Reklama

Bez niespodzianki w debiucie Jureckiego. Francja wyraźnie lepsza od Polski

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

08 marca 2023, 19:56 • 5 min czytania 8 komentarzy

Podczas niedawnych mistrzostw świata polscy piłkarze ręczni postawili się Francuzom i przegrali z nimi tylko dwoma bramkami. Niestety, spotkanie eliminacji do ME w Gdańsku nie było tak wyrównane (28:38). Rywale rozstrzygnęli je już w pierwszej połowie, w której zmiażdżyli nas 22:11. Debiut Bartosza Jureckiego w roli selekcjonera ciężko zatem uznać za udany.

Bez niespodzianki w debiucie Jureckiego. Francja wyraźnie lepsza od Polski

Jurecki wielkim kołowym był i basta. Przez lata stanowił podporę silnego niemieckiego SC Magdeburga i naszej reprezentacji. Bogdan Wenta i jego następcy zawsze mogli na niego liczyć, to był zawodnik, który potrafił utrzymać wyjątkowo równą formę przez wiele sezonów. Jako trener Bartek też zdążył błysnąć – w poprzednich rozgrywkach, w których prowadzony przez niego Piotrkowianin został okrzyknięty rewelacją PGNiG Superligi, a sam trener był jednym z kandydatów do nagrody szkoleniowca sezonu. Teraz już tak różowo nie jest – drużyna z Piotrkowa Trybunalskiego zamyka ligową tabelę. Nie tylko w lidze Jureckiemu idzie poniżej oczekiwań – starszy z braci był też przecież asystentem Patryka Rombla, więc siłą rzeczy musi wziąć na siebie jakąś część odpowiedzialności za nieudany występ Polaków na MŚ.

Mimo tego, że na mundialu nam nie poszło, ZPRP zaproponował Bartkowi, żeby został tymczasowym selekcjonerem, na spotkania eliminacji do ME z Francją. Trener potrzebował dnia, by przemyśleć sprawę, po czym odpowiedział, że podejmie się wyzwania. Zresztą nie ukrywał, że miałby ochotę zostać na tym stołku na dłużej – przyznał to w dzisiejszej przedmeczowej rozmowie z Sylwią Michałowską z TVP Sport. Podczas niej widać było, że Jurecki stresuje się swoim debiutem, co zauważył także obecny w studiu Artur Siódmiak. Nie wiemy, czy te nerwy udzieliły się drużynie, za to pewne jest, długimi momentami w pierwszej połowie Polacy wyglądali koszmarnie. Graliśmy na tyle kiepsko, że po kwadransie było już właściwie po wszystkim – Francuzi prowadzili wówczas 12:5. Tylko naprawdę niepoprawni optymiści mogli liczyć, że w starciu z wicemistrzami świata taką stratę uda się odrobić. 

Przed przerwą irytowały głownie dwie rzeczy – nasza bierna postawa w obronie i fatalnie wykonywane rzuty karne. Na siódmym metrze mylili się między innymi dwaj goście uważani za wirtuozów tego aspektu gry, czyli Arkadiusz Moryto i Kamil Syprzak, a także Jan Czuwara. Wszystko to sprawiło, że Trójkolorowi schodzili na przerwę z 11 bramkami przewagi!

– My nie graliśmy wtedy w piłkę ręczną. Nie zderzaliśmy się z rywalami w obronie – podsumował po meczu w studiu TVP Sport znakomity w przeszłości zawodnik Marcin Lijewski.

Reklama

W drugiej połowie w związku z olbrzymią przewagą rywale przez 20 minut grali na stojąco, więc Polacy podgonili trochę wynik, zbliżając się do nich na sześć trafień. Nie był to jednak efekt naszej wybitnej postawy, a właśnie tego, że goście bardziej niż na parkiecie byli już myślami przy kolacji, zastanawiając się zapewne, jaką rybkę wybrać na nadmorską ucztę.

