Raz w życiu popłakałem się ze złości podczas meczu reprezentacji piłkarzy ręcznych. Miało to miejsce w Krakowie, na Euro 2016, kiedy nasza drużyna narodowa została zmiażdżona przez Chorwatów. Przegraliśmy 23:37 w spotkaniu, które powinno przypieczętować nasz awans do półfinału turnieju. Rywale potrzebowali wygranej minimum jedenastoma bramkami, żeby się w nim znaleźć! Znany z gry w Kielcach Manuel Štrlek nazywał to przed meczem „wynikiem science fiction”. A jednak, totalnie bezradni Biało-Czerwoni pozwolili wtedy walecznym zawodnikom z Bałkanów na wszystko. Zamiast walki o medale turniej rozgrywany na naszej ziemi skończył się więc meczem o marne siódme miejsce, wygranym ze Szwecją. Rozczarowanie było ogromne.
Zanim doszło do tej klęski, Biało-Czerwoni zapewnili nam wielkie, pozytywne emocje. 29:28 z Serbią, 24:23 z Macedonią – oba te spotkania toczone były w dramatycznej atmosferze. Kończyły się happy endem, co sprawiało, że krakowska Tauron Arena wpadała w euforię. Prawdziwy odlot kibice przeżyli jednak podczas meczu z wielką, mistrzowską Francją. Oto bowiem drużyna, w której niemal każdy zawodnik był legendą światowego szczypiorniaka, dostała od Polaków baty. I to całkiem solidne – wygraliśmy 31:25! Satysfakcja była ogromna, bo wcześniej na dużych turniejach, między innymi za czasów Bogdana Wenty, prawie zawsze przegrywaliśmy z Trójkolorowymi. Jedynym pozytywnym akcentem był remis na IO w Pekinie, i tyle.
Dziś o 21 wszyscy będą marzyć o drugiej wygranej. To właśnie mecz Polska – Francja otworzy mistrzostwa świata, rozgrywane u nas i w Szwecji. Nie będę Wam tu pisał tyrady o klasie rywala, wystarczy tylko przypomnieć, że podopieczni Guillaume’a Gille’a to aktualni mistrzowie olimpijscy, więc mimo że w ich składzie brakuje kilku znakomitych zawodników, jak kontuzjowany gracz Industrii Benoit Kounkoud, to i tak będą dziś niezwykle groźni.
Jeden z najlepszych handballowych ekspertów w kraju, Maciej Wojs z TVP Sport, uważa, że wygrana z Trójkolorowymi byłaby dziś taką samą niespodzianką, jak zwycięstwo Arabii Saudyjskiej z Argentyną na mundialu. Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ uważam, że różnica między nami a Francuzami jest jednak nieco mniejsza niż między waleczną ekipą Herve’a Renarda a Leo Messim i spółką. Szczególnie jeśli spojrzymy na pierwszą siódemkę Polaków: Adam Morawski – Przemysław Krajewski, Arkadiusz Moryto, Szymon Sićko, Michał Olejniczak, Michał Daszek, Maciej Gębala. Galowy skład Biało-Czerwonych wygląda naprawdę nieźle. Większość z naszych rezerwowych, jak chociażby Piotr Chrapkowski, Bartek Bis, Tomek Gębala czy Ariel Pietrasik, to także gwarancja wysokiego, europejskiego poziomu. Nie mamy się czego wstydzić i na mistrzów olimpijskich możemy wyjść z wysoko podniesionymi czołami.
A że Polacy będą mieć za sobą cały Spodek, to kto wie, czy po spotkaniu ta hala znowu nie odfrunie ze szczęścia, zupełnie jak po meczach siatkarzy?
***
Jeśli jednak nawet przegramy z Francuzami, i to wyraźnie, apeluję o spokój. Dla nas dużo ważniejszym meczem w grupie jest sobotnie starcie ze Słowenią, a więc jedynym rywalem z europejskiego topu jakiego udało się pokonać za kilkuletniej kadencji Patryka Rombla. Dalej z grupy B wyjdą trzy z czterech drużyn. Najpewniej będą to Trójkolorowi, Polska i Słowenia, a z turniejem pożegna się Arabia Saudyjska.
W drugiej rundzie będą się liczyć mecze z pierwszej fazy z tymi drużynami, które awansowały. Dlatego spotkanie z rodakami Luki Dončicia jest tak ważne. Podobnie jak kolejne starcia na tym etapie, na którym trafimy zapewne na Hiszpanię, Czarnogórę i kogoś z dwójki Iran-Chile.
Wielu ekspertów uważa, że ćwierćfinał byłby dla naszej kadry znakomitym wynikiem. Żeby się w nim znaleźć, w grupie I, w której będzie łącznie sześć drużyn, trzeba zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc. A więc docelowo Polacy musieliby wyprzedzić trzy ekipy z kwartetu Hiszpania, Francja, Słowenia, Czarnogóra. Trudne, ale nie niewykonalne zadanie. Nie brakuje opinii, że stać nas coś więcej. Jeden z naszych najlepszych zawodników w historii, Marcin Lijewski, uważa w rozmowie ze SportowymiFaktami, że Polacy powinni celować w medal. „Lijek” wychodzi z logicznego założenia, że kiedy walczyć o podium jak nie podczas turnieju u siebie, będącego jednocześnie podsumowaniem cyklu pracy selekcjonera. Zgadzam się z jego tokiem myślenia, aczkolwiek wydaje mi się, że nie mamy drużyny, która mogłaby zajść aż tak daleko.
Natomiast na pewno mamy zespół, który w ostatnich latach urósł.
***
Pierwszy duży turniej Rombla? Trzy sromotne porażki na Euro 2020. