Piątek był żenujący, sobota już naprawdę ciekawa, więc idąc tym tropem – niedziela z Ekstraklasą rozsadzi nam mózgi. Ale na nic się nie nastawiamy. Nic nie stwierdzamy. My jedynie pytamy o fundamentalne kwestie przed niedzielą w naszej wspaniałej lidze. Na boiska wybiegną Gual, Imaz, Josue, Kapustka, Wolski, Davo, Kądzior czy Zwoliński, więc teoretycznie mamy jednak prawo oczekiwać przynajmniej błysków. A przed wami sześć pytań przed tą niedzielą.
Ile goli wypracuje duet Imaz-Gual?
Szesnaście goli i sześć asyst – to łączny dorobek Jesusa Imaza i Marca Guala. Tylko jednego gola więcej w tym sezonie strzeliła cała Korona Kielce, podobnie Śląsk Wrocław, a przed tą kolejką trzy bramki mniej miało Zagłębie Lubin (po rozpykaniu Śląska zrównało się z hiszpańskim duetem Jagi).
Bez dwóch zdań to zabójczy duet białostoczan. Trenerzy czasem powtarzają, że to lepiej, gdy odpowiedzialność za gole rozkłada się na wielu zawodników, że wtedy drużyna nie jest zależna od jednego lub dwóch piłkarzy, ale bądźmy poważni – jeśli dzisiaj zapytalibyście prezesa każdego klubu ligi “hej, chciałbyś może mieć Imaza i Guala w swoim zespole”, to każdy powiedziałby “DAWAJ DŁUGOPIS, GDZIE MAM PODPISAĆ?!”.
Zimą pojawiły się głosy, że Gual ten duet rozbije i wyfrunie z Białegostou. Miał wymuszać odejście z klubu, ale najpierw zaprzeczył temu Maciej Stolarczyk (“Nie słyszałem o tym wcześniej. Nie odnoszę wrażenia, że Marc robi coś takiego”), a później na łamach “Przeglądu Sportowego” te doniesienia zbagatelizował też Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagi. – Nie jest tajemnicą, że Marc Gual wzbudza zainteresowanie innych klubów. Oczywiście pewnie oferty za niego składane byłyby dla samego piłkarze lepsze finansowo i to musimy zrozumieć, natomiast Marc Gual jest związany z nami umową, którą my i on musimy wypełnić. Nie jesteśmy zainteresowani ofertami za Guala – mówił.
Hiszpański duet ma zatem na koncie już 22 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej, a my zastanawiamy się – dobiją razem do pięćdziesiątki? Jeśli mielibyśmy stawiać forsę, to powiedzielibyśmy: nie. Ale gdyby już ktoś zapytał o to, czy dobiją do czterdziestu punktów, to zobaczylibyśmy ile tam drobniaków zostało w portfelu. Ciekawi nas też zestawienie ich na boisku. Maciej Stolarczyk w sparingach testował ustawienie z trójką w tyłach, ale i na czwórkę w defensywie. Imaz grywał zarówno obok Guala, jak i za jego plecami. W teorii ex-piłkarz Wisły Kraków bardzo dobrze czuje się właśnie grając bliżej centrum boiska, gdzie najpierw może nacieszyć się piłką, a później wejść w pole karne w drugie tempo, więc wcale nas nie zdziwi układ “Imaz na dziesiątce, Gual na szpicy”.
Czy Piast nadal będzie w ofensywie opierał się tylko na Kądziorze?
Damian Kądzior jesienią zaliczył pięć asyst, strzelił dwa gole i zanotował też dwie asysty drugiego stopnia. Wszyscy pozostali pomocnicy Piasta, czyli Hateley, Tomasiewicz, Chrapek, Kaput, Felix, Ameyaw, Pyrka oraz Dziczek ŁĄCZNIE uzbierali pięć goli, cztery asysty i cztery kluczowe podania.
