Magda Linette nie sprostała Arynie Sabalence w półfinałowym spotkaniu Australian Open. Jednak Polka, która w Melbourne wystąpiła jako nierozstawiona zawodniczka, i tak zagrała znakomity turniej. O wrażenia z gry Linette zapytaliśmy Klaudię Jans-Ignacik, byłą tenisistkę, która dobrze zna poznaniankę – obie reprezentowały nasz kraj w tym sporcie podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Obecną ekspertkę Canal+ zapytaliśmy również o Jana Zielińskiego, który wspólnie z Hugo Nysem zagra w finale deble mężczyzn australijskich zawodów, a także postawę polskich juniorów w Australii.
SZYMON SZCZEPANIK: Przyznam, że kiedy oglądaliśmy ten mecz, to w redakcyjnym gronie zastanawialiśmy się, czy w tenisie przyjęłyby się kategorie wagowe. Aryna Sabalenka dysponowała niesamowitą siłą i masą.
KLAUDIA JANS-IGNACIK: Dokładnie, podobnie jak Jelena Rybakina, bo we wcześniejszym półfinale siła również odegrała kluczową rolę. Kazaszka i Białorusinka pokazały tę moc. Jeżeli tylko piłki im wchodzą, to nie ma na nie rywalek.
W jaki sposób Magda próbowała przeciwstawić się Białorusince?
Pierwszy set w wykonaniu Magdy wyglądał fenomenalnie, Polka w ogóle nie ustępowała Sabalence. Świetnie serwowała, przebijała na drugą stronę sporo returnów, przejmowała inicjatywę, zmieniała rytm. Poza tym była przygotowana taktycznie do tego spotkania. Uderzała nie tylko mocne serwisy, ale też dobrze je kierowała na zewnątrz czy na ciało rywalki. Czasami zamiast mocnego podania, wrzuciła bardziej rotowane. Szkoda, że tie-break tak się ułożył, że Sabalenka szybko odskoczyła. Ale za pierwszy set Magdzie Linette należą się wielkie brawa.
Sabalenka posiada opinię zawodniczki, która nie wytrzymuje w grze o stawkę. Jednak tym razem widać było różnicę w ograniu na tym poziomie – oczywiście, na korzyść Białorusinki.
Dla Magdy to był pierwszy wielkoszlemowy półfinał, a wcześniej pierwszy ćwierćfinał. Przełamanie. Ona grała wcześniej mecze z wyżej notowanymi rywalkami i je wygrywała. Ale Australian Open to największa scena tenisa. Półfinał takiej imprezy wiąże się ze zmęczeniem, które nakłada się na zawodniczkę. To też nowe emocje z którymi trzeba się oswoić. Z tym Sabalenka poradziła sobie lepiej. Ona przecież w całym tym turnieju jeszcze nie straciła seta.
KIM JEST ARYNA SABALENKA? SYLWETKA FINALISTKI AUSTRALIAN OPEN
Taki wynik jak półfinał Australian Open w wykonaniu Magdy trzeba ocenić wyłącznie pozytywnie. W końcu gdyby przed zawodami ktoś mówił o Polce grającej na tym etapie, to nie jej nazwisko byłoby wymieniane.
Oczywiście. Magda nareszcie pokazała to, na co ją stać. Ona wcześniej demonstrowała swoje możliwości w pojedynczych spotkaniach. Widzieliśmy to podczas United Cup i wcześniej na Billie Jean King Cup – czyli w zawodach drużynowych. Podczas nich Magda była taka wyzwolona, była w stanie znakomicie serwować, prowadzić grę. Już kilkukrotnie o tym wspominałam, że chciałabym, aby Magda przeniosła to nastawienie na zawody rozgrywane w ramach singlowego touru, bo wówczas zrobi ogromny krok naprzód. I to zrobiła. Nie mówię, że jej się “udało” – ona na to zapracowała. Ogromne brawa dla Magdy za to, że znalazła przepis na sukces. Gra na dużych kortach, z takimi trybunami – w końcu grała podczas nocnej sesji na Rod Laver Arena – mogła przytłoczyć. A nic takiego nie miało miejsca, ona czerpała z tego radość. Podziwiam ją za to, że cały czas wierzyła w swój sukces.
Bardzo dobrze znasz Magdę. W 2016 roku pojechałyście razem na igrzyska do Rio, gdzie Linette wystąpiła w singlu, a ty i Paulina Kania w deblu. Czy tenis albo samo nastawienie Magdy od tego czasu bardzo się zmieniły?
