Reklama

Ksawery Masiuk oczami rodziców i trenerów. Poznajcie naszą nadzieję olimpijską na Paryż

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

09 marca 2023, 13:54 • 22 min czytania 5 komentarzy

Pływanie uczy szybkiego dorastania. Ksawery Masiuk miał 8 lat, kiedy rozpoczął przygodę z tym sportem. Chodził do podstawówki, kiedy rodzice otoczyli go niemal profesjonalną opieką dookoła treningową. I nie był jeszcze pełnoletni, gdy zdobył krążek seniorskich MŚ. A igrzyska w Paryżu? Gdyby został tam – pierwszym od czasów Otylii Jędrzejczak – polskim medalistą w pływaniu, nie miałby jeszcze dwójki z przodu.

Ksawery Masiuk oczami rodziców i trenerów. Poznajcie naszą nadzieję olimpijską na Paryż

Masiuk urodził się w grudniu 2004 roku, czyli już po tym, jak Otylia wypływała dla Polski trzy medale na imprezie olimpijskiej w Atenach. Teraz ona jest prezesem Polskiego Związku Pływackiego, a on nadzieją na to, że ktoś po latach pójdzie w jej ślady.

18-latek w 2022 roku sprawił sensację, kiedy sięgnął po brązowy medal MŚ seniorów na 50 metrów grzbietem. Niedługo później zdominował MŚ juniorów, z których przywiózł… siedem krążków. Zachwycić zdążył też już w 2023 roku. Ksawery to zatem talent z gatunku tych, których w naszym kraju w XXI wieku po prostu brakowało.

Postanowiliśmy przyjrzeć się sylwetce naszej nadziei olimpijskiej. Zapraszamy do poznania historii, po której oprowadzają was rodzice Ksawerego oraz jego trenerzy.

Reklama

Fighter, ale tylko w wodzie

To absolutnie naturalne, że młodsze rodzeństwo idzie w ślady starszego. Z bohaterem naszego materiału nie było inaczej, co tłumaczy Krzysztof Masiuk, ojciec Ksawerego:

– Był w pierwszej klasie podstawówki i zastanawialiśmy się, co tu z nim zrobić. A z racji, że jego rodzeństwo chodziło na karate, to też go tam zapisaliśmy. Ale szybko okazało się, że nie ma serca do sportów walki. Był na obozie i jakiś chłopak starszy o dwa lata dał mu nieco w kość. Nie powiedział mi, żebym go stamtąd zabrał. Ale ja się wkurzyłem, że nikt takich rzeczy nie pilnuje. Pojechałem więc po niego, a już w domu żona zapytała się Ksawka, czy będzie dalej trenował karate. Nie? No to zmienił sport. Wybrał pływanie.

Ksawery zaczął trenować w klubie „Start”, zarejestrowanym w Woli Rędzińskiej, czyli wsi w powiecie tarnowskim. Problem polegał jednak na tym, że po niespełna roku… tamtejszy basen został oddany do remontu, a klub rozwiązano. – Trenera kolejnego klubu z okolicy nie polubił – dodaje tata Masiuka. –  A my – wiedząc, że pływanie to trener i on jest podstawą sukcesu – postanowiliśmy wysłać go do Marcina Kacera w Brzesku.

Masiukowie mieszkali pod Tarnowem, który od Brzeska dzieliło ponad trzydzieści kilometrów. Droga między tymi miastami nie była też wystarczająco dobrze skomunikowana, a sam Ksawery za młody, żeby podróżować w pojedynkę. Na treningi woziła go mama Agnieszka. Początkowo trenował głównie popołudniami, ale z czasem liczba jednostek się naturalnie zwiększała i doszły mu zajęcia rano.

– Nie było łatwo, bo pół dnia spędzał w samochodzie i Brzesku. Pojawiały się jednak pierwsze wyniki. Marcin sam mówił, że Ksawek ma bezsprzeczny talent. Stwierdziliśmy, że nie mamy innego wyjścia. Trzeba mu pomóc, byłoby nie fair, gdybyśmy tego nie zrobili. Agnieszka przestała pracować, bo nie było innego wyjścia – tłumaczy tata Masiuka.

– Na początku do najbliższego basenu mieliśmy kilkanaście kilometrów, ale potem ta odległość się jeszcze wydłużyła, bo Ksawery zaczął trenować w Brzesku – mówi nam mama Ksawerego. – Nie dało się więc go zawieźć, a potem po niego wrócić. Wiązało się to praktycznie z całym popołudniem na basenie.

