To był finał, na jaki czekaliśmy. Znakomity mecz dwóch zdecydowanie najlepszych zawodniczek w turnieju. Przy okazji – dwóch pogromczyń Polek. Tak dobrego i obfitującego w emocje finału wielkoszlemowego kobiet nie widzieliśmy właściwie od kilku lat. Ostatecznie wygrać mogła tylko jedna. I zrobiła to debiutująca w takim spotkaniu Aryna Sabalenka. Wielki Szlem ma nową mistrzynię.
Spis treści
Finał mocy
Jelena Rybakina ograła w tym turnieju Igę Świątek. Aryna Sabalenka – Magdę Linette. I w obu tych przypadkach mogliśmy podkreślać przede wszystkim jedno – niesamowitą siłę, z jaką grają obie te zawodniczki. Począwszy od serwisu, przez forehand czy backhand. Nie ma w tym tenisie wiele finezji (co nie oznacza, że nie potrafią zagrać ciekawie), jest za to precyzja i próby zdominowania przeciwniczki. Obie bowiem rzadko grają z rywalkami, które potrafią dorównać im osiąganymi na korcie prędkościami zagrań czy podaniem.
Linette i Świątek się o tym boleśnie przekonały. Zwłaszcza Magda, która o ile w pierwszym secie była w stanie za grą Aryny nadążać, o tyle w drugim – gdy Białorusinka – weszła na swój najlepszy poziom, po prostu nie była w stanie sobie z tym wszystkim poradzić.
“Aryna podczas wykonywania tych uderzeń wygląda na osobę, która wraz z ruchem rakiety chce wyrzucić z siebie złość jaka nagromadziła się w jej ciele przez całe życie. Zagrane z tą furią piłki pędzą do celu z olbrzymią jak na kobietę szybkością, którą w pełni można docenić dopiero z trybun. Komentator tenisa Dawid Olej.niczak napisał po tym spotkaniu na Twitterze, że Sabalenka mogłaby sobie poradzić z kilkoma zawodnikami z ostatnich miejsc listy ATP. Nie dziwię się, że odniósł takie wrażenie, podczas spotkania też przemknęła mi przez głowę podobna myśl. Patrząc na zmagania Magdy z ponad 20 kg cięższą rywalką, odczuwałem też współczucie dla Polki” pisał po tym meczu, oglądający to wszystko z trybun, Kamil Gapiński.
Białorusinka zresztą nie straciła w dziesięciu rozegranych w tym sezonie meczach ani seta, co imponowało tym bardziej, że poprzedni sezon miała “chwiejny”: popełniała mnóstwo podwójnych błędów serwisowych, często pomagała rywalkom. Rybakina za to zaczęła ten rok kiepsko – w dwóch turniejach w Adelajdzie wygrała tylko jeden mecz. Ale na Australian Open przyjechała już w doskonałej dyspozycji. Na drodze do finału seta urwała jej tylko inna z tenisistek, które potrafią imponować mocą – Danielle Collins, ubiegłoroczna finalistka. Poza tym nie zrobiła tego nawet Iga Świątek.
Jedno było więc pewne: że będzie to finał przypominający momentami bardziej męskie, niż kobiece rozgrywki. Oparty na serwisie i potężnych zagraniach z końca kortu. Jak walka dwóch potężnych wojowników, z których któryś w końcu musi uzyskać przewagę. Cios za cios, aż w końcu ktoś trafi sierpowym, który naruszy rywalkę, a potem będzie można doprowadzić do nokautu.
Okazało się, że nokaut przyszedł, owszem, ale dopiero w ostatniej możliwej rundzie.