Ona zawsze była bardzo profesjonalna. Miała swoją rutynę, której mocno się trzymała. Czasami zastanawiałam się, że może gdyby coś zmieniła i nie działała tak bardzo od linii do linii, to coś by się urodziło z tej nutki spontaniczności w treningu. Teraz Magda wspominała o tym, że zmieniła coś w przygotowaniach i przed sezonem trenowała trochę mniej niż zazwyczaj. Jestem ciekawa, czy to że dała sobie więcej luzu, nie miało wpływu na jej formę? Pamiętam jej rozgrzewki przed treningiem. Zaczynała od mniejszej rolki, później większej, następnie była piłeczka, guma… Ta rozgrzewka musiała trwać przykładowo 32 minuty i nie mogła trwać ani minuty dłużej lub krócej. Może kiedy sama sobie poluzowała, to ją oswobodziło na korcie? Trzeba by o to zapytać Magdy, ale myślę, że ta zmiana jej pomogła.
Magda Linette ze swoim sukcesem jest w o tyle specyficznej sytuacji, że zawsze była w cieniu najpierw Agnieszki Radwańskiej, a później Igi Świątek. Nigdy na to nie narzekała?
Nie. Ona zawsze miała swój własny plan. Nie oglądała się na innych i bardzo dobrze. Miała swój cel, własne wytyczne i szła według nich. Dużo przy tym poświęcała. Właściwie nie było jej w Polsce, bo trenowała w Chorwacji a później w Chinach. Rzadko przyjeżdżała do kraju, ale wiedziała że jeżeli chce osiągnąć zamierzony cel, to tylko w taki sposób może tego dokonać. I za to należy jej się ogromny szacunek. Przez tyle lat była w pięćdziesiątce czy setce rankingu WTA, ale teraz, po trzydziestce, mogła rozkwitnąć.
CHORWACJA, CHINY, MONICA SELES I UPÓR. KARIERA MAGDY LINETTE
Kończąc temat gry pojedynczej kobiet powiedz proszę, kto będzie twoją faworytką do zwycięstwa w Australian Open? W końcu spotkają się dwie pogromczynie Polek – Aryna Sabalenka zagra z Jeleną Rybakiną, która w czwartej rundzie pokonała Igę Świątek.
Dla mnie obie mają równe szanse, bo każda z nich gra niesamowicie w tych zawodach. Rybakina już wygrała wielkoszlemowy turniej, Sabalence wciąż tego brakuje. Ani u jednej ani u drugiej nie widzę żadnej słabości. To będzie totalnie mentalna rozgrywka. Wygra ta, która lepiej zniesie ciężar psychiczny tego meczu. Ale o zwycięstwie może zdecydować jedno przełamanie albo jedna-dwie piłki w tie-breaku.
Nie możemy pominąć sukcesu Jana Zielińskiego, który w parze z Hugo Nysem dotarł do finału debla. Przypomnijmy, że ty miałaś przyjemność zagrać w wielkoszlemowym finale gry podwójnej, lecz w mikście, podczas French Open w 2012 roku. Sukces polsko-monakijskiej pary to dla ciebie niespodzianka?
Dodam tylko, że Australian Open również jest bliskie memu sercu, gdyż w Melbourne osiągnęłam ćwierćfinał, czyli mój najlepszy deblowy wynik w wielkim szlemie. Obserwowałam dyspozycję Janka i Hugo w końcówce zeszłego roku, kiedy świetnie zagrali podczas US Open. Pamiętam też, o czym później mówili, że wtedy zabrakło im odwagi [pomyśleć], że mogą osiągnąć więcej. Teraz przyjechali jak po swoje, bez żadnych skrupułów względem rywali. A mieli naprawdę bardzo trudne losowanie, po drodze pokonali najlepsze pary.
Kiedy oglądam ich w akcji, to widać że panowie fenomenalnie się rozumieją. Wszystko pomiędzy nimi się skleiło – umiejętności oraz chemia pomiędzy partnerami, zaufanie do siebie. Na tym etapie, gdzie każdy potrafi zagrać woleja czy return, liczy się to, że możesz polegać na swoim kumplu. Że w trudnych sytuacjach, kiedy zepsujesz jedną czy drugą piłkę, ktoś potrafi klepnąć cię w plecy i powiedzieć „słuchaj, to się już stało i jest nieważne, jedziemy dalej.” Ich zwycięstwo byłoby piękne, bo na trybunach oprócz Mariusza Fyrstenberga, który na co dzień pomaga Jankowi, siedzi również Łukasz Kubot, który wygrywał Australian Open. Więc to wszystko ładnie by się składało.
