Reklama

Miesiące prawdy. Czy Julian Nagelsmann w końcu zdoła uczynić Bayern wielkim?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

14 lutego 2023, 07:40 • 9 min czytania 9 komentarzy

Zatrudniano go jako jednego z najdroższych trenerów w historii futbolu, licząc, że zbuduje w Monachium erę pełną sukcesów. Władze klubu wciąż spełniają wszystkie jego zachcianki, nawet jeśli 35-latek zdążył już dorobić się w Bawarii wpływowych krytyków. Także dlatego każde ewentualne niepowodzenie będzie tej wiosny szło już wyłącznie na konto trenera.

Miesiące prawdy. Czy Julian Nagelsmann w końcu zdoła uczynić Bayern wielkim?

Jednym z bardzo silnie pielęgnowanych elementów bawarskiej kultury jest umiejętność prowadzenia sporów. W tej części Niemiec kłótnia tradycyjnie nie jest widziana jako coś destrukcyjnego, lecz konstruktywnego. Pomaga spojrzeć na różne sprawy z wielu stron, zachować czujność, upewnić się, że nikt nie popadnie w samozadowolenie, by potem razem ze współawanturnikiem jak gdyby nigdy napić się pszenicznego piwa. Choć z osób aktualnie zarządzających Bayernem Monachium tylko trener Julian Nagelsmann jest rodowitym Bawarczykiem, wszyscy główni aktorzy największego niemieckiego klubu zdążyli przesiąknąć lokalną mentalnością i w ostatnich tygodniach kłócą się jak we włoskim domu. Kiedyś skandale wokół tzw. FC Hollywood musiała kreować brukowa prasa. Dziś Bayern nie potrzebuje już jej pomocy i produkuje je na własną rękę. Ale jeśli doprowadzi to do odpadnięcia z Ligi Mistrzów już w 1/8 finału, teatr dopiero się zacznie.

SERIA MAŁYCH OGNISK

Już jesienią, gdy selekcjonerzy ogłaszali kadry na mistrzostwa świata, monachijczyków widziano w gronie tych, którym katarski turniej może najbardziej zaszkodzić, a jego przebieg, niekorzystny dla większości graczy Bayernu, tylko to przekonanie nasilił. Ale dziś, niespełna dwa miesiące po zakończeniu mundialu, turniejowe problemy wydają się błahostkami. Bawarczycy zdołali wykreować tyle nowych, że o jakimś reprezentacyjnym zmęczeniu i wypaleniu nikt już nie pamięta. Wystarczyło rozegrać w nowym roku ledwie sześć meczów, by już na Saebner Strasse zapłonęła seria małych ognisk, które ugaszone w porę, mogą nie mieć żadnego znaczenia, ale równie dobrze grożą przekształceniem się w pożar trawiący wszystko.

Reklama

 

SENSACYJNA ZMIANA W SZTABIE

Zaczęło się od nogi złamanej przez kapitana Manuela Neuera na nartach, co zmusiło klub do nieplanowanych poszukiwań nowego bramkarza. Rozciągnięte na cały zimowy okres przygotowawczy negocjacje z potencjalnymi kandydatami ujawniły, że najbardziej naturalny, czyli Alexander Nuebel, wypożyczony do Monaco, nie ma zamiaru wracać do macierzystego klubu, dopóki trenerem bramkarzy jest w nim Toni Tapalović, bliski przyjaciel Neuera. Tak się jednak złożyło, że już od zeszłego sezonu chciał się go pozbyć trener Julian Nagelsmann, więc teraz z dnia na dzień wykorzystał okazję. W mediach spekulowało się, że zaufanie zostało nadszarpnięte przez wynoszenie do kapitana spraw poruszanych na spotkaniach wewnątrz sztabu, czemu Neuer jednak zaprzeczył.