Reklama

W tym wszystkim istotna była też oczywiście szkoła, o której Ksawery nie mógł zapominać. Na całe szczęście tu rodzina Masiuków otrzymała spore wsparcie.

– Ówczesna pani dyrektor była bardzo zaangażowana w sport, bo w pewnym momencie była nawet prezesem spółki żużlowej w Tarnowie. Jak Ksawery zaczął odnosić pierwsze sukcesy na poziomie wojewódzkim, to podział godzin w szkole był tak planowany, żeby jego klasa miała WF na początku dnia. I on był wtedy z niego zwolniony, bo w tym samym czasie miał treningi na basenie. Więc spokojnie przyjeżdżał na drugą czy trzecią godzinę lekcyjną do szkoły. W podstawówce jednak WF-y w tygodniu były cztery, więc na niektóre, w środku planu lekcji, Ksawery wciąż chodził – wspomina mama pływaka.

Ostatecznie wszelkie poświęcenia – ze strony samego zainteresowanego, jego rodziców – się opłaciły, ale co ciekawe… Ksawery Masiuk wcale nie wszedł do wody i zaczął z miejsca wygrywać.

Był… średni. Ale rozumiał więcej niż inni

– Oj… szczerze mówiąc, pierwsze treningi były średnie – mówi nam Marcin Kacer, trener z Brzeska, który „przejął” Ksawerego, gdy ten miał niespełna dziewięć lat. – Ksawery był chłopakiem z pasją, ale ruchowo zbyt zaangażowanym. Nadruchliwość w stosunku do skuteczności – tak to można określić. Brakowało mu techniki.

– Czy musiałem to korygować? Tak, to ale to już była przyjemność – kontynuuje Kacer. – Łatwo się uczył. Jego grupa też pojmowała wszystko szybko. Zresztą – mimo braków – od początku widziałem, że jest do tego stworzony. I pływalność miał świetną, i ułożenie na wodzie. Faktycznie technika na początku była z innej bajki, nie pasowała mi do jego fizyczności. Ale jak zaczął stosować ćwiczenia, to było widać, że bardzo efektywnie przekłada się to na ruch w wodzie. On przede wszystkim był zawsze superkontaktowy. Pewne pojęcia, które dla dzieciaków w wieku jedenastu lat są abstrakcyjne – jak czucie wody – dla niego stanowiły oczywistość.

Nietrudno zwrócić uwagę, że Masiuk nie rozpoczął przygody z pływaniem zbyt wcześniej – skoro dzieci potrafią „stawiać pierwsze kroki” w basenie już w wieku paru lat. To oczywiście musiało mieć swoje przełożenie na wyniki. – Na samym początku dużą rolę odgrywa wiek, w którym dziecko nauczyło się pływać. Takie, które nauczyły się szybciej, mogą mieć przewagę nad takimi, które zaczynały później. Dopiero w późniejszym czasie odgrywa rolę wiek biologiczny oraz to, co zawodnicy faktycznie potrafią – zauważa Kacer, po czym kontynuuje:

– Jak to wyglądało u Ksawerego? On nauczył się pływać w wieku 8 lat. I to był taki, jak mówiłem, „freestyle” pływacki. Dużo siły, mało techniki. Najtrafniej byłoby to nazwać poruszaniem się w wodzie. No i na samym początku przygody z pływaniem zazwyczaj rywalizował z dziećmi, które nauczyły się pływać wcześniej od niego. Więc naturalne, że nie miał z nimi szans. Ale też bardzo szybko się rozwijał. Było widać, że z zawodów na zawody ma coraz mniejsze straty. Potem już pływał na podobnym poziomie co rówieśnicy. Aż nagle zostawał mistrzem województwa, nawet kilkukrotnie na jednych zawodach.

„Czuł się dzieckiem gorszego Boga”

Okres treningów w Brzesku (2013-2017) był bez wątpienia przełomowy dla Ksawerego Masiuka. Po paru owocnych „sezonach” w tej relacji przyszedł jednak kryzys. Wszystko zaczęło się od tego, że po nieudanych igrzyskach olimpijskich pod rękę Marcina Kacera wrócił jego wychowanek, Wojtek Wojdak. W tamtym czasie czołowy polski pływak i rekordzista kraju. Siłą rzeczy uwaga trenera w dużym stopniu skierowała się w stronę doświadczonego zawodnika. Na co nie najlepiej zareagował młody Ksawery.

