Reklama

Hubert Hurkacz zaliczył przełamanie. Polak w III rundzie Australian Open

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 stycznia 2023, 16:37 • 7 min czytania 0 komentarzy

Nigdy wcześniej nie przeszedł w Australian Open meczu drugiej rundy. Ba, we wszystkich turniejach wielkoszlemowych zrobił to do tej pory ledwie trzykrotnie na 18 prób. Dziś liczyliśmy na przełamanie tej serii, choć za rywala Polak miał Lorenzo Sonego, z którym do tej pory częściej przegrywał. I dziś też długo wydawało się, że tak właśnie będzie. Ostatecznie jednak wyszarpał sobie awans. Po świetnym i długim meczu, który skończył się już po 1 w nocy lokalnego czasu. 

Hubert Hurkacz zaliczył przełamanie. Polak w III rundzie Australian Open

Trudne wyzwanie

Sześć razy do tej pory mierzyli się Lorenzo Sonego i Hubert Hurkacz, z czego czterokrotnie w rozgrywkach ATP. Bilans nie sprzyjał Polakowi. Wygrał dwukrotnie – w 2018 roku jeszcze w cyklu Challenger i dwa lata później w Auckland. Włoch wygrał dwa razy na poziomie challengerów, a także w turniejach w Wiedniu (2020) i Metz (2022). Styl gry Huberta zdawał się mu bardzo pasować, zawsze był w stanie dobrze kontrolować tempo gry i kontrować zagrania polskiego tenisisty.

Trudno było jednak oceniać aktualną formę Włocha. Wziął bowiem udział w dwóch turniejach w Adelajdzie. W pierwszym odpadł od razu, gdy z Daniiłem Miedwiediewem został zmuszony do skreczowania przez uraz. W drugim dość łatwo przegrał z Jackiem Draperem, ale nie był jeszcze w pełni sił. Jednak w samym Australian Open zaczął jednak dobrze – w czterech setach pokonał Nuno Borgesa z Portugalii. Wydawało się więc, że dla Hurkacza będzie trudnym wyzwaniem.

I faktycznie był, pokazywał to od samego początku.

Reklama

Choć mogło się zacząć zupełnie inaczej – już w pierwszym gemie Hurkacz miał bowiem break pointa, ale Sonego obronił się wtedy asem. Co zresztą miało się jeszcze kilkukrotnie w tym meczu powtórzyć. Gema później kilka błędów popełnił Polak i sam przed przełamaniem się nie uchronił. Po chwili od razu miał dwie szanse na odrobienie strat, ale ich nie wykorzystał. I to napędziło Włocha. Zresztą ten wydawał się pełen energii, Hubert wręcz przeciwnie. Był nieco ospały, jego zagraniom brakowało mocy, często też długości – grał po prostu zbyt centralnie, dając rywalowi dużo czasu na zaatakowanie.

Mogło to być skutkiem wcześniejszego długiego oczekiwania. Mecze w Australii początkowo storpedował bowiem deszcz i wszystkie – poza trzema rozgrywanymi na zadaszonych kortach – mocno przesunęły się w czasie. Wydawało się, że Polak ma problemy z tym, by pobudzić się na spotkanie. Sonego potrafił to wykorzystać i do końca seta doprowadził stosunkowo szybko, wygrywając go 6:3.

W drugim secie nieco poprawił się serwis Polaka, ale ten wciąż słabo radził sobie w wymianach. Nie umiał przejąć inicjatywy, czekał na błędy rywala, które jednak nie nadchodziły, ba, ten często doskonale kontrował. Gdy więc raz podanie Huberta zawiodło, zrobiło się 4:3 dla Lorenzo z przewagą przełamania. Oczami wyobraźni widzieliśmy już wynik 2:0 w setach, ale w kluczowym momencie Polak poprawił swoją grę, a Włoch jakby poczuł nieco presji i popełnił kilka błędów. Dwa break pointy zdołał jeszcze obronić, przy trzecim trafił jednak piłką w siatkę. Hubert odrobił więc straty i było 5:5. A chwilę później – choć z krótką przerwą spowodowaną powracającymi opadami deszczu – obaj grali już tie-breaka.

Rollercoaster

W decydującym gemie drugiej partii kluczowy okazał się jeden punkt, gdy Lorenzo Sonego, który znajdował się przy siatce, źle ocenił lot piłki odbitej przez Polaka. Zamiast skończyć wymianę stosunkowo łatwym wolejem, zagranie przepuścił, a piłka… wylądowała w korcie. Zdenerwowany popełnił potem jeszcze kilka błędów. I Hubert wygrał tie-breaka do 3, a stan rywalizacji w setach wyrównał na 1:1.

Jeśli ktoś jednak liczył, że Polak pójdzie za ciosem, to szybko musiał zmienić swoje oczekiwania.

Reklama

Hubert obniżył bowiem na powrót poziom swojej gry, a Sonego zupełnie nie przejął się straconym setem. Pozostał spokojny i szybko wyszedł na prowadzenie 3:0, po drodze broniąc dwóch break pointów powrotnych. Grał ofensywnie, starał się naciskać na Hurkacza. Częściej chodził do siatki, był dużo aktywniejszy od Polaka. Na koniec seta jeszcze raz przełamał naszego reprezentanta. I znów wyszedł na prowadzenie w całym meczu. Ale wtedy wszystko zaczęło się zmieniać.