Póki co zatem ekipa “Nie-Kądzior” prowadzi w klasyfikacji kanadyjskiej trzynaście do dziewięciu, ale jednoosobowy zespół “Kądzior” nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Ale spójrzmy na to poważnie – nie było w tym sezonie meczu, w którym Piast wygrałby bez asysty lub gola Kądziora. Zdarzyły się tylko dwa mecze, w którym Kądzior nie strzelił gola lub nie zanotował asysty i gliwiczanie zdobyli w nim choćby punkt (remis z Pogonią, gdy pauzował przez uraz, oraz remis z Koroną). Gdy zimą wobec problemów finansowych Piasta pojawiły się plotki, że klub być może zasypie dziurę budżetową sprzedażą Kądziora, to przypuszczamy, że na głowie Vukovicia pojawiło się kilka siwych włosów. I to nawet mimo tego, że tych włosów na głowie Serba już za dużo nie zostało.
– Do Piasta przyciągnął mnie fakt, że tutaj jeszcze nie tak dawno zdobywano mistrzostwo Polski. To klub, który ma potencjał do walki o najwyższe cele. Tutejszych piłkarzy stać na bardzo dobrą grę w piłkę. I mówię to z pełnym przekonaniem. Wiem też jednak, że wiele drużyn lubiło uważać się za mocne i lekceważyło problemy, po czym przeżywało przykre doświadczenia. Tego chciałbym uniknąć, dlatego musimy patrzeć realistycznie, a nie przez różowe okulary. W rundzie wiosennej musimy sporo nadrobić – mówił w wywiadzie z Janem Mazurkiem i Kamilem Warzochą.
A my liczymy na to, że Piast stanie się zespołem wielowymiarowym. Przecież Grzegorz Tomasiewicz to nie jest piłkarz, którego w całej rundzie stać tylko na jedną asystę. Jorge Felix mógłby strzelić więcej niż jednego gola przez całą jesień. Dziczek wszedł do drużyny w połowie rundy, dał impuls, ale trudno powiedzieć, by się wyróżniał. Pyrka pewnie wyląduje na prawej obronie. Chrapek miał niezłą rundę, ale też wiemy, że stać go na więcej.
Fajnie patrzeć na dobrego Kądziora, ale chcielibyśmy zobaczyć po prostu dobrą linię pomocy Piasta, a nie zbiór ludzi z nastawieniem “Damian, zrób coś”.
Jak bardzo będzie przeszkadzała Legii murawa?
– Dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy jest to, że żaden piłkarz nie nabawił się kontuzji. Nie wiem, jakie były wcześniej głosy, ale już teraz wiem, że stan naszego boiska w przyszłości może być zaletą rywali. Rozmawiamy o murawie już od dłuższego czasu. Jesteśmy drużyną, która chce grać w piłkę i długo się przy niej utrzymywać. Teraz wiemy, z jakimi „drugimi” przeciwnikami przyjdzie nam się zmierzyć. Chodzi o jakość boiska. Mam nadzieję, że ten problem zostanie jak najszybciej rozwiązany – mówił Runjaic po spotkaniu sparingowym z Magdeburgiem.
Gdy to przeczytaliśmy, to pomyśleliśmy najpierw “eee, przesadza pewnie i już szuka wymówek”. Ale później odpaliliśmy sobie wideo z tego sparingu i złapaliśmy się za głowy. Boisko przy Łazienkowskiej wyglądało po prostu dramatycznie. To było grzęzawisko z elementami trawy. Ni to zielone, ni to płaskie, ni to stabilne.
W grudniu portal Legioniści.com cytował Marcina Herrę, wiceprezesa klubu: – Zrobiliśmy przegląd ofert i za wymianę samej darni, bez transportu wyszło nam 800 tys. złotych. Dochodziło ryzyko pogodowe. Nie było gwarancji, że wszystko prawidłowo się ukorzeni.
Zatem następna wymiana murawy nastąpi dopiero latem. Póki co Legia będzie się musiała przemęczyć z tym czymś, co szumnie ktoś nazwał boiskiem.
I nie dziwimy się Runjaicowi, że marudzi. Masz w składzie Carlitosa, masz Kapustkę, masz Josue, masz Mladenovicia czy Wszołka. Chcesz wykorzystać swoje atuty. A dziś do Warszawy przyjeżdża Korona, która pewnie tylko uśmiechnie się, gdy zobaczy warunki, które będą jej pomagały w bronieniu się przed wiceliderem.
Poza tym dochodzi tu jeszcze dodatkowa kwestia – czyli dbanie o zdrowie piłkarzy. Płacisz krocie wyżej wymienionym piłkarzom, zimą nie poszerzyłeś kadry (lada moment ma przyjść Pekhart), a zaraz ktoś na tym wyrobie boisko-podobnym skręci sobie staw skokowy. I wtedy dopiero zacznie się prawdziwy raban.