Drogi Czytelniku, nie chcę cię jednak zostawiać po lekturze tego tekstu w poczuciu totalnej beznadziei, dlatego też przytoczę kilka informacji ku pokrzepieniu serc. Przede wszystkim – nieźle na tle rywali wypadł Andrzej Widomski, czyli leworęczny rozgrywający, a wszyscy wiemy, jakie problemy mamy z tą pozycją od lat. To bardzo utalentowany 20-latek, który nie załapał się na MŚ, ale teraz Jurecki dał mu szansę. I dobrze, bo Andrzej rzucił pięć bramek okazując się naszym najlepszym strzelcem. 

– Nie można być zadowolonym, gdy przegrywamy mecz. Trochę porzucałem, ale zabrakło mi skuteczności (trafił 50% rzutów – red.) – wspominał w rozmowie z Sylwią Michałowską Widomski.

Po meczu z Francją na mundialu, gościłem w Hejt Parku w Kanale Sportowym między innymi Mateusza Jankowskiego, kapitana Gwardii Opole, klubu, w którym rozwija się Andrzej. „Jankes” opowiadał wówczas, że to niezwykle utalentowany chłopak, który ma wszystko, żeby grać kiedyś na światowym poziomie. Wiadomo, musi nabrać doświadczenia, ale jak to się stanie, powinniśmy mieć z niego pociechę na lata.

Podobnie jak z Marcela Jastrzębskiego, kolejnego zawodnika z rocznika 2003. To chłopak, który w tym sezonie zrobił zawrotną karierę – latem przychodził do Orlen Wisły Płock jako trzeci bramkarz, a w kilka miesięcy stał się numerem 1! W tym czasie błyszczał wielokrotnie, ale najbardziej zachwycił w lutym, kiedy w pojedynkę zatrzymał w Lidze Mistrzów SC Magdeburg (25:24). Zaimponował tym chyba Jureckiemu, który docenił postawę młodziana w meczu z jego eks-klubem i powołał go do kadry, a następnie dał zadebiutować w Gdańsku. Marcel udźwignął i to wyzwanie – po wszystkim wybrano go najlepszym grajkiem w polskim zespole. Śnić po nocach będzie się między innymi Benoîtowi Kounkoudowi z Indusitrii Kielce, którego zatrzymał bodajże… cztery razy. 

– Spełniam marzenie i to w bardzo szybkim czasie. Co do tego meczu – szkoda wyniku, przewaga Francuzów była bardzo duża. Muszę spodziewać się niespodziewanego, Francuzi oddają bardzo szybko rzuty, to robi wrażenie – powiedział Jastrzębski przed telewizyjnymi kamerami.

Reklama

W Ergo Arenie zabrakło dwóch naszych ważnych zawodników, Michałów: Olejniczaka i Daszka. Gdy wrócą, kadra na pewno będzie nieco mocniejsza. Na Euro 2024 powinniśmy się spokojnie zakwalifikować, ponieważ w grupie poza Polską i Francją są Włochy i Litwa, a do turnieju wchodzą dwie najlepsze ekipy. Gdybyśmy jakimś cudem nie znaleźli się jednak pośród nich, jest jeszcze jedna furtka – cztery drużyny z ośmiu grup z trzecich miejsc również pojadą do Niemiec. Pytanie: kto nas tam poprowadzi? Wydaje się, że Jurecki nie dostanie od związku aż tak dużego kredytu zaufania. Na giełdzie cały czas pozostaje nazwisko Lijewskiego i kilku zagranicznych trenerów, w najbliższych tygodniach powinniśmy dowiedzieć się, na kogo postawią władze ZPRP.

KAMIL GAPIŃSKI

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Media: Polski bramkarz może zmienić klub w Niemczech po sezonie

Patryk Stec
0
Media: Polski bramkarz może zmienić klub w Niemczech po sezonie

Inne sporty

Komentarze

8 komentarzy

Loading...