Nie ma się co oszukiwać – Chelsea prawdopodobnie rozegra dziś przedostatnie spotkanie o stawkę w tym sezonie. No chyba że The Blues postanowią walczyć o utrzymanie w Premier League… Ale jednak zapewne dwumeczem z Borussią Dortmund żegnają się na prawie dwa lata z europejskimi pucharami i tylko od nich zależy, jak zostaną zapamiętani.
Powiedzieć, że Chelsea dziaduje, to jakby nic nie powiedzieć. The Blues grają jak za karę, a nie za kasę. Co z tego, że władze zespołu ze Stamford Bridge nakupiły nowych zabawek za pierdyliard funtów, skoro efektu w tym żadnego? Jest połowa lutego, a drużyna w bieżącym roku wygrała jedynie raz i to z takimi „tuzami” jak Crystal Palace. Może najwyższy czas zacząć ekipę z Londynu nazywać na The Loosers?
Cóż, obecny sezon dla Chelsea jest spisany na straty, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale jeszcze może pożegnać się ze sportową godnością, której tak bardzo w ostatnim czasie jej brakuje. Nie oczekujemy ani od Grahama Pottera, ani od jego zawodników nie wiadomo czego. Wystarczy, że nie pozwolą Borussii spuścić sobie… lania. Bo już o to może być ciężko. BVB jest w niebywałym gazie i dlaczego nie miałoby sprać takich frajerów? Biedni The Blues.
Nie zdziwimy się, jeśli BVB już do przerwy wbije Anglikom ze cztery sztuki, bo zespół Edina Terzicia ma przecież kim straszyć. Do gry wrócił Sebastien Haller, Julian Brandt zasuwa tak, jakby od tego zależało jego życie, a Jude Bellingham zmusza nas do wymyślania nowych przymiotników do komplementowania jego sztuczek. Fajnie, co? No, przynajmniej dla fanów Borussii.
Ciemne chmury zebrały się nad Potterem. Niewykluczone, że dzisiejsze spotkanie będzie jego ostatnim w roli szkoleniowca. Niby otrzymał od nowych właścicieli duże zasoby cierpliwości, ale te mogą się wyczerpać wraz z ostatnim gwizdkiem Jesusa Gila Manzano, który poprowadzi wieczorne zawody. Trudno znaleźć choćby ćwierć argumentu za tym, że The Blues będą w stanie postawić się rywalom z Dortmundu. Grają wolno i bez pomysłu, co każe się zastanowić, czy Potter zwyczajnie potrafi wpłynąć na postawę tego zespołu.
Natomiast Borussia z Terziciem na ławce jest przepotężna. Ostatni mecz o punkty przegrała jeszcze przed przerwą na mistrzostwa świata i zawodnicy z Dortmundu jak źli ścigają Bayern Monachium w Bundeslidze. Kto by pomyślał, że ledwie 40-letni szkoleniowiec tak szybko stanie się takim fachurą? Niemiecka maszyna nie ma słabych punktów i zdaje się funkcjonować coraz lepiej z tygodnia na tydzień.
Gdyby na siłę i z trudem poszukać jakiegoś minusa w BVB, dałoby się przyczepić do defensywy, skoro w sześciu ostatnich spotkaniach straciło sześć bramek, ale raczej nie spędza to nikomu snu z powiek akurat przed dzisiejszym starciem. Forma strzelecka przeciwników z Anglii bardziej śmieszy niż przeraża.
W związku z tym spodziewajmy się jednostronnej gry, czyli znacznej przewagi na gospodarzy. Od gości oczekujemy po prostu, by chociaż podjęli rękawice. Ich głównymi nadziejami na cokolwiek pozytywnego w ofensywie będą głodny gry Joao Felix, który odpoczywał od gry w lidze z powodu czerwonej kartki, oraz Mychajło Mudryk. Niewiele, prawda?
Jak będzie, zobaczymy, ale gdzieś z tyłu głowy kłębi nam się myśl, że już dziś poznamy pierwszego ćwierćfinalistę Ligi Mistrzów. I nie będzie to zespół z Wysp Brytyjskich.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Milan to jednak nie takie ciapciaki
- Paryż Służy Gościnnością
- Czy tak wygląda technologia Polsatu na kanale premium?
- Miesiące prawdy. Czy Julian Nagelsmann zdoła uczynić Bayern wielkim?
fot. Newspix