– Było widać, że brakuje mu ręki trenera, zaangażowania z jego strony – tłumaczy tata Masiuka. – Do tamtego czasu był oczkiem w głowie trenera, a nagle się to zmieniło. Powiedzmy, że uważał, że jest dzieckiem gorszego Boga.

– Do klubu wrócił światowej klasy zawodnik, czyli Wojciech Wojdak, który „połknął” nam trenera – dodaje mama pływaka – Całe zaangażowanie zwróciło się na Wojtka, a u Ksawerego pojawiło się coś na zasadzie próby udowodnienia czegoś trenerowi. Zaczęły się zbyt chaotyczne działania.

Swoją perspektywę przedstawia też Marcin Kacer: – Wojtek wrócił nieco załamany po igrzyskach olimpijskich, a Ksawi był wtedy jeszcze dzieciakiem. Musiałem wybrać. Czym się bardziej zająć? Czy iść w seniorskie pływanie czy zostawać z dzieciakami? A wiadomo, jak to wygląda. Młody zawodnik zawsze może nagle zdecydować, że jednak chce pływać w Oświęcimiu czy Krakowie. To nigdy nic pewnego. Uznałem, że kiedy już mam możliwość poświęcić się seniorskiemu pływaniu, to warto w to iść.

Co zatem w końcu stało się w 2017 roku z Ksawerym Masiukiem? Opowiada jego ojciec: – Przyszły mistrzostwa województwa. Ksawek wygrał, ale w swojej kategorii poleciał w dół. Chyba z trzeciego miejsca na dziewiąte, dziesiąte. Uznaliśmy, że koniec. Wojtek nie odejdzie, Marcin się nie rozdwoi. Trzeba było znaleźć coś innego. Mieliśmy ofertę z G-8 [klub UKS G-8 Bielany Warszawa – przyp. red.]. Nasza cała działalność była jednak na południu i początkowo wydawało nam się, że przejście tam samego Ksawka nie wchodzi w grę. Był na to za młody. Ale jak się powiedziało „A”, to trzeba powiedzieć „B”. Ja w zasadzie mieszkałem od dłuższego czasu w Warszawie ze starszą córką. I podjęliśmy decyzję – Ksawek trafił do G-8. Efekt był genialny.

Tego już pokonałem, ale jest jeszcze tamten

W Warszawie Ksawery Masiuk (mający wówczas niespełna 13 lat) rozpoczął współpracę z trenerem Łukaszem Drynkowskim. Szybko okazało się, że realia warszawskie wyglądają kompletnie inaczej niż to, z czym dotychczas miał do czynienia.

­- Łukasz okazał się rewelacyjnym trenerem. Swoim spokojem odbudował syna. Zmieniły się jednak wyniki. W Brzesku nie miał kompletnie z kim się ścigać, a w klubie w Warszawie przegrywał na 50 metrów z Pawłem Białkiem. Na 100 metrów było różnie, ale raz wygrywał on, a raz Paweł. Na 200 metrów był już najlepszy, ale jak przyszły mistrzostwa wojewódzkie, to ledwo załapał się na trzecie miejsce na 200 metrów. Ledwo, bo Michał Chmielewski źle odbił tablicę. Sam Ksawek zresztą potem powiedział, że to Michał powinien wtedy stanąć na pudle.

– No i się zaczęło. Dostał iskry, żeby pokazać, że jest najlepszy – kontynuuje Krzysztof Masiuk. – A kiedy w G-8 faktycznie był już najlepszy, trafiał na następnych chłopaków, którzy mieli nad nim przewagę. Oliwer Sieczek, który przyszedł potem do tego klubu, Filip Kosiński. Tak więc pojawiały się kolejne impulsy, motywacja do trenowania.

Nasi rozmówcy podkreślali również, że Ksawery Masiuk był częścią niezwykle mocnego rocznika. Nie tylko rywalizował z mocnymi grzbiecistami, ale zawodnikami, którzy ostatecznie postawili w swojej karierze na inny styl pływacki, ale też mieli wyjątkowy talent. Mowa tu o braciach-bliźniakach Chmielewskich – czyli również medalistach mistrzostw Europy juniorów. Krzysztofowi zresztą poświęciliśmy swego czasu tekst.

W tym wszystkim nie da się nie zauważyć, że rywalizacja nieustannie towarzyszyła Masiukowi. Zamiłowanie do niej w przypadku nastolatka podkreślali w rozmowie z nami zarówno jego rodzice, jak i trenerzy. Ksawery od zawsze bardzo poważnie podchodził do startów. Kiedy przychodziło co do czego, nie było mowy wyłącznie o zabawie. Chciał wygrywać.

