Uniesiona brew, lekko znudzony wyraz twarzy, pełen spokój przy ławce trenerskiej. I trofea. Mnóstwo trofeów. Wiecie o kim mowa, prawda? Carlo Ancelotti znowu to zrobił – ostatnio jego Real Madryt nie spisywał się wprawdzie najlepiej, w hiszpańskiej ekstraklasie narobił sobie poważnych kłopotów, ale już w Klubowych Mistrzostwach Świata ekipa „Królewskich” nie miała sobie równych i zgodnie z przewidywaniami rozpykała konkurencję. Tym samym Carletto sięgnął po dwudziesty czwarty puchar w trenerskiej karierze. Co za szef!
Wyliczmy szybciutko.
Mistrzostwo Włoch (2004), mistrzostwo Anglii (2010), mistrzostwo Francji (2013), mistrzostwo Niemiec (2017) i mistrzostwo Hiszpanii (2022). Cztery triumfy w Champions League, masa mniej znaczących krajowych oraz międzynarodowych pucharów. No i te Klubowe Mistrzostwa Świata. W 2003 roku (wtedy był to jeszcze Puchar Interkontynentalny) Milan pod wodzą Ancelottiego nie popisał się w finałowym starciu z Boca Juniors, wtopił po serii rzutów karnych. Ale kolejne podejścia to już pasmo sukcesów włoskiego szkoleniowca. W 2007 roku dowodzeni przezeń Rossoneri wzięli rewanż na ekipie z Buenos Aires, w 2014 jego Real Madryt uporał się w finale z San Lorenzo de Almagro, a teraz Los Blancos wygrali 5:3 z saudyjskim Al Hilal.
Tylko dwóch innych trenerów ma na koncie trzy triumfy w Pucharze Interkontynentalnym/Klubowych Mistrzostwach Świata – Carlos Bianchi i Pep Guardiola.
Real Madryt – Al-Hilal. Mecz na wesoło
Ale czy po dzisiejszym zwycięstwie Ancelotti może wreszcie głęboko odetchnąć z ulgą i uznać, że Real najgorsze chwile w sezonie 2022/23 ma już za sobą? Raczej nie. Ba, zdecydowanie nie. Choć trzeba przyznać, że „Królewscy” zaliczyli piorunujące wejście w mecz. Po dwudziestu minutach prowadzili z Al-Hilal 2:0 i wyglądało na to, że bezlitośnie rozwalcują zdezorganizowanych oponentów z Arabii Saudyjskiej. Grali jak z nut, rozklepywali defensywę rywali na pełnym luziku. Ale okazało się, że triumfatorzy Azjatyckiej Ligi Mistrzów wcale nie mają zamiaru poddać się tak łatwo. Atakowali rzadziej od Realu, to prawda, i ze znacznie mniejszym rozmachem, ale za to bardzo konkretnie. Jeszcze przed przerwą Moussa Marega zdobył bramkę kontaktową i nie pozwolił Hiszpanom na zabicie meczu.
Na początku drugiej odsłony spotkania podrażniony Real znów docisnął zatem gaz do dechy i wyszedł na prowadzenie 4:1, lecz wyraźnie rozkojarzeni w obronie madrytczycy raz jeszcze nadziali się na ripostę Al-Hilal. Tym razem ukąsił Luciano Vietto, który, tak swoją drogą, przed laty reprezentował barwy Atletico Madryt. No to Los Blancos ponownie odskoczyli za sprawą Viniciusa Juniora, który dzielnie rywalizował z Fede Valverde o nagrodę dla najlepszego piłkarza finału. Jednak Saudyjczycy i tym razem nie odpuścili. Vietto po raz drugi wpisał się na listę strzelców, a kilka chwil później szansę na ustrzelenie dubletu spartolił Marega.
I chyba właśnie tę sytuację – niecelny strzał Maregi niemalże do pustaka – należy uznać za koniec emocji w dzisiejszym starciu. Real w obronie prezentował, najdelikatniej rzecz ujmując, bardzo beztroski futbol, najlepszego dnia nie mieli ani Antonio Rudiger, ani bramkarz Andrij Łunin.
Drużynie Al-Hilal nie wystarczyło jednak umiejętności, by to w pełni wykorzystać. Po prostu.
Summa summarum i tak można ją pochwalić, że poważnie postraszyła dziś Real. Zamiast meczu bez historii otrzymaliśmy więc całkiem przyjemne widowisko. No ale wygrali ci, którzy mieli wygrać. Real Madryt do trzech Pucharów Kontynentalnych dokłada kolejne – już piąte – Klubowe Mistrzostwo Świata.
REAL MADRYT 5:3 AL-HILAL
Vinicius Jr. 13′ 69′, F. Valverde 18′ 58′, K. Benzema 54′ – M. Marega 26′, L. Vietto 63′ 79′
- Viniciusie, wzoruj się na Rodrygo
- Podsumowanie zimowego okienka w Hiszpanii, czyli podróż do lumpeksu
- W jedną stronę talenty, w drugą resztki ze stołu. Anglicy tworzą Superligę kosztem LaLiga
fot. NewsPix.pl