Statystyki nie kłamią. Kiedy Damian Kądzior strzela bramkę lub zalicza asystę, Piast nie przegrywa. Ba, na siedem takich spotkań cztery wygrał i trzy zremisował. Istny talizman, zawodnik, który nawet na nieurodzajnej glebie potrafi zasiać coś dobrego. Wydawało się, że nie ma lepszego przeciwnika niż ten prowadzony przez Waldemara Fornalika, żeby powstrzymać sześciokrotnego reprezentanta Polski, ale rzeczywistość okazała się trochę inna. Tym razem to Vuković miał Kądziora po swojej stronie i zwyciężył, podczas gdy Fornalik musiał patrzeć, jak Łakomy i spółka po prostu zawodzą.
Dzisiaj Damian Kądzior – niczym na lotnisku – miał do dyspozycji całkiem szeroki pas startowy od linii środkowej aż do pola karnego Zagłębia. Biegł, biegł i tak sobie biegł, aż wreszcie oddał strzał z szesnastego metra, oczywiście w ogóle niepilnowany. Lekko mówiąc, nie zobaczyliśmy popisu defensywy “Miedziowych”. Odezwały się najgorsze demony z kadencji Piotra Stokowca. Po raz pierwszy.
W Zagłębiu Lubin jednak po staremu…
Po raz drugi demony też nie miały litości. Albo raczej Wilki, to znaczy: Wilczek. Napastnik Piasta wbił piłkę na pustaka i było w tym trochę przypadku, ale oddajmy też, że gliwiczanie naprawdę fajnie rozegrali tę akcję na 2:0. Wykorzystali apatyczność Zagłębia, która momentami aż biła po oczach. Powiemy nawet więcej: ekipa trenera Fornalika właściwie nie istniała w pierwszej połowie. Zagubiona, niewidoczna, bez jaj w pojedynkach. I to na tle Piasta, który żadnym asem przecież nie jest, choć dziś wyglądał naprawdę dobrze.
Chyba daliśmy się zwieść wrażeniu, że pod wodzą trenera Fornalika Zagłębie może odpalić. Zostawić za sobą strefę spadkową, częściej wygrywać, generalnie budzić więcej pozytywnych emocji. Nic z tego. O ile udało się wylosować przekonujące zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław na początku rundy, o tyle dwa kolejne mecze to już inna historia. W łeb z Legią, teraz w łeb z Piastem. Z tygodnia na tydzień coraz gorsza gra, w efekcie czego w Lubinie wybrzmiał czerwony sygnał alarmowy. Gorsze w tabeli są tylko Korona (wczoraj remis ze Śląskiem) i Miedź, która jutro – w obliczu takich wydarzeń – gra o arcyważne punkty z Wartą, bo w dalszej perspektywie ma starcie z Zagłębiem.
Piast złapał oddech i wciągnął Zagłębie w bagno
Swój mecz o sześć punktów “Miedziowi” przegrali. Narobi się przez to trochę smrodu, ale w Lubinie sami mogą mieć do siebie pretensje. Powtarza się pewien schemat, którego Zagłębie miało przecież uniknąć. Gdy tak sobie patrzymy w tabelę Ekstraklasy, łatwo sobie wyobrazić, że ekipa trenera Fornalika będzie walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki. Nie wiadomo, co będzie z Jakubem Świerczokiem, kiedy wejdzie na obroty meczowe i czy w ogóle zdąży wyraźnie pomóc drużynie. Okej, to może być game-changer, lecz z tak grającą linią pomocy jak dziś, nowy-stary napastnik Zagłębia złowi do końca sezonu więcej ryb w jeziorach nieopodal, choćby w Kunicach, niż dobrych podań od kolegów. Ten aspekt gry muszą w Lubinie poprawić.
Co do Piasta – cóż, tutaj niewiele się zmienia. Owszem, dzisiaj trener Vuković odniósł bardzo ważne i zasłużone zwycięstwo, do tego w osobistej wojence pokonał byłego szkoleniowca “Piastunek”, ale sytuacja wciąż jest daleka od stabilnej. Wydaje się jednak, że im więcej takich meczów jak dzisiaj, tym więcej promieni słońca na wiosnę pojawi się w Gliwicach.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Lech nie dał podstaw do optymizmy przed czwartkiem
- Czy Jakub Łukowski realnie walczy o tytuł króla strzelców?
- Potrzebujesz przełamania? Pogoń służy pomocą
Fot. Newspix