– Pamiętam, że raz wrócił do domu wkurzony – wspomina ojciec pływaka. – Mówił, że cały czas trenuje, haruje. A ktoś inny wszystko olewa i cały czas jest pierwszy. Tak to jednak wygląda, że każdy talent w końcu padnie przy systematycznej pracy. Mówiłem, że za długo trenuje, żeby teraz się poddać. Ale to była jego dosłownie jedna, słabsza chwila.

– Emocjonalnie podchodził do swoich startów – dodaje Marcin Kacer, opiekun Ksawerego z Brzeska. – Chyba dalej tak jest. Na początku musiał się nauczyć przegrywać, żeby potem nauczyć się wygrywać. Myślę, że to kolejność, która potem zawodnikowi wychodzi na dobre.

Wracając do historii młodego tarnowianina – po dwóch latach pracy z Łukaszem Drynkowskim przyszła pora na kolejną zmianę szkoleniowca. Wraz z rozpoczęciem edukacji w LIX Liceum Mistrzostwa Sportowego im. Janusza Kusocińskiego w Warszawie, Ksawery zaczął współpracować z Pawłem Wołkowem. – I on był absolutną rewelacją. Po trzech miesiącach praca z Pawłem dała taki efekt, że pomyślałem: strach się bać, co będzie dalej! – mówi Krzysztof Masiuk.

Czasy pandemii, czyli… domowy basen i treningi boksu

Paweł Wołkow trenerem Ksawerego Masiuka jest do dzisiaj. Od niedawna pełni zresztą również funkcję głównego trenera reprezentacji Polski seniorów. Jak natomiast wspomina początki współpracy z nastoletnim medalistą mistrzostw świata?

– Był bardzo młodym zawodnikiem. Na zawodach czasem zajmował trzecie, czasem drugie miejsce. I później przeszedł do mnie. Dojrzał, zaczął szybciej pływać i wygrywać – mówi nam Wołkow. – Ale tak na samym początku? Był… jednym z lepszych. Ale nie super „perełką”. Choć co to znaczy perełka? Zawsze widzieliśmy w nim potencjał do pływania. Miał trochę słabsze nogi pod wodą, ale rzeczywiście nie brakowało mu pływalności, woda go lubiła.

Co natomiast sprawiło, że Ksawery przeszedł drogę od wyróżniającego się zawodnika do największego talentu w polskim pływaniu? Odpowiada trener Masiuka: – W 2019 roku to był jeszcze dzieciak. Zaczął więc dojrzewać, zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Był bardzo zmotywowany, lubił to, co robi. Być może było to też wsparte odpowiednim treningiem i grupą treningową, w której mieliśmy kilku znaczących zawodników. I myślę, że to wszystko sprawiło, że się nakręcał.

Wkrótce pod nogami nie tylko Ksawerego, ale sportowców w całym kraju, zaczęły lądować kłody. Pandemia sparaliżowała środowisko każdej dyscypliny w Polsce oraz Europie. Ale pływania szczególnie. Dziesiątki tysięcy zawodników zostało pozbawionych miejsca do treningów. Kompletna rezygnacja z ćwiczeń jednak nie wchodziła w grę. Ksawery – razem z innymi zawodnikami Pawła Wołkowa – korzystał z internetowych komunikatorów. I zasuwał, jakby nic się nie stało.

Wołkow: – Każdy był zamknięty w swoim domu, Trzeba było sobie jakoś radzić. Łączyliśmy się online i ćwiczyliśmy. Chciałem, żeby to było dla nich też rozrywką. Ale chciałem również wykształcić i podtrzymać pewne rzeczy, na których mi zależało. Przykładowe ćwiczenia? Na przykład trochę boksu, wyprowadzaliśmy ciosy. Albo „workouty”, w których chodziło o to, kto zrobi więcej pompek czy brzuszków w danym czasie. Wykorzystywaliśmy to, co mieliśmy pod ręką, bo nie każdy miał siłownię. Na przykład rury od odkurzacza, podciągaliśmy się też na krzesłach.

Ksaweremu jednak wciąż w tym wszystkim brakowało wody. Energia wręcz go roznosiła. Ojciec Ksawerego wspominał, że dobrze, iż jego syn nie został lekkoatletą, bo musiałby wybudować mu w ogrodzie stadion. A o basen jednak zdecydowanie łatwiej.