Aryna potrzebowała chwili
Na początku była trema. Aryna Sabalenka nie zaczęła tego meczu najlepiej, z kolei Jelena Rybakina była taka jak zawsze – spokojna, opanowana i pewna swego. W takim stylu wygrywała ubiegłoroczny Wimbledon, pokonując w finale Ons Jabeur. I tak też zaczęła dzisiejsze spotkanie. Dało się dostrzec gołym okiem, kto grał już w meczu o tytuł takiej rangi. Obawialiśmy się nawet w tamtym momencie, że Sabalenka się z tego nie otrząśnie. Widzieliśmy już przecież takie finały, gdy osoba, która debiutowała, po prostu nie dawała sobie rady z nowym doświadczeniem.
Tym bardziej, że po drugiej stronie siatki stała tak doskonała tenisistka, jak Rybakina.
Aryna mecz zaczęła naprawdę nerwowo. Od samego początku miała problem z serwisem, z głębi kortu z kolei grała niepewnie, “zrywała” uderzenia, popełniała sporo błędów. Symbolem tego stał się trzeci gem – przy swoim podaniu prowadziła już 40:0, a i tak je przegrała. Podanie oddała zresztą w najgorszy możliwy sposób, czyli podwójnym błędem serwisowym. Podejrzewamy, że był to moment, w którym przypomniały jej się wszystkie demony z zeszłego sezonu. W Australii przecież przegrała wtedy mecz z Kaią Kanepi (którą potem pokonała Igą Świątek), którego przegrać zdecydowanie nie powinna. A podwójne błędy były jednym z głównych tego czynników.
https://twitter.com/AustralianOpen/status/1619257998731264000
Gdy jednak wydawało się, że w I secie rozstrzygnięcie będzie szybkie, Jelena też zaczęła popełniać nieco błędów. Momentami zdawała się wątpić w swoje zagrania, jakby nie była do końca pewna tego, że może pozwolić sobie na niektóre rozwiązania na korcie. Efekt był taki, że Sabalenka przełamała ją i wyrównała stan rywalizacji na 4:4. Co jej to dało? Zupełnie nic. Rybakina szybko przezwyciężyła bowiem chwilę słabości i wygrała dwa kolejne gemy. W ostatnim wykorzystała już pierwszą z trzech wypracowanych sobie piłek setowych.
CZYTAJ TEŻ: JELENA RYBAKINA. SYLWETKA MISTRZYNI WIMBLEDONU
Finał zdawał się zmierzać w stronę jej drugiego wielkoszlemowego tytułu. Ale Sabalenka w końcu opanowała nerwy.
Jelena w defensywie
A gdy już to zrobiła, okazało się, że dysponuje nawet większą mocą, niż Jelena Rybakina. Choć drugiego seta Aryna mogła rozpocząć w najgorszy możliwy sposób, to obroniła dwa break pointy, a potem sama zaczęła przyciskać rywalkę. Mocnymi, głębokimi zagraniami spychała ją do defensywy. Znakomicie też returnowała, od razu zyskując przewagę w wymianach. To zresztą w dużej mierze returnami wywalczyła sobie przewagę w czwartym gemie drugiego seta, którą w końcu wykorzystała.
Problemem był jednak w dalszym ciągu serwis. Owszem, asy zaczęły przychodzić, ale skuteczność pierwszego podania była średnia, często musiała sięgać po drugie. Inna sprawa, że o ile w poprzednim secie odbijało się to na jej ogólnej postawie, o tyle w drugiej partii było już inaczej. Zamiast się zniechęcać złymi zagraniami, nakręcała się każdym dobrym.
https://twitter.com/AustralianOpen/status/1619277890062794753
I tak, wciąż dawała Rybakinie sporo szans na odrobienie strat. Ale potrafiła sobie z nimi poradzić, zresztą w tych kluczowych momentach serwis jej zwykle nie zawodził. Był jak broń, którą wyciągała, gdy przychodziła pora na to, by odwołać się do ostatniej deski ratunku. Działało właściwie bezbłędnie. Mało brakowało, by seta wygrała do dwóch, ale Jelena przy własnym podaniu obroniła dwie piłki setowe. Przy serwisie Aryny nie była jednak w stanie powalczyć.
