Napisała się dziś piękna historia. Mikaela Shiffrin wygrała w Pucharze Świata po raz 86., wyrównując rekord wszech czasów, należący do tej pory do Ingemara Stenmarka. Dokonała tego w szwedzkim Aare, a więc w ojczyźnie swego wielkiego poprzednika i miejscu, gdzie… triumfowała po raz pierwszy w karierze. Kwestią czasu zdaje się moment nie tylko pobicia przez nią rekordu, ale i osiągnięcia przez Mikaelę granicy stu triumfów. Amerykanka jest absolutnie najlepsza na świecie. A może i w całej historii narciarstwa.
Mikaela Shiffrin. 11 lat wygrywania
20 grudnia 2012 roku Mikaela Shiffrin nie była jeszcze pełnoletnia. Ale właśnie wtedy w Aare triumfowała po raz pierwszy w karierze w zawodach Pucharu Świata. Wówczas w swojej koronnej konkurencji, slalomie. Wiadomo było już wówczas, że ma ogromny talent. Już kilka lat wcześniej dostrzegał to każdy, kto znał się na narciarstwie.
Ale czy ktokolwiek mógł przewidzieć, do czego ta dziewczyna dojdzie? Przez lata zaliczyła triumf w każdej z alpejskich konkurencji. Wywalczyła pięć dużych Kryształowych Kul (licząc już z tegoroczną). Do tego dziewięć małych – a kolejne dojdą jej po tym sezonie – w trzech różnych konkurencjach. A rywalizację w slalomie zdominowała właściwie tak, że lista jej rekordów tylko w tej konkurencji byłaby najpewniej dłuższa niż cały ten tekst.
Wprost można napisać, że Shiffrin stała się legendą już w czasie trwania swojej fenomenalnej kariery, a przecież za trzy dni będzie obchodzić zaledwie 28. urodziny. Przed nią, jeśli tylko zechce jeździć, jeszcze dobrych kilka lat startów. A już teraz swoimi sukcesami mogłaby obdzielić nie kilka, a kilkanaście rywalek.
Walka z samą sobą
Ten sezon jest jej powrotem na szczyt. Owszem, nigdy w pełni z niego nie zeszła, ale w ostatnich latach przeszła wiele. Światowa pandemia i utrudnienia z nią związane to jedno, ale dla niej osobiście trudniejsze było uporanie się z nagłą śmiercią ojca, który odszedł 2 lutego 2020 roku. Otwarcie mówiła i pisała o tym, że było to najtrudniejsze doświadczenie w jej życiu. Tata był jej nauczycielem, przyjacielem i bratnią duszą. Po jego śmierci zrobiła sobie przerwę od startów, nie dbała o to, że traci w ten sposób Kryształową Kulę. Musiała zejść ze stoku i odczekać swoje, zanim była w stanie na niego wrócić.
– Kiedy znalazłam w sobie siłę, żeby znów stanąć na szczycie góry, toczyłam walkę o to, by czuć się z tym OK. Żeby nie czuć winy, że robię coś, co on kochał robić. Kiedy wiedziałam, że mam szansę wygrać pierwsze zawody po jego śmierci, tuż przed startem drugiego przejazdu przeżyłam ten surrealistyczny moment. Wiedziałam, że jeśli pojadę dobrze, to wygram. Ale równocześnie czułam, że jeśli wygram, to wygram w rzeczywistości, w której nie ma tu mojego taty, nie może tego doświadczyć. Pytałam siebie: „Czy w ogóle chcę istnieć w tej rzeczywistości?” – pisała w “The Players’ Tribune”.
Ostatecznie przekonała się, że chciała. Znów zaczęła startować. Pierwsze zawody po śmierci taty wygrała w grudniu, jeszcze tego samego roku. Ale to nie była jeszcze najlepsza Mikaela. Właściwie do tego sezonu – choć w porównaniu do innych nadal jeździła genialnie – wciąż jej czegoś brakowało.