– Udało nam się kupić taki fajny basen ogrodowy, osiem metrów na cztery, za dość śmieszne pieniądze – mówi nam Krzysztof Masiuk. – I do tego pompę ciepła, bo okazało się, że wszystko fajnie, ale woda ma z dwadzieścia stopni. Nawet słońce nie mogłoby jej zresztą nagrzać, bo basen miał metr sześćdziesiąt głębokości. To była końcówka maja. I wszystko zapowiadało się świetnie, ale Ksawek dostał powołanie do kadry Polski na 1 czerwca. Zdążył więc popływać jeden dzień. A ze zgrupowania wrócił w sierpniu. Tak więc wyszło, że nowy zakup był przede wszystkim dla naszego użytku, ale nic się nie stało, bo zawsze marzyliśmy z żoną o basenie (śmiech).

Ostatecznie najgorszy okres pandemii Masiukom udało się „przetrwać” bez szwanku. – Razem z trenerem mieli więcej okazji, żeby popracować nad siłą, nad rzeczami, na które wcześniej brakowało trochę czasu – mówi mama pływaka. – Okres pandemii paradoksalnie pomógł. Zwiększyła się fizyczność, polepszyła się motoryka. A kiedy już wszystko wracało do normy, miał w sobie większy głód wody, pływania.

Czemu dzwonicie? Ksawery jest mistrzem Europy!

W 2021 roku Ksawery Masiuk był już bezsprzecznie jednym z najzdolniejszych pływaków w Polsce. Mistrzostwa Europy juniorów w Rzymie przyniosły mu aż pięć medali – w tym trzy złote (na 100 i 200 metrów stylem grzbietowym oraz w sztafecie 4×100 stylem zmiennym). Pierwszych miejsc – według ojca pływaka – mogło być jednak więcej, gdyby nie błąd, który popełnił na najkrótszym z dystansów stylem grzbietowym: – Gdyby nie podniósł za wcześnie ręki z wody, to też miałby złoto. 

Jak Krzysztof Masiuk wspomina pierwszy wielki sukces syna? – Byłem służbowo w Czechach i telefon zaczął mi wibrować. Pomyślałem: co się dzieje do cholery? Czemu wszyscy dzwonią? Po chwili usłyszałem: Ksawery jest mistrzem Europy!

Kiedy jako szesnastolatek stajesz się w swojej kategorii wiekowej najlepszym zawodnikiem w Europie, nietrudno jest „odfrunąć” czy też pozwolić sobie na zbyt długą „celebrację”. W przypadku Ksawerego nie było jednak o czymś takim mowy. – Przyjechał do domu i wiadomo, był dumny. Ale dalej ćwiczył normalnie. W niczym się nie zmienił – mówi jego ojciec. – Już zresztą po tych wszystkich sukcesach jest taki sam jak trzy lata temu. Fajny, skromny. Duża w tym zasługa mojej żony. Spędzała z nim bardzo dużo czasu, była jego psychologiem, dietetykiem, powiernikiem. Tak samo zresztą jak siostra.

– Nie, nie było przesadnego samozadowolenia – dodaje Agnieszka Kuk-Masiuk. – Wszystko jest fajnie, odpoczęliśmy, to się dalej zabieramy do pracy – takie było zawsze jego podejście. Zawsze widzi kolejny cel do osiągnięcia. Nigdy nie ma czegoś takiego, że spoczywa na laurach.

– Nic się nie zmienił. Kiedy możemy, to się spotykamy – opowiada Marcin Kacer. – Przyjeżdża do nas na treningi. Dzieciaki to bardzo przeżywają. Jest świetnie. Robią sobie z nim zdjęcia, biorą autografy. Bardzo motywuje wtedy naszą grupę. Ale Ksawery zresztą jest bardzo otwarty na takie rzeczy, widać, że lubi taką otoczkę, która mu towarzyszy.

Choć umiejętności i wyniki poszły do przodu, w szesnastoletnim czy siedemnastoletnim Masiuku wciąż dało się dostrzec tego samego dzieciaka, który nie mógł przeboleć porażek z rówieśnikami na krajowych zawodach. Zamiłowanie do rywalizacji popycha go do przodu. – Tak, można to zobaczyć do dzisiaj – mówi Wołkow. – Byłem ciekawy, jak będzie wyglądał na wielkich imprezach. I kiedy pojechał na mistrzostwa świata czy mistrzostwa Europy to faktycznie był trochę zdenerwowany, ale i tak nie mógł doczekać się rywalizacji. Im lepsi zawodnicy, tym on jest bardziej pozytywnie nakręcony.