Sabalenka wyrównała stan rywalizacji. I wydawało się, że jest o krok od tytułu, bo zyskała przewagę.
Mamy nową mistrzynię. A ona nie ma flagi
Trzeci set był najlepszy. I to zdecydowanie. Rybakina, owszem, operowała w dużej mierze w defensywie i momentami wydawało się, że broni się resztkami sił. Ale długo robiła to skutecznie. Biegała do każdej piłki, nie ułatwiała zadania rywalce. Ta musiała momentami kończyć wymiany na kilka razy. Z gema na gem stawała się jednak coraz pewniejsza. Znakomicie operowała zagraniami, świetnie zmieniała kierunki. Dyktowała warunki na korcie. Jelena mogła tylko się bronić, wyczekiwać na błąd i liczyć, że debiutantkę jednak zje presja.
Ale nie zjadła.
Jeszcze w piątym gemie Rybakina odparła break pointa, ale przy swoim kolejnym serwisie już nie była w stanie tego zrobić. Znakomity return i idący za nim smecz, dały Sabalence prowadzenie 4:3. Myliłby się jednak ktoś, kto pomyślałby, że jest już po meczu. Nie no, gdzie tam. Choć przełamań już nie zobaczyliśmy, to ostatni gem był wprost znakomity. Najpierw Aryna zepsuła dwie piłki meczowe. Jedną klasyką gatunku, czyli podwójnym błędem serwisowym, a drugą wyrzuconym forehandem. Potem sama musiała się bronić, ale świetnym serwisem odparła break point. Trzeci meczbol? Zepsuty backhand. Dopiero przy czwartym Jelena posłała forehand za daleko.
CZYTAJ TEŻ: ARYNA SABALENKA. SYLWETKA NOWEJ MISTRZYNI AUSTRALIAN OPEN
Wielki Szlem zyskał nową mistrzynię.
– Gratuluję Arynie tytułu i świetnego wejścia w sezon. Wiem, jak ciężko na to pracowałaś. Powodzenia w pozostałej części sezonu. Mam nadzieję, że stoczymy znacznie więcej pojedynków. Dziękuję swojemu zespołowi za pracę, jaką wykonaliśmy przed sezonem i w czasie ostatnich 3-4 sezonów. Dziękuję rodzinie, dziękuję federacji Kazachstanu i sponsorom. W czasie turnieju była świetna atmosfera, miałam gęsią skórkę, gdy słyszałam doping kibiców. Wrócę tu za rok z przyjemnością – mówiła Rybakina, która dzięki finałowi awansowała na 10., najwyższe w karierze miejsce w rankingu. A gdyby dodać jej punkty za ubiegłoroczny Wimbledon, byłaby nawet piąta.
https://twitter.com/AustralianOpen/status/1619296890453106689
Sabalenka z kolei wróciła na pozycję wiceliderki zestawienia.
– Wciąż się trzęsę. Przepraszam za mój angielski. Billie [Jean King, wręczała puchar – przyp. red.], byłaś inspiracją. Dziękuję za wszystko, co zrobiłaś dla naszego sportu. Gratuluję Jelenie, jesteś niesamowitą tenisistką. Grałaś znakomicie przez ostatnie dwa tygodnie. Na pewno stoczymy wiele więcej bitew, mam nadzieję, że też w wielkoszlemowych finałach. Dziękuję wszystkim, którzy doprowadzili do tego, że ten turniej się odbył. Dziękuję też fanom za niesamowitą atmosferę, pięknie się przed wami grało – powiedziała nowa mistrzyni.
I trzeba przyznać, że jest to mistrzyni zasłużona. Białorusinka przez cały turniej grała najlepiej, a start w sezon ma bezbłędny. Zgrzyt jest tylko jeden – brak flagi przy jej nazwisku.
Fot. Newspix