Sonego przegrał już pierwszego gema serwisowego w czwartym secie. Zresztą gema znów zakłóconego na moment lekko padającym deszczem. Może to pomogło Hurkaczowi, bo ten nie musiał się starać o przełamanie – Włoch oddał kluczowy punkt podwójnym błędem serwisowym. Zresztą poziom jego gry znacznie spadł w tamtym okresie. Popełniał mnóstwo błędów, w szóstym gemie po raz drugi oddał serwis. Hurkacz z kolei imponował nie tylko solidnością, ale też tym, że wreszcie potrafił nacisnąć na rywala w taki sposób, że zmuszał go do popełnienia błędów. Choć ten miał krótki przebłysk – przy stanie 5:2 odzyskał jedno przełamanie, ale tylko po to, by za chwilę… znów stracić podanie. A z nim całego seta.

Ostatnia partia miała podobny przebieg, a Hubert coraz skuteczniej zaznaczał swoją przewagę. Szybko wyszedł na 2:0 w gemach. Grał odważnie, coraz lepiej funkcjonował jego serwis, świetnie radził sobie też przy returnie. Częściej chodził do siatki i pokazywał, że potrafi tam znakomicie pograć. Rywalowi nie zostawił wtedy właściwie żadnych wątpliwości, a ostatniego gema wywalczył głównie podaniem. Mecz zakończył zresztą asem. I o ile statystyki z całego meczu w wykonaniu Huberta wyglądają słabo – 45 winnerów i 60 niewymuszonych błędów – o tyle w ostatnich dwóch setach widać, że znacznie ograniczył liczbę pomyłek (ledwie po siedem na partię).

– To na pewno był mecz na wysokim poziomie, trzeba na takim grać, żeby walczyć z Lorenzo. Przygotowanie kondycyjne, które robiłem od końcówki listopada przez cały grudzień, zaowocowało. Czuję się dalej pełen energii, choć jest już trochę późno. Cieszę się z tego zwycięstwa. Myślę, że od końcówki drugiego seta wiedziałem, co mam grać. Trzeci set uciekł mi na początku i trudno było mi do niego wrócić. Wiedziałem jednak, że jeśli w pewnych elementach nie będę dawał mu grać forehandem, to będę miał przewagę. Cieszę się. Na pewno było to wywalczone zwycięstwo – mówił po meczu Hubert przed kamerą Eurosportu.

Teraz czeka go odpoczynek, a za dwa dni – mecz z Denisem Shapovalovem. Z Kanadyjczykiem Polak mierzył się do tej pory czterokrotnie. Przegrał tylko raz – w 2021 roku w Dubaju. Z kolei przy trzech pozostałych okazjach okazywał się lepszy. Oby ten bilans po piątkowym starciu nie zbliżył się do remisu.

Magda też zrobiła swoje

Po Magdzie Linette – co naturalne – oczekujemy mniej, niż po Hubercie Hurkaczu. Jej celem na Australian Open była więc tak naprawdę druga runda. Awansować do niej w teorii powinna wczoraj, ale wiele meczów nie odbyło się wtedy z powodu opadów deszczu. Na szczęście dziś – choć i ona musiała nieco poczekać na swoje spotkanie – Polka zdołała zagrać. Jej rywalką była Mayar Sherif, Egipcjanka notowana na 54. miejscu w rankingu WTA (Linette jest 45.). Obie nigdy wcześniej ze sobą nie grały, lecz za minimalną faworytkę trzeba więc było uznać Polkę.

Choć zaczęło się źle.

Po tym jak Magda wygrała pierwszego gema, oddała Egipcjance kolejne trzy, chociaż po drodze miała trzy break pointy na 2:2. Nie wykorzystała żadnego, a Sherif skrzętnie z tego skorzystała. Wtedy jednak Linette wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła… kłócić się z sędzią. Słusznie, bo kort – co pokazała późniejsza sytuacja, gdy Polce mocno poślizgnęła się noga – był po prostu zbyt mokry. Dopiero po poślizgu Linette arbiter ostatecznie zarządził przerwę na osuszenie kortu. Ta pomogła Magdzie, która do gry wróciła w znacznie lepszej dyspozycji.

Zaczęła mądrze rozrzucać rywalkę, świetnie zmieniała kierunki i tempo wymian. Straty udało jej się odrobić szybko, zrobiło się 4:4. Sherif próbowała coraz to nowych sztuczek, żeby zaskoczyć czymś Linette, ta jednak ze wszystkim, co zaproponowała jej rywalka, dawała sobie radę. O ile często w swoich meczach Magda miała momenty przestojów, o tyle dziś po początku już takiego nie było. Pierwszego seta wygrała do pięciu. W drugim nie dała już rywalce żadnych szans, a sama Egipcjanka grała coraz gorzej, popełniając sporo błędów.

Efekt był więc do przewidzenia – Linette wygrała tego seta 6:1. I było po meczu. Już jutro Polka zagra z rozstawioną z „16” Anett Kontaveit w drugim meczu na Margaret Court Arena – drugim co do ważności obiekcie Melbourne Park. Obie grały ze sobą siedmiokrotnie, cztery razy wygrywała Polka, ale po raz ostatni ponad pięć lat temu. Z kolei w ich poprzednim starciu – trzeciej rundzie US Open 2020 – lepsza była Estonka.

Spotkanie Magdy Linette z Anett Kontaveit powinno rozpocząć się pomiędzy 3 a 4 polskiego czasu.

Wyniki:

Hubert Hurkacz – Lorenzo Sonego 3:6, 7:6(3), 2:6, 6:3, 6:3

Magda Linette – Mayar Sherif 7:5, 6:1

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Australian Open:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył

Paweł Paczul
1
Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył
Polecane

KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Paweł Paczul
0
KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Australian Open

Komentarze

0 komentarzy

Loading...