– To ważne, bo niektórzy są kompletnie innymi pływakami w takich sytuacjach – zauważa trener Ksawerego. – On natomiast wychodzi i pływa szybko. Chyba po prostu lubi błyszczeć, lubi wygrywać. Nie ma w sobie sztywności na zawodach.

Jaki jest Ksawery Masiuk?

Od 2021 roku sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ksawery zdominował mistrzostwa Starego Kontynentu juniorów w następnym sezonie, tym razem zgarniając złoty komplet na dystansach grzbietowych. Okazało się również, że jest piekielnie mocny nie tylko w europejskiej, ale i światowej stawce. Mistrzostwa świata juniorów w Limie przyniosły mu aż siedem krążków – w tym cztery złote. Pod tym względem pobił nawet Davida Popoviciego, uważanego za największy pływacki talent świata, który z tej imprezy wrócił z „zaledwie” czterema medalami.

Zdecydowanie najgłośniejszym osiągnięciem Polaka w jego dotychczasowej karierze jest jednak brąz seniorskich mistrzostw świata. W czerwcu 2022 roku Ksawery zajął trzecie miejsce na dystansie 50 metrów stylem grzbietowym. To był wynik, w który trudno było uwierzyć. – Nie ukrywam, że tym Budapesztem [tam odbywała się impreza – przyp. red.] byliśmy akurat niesamowicie zaskoczeni – opowiada Krzysztof Masiuk.

Co stało i stoi za sukcesami tak młodego pływaka? Zacząć możemy od warunków fizycznych.

– Ma świetne parametry dla pływaka i przede wszystkim dla grzbiecisty – podkreśla Andrzej Skorykow, prezes i trener Warsaw Master Team, prowadzący podcast pływacki „Suchy Tor Broadcast”. – Bardzo smukła sylwetka i duży zasięg ramion, czyli cecha niezwykle ważna w tym sporcie. Charakteryzował się nią choćby Michael Phelps, ale też wybijający się ostatnio Rumun David Popovici, który pobił rekord świata w stylu dowolnym.

Jeśli chodzi o liczby: rozpiętość ramion Ksawerego (jak przekazał on sam) wynosi w okolicach 200 cm (przy wzroście 190 cm z kawałkiem). Do tego ma bardzo duże dłonie oraz stopy – zależnie od rodzaju i marki obuwia wahające się między rozmiarem 47 a 49. – Zawsze miał takie płetwy, które u pływaka – jakby nie patrzeć – są bardzo cenne. Wiem, że musiał kupować buty na zamówienie, bo odpowiednio duże obuwie nie było łatwo dostępne – wspomina Kacer.

Co jeszcze charakteryzuje Masiuka? Przede wszystkim: wysoka frekwencja. – To liczba ruchów wykonywanych na minutę – tłumaczy Wołkow. – Można tak to uprościć: niektórzy machają rękoma szybciej, a niektórzy wolniej. Im szybciej machają, tym większa frekwencja.

– Sęk jednak w tym, że są zawodnicy potrafiący płynąć z wysoką frekwencją i szybko. Do tej grupy oczywiście zalicza się Ksawery. A inni przy zbyt wysokiej frekwencji sobie nie radzą. Nie przekłada się ona u nich na czas. Machają szybciej rękoma, ale nie przyspieszają, bo zrywają wodę i tak dalej – dodaje trener polskiej kadry.

Ten temat u Masiuka przerabiał też jego dawny trener: – Ma najwyższą frekwencję w historii polskiego pływania grzbietem. Już kiedy trenował w Brzesku, słyszałem ciągle: ale jak on pływa z taką frekwencją, przecież tak nie można! Okazało się, że można, bardzo mnie to cieszy – mówi Marcin Kacer.

Paweł Wołkow: – Nie chcę zmieniać jego atutów. A wysoka frekwencja jest jego atutem, pozwala mu wygrywać. Powiedziałbym, że staram się wydłużyć krok pływacki i utrzymać frekwencję. Jeśli jeden cykl – czyli od wejścia prawej ręki do ponownego wejścia prawej ręki – wynosi, powiedzmy, dwa metry z frekwencją sześćdziesiąt, to ja chcę mu ten krok wydłużyć o parę centymetrów.