Czy Koronie coś się jeszcze uda?
W większości ankiet przed rundą eksperci na pytanie “kto spadnie?” typowali właśnie Koronę Kielce oraz Miedź Legnica i “kogoś trzeciego”. O ile Miedź poczyniła dość sensowne transfery (doświadczeni Drygas i Niewulis, ex-reprezentant Grecji Kapino i znany z Ekstraklasy Masouras), o tyle o ruchach Korony możemy powiedzieć “eee, nie znamy gości, cholera wie co z nich będzie”.
Kamil Kuzera w wywiadzie z Szymonem Janczykiem próbował nakreślić swój plan na Koronę: – Nie ma nic złego w długich podaniach i nie boje się ich. W rundzie wiosennej zobaczycie moją Koronę. Chcemy zaprezentować wszystko, nad czym pracowaliśmy podczas okresu przygotowawczego. Chcemy być przygotowani na różne warianty. Nie sztuką jest stanąć, łupnąć piłkę i pomyśleć „dobra, zbierzemy”. Takie rzeczy się zdarzają na wszystkich boiskach. Są fragmenty meczu, w których przeciwnik ukierunkowuje nas w dany sektor, jesteśmy pozamykani, więc nie ma sensu oddawać piłki pod nogi rywala – mówił.
Dodawał też, że kielczanie będą wykazywać większą aktywność na boisku: – Jesteśmy na dole tabeli, nie możemy czekać. Musimy brać sprawy w swoje ręce. Jeżeli już mamy czekać to w sposób bardzo zorganizowany. Jeżeli mamy odbierać piłkę wysoko, to w sposób mądry i z odpowiednim zabezpieczeniem. Jeśli mamy piłkę z tyłu, jesteśmy niżej, to wiemy, co chcemy zrobić. Wiemy, jakie miejsca na boisku powinniśmy zająć, żeby zabezpieczyć się przed stratą piłki, ale również coś wykreować. Mam nadzieję, że to pójdzie do przodu, że to będzie widoczne od pierwszego meczu.
Mamy jednak spore obawy wobec tego projektu. Jasne, Śpiączka pewnie znów sieknie kilka goli, Łukowski z Błanikiem dołożą coś do klasyfikacji kanadyjskiej, może coś wpadnie jak uderzy z dystansu Deja, swoje momenty miał Takac, zobaczymy co tam pokażą nowi jak Nono czy Godinho, ale… Serio, mamy poważne wątpliwości co do tego, czy jeden z najgorzej panujących nad piłką zespołów w lidze jest w stanie przejść odmianę. Na walce, zabijaniu meczów, stałych fragmentach i mocno przeciętnej jakości drugiej linii może zapunktować raz na jakiś czas, ale kielczanie potrzebują serii zwycięstw, by nie być zamieszanym do końca w walkę o utrzymanie. A tutaj po prostu przed tą rundą śmierdzi desperacką walkę o wyściubienie nosa nad kreskę choćby na moment.
Kto chwyci za kierownicę w Lechii?
Pod względem liczby prostopadłych podań Jarosław Kubicki jest dziewiąty w całej lidze. Jeśli chodzi o kluczowe podania, to Conrado jest trzydziesty w lidze. Pod względem podań w ofensywną tercję boiska Gajos jest szósty w lidze, a Kubicki siódmy. W tabeli tzw. smart passes Flavio jest trzynasty w lidze. Pod względem podań progresywnych Pietrzak jest czwarty w lidze.
Jednocześnie Lechia jest czwartym najgorszym zespołem pod względem goli oczekiwanych (19.97 xG, gorsze tylko Miedź, Piast i Śląsk), trzecim najgorszym pod względem liczby kontaktów w polu karnym rywala (gorsze tylko Korona i Śląsk), trzecim najgorszym pod względem liczby podań kluczowych (gorsze tylko ekipy Stali i Śląska).