CIĘŻKIE DZIAŁA NEUERA

Urażony doświadczony bramkarz postanowił wytoczyć najcięższe działa, udzielając bez wiedzy klubu wywiadów “Sueeddeutsche Zeitung” i “The Athletic”, w których przyznał, że zwolnienie trenera bramkarzy i przyjaciela ugodziło go w samo serce i jest najgorszą rzeczą, która przydarzyła się mu w karierze. Nie omieszkał przy tym wbić szpilki Nagelsmannowi, wspominając, że Tapalović współpracował z Juppem Heynckesem, Pepem Guardiolą, Carlo Ancelottim czy Niko Kovacem, żadnemu z nich nie przeszkadzając. Oraz Oliverowi Kahnowi, mówiąc, że Bayern był kiedyś rodziną i chciał działać inaczej niż inni wielcy w branży. W domyśle: z Ulim Hoenessem u władzy wieloletni pracownik nie zostałby zwolniony z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia.

KIMMICH SZYKOWANY NA KAPITANA

Reklama

Media zaczęły drążyć, donosząc, że relacja Neuera z Nagelsmannem była nadszarpnięta już wcześniej, bo bramkarzowi miało przeszkadzać, iż pierwszą osobą kontaktową w drużynie jest dla trenera Joshua Kimmich, szykowany na nowego kapitana. Zmienił się też status Thomasa Muellera, co nigdy w Monachium nie przechodzi bez echa. Klubowa legenda, która w miniony weekend wyprzedziła Gerda Muellera pod względem największej liczby występów w Bayernie wśród graczy z pola, w tym sezonie odgrywa, jak na swoje standardy, marginalną rolę, mając na koncie mniej niż połowę rozegranych minut i tylko połowę meczów rozpoczynając w podstawowej jedenastce.

MUELLER JAK JAJKO

Wpływ na to miały niewątpliwie jego jesienne problemy zdrowotne, ale już to, że w pierwszych dwóch meczach wiosny trener wpuszczał 33-latka łącznie na 29 minut, sprawiło, że musiał odpowiadać na wiele pytań na konferencjach prasowych. Sytuacja jeszcze nie eskalowała jak za czasów Kovaca, jeszcze żona Muellera nie wrzuca krytycznych wobec trenera postów na Instagram, ale niewątpliwie Nagelsmann musi obchodzić się z klubową ikoną jak z jajkiem. Akurat ten temat udało się ostatnio trochę załagodzić, bo w trzech meczach z rzędu Mueller był kapitanem, notując w tym czasie dwa gole i asystę. Tego ostatniego z VfL Bochum (3:0) strzelił nawet w swoim dawnym niepowtarzalnym stylu — wykorzystując zbyt krótkie podanie obrońcy rywali do bramkarza oraz fakt, że piłka szczęśliwie odbiła mu się od nogi, koślawo kopiąc ją do pustej bramki.

POKAŹNA LISTA OFIAR

Biorąc pod uwagę fakt, że przed rokiem to właśnie relacja z Nagelsmannem oraz sposób jego wykorzystania w taktyce zespołu popchnęły Roberta Lewandowskiego do wymuszenia wcześniejszego odejścia z Monachium, młody trener nie wygląda na takiego, który zdołał kupić sobie liderów szatni. Dwie z trzech najważniejszych postaci Bayernu ostatnich lat mniej lub bardziej dosłownie dały wyraz swojemu niezadowoleniu, a Mueller — jak to określił “Kicker” – “bacznie obserwuje rozwój wydarzeń”. Doliczając do tego jeszcze Tapalovicia, pracującego w klubie od blisko dwunastu lat, lista ofiar Nagelsmanna prezentuje się dość okazale, jak na ledwie półtora roku rządów.

SPEŁNIANIE ZACHCIANEK

Władze Bayernu wykazują na razie wobec trenera wsparcie w stopniu, jakiego trudno było się spodziewać, bo tam nigdy nie uznawano, że trener jest najważniejszą postacią w klubie. Zwykle traktowano go jedynie jako jeden z trybików, a wszelkie próby kreowania własnej polityki były w gabinetach niemile widziane. Nagelsmannowi, za którego zapłacono rekordowe w skali ligi pieniądze i któremu z miejsca zaoferowano pięcioletni kontrakt, wybacza się na razie wszystko i spełnia niemal wszystkie jego zachcianki. W miejsce Tapalovicia wykupiono z Hoffenheim Michaela Rechnera, trenera bramkarzy, którego życzył sobie Nagelsmann. Pierwszego lata ściągnięto dla niego specjalnie z Lipska Marcela Sabitzera, choć mówiło się wówczas, że drużyna niespecjalnie widziała taką potrzebę. Za pół roku tę samą trasę przebędzie Konrad Laimer, też niekoniecznie najbardziej niezbędny w zespole.