Team Masiuk

To paradoksalne, bo choć Ksawery Masiuk porządnie pływać nauczył się w dość późnym wieku, to otoczkę okołotreningową na wysokim poziomie otrzymał bardzo wcześniej. Rodzice pływaka tłumaczyli nam, że nieco zatoczyli koło – bo Ksawery pojawiał się w klubie fitness w Tarnowcu, w którym pracowało sporo osób zaangażowanych… w karate. Oni też pomogli w tym, żeby młody pływak odżywiał się zdrowo. A w międzyczasie – czyli jeszcze jako chłopak z podstawówki – Ksawery zaczął pracować z trenerem personalnym. – Nie miał żadnych obciążeń, ćwiczył na własnym ciężarze ciała, skupiał się na koordynacji ruchowej. Wszystko było dopasowane pod jego wiek, wagę – tłumaczy mama pływaka.

Treningi na lądzie towarzyszą Ksaweremu oczywiście do dzisiaj. Nie zmienia się też pieczołowite przywiązywanie uwagi do kwestii odżywiania. – Od kilku lat ma indywidualną dietę – mówi Agnieszka Kuk-Masiuk. – Zmienia się ona zależnie od okresów, cyklów treningowych. Największym problemem są oczywiście wyjazdy na zgrupowania, kiedy nie jesteśmy w stanie dokładnie przypilnować takiej diety. Czy też w szkole, kiedy pierwszy ciepły posiłek pojawia się tak naprawdę wieczorem, jak wraca z drugiego treningu.

Rodzice Masiuka nie zapominali też o płaszczyznach mentalnych. W trudnym momencie ich syna – kiedy w Brzesku uwaga jego trenera zwróciła się w stronę Wojtka Wojdaka – zadbali o współpracę z psychologiem sportu. – Udało nam się wówczas nawiązać kontakt z Joasią Budzis. A to wszystko zaczęło się od warsztatów, które prowadziła Sonia Bochyńska. Poznaliśmy osoby, z którymi można pracować „dookoła” treningu. Ksawery już jako dwunasto-trzynastolatek miał zatem próby zapewnienia profesjonalnego otoczenia. Te spotkania z psychologiem nie były bardzo regularne, ale w każdej chwili mógł się spotkać, porozmawiać, powiedzieć, co mu leży na sercu. To było istotne, tak samo jak praca, którą wykonał z trenerem personalnym – opisuje mama Ksawerego.

W wieku 18 lat polski pływak ma już natomiast zapewnione wsparcie Grupy PGE, a od października jego menadżerką jest Paulina Wójtowicz, która w latach 2019-2022 zajmowała się… Igą Świątek.

Ksawery Masiuk jak Iga Świątek?

Między najzdolniejszym polskim pływakiem a najzdolniejszą polską tenisistką można oczywiście doszukać się pewnych podobieństw (jak choćby treningi w Warszawie), ale przede wszystkim: nie ulega wątpliwości, że na oboje będziemy liczyć w kontekście igrzysk w Paryżu. Na początku stycznia Ksawery otrzymał nagrodę dla „Nadziei Olimpijskiej im. Eugeniusza Pietrasika”.

Do najważniejszej imprezy czterolecia zostało jednak trochę czasu. Na razie 18-latek bardzo udanie rozpoczął sezon 2023. Podczas lutowych zawodów Grand Prix Polski wygrał rywalizację na 50, 100 i 200 metrów stylem grzbietowym, robiąc przy tym minimum na tegoroczne MŚ na każdym z tych dystansów. Co więcej – jego wynik na „pięćdziesiątkę” (24.44, rekord Polski) był najlepszym w światowych tabelach.

– Generalnie nie szykowaliśmy się pod te zawody – mówi Paweł Wołkow, trener Ksawerego. – Z tyłu głowy myśleliśmy o minimach. Bo te nie były może dla niego łatwe, ale miał nad nimi spory zapas, patrząc na życiówki. Minimum na 100 metrów grzbietem wynosiło 54 sekundy, a on już pływał 52.58. I faktycznie udało się zrobić wszystkie. Aczkolwiek nie sądziłem, że popłynie tak szybko, jak popłynął.

Jaki jest kolejny cel Masiuka? Już na ten moment cale przygotowania skupiają się wokół mistrzostw świata w japońskiej Fukuoce, które są zaplanowane na lipiec. – Oczekiwania są takie, żeby porobił tam życiówki – mówi Wołkow. – Oczywiście najbardziej interesuje nas 100 i 200 metrów, bo 50 jako konkurencja nieolimpijska nie zawsze daje satysfakcję. Ostatecznie chyba setkę czuje najlepiej. Aczkolwiek nigdy nie wiadomo. Wytrzymałościowo też jest nieźle, bo jako jedyny Polak zrobił już minimum na najdłuższym z tych dystansów.

