Barcelona nie gra dobrze, ale wygrała siedem meczów z rzędu. „Cholizacja” i zmiana priorytetów Barçy – zamiast efektownej gry, jest radość z cierpienia. Jak ocenić Barçę?
– Jeśli nie wiedzieli, dlaczego wygrywają, to skąd będą wiedzieć, dlaczego przegrywają? – te słowa Johana Cruyffa po latach nabierają nowego sensu, jeśli przyłożymy je do sytuacji Barcelony. Duma Katalonii wygrała wszystkich siedem meczów w 2023 roku. Jak? Tego nie wie nikt.
Jeśli spojrzymy na suche liczby, na Camp Nou wszystko się zgadza. Barça wygrała siedem meczów z rzędu i jedenaście z ostatnich dwunastu. Katalończykom niestraszne były starcia z trudnymi rywalami (1:0 z Atlético, 3:1 z Królewskimi) czy kontuzje najważniejszych piłkarzy (Robert Lewandowski). Drużyna z Camp Nou zdobyła tytuł mistrzów jesieni LaLiga, a jeżeli w środę wygra z Betisem, to rundę zakończy z pięćdziesięcioma punktami – w historii LaLiga tylko dwie ekipy, Real José Mourinho i Barça Tito Vilanovy, dobiły do granicy stu punktów. Mówimy o naprawdę poważnych osiągnięciach i rewelacyjnych wynikach. Ale eksperci i kibice i tak narzekają. Dlaczego?
„Cholizacja” Barcelony
W pewnym sensie bat na samego siebie ukręcił Xavi Hernández. Kiedy pytano go o filozofię, zawsze podkreślał, że samo wygrywanie nie wystarczy. – W Barcelonie, liczy się też styl – przekonywał Katalończyk. I choć mogliśmy spodziewać się, że za kadencji 43-latka, który na sztandarach niesie hasła wspierające cruyffismo, Barça będzie grać pięknie, to w ostatnim czasie przeszła proces „italianizacji”. Albo, pozostając w iberyjskich klimatach, „cholizacji”.
Przez lata w Barcelonie co najmniej tak samo ważna jak efekt końcowy (zwycięstwo) była droga prowadząca do sukcesu. Teraz liczy się przede wszystkim rezultat. Od czasu październikowej porażki z Bayernem (0:3), wyłączając starcia w Copa del Rey, Barça rozegrała tylko jedno porywające spotkanie – to wygrana 3:1 w finale Superpucharu Hiszpanii. – Uważam, że generujemy dostatecznie dużo okazji, aby nie mówić o defensywnej Barcelonie – twierdził Xavi. Liczby tego nie potwierdzają. Jasne, trzydzieści siedem goli w osiemnastu kolejkach to nie najgorszy rezultat, ale daleki od wyników sprzed lat.
Radość z cierpienia
Barça imponuje nie polotem, a solidnością w tyłach. A przynajmniej do takich wniosków prowadzą nas liczby. W ostatnich siedmiu kolejkach LaLiga tylko raz wygrała różnicą więcej niż jednego gola (2:0 z Almeríą). W trzech poprzednich spotkaniach w Primera División odnosiła zwycięstwa 1:0, a takim samym rezultatem zakończyło się starcie z Realem Sociedad w ćwierćfinale Pucharu Króla. W sumie, w osiemnastu seriach gier w LaLiga Marc-André ter Stegen został pokonany tylko sześć razy. Nikt w Europie nie broni tak skutecznie. Gdyby Niemiec utrzymał tę średnią, osiągnąłby zdecydowanie najlepszy rezultat w historii LaLiga.
– Obrońcy też mogą robić różnicę – podkreślał trener, który po odpadnięciu z Ligi Mistrzów zwracał uwagę na to, że jego drużyna „boleśnie uczy się na własnych błędach”. Barça przeszła transformację. Miała problemy z wygrywaniem meczów, w których nie grała świetnie, a dziś stała się zespołem czerpiącym radość z cierpienia. – Jesteśmy zadowoleni z miejsca, w którym jesteśmy. Ciągle mamy dużo do poprawy, ale trzeba zwrócić uwagę na to, z jakiego punktu startowaliśmy i gdzie jesteśmy dziś – przekonywał Xavi, wyznawca teorii, że drogę ucieczki z ekonomicznego kryzysu najłatwiej jest znaleźć właśnie dzięki boiskowym sukcesom. I choć klęska w Champions League kładzie się cieniem na sezonie Blaugrany, to trudno nie docenić jej sukcesów w LaLiga – wygrywała na Mestalla, Civitas Metropolitano, Anoeta czy Ramón Sánchez Pizjuán, straciła punkty tylko w trzech meczach, a przez całą rundę na Camp Nou ter Stegen został pokonany tylko raz.
