Reklama

Milan to jednak nie takie ciapciaki

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 lutego 2023, 23:42 • 3 min czytania 19 komentarzy

Milan katastrofalnie zaczął ten rok i gdyby miał grać z Tottenhamem ze trzy tygodnie temu, pewnie miałby niewiele do powiedzenia. Znajdował się wtedy w głębokim dołku – sportowym i mentalnym. Dziś jednak pokazał, że najstraszniejsze koszmary chyba na dobre minęły i znów możemy mówić o drużynie. Bo to właśnie drużynowość w każdym aspekcie była kluczem do zwycięstwa nad „Kogutami”. 

Milan to jednak nie takie ciapciaki

„Rossoneri” między 11 stycznia a 5 lutego nieustannie się kompromitowali. Ligowe klęski z Sassuolo (2:5) i Lazio (0:4), słabiutki występ w derbach Mediolanu z Interem (0:1), odpadnięcie z Pucharu Włoch z Torino po dogrywce i baty od Interu w Superpucharze Włoch (0:3). No można się załamać.

Milan – Tottenham 1:0. Szybki gol i skuteczna obrona

W końcu jednak pojawiło się światełko w tunelu. W weekend udało się zrewanżować Torino za krajowy puchar i skromnie wygrać. A we wtorkowy wieczór okazało się, że przy maksymalnej koncentracji od pierwszej do ostatniej minuty i konsekwentnej, zdyscyplinowanej grze każdego piłkarza, można zneutralizować gwiazdy Tottenhamu.

Harry Kane, Son i ich koledzy mieli naprawdę mało do powiedzenia na San Siro. Niby oddali 12 strzałów, z czego 3 celne, ale w każdym przypadku chodziło o standardowe interwencje dla Cipriana Tatarusanu. Rumuński weteran najbardziej spocił się w akcji ze spalonym, gdy najpierw odbił strzał Sona, a potem uniemożliwił Kane’owi dobicie swojego uderzenia w poprzeczkę.

Reklama

Milan bardzo szybko objął prowadzenie, bo Theo Hernandez powalczył do końca i strzelił z rykoszetem, a Brahim Diaz na raty zdołał umieścić piłkę w siatce. Wymarzony wynik, można było się cofnąć i czekać na kontry.

Pokaz bezsilności piłkarzy Conte

Goście z Londynu z coraz większą frustracją bili w ten mur. Simon Kjaer sprawił, że Kane był tego dnia najbardziej wkurzonym człowiekiem na północy Włoch. Duńczyk nie odstępował swojego rywala na krok, chodził za nim jak cień i gdyby trzeba było, bez skrępowania powędrowałby za nim nawet do toalety. Anglik się starał, wygrał dziś osiem pojedynków na ziemi i pięć w powietrzu, ale nie przełożyło się to na żadne większe zagrożenie. Tottenham atakował wolno i przewidywalnie.

Symbolem totalnej bezradności podopiecznych Antonio Conte były absurdalne dośrodkowania Clementa Lengleta i Bena Daviesa. Pierwszy wrzucił w pole karne na pamięć, na oślep, gdy nie znajdował się tam żaden zawodnik w białej koszulce. Nawet kulejący po jednym ze starć Tatarusanu miał dziecinnie łatwą interwencję. Davies z kolei przeciągnął swoją wrzutkę o jakieś pół kilometra. Mógłby się wstydzić w Ekstraklasie, a co dopiero w Lidze Mistrzów. Z kolei kilka razy łatwo ogrywany Cristian Romero może dziękować sędziemu, że dostał jedynie żółtą kartkę za wjazd w nogę Sandro Tonaliego. Wykluczenie nie byłoby większą kontrowersją.

Milan był cierpliwy i konsekwentny. W końcówce mogło to zostać nagrodzone dobiciem Tottenhamu. Świetne sytuacje zmarnowali jednak De Ketelaere (sędzia odgwizdał Belgowi spalonego, ale niesłusznie, VAR by to skorygował w razie gola) i Malick Thiaw, którzy nawet nie trafiali w bramkę.

Nikomu w obozie gospodarzy nie zepsuło to humoru. 1:0 w tak ważnym meczu, po takich przejściach to fantastyczny wynik. Na rewanż do Londynu można jechać pewnym siebie. Tottenham natomiast musi uważać, żeby zaraz samemu się nie zdołować i nie wpaść w marazm. Niby dopiero co pokonał Manchester City, ale w sobotę zebrał baty od Leicester (1:4), a teraz poszedł za tym kiepskim ciosem. Nie chodzi o sam fakt porażki, tylko jej styl. Z taką grą nie ma czego szukać 8 marca.

Reklama

Milan – Tottenham 1:0 (1:0)

  • 1:0 – Brahim Diaz 7′

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Liga Mistrzów

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

19 komentarzy

Loading...