Trener Ksawerego nie patrzy na swojego zawodnika jednak tylko pod kątem MŚ czy nawet najbliższych igrzysk olimpijskich, ale skupia się na perspektywach długofalowych:

– Rozwijamy się. Staramy się prowadzić go mądrze. Mamy dobre zaplecze naukowe, człowieka od przygotowania motorycznego na lądzie. Wszystko opiera się na badaniach w instytucie, testach. Współpracuję z profesorem Janem Olbrechtem, który pomaga najlepszym pływakom na świecie. Nie chcemy też zamykać Ksaweremu dalszej drogi. Dlatego nie myślimy tylko o Paryżu, ale i kolejnych imprezach. Mamy taki materiał i nie chcemy go wyeksploatować. Chcemy myśleć szerzej, a nie tylko tu i teraz.

W takim podejściu do prowadzenia Masiuka istotne jest to, że nie mówimy o zawodniku, który jest blisko bycia wyeksploatowanym. Wręcz przeciwnie: 18-latek nie przerobił w swojej dotychczasowej karierze morderczej liczby kilometrów. Nie tylko w porównaniu do zawodników w swoim wieku, ale i ikon polskiego pływania.

Paweł Wołkow: – Jak porównujemy nasze objętości do innych, to faktycznie trochę się różnią. Maksymalnie pływamy 50 kilometrów w tygodniu. Z tym, że czasem jest ich tylko 30 – w okresie, w którym musi się trochę zregenerować, aby potem znowu zwiększyć pracę. A wiem, że inni zawodnicy pływają nawet po 90 czy 100 kilometrów tygodniowo.

Andrzej Skorykow: – Nie mieliśmy jeszcze w polskim pływaniu zawodnika, który przepłynął mało kilometrów w wieku juniorskim i potem odnosił na świecie wybitne rezultaty. Otylia Jędrzejczak, Paweł Korzeniowski, Radek Kawęcki czy wcześniej Artur Wojdat oraz Rafał Szukała – oni wszyscy przepłynęli mnóstwo kilometrów. Ksawery Masiuk, z tego co wiem, to zawodnik, który ma ich w nogach wyjątkowo mało. To jest bardzo interesujące. Inna sprawa, że moda na pływanie małej liczby kilometrów trwa już w Polsce od niemal dwóch dekad. W związku z tym nie traktuję tego tematu zerojedynkowo. Bo tak jak mówiłem: nasi najlepsi zawodnicy pływali dużo. Chciałbym, żeby Ksawery Masiuk udowodnił, że da się inaczej.

„Liczę, że to cały czas będzie go bawić”

Ksawery Masiuk na pewno przystąpi do igrzysk w Paryżu jako mistrz świata juniorów i medalista mistrzostw świata seniorów. Jeśli w tym roku wszystko pójdzie po jego myśli: być może będzie wówczas nawet wielokrotnym medalistą seniorskich mistrzostw globu. Sęk jednak w tym, że w połowie 2024 roku… wciąż nie będzie miał ukończonych nawet dwudziestu lat.

Wiek nastoletni oczywiście nie stanowi przeszkody w osiąganiu sukcesów na międzynarodowych imprezach. Ba, pływanie to jedna z tych dyscyplin, w których szczyt formy można osiągnąć bardzo szybko. Inna sprawa, że nawet w nim okres pozwalający na osiąganie świetnych wyników się wydłuża, co widać choćby na przykładzie Katarzyny Wilk-Wasick, najlepszej polskiej pływaczki.

Ksawery zatem może mieć przed sobą nie jedne, a kilka igrzysk. Zabawa zacznie się jednak od Paryża.

– Uważam, że igrzyska przyjdą w rewelacyjnym czasie – mówi tata Ksawerego. – Będzie miał tylko 19 lat, ale fizycznie to już świetny wiek dla pływaka. Paweł jest też kapitalnym trenerem. Jestem pewien, że dopilnuje, żeby Ksawek miał czystą głowę i nic go nie rozpraszało.

– Wydaje mi się, że żadnej presji nie ma. Wiadomo, że pływanie to przede wszystkim ciężka praca. Ale liczę, że cały czas będzie mu to sprawiało przyjemność, bawiło – mówi mama Ksawerego, po czym dodaje: – Oczywiście każdy chce zdobyć medal (śmiech). Każdy, kto będzie w Paryżu.

KACPER MARCINIAK

Czytaj więcej o polskich sportowcach:

Fot. Archiwum Marcina Kacera (1,2) Newspix.pl (główne i reszta)

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...