Niby każdy z zawodników o inklinacjach ofensywnych w poszczególnych statystykach jest w ligowej czołówce (no, może poza tym przykładem z Conrado), a jednak całościowo to nie gra. Trudno o Lechii powiedzieć, by miała jesienią jakość w rozegraniu. Zwoliński musiał strzelać kole z kurzu, podobnie Flavio. Durmus, Terrazzino, Clemens, Piła, De Kamps, Kałuziński wypracowali łącznie kolegom trzy gole (z czego dwa Durmus; Terrazzino, Clemens czy Piła wciąż mają okrągłe zero po stronie asyst).
Niewątpliwie gdańszczanie potrzebują kogoś, kto będzie realnie w stanie być kreatorem tego zespołu. Teoretycznie potencjał na to ma Gajos, ale on wielokrotnie dusił się w rozegraniu, miewał duże problemy z tym ostatnim podaniem. Kubicki zna podstawy rozgrywania, ale on raczej osiada niżej na boisku, nie jest typem gościa, który przecina defensywę podaniem. Kibice Lechii z rozpaczą zerkają w stronę skrzydeł, a tam albo Conrado (biegający chaos, z którego czasem coś się wykluwa), albo Durmus (dwie asysty przez całą rundę), albo Sezonienko (zero goli, zero asyst, zero asyst drugiego stopnia), albo Diabate (jedna asysta i tyle).
Albo w Lechii ktoś złapie za kierownicę i wykręci chociaż pięć asyst w sezonie, albo znów będzie trzeba liczyć na to, że 142-letni Flavio przyłoży z dystansu.
Jaka jest prawda o Wiśle Płock?
Wisła Płock przezimowała na naprawdę zaskakująco dobrym miejscu, traciła tylko punkt do podium. Trudno mówić wobec tego, że ekipa trenera Stano rozczarowała. Jednak nie możemy się oprzeć wrażeniu, że płocczanie mogli mieć pewien niedosyt. Przypominamy sobie przecież ten fantastyczny start Wisły.
Z jednej strony mamy przecież pierwsze sześć kolejek, w którym ekipa z Płocka zdobyła szesnaście na osiemnaście możliwych punktów i miała bilans bramkowy 18:5. Z drugiej strony w następnych czterech kolejkach (czyli 7-10.) zdobyła tylko punkt i miała bilans 3:7. I później znów siedem punktów w trzech meczach, by w następnych trzech spotkaniach zdobyć ledwie oczko.
My wiemy, że w piłką nożną rządzą serię, ale – cholera – że aż tak?
Jaka jest prawda o Wiśle Płock? Ta z meczu z Lechem, gdy gładko wygrali 3:1? Albo gdy pokonali po emocjonującym starciu Legię 2:1? A może z zebrania bat 1:7 od Rakowa (popis Gutkovskisa) albo porażki z Zagłębiem lub ze Śląskiem?
Zabawnie wygląda też dorobek Davo – w pierwszych ośmiu kolejkach strzelił siedem goli i zaliczył dwie asysty, a od października do listopada dołożył już tylko dwa gole. No, Wisła Płock w pigułce.
Snuje nam się po głowie myśl, że prawda o Wiśle Płock jest po prostu taka, że to zespół wciąż labilny i rozchwiany, który zawsze jest gwarantem tego, że… nic nie może zagwarantować. Czy to wystarczy, by bić się o puchary? Jeśli tak, to nikt w Płocku płakać przecież nie będzie, wszak ekipa Stano przejdzie do historii, jeśli do tych pucharów uda się załapać. Ale biorąc pod uwagę to, ile drużyn chce znaleźć się w TOP4, to obawiamy się, że właśnie ta labilność może być problemem przy ugruntowaniu swojej pozycji w czołowej czwórce.
Ale, panowie, dawajcie nam kolejne show, tak jak dawaliście jesienią. My się obrażać nie będziemy. Oby to była kolejna runda bez żadnego bezbramkowego remisu.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Ligowa pigułka. Wszystko, co wydarzyło się zimą w Ekstraklasie (cz. 2)
- Strach przed lataniem. Dlaczego polskie kluby nie potrafią w transfery?
- 90 rzeczy, które nie wydarzą się w rundzie wiosennej Ekstraklasy
- Kamil Kuzera: – Nie sztuką jest stanąć i łupnąć piłkę. Samo stanie na boisku nic nie da
- Ekstraklasowa pigułka, część pierwsza (kluby 9-18)
Fot. 400mm.pl