Zaczarowana bramka ter Stegena
– Musimy szukać doskonałości – podkreślał Xavi. I choć liczby pozwalają myśleć, iż Barça w defensywie jest perfekcyjna, to byłoby to stwierdzenie dalekie od rzeczywistości. Trudno jest nie odnieść wrażenia, że Katalończycy w ostatnich tygodniach mieli mnóstwo szczęścia. Współczynnik xG nie jest idealną metodą badawczą, ale pokazuje, że nie tylko Atlético (1,94 xG; Barça – 1,24), ale też Getafe (1,25; Barça – 0,71) i Girona (0,89; Barça – 0,98) kreowały sobie wiele okazji do pokonania ter Stegena. A w tym ostatnim spotkaniu, w derbach regionu, Blaugrana w końcówce grała w systemie 1-5-5-0, bo na murawie nie było już ani jednego napastnika. – Futbol to nie teatr, przed nami kolejny mecz. Też wolałbym wygrywać po 4:0. Wiem, że mamy sporo do poprawy, ale jesteśmy w gazie – twierdzi szkoleniowiec.
Od czasu powrotu Ronalda Araújo czy Julesa Koundé gra defensywna Barçy wygląda znacznie lepiej, ale jej znakomite liczby opierają się na dwóch fundamentach: nieskuteczności rywali, którzy pudłują w dwustuprocentowych okazjach (vide Alexander Sørloth z Realu Sociedad czy Borja Mayoral z Getafe) i magicznych paradach ter Stegena. Niemiec jest najskuteczniejszym bramkarzem w Europie. Nikt w czołowych pięciu ligach nie ma tak wysokiej skuteczności interwencji (90,2%) czy tak wielu czystych kont (14). Barcelona Xaviego to zespół momentów. Potrafi grać rewelacyjnie i dominować, aby po kwadransie samemu zostać zdominowanym. Ale dzięki stabilności zapewnianej przez ter Stegena Duma Katalonii może pozwolić sobie na gorsze okresy, bo każda zdobyta bramka ma ogromną wartość. – Musimy popracować nad „zabijaniem” meczów. Po strzeleniu gola zbyt często się wycofujemy. Kiedy wychodzimy na prowadzenie, musimy być ambitniejsi – przekonywał trener.
Lewandowski będzie strzelać, kto będzie kreować?
Pragmatyzm i (chwilowe?) porzucenie klubowego DNA było dla szkoleniowca z Terrasy najprostszą opcją. Linia ataku, która miała być główną siłą Blaugrany, dziś okazuje się źródłem zmartwień. Jedynym, którego nie można się czepiać, jest Robert Lewandowski, autor 22 goli w 24 meczach, który w starciu z Betisem wraca do gry. Memphis Depay odszedł i nikt po nim nie płacze. Raphinha i Ferran Torres kosztowali w sumie 120 milionów euro i grają poniżej oczekiwań. Ansu Fati pozostaje wyłącznie nadzieją, talentem, a nie rozwiązaniem problemów drużyny, która ostatnich spotkaniach opierała się bardziej na ofensywnym talencie pomocników (dwa gole Pedriego), niż na napastnikach.
Pod nieobecność Lewandowskiego, Xavi musiał szukać w ataku planu B i go nie znalazł. Trzy minimalne wygrane w LaLiga pokazały, jak wielkie jest znaczenie Polaka dla Barçy. RL9 jest fundamentalny, jeśli chodzi o utrzymywanie się przy piłce, grę tyłem do bramki czy umiejętność uruchomienia kolegów. Grając bez Roberta, Barcelona szukała rozwiązań na skrzydłach, ale tam nie zawsze losował się dobry dzień Ousmane Dembélé. Po kontuzji Francuza szansę gry na ulubionej pozycji powinni dostać Ferran z Raphinhą, ale czy ją wykorzystają? Jak dotychczas, Lewandowski był piłkarzem wykańczającym akcje Barçy, ale kolejne ataki nakręcał Dembélé i jego wielotygodniowa absencja, w połączeniu z kiepską formą kolegów z ofensywy, słusznie budzi niepokój kibiców Blaugrany.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Dlaczego duże kluby interesują się Ivanem Fresnedą?
- Czy Real Sociedad stać na powrót do Ligi Mistrzów?
- Felix wreszcie wyrwał się z Atletico. Ale w tej historii są sami przegrani
- Dlaczego Elche jest najgorszym zespołem z lig TOP5?
- Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli
Fot. Newspix