie inwestować. Gdybyśmy my z klubu mówili, żeby piłkarz przyjechał dodatkowo w jakiś dzień wieczorem, zapewne nie miałby aż tak dużych chęci. Gdy wie natomiast, że musi przyjechać na dodatkowy trening, bo zapłacił za cały plan na kilka tygodni do przodu, ma zupełnie inne podejście.
Rafał Buryta
Problemem polskich klubów wciąż infrastruktura i liczba trenerów. “Mamy za wąskie gardło”
Michał Garnys dodaje na przykładzie Rakowa i ogółem Ekstraklasy, że wciąż jesteśmy za słabi pod względem infrastruktury i inwestowania w zasoby ludzkie, aby zawodnik nie musiał myśleć o zewnętrznej pomocy: – Świat sportu idzie w stronę współpracy z trenerami indywidualnymi. Raczej tego nie unikniemy. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy jest potrzeba, żeby tego unikać, szczególnie że często w klubach jest tylko jeden trener od przygotowania motorycznego, który nie jest w stanie „obsłużyć” indywidualnie każdego zawodnika. W Rakowie jest dwóch, a to i tak mało w pewnych sytuacjach. Można kupić sobie masę sprzętu, obstawić klub technologią, ale na końcu trzeba ludzi, którzy to obsłużą. Słowem: jako kluby Ekstraklasy wciąż mamy za wąskie gardło.
Garnys podaje przykłady z zagranicznych lig, holenderskiej i niemieckiej, gdzie wszystkiego piłkarze mają pod dostatkiem: – Ten przykład mógłby być odpowiedzią na to, jak zarządzać kulturą dodatkowej pracy w Polsce, a może bardziej co do jej realizowania jest potrzebne. Mógłby odpowiedzieć na pytanie wielu trenerów i prezesów, dlaczego mamy tak mało zdolnych i gotowych zawodników na poziomie Ekstraklasy, a musimy kupować zagranicznych, często w wieku już zaawansowanym. Byliśmy w grudniu m.in. na obiektach akademii PSV. Jakość infrastruktury akademii PSV przewyższa każdą w naszym kraju, nawet jeśli Legia, Lech, Pogoń czy Zagłębie Lubin mają swoje na bardzo dobrym poziomie. Dodając do tego czynnik ludzki oraz selekcję – według mnie czynnik bardzo ważny – w postaci kompetentnych ludzi, tworzy się środowisko, w którym z większym prawdopodobieństwem można wygenerować większą liczbę zawodników na określonym, pożądanym poziomie.
Poza tym, byłem też w zeszłym roku w dwóch klubach Bundesligi – Eintrachcie i Wolfsburgu. Struktura sztabów szkoleniowych odpowiedzialnych za szeroko pojęte przygotowanie fizyczne zawiera się na poziomie kilku osób: jest to zazwyczaj osoba koordynatora, trenerów pracujących wyłącznie na siłowni, tych tylko pracujących na boisku, ludzi analizujących obciążenia zarówno wewnętrzne i zewnętrzne, trenerów odpowiedzialnych za wprowadzanie zawodników po urazach. Poziom wiedzy i doświadczenia jest duży i zawierający się w wąskich specjalizacjach, co daje duży komfort pracy trenerom i zawodnikom. W takim przypadku możemy powiedzieć, że piłkarze nie potrzebują zewnętrznej pomocy.
Zdjęcie: Newspix (Michał Garnys)
Na koniec trener przygotowania motorycznego Rakowa Częstochowa przedstawił, jaką formę indywidualizacji treningu można stosować z myślą o jak najlepszym przygotowywaniu piłkarzy: – Czy każdy zawodnik powinien mieć swój indywidualny plan? Uważam, że tak, ale ująłbym to inaczej. Pewne elementy w przygotowaniu piłkarzy są zbieżne, np. mobilność bioder, która – kogo byśmy nie ocenili – jest słabsza, niż powinna być, choćby na tle mobilności stawów skokowych. Wtedy można tworzyć podgrupy z konkretnym problemem. Wtedy nie kreujemy sztucznej rzeczywistości, w której każdy zawodnik z całej kadry ma pięć innych ćwiczeń na mobilność bioder. Można wdrożyć 10-15 i nimi rotować. Oczywiście indywidualizacja musi wejść w życie, kiedy pewne parametry danej zdolności motorycznej zaczynają się mocniej rozjeżdżać, a przez to piłkarz jest mniej skuteczny lub pojawia się większe ryzyko odniesienia kontuzji. Kończąc myśl, termin indywidualizacji należy zatem zrozumieć poprawnie, żeby w ogóle go wprowadzić.
***
Jak widać, z tematu trenerów indywidualnych zrobił się potężny temat-rzeka złożony z wielu istotnych i kilkupoziomowych wątków, patrząc przede wszystkim z perspektywy szkolenia piłkarzy w Polsce. Trudno postawić jeden końcowy wniosek. Słyszymy bowiem o wielu niedoskonałościach w kluczowych strukturach przygotowania zawodników, o których normalnie nie mówi się zbyt często. Na pewno jednak trenerzy indywidualni powinni być bardziej doceniani przez kluby i akademie. Jeśli każda strona ma dobre intencje, zyskuje każdy. Z wielu naszych rozmów i analiz wynika jednak, że o to łatwo nie jest. A na tym, a jakże, cierpią sportowcy. Dzieci, młodzież, seniorzy. Powszechna normalność jest dużym wyzwaniem. Środowisko trenerów wciąż jest zbyt podzielone, nawet mimo obecności dobrych przykładów. Od niższych klas rozgrywkowych, po Ekstraklasę.
Więcej o polskim futbolu:
- LIGA MINUS 24 – RAKÓW MOCNY JAK WISŁA SPRZED LAT? CZY GÓRNIK SPADNIE Z LIGI? LECH ZNÓW NIE WYGRYWA
- Pracownicy vs Paweł Żelem. „Traktuje ludzi jak szmaty”,”to był mobbing”
- 41 scen z życia Lechii Gdańsk. Przy wieloletnim bałaganie spadek nie będzie sensacją
- Korona i miejskie dotacje. Jak Kielce leczą się z patologii?
Fot. Newspix.pl/Facebook “Pro Training Center”/Facebook “Gatuno”