Dobrze, że wspomniałaś o Fyrstenbergu, bo jego właśnie miałem ci zacytować. Otóż w rozmowie Kamilem Gapińskim, naszym korespondentem z Melbourne, Fyrstenberg powiedział że Zieliński i Nys: „Są w miarę „świeżą” parą na deblowym rynku. A to oznacza, że przeciwnicy często nie wiedzą jeszcze, czego się po nich spodziewać”. W deblu element zaskoczenia jest aż tak istotny?
Zdecydowanie – dlatego tak często zmienia się partnerów do gry. Po pewnym czasie pomiędzy zawodnikami wyrabiają się jakieś utarte schematy. Wtedy myślimy sobie dlaczego zawodnicy zdecydowali się na zmiany, kiedy mieli za sobą tak świetny rok? A oni zmienili się dlatego że wiedzieli, że w kolejnym roku będzie im już znacznie trudniej, bo rywale będą mogli wziąć ich kilka meczów do analizy i dokładniej ich rozpracować. Zieliński i Nys grają ze sobą niecały rok, bo zaczęli chyba w marcu zeszłego roku. Na najwyższym poziomie oni dopiero zaczynają być rozpoznawalni. Zatem w stu procentach zgadzam się z tym, co powiedział Mariusz.
Polak i Monakijczyk w finale zagrają z australijską parą Rinky Hijikata/Jason Kubler. Z pewnością widownia będzie trzymać kciuki za gospodarzy. To będzie dla Europejczyków spore utrudnienie?
Przeciwnie – uważam, że to ich poniesie. Na tym etapie nie będzie miało znaczenia to, że kibice z pewnością będą za swoją parą, która w dodatku gra z dziką kartą. To charakterystyczne w tenisie, że w mikście czy deblu dzikie karty złożone z zawodników gospodarzy potrafią sprawić niespodziankę. Jednak jestem przekonana, że atmosfera tego meczu będzie tak fenomenalna, że nawet jeśli kibice będą stronniczy, to lepsza taka publiczność, niż dopingująca słabo. Poza tym australijscy kibice mają to do siebie, że są sprawiedliwi. Z pewnością będą bili brawo po pięknych akcjach Zielińskiego i Nysa.
Ostatnie pytanie. Przez wiele lat wydawało się, że Polska jest tenisową pustynią. Tymczasem Iga Świątek ma dopiero 21 lat, Hubert Hurkacz 25, Jan Zieliński – 26. Doczekaliśmy się fajnego pokolenia. Ale być może na nim polski tenis się nie skończy. W Australii w rywalizacji juniorek Weronika Ewald doszła do ćwierćfinału zawodów, zaś Tomasz Berkieta zagra w półfinale. Tenis w Polsce może być sportem, który porwie masy?
Na to liczę. Bardzo lubię Weronikę i Tomka, kibicuję im od dawna. To nie jest dla mnie wielkie zaskoczenie, że oni tak grają. Cieszę się że przenoszą na najwyższy poziom formę, którą pokazują na treningach. To co wyprawia Tomek, jest niesamowite. On debiutuje na wielkoszlemowej imprezie i już jest w półfinale. Oczywiście, liczę na więcej, ale to fenomenalne, że Polacy jako nacja tenisowa idą za ciosem. Że są starsi, ale też są młodzi, którzy mają już wytyczoną ścieżkę.
Ćwierćfinał Weroniki to też bardzo dobry wynik. Ona za chwilę będzie przechodziła do zawodów seniorskich. Udział w juniorskim wielkim szlemie znacznie skraca dystans do seniorskiego świata. Ten turniej jest rozgrywany w drugim tygodniu dorosłego szlema, co oznacza, że na co dzień podczas ćwiczeń widzi się same tenisowe gwiazdy oraz legendy tego sportu, które do nich dołączają. To jest takie namacalne dla młodych graczy, że ci zawodnicy są obok ciebie, nie w telewizorze. Obcowanie z nimi daje ogromną motywację. Marzenia zdają się być na wyciągnięcie ręki, bo ćwiczyć na siłowni razem z Novakiem Djokoviciem, to naprawdę coś wielkiego.
ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix