Do tej pory nie mieliśmy zwycięstwa w snowboardowym Pucharze Świata u mężczyzn. U kobiet – a i owszem, wygrywała Aleksandra Król. Czekaliśmy jednak aż dorównają jej koledzy po fachu. Bo i Oskar Kwiatkowski, i Michał Nowaczyk w przeszłości stawali już na podiach. Ale do wygranej wciąż czegoś brakowało. Aż do dziś. I triumfu Oskara.
W Scuol, gdzie dziś rozgrywano slalom gigant równoległy – specjalność Kwiatkowskiego – Oskar radził sobie już świetnie w przeszłości. Już dwukrotnie stał tam na podium – w 2018 roku był drugi, dwa lata później trzeci. To jeden z dwóch stoków, obok słoweńskiej Rogli, gdzie Polak uwielbia jeździć. Zresztą po dzisiejszym zwycięstwie sam zwracał na to uwagę. – Jestem bardzo szczęśliwy. To mój ulubiony skok. Uwielbiam ten śnieg, to mieszanka sztucznego z naturalnym, to bardzo pomaga przy łapaniu zakrętów – mówił.
Dziś to pokazał. Od samego początku radził sobie znakomicie.
Najpierw bez problemu przeszedł przez kwalifikacje, do 1/8 finału wchodząc z trzecim czasem. Tam bez trudu pokonał Sangkyuma Kima, a w ćwierćfinale Alexandra Payera, który wypadł z trasy. Zacięta była rywalizacja w półfinale. W nim Oskar wyprzedził Andreasa Prommeggera o 17 setnych sekundy. A potem przyszedł finał, trzeci w karierze Kwiatkowskiego.
I w nim Polak też nie popełnił żadnego błędu. Zaczął bardzo płynnie i choć początkowo tracił nieco setnych sekundy do Mirko Felicettiego, to na dystansie zaczął straty nadrabiać. Włoch to widział, przycisnął i… na sam koniec popełnił błąd, przez który wypadł z trasy. Kwiatkowski do końca jechał znakomicie. – Czułem presję rywala, nie było łatwo. Wiedziałem, że muszę pojechać na sto procent. Tak też zrobiłem i to dało mi zwycięstwo – mówił.
Dzięki dzisiejszej wygranej Oskar awansował też na drugie miejsce klasyfikacji generalnej slalomu giganta równoległego. Ma w niej 174 punkty, do lidera – wspomnianego Prommeggera – traci 66 oczek. W ogólnej generalce, łączącej konkurencje, Polak jest na siódmym miejscu.
Fot. Newspix