PORAŻKI DYREKTORA

Gdy Lewandowski zdecydował się odejść, nikt nie robił z tego powodu Nagelsmannowi wyrzutów. A gdy sugerował, że nawet chętniej grałby bez typowej dziewiątki, Bayern, który zawsze słynął ze znakomitych snajperów, nie uznał pozyskania kogoś takiego za niezbędne. Kiedy pierwszy sezon pracy nowego trenera zakończył się raczej przeciętnie, bo wczesnym odpadnięciem z Pucharu Niemiec po kompromitującej pięciobramkowej porażce w Moenchengladbach i szokującym wyeliminowaniem z Ligi Mistrzów przez Villarreal, pod presją znalazł się raczej dyrektor sportowy Salihamidzić, a nie Nagelsmann. Bez większych medialnych turbulencji udało się też przetrwać osobiste perypetie trenera. To, że rozstał się z żoną, jest jego prywatną sprawą. Ale to, że związał się z reporterką “Bilda”, zajmującą się Bayern Monachium, mogło już mocno zachwiać zaufaniem do niego w klubie.

PARYSKA WYCIECZKA

Kahn i Salihamidzić na razie celują jednak w innych kierunkach. Po wywiadzie Neuera zaatakowali go z pełną mocą, podkreślając, że zachował się w sposób niegodny kapitana i niezgodny z wartościami Bayernu. Po weekendowej wycieczce na paryski pokaz mody, na jaką pozwolił sobie Serge Gnabry, dyrektor sportowy nazwał jego zachowanie “amatorskim”, pośrednio obwiniając go za następującą po wypadzie stratę punktów z FC Koeln. A trzy ligowe remisy na początku nowego roku, po których w Niemczech rozgorzała dawno niewidziana walka o mistrzostwo, zrzucił raczej na nie w pełni skoncentrowanych zawodników, którzy pozwalają sobie na rozluźnienie, nie dostrzegając powagi sytuacji. Trener ma wsparcie, więc w komunikacji z drużyną też pogrywa ostrzej niż jeszcze w pierwszym sezonie.

WEWNĘTRZNA OPOZYCJA

Tego typu sprawy nigdy nie dzieją się jednak w próżni i zawsze gdzieś się odkładają. Zwłaszcza w klubie mającym tyle frakcji, ile Bayern. Już przebijają się głosy, że Uli Hoeness, były i wciąż wpływowy prezydent, coraz bardziej krytycznie patrzy na poczynania Nagelsmanna i w sporze z Neuerem, trzyma raczej stronę bramkarza. Także szatnia ma być coraz bardziej podzielona. Nie wszystkim spodobał się sposób pożegnania Tapalovicia, a Mueller zdobył się nawet na publiczne i dość serdeczne podziękowanie mu za zasługi. Takie gesty zawsze będą w Monachium traktowane jako opowiedzenie się po którejś stronie.

Dopóki Nagelsmanna bronią wyniki, dopóty sytuację będzie się udawało trzymać w jakichś ryzach. Ale sezon wkracza w decydującą fazę i tym razem już każde najdrobniejsze potknięcie będzie działało na niekorzyść trenera. “Kicker” niby mimochodem, ale jednak wspomniał, że od 1 lipca tego roku wejdzie w życie klauzula, która umożliwi Bawarczykom zwolnienie Nagelsmanna ze znacznie niższym niż wcześniej odszkodowaniem.