Stenmark dogoniony
W czasie trwającej zimy nagle odpaliła jednak niesamowicie. Zaczynała ją w końcu mając na koncie 74 wygrane w Pucharze Świata. Gdy wygrała trzy razy jeszcze przed świętami, pytaliśmy Marcina Szafrańskiego, byłego narciarza, dziś trenera i komentatora, o to, czy (i kiedy) Shiffrin dogoni Stenmarka:
– Może nie w tym sezonie – powiedział wtedy Szafrański. – Inne dziewczyny w końcu też świetnie jeżdżą. Obudziła się Wendy [Holdener], a Petra [Vlhova] jest co prawda w słabszej formie, ale ciągle pozostaje groźna. Fajnie, że Mikaela potrafi pojechać znakomicie i supergigant, i gigant, i slalom. Owszem, odpuszcza czasem którąś konkurencję, gdy widzi, że jej nie idzie – poza slalomem, tam jeździ zawsze – ale kiedy jest w formie, to startuje we wszystkich. Jeszcze dziewięć razy, żeby dogonić Stenmarka, pewnie nie wygra. Choć stawka faworytek nie jest specjalnie szeroka.
CZYTAJ TEŻ: Najlepsza w historii? Mikaela Shiffrin bliska rekordów
Co zrobiła Mikaela niedługo po tej rozmowie? Triumfowała trzykrotnie w austriackim Semmering i dobiła do równo 80 triumfów w karierze. Już 8 stycznia w Kranjskiej Gorze wyrównała z kolei rekord kobiet, należący do Lindsey Vonn, wynoszący 82 wygrane. 24 stycznia go pobiła, a dzień później dołożyła kolejny triumf. Kiedy w Szpindlerowym Młynie, pod koniec stycznia, wygrała po raz 85., wszyscy spodziewali się, że Stenmarka dogoni już następnego dnia. A jednak wtedy sensacyjnie zajęła drugie miejsce w swoim ukochanym slalomie.
Ale może i dobrze się stało. Bo po mistrzostwach świata – jak na nią średnio udanych, zdobyła złoto i dwa srebra – przyjechała do Aare. Do Szwecji, kraju Ingemara Stenmarka. I to w tej Szwecji właśnie odniosła 86. wygraną. Na tym samym stoku, na którym triumfowała po raz pierwszy. Przed kibicami, dla których Stenmark jest swego rodzaju bohaterem, wielką postacią z przeszłości (wielu pewnie powiedziałoby wam, że Szwed tak naprawdę miał 89 zwycięstw w PŚ, bo za jego czasów slalom równoległy – w którym zaliczył trzy triumfy – liczono tylko do klasyfikacji Pucharu Narodów, a Pucharu Świata już nie). Narodowym bohaterem.
CZYTAJ TEŻ: Ciało powiedziało „dość”, umysł się z nim zgodził. Vonn zakończyła karierę
Złożyło się to wszystko tym ciekawiej, że Stenmark swój 86. triumf w karierze zaliczył w… amerykańskim Aspen. A więc nie tylko w ojczyźnie Mikaeli Shiffrin, ale też w miejscu, w którym młoda narciarka zdobywała pierwsze punkty Pucharu Świata. Pewnie nie przypuszczała wtedy, czego dokona niespełna 12 lat później. A tym bardziej nie mogła się spodziewać, że jej pucharowe losy tak bardzo splotą się z losami wielkiego Szweda.
Najważniejsza Kryształowa Kula
Choć dziś za swój największy sukces uznała nie wyrównanie osiągnięcia Stenmarka, a zapewnienie sobie małej Kryształowej Kuli w slalomie gigancie. Bo o taką walczyła od czterech lat, gdy udało jej się wywalczyć ją po raz pierwszy i, do dziś, jedyny raz. Dziś nie dała szans rywalkom. Już po pierwszym przejeździe przewodziła stawce ze sporą przewagą, ponad sekundy. W drugim pozostało jej tylko potwierdzić, że jest najlepsza.
I dokładnie to zrobiła.
– To spektakularny dzień, o mój Boże – mówiła na mecie. – Wiedziałam, że Kryształowa Kula w slalomie gigancie jest do wzięcia, więc starałam się naciskać i spróbować o nią powalczyć. Przy okazji pierwszego przejazdu było lepiej, jechało się lepiej. Teraz było ciemno, było trudniej. Moim największym marzeniem na resztę sezonu było właśnie zdobycie Kryształowej Kuli w gigancie. Jeśli przed startem miałabym wybrać jedno osiągnięcie, wybrałabym ją. Starałam się ją zdobyć. To niesamowite.
https://twitter.com/eurosport/status/1634177387402256384?s=20
Wychodzi więc, że tak naprawdę Mikaela zaliczyła dziś dwa wielkie sukcesy naraz i to wszystko we wręcz perfekcyjnym stylu. Cóż, w końcu jest największa, a najwięksi właśnie tak wygrywają.
Fot. Newspix