CZYSTE PAPCIE HASANA

Dlatego o ile w zeszłym roku to Salihamidzić musiał walczyć o wewnętrzne uznanie i zewnętrzne docenienie, o tyle rywalizacja z Paris Saint-Germain będzie ważyć bardzo wiele dla Nagelsmanna, ściąganego do Monachium z łatką najlepszego trenera młodego pokolenia na świecie, po to, by w Bawarii stworzył prawdziwą epokę. Po tym, jak dyrektor sportowy w ciągu kilku miesięcy sprowadził do Monachium kilku graczy rozpoznawalnych w skali międzynarodowej — Sadio Mane, Joao Cancelo, Mathijs de Ligt, Daley Blind, Yann Sommer — a co ważne w kwiecie wieku, doświadczonych i gotowych podnieść poziom drużyny już od pierwszego dnia, nie można powiedzieć, że nie dał trenerowi narzędzi do rywalizacji z najlepszymi zespołami na arenie międzynarodowej. To od Nagelsmanna zależy teraz, jak będzie umiał z nich skorzystać.

GRA PO OBWODZIE

Trener potrzebuje znaleźć błyskawicznie funkcjonujące rozwiązania. Tak, jak udało mu się to jesienią, gdy drużyna straciła punkty w czterech ligowych meczach z rzędu. Wtedy problemem była fatalna skuteczność przy mnogości sytuacji bramkowych, a jego rozwiązaniem wstawienie do składu Erica Maxima Choupo-Motinga, który jest chyba największym wygranym tego sezonu. Teraz wydaje się, że kłopot jest głębszy, bo w meczach remisowanych na początku roku Bayern miał problem z kreowaniem okazji, często przypominając zespół piłki ręcznej — dobrze grający po obwodzie, ale z rzadka pojawiający się w polu karnym przeciwnika.

INNE NASTAWIENIE RYWALI

Dopiero w tej fazie sezonu zaczęło się mówić o pewnym rodzaju tęsknoty za Lewandowskim, który nawet z przeciętnej sytuacji potrafił często strzelić gola. Teraz tego brakowało. Wprawdzie w trzech ostatnich meczach z FSV Mainz, Wolfsburgiem i Bochum mistrz trafił do siatki jedenaście razy, ale nie w każdym z tych spotkań wyglądał dobrze. Przeciwko “Wilkom” wykazał się zabójczą skutecznością, strzelając cztery gole przy sytuacjach wartych jedynie 0,57 bramki oczekiwanej, ale ligowi rywale też przestali już traktować seryjnych mistrzów jak naddrużynę. Skoro Bayern tracił punkty w ośmiu z dwudziestu meczów ligowych, nie ma już powodu, by w starciu z nimi nastawiać się tylko na honorową porażkę.

PRZECIĘTNE PÓŁTORA ROKU

W pięciu ostatnich finałach Ligi Mistrzów przynajmniej jeden z trenerów pochodził z Niemiec. Tego zaszczytu dostępowali Juergen Klopp, Thomas Tuchel i Hansi Flick. Nagelsmanna, który z Lipskiem dotarł już przecież do półfinału, po przeprowadzce do Monachium widziano jako naturalnego kandydata, by wkrótce wskoczyć na tę listę. Ale półtora roku pracy w Bawarii raczej pogorszyło jego notowania na rynku i spotęgowało wątpliwości, czy faktycznie jest gotowy, by wejść na jedną półkę ze starszymi rodakami. Wciąż mowa o 35-letnim trenerze, który jednak w miniony weekend świętował już siódmą rocznicę samodzielnej pracy w Bundeslidze. Mistrzostwo i dwa Superpuchary Niemiec to na razie bardziej wypełnienie planu minimum niż dowód ponadprzeciętnej pracy. A każdy kolejny dowód zaufania okazywany mu przez nadzwyczaj wymagających wobec reszty otoczenia szefów, będzie tylko potęgował ciążącą na nim presję. Jeśli względy, jakimi się cieszy, mają zostać uzasadnione, rozpoczynająca się pucharowa wiosna musi być ze strony jego drużyny ponadprzeciętna. Bo tym razem wszystkie niepowodzenia będą już kalać wyłącznie jego wizerunek.

CZYTAJ WIĘCEJ O NIEMIECKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Niemcy

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Komentarze

9 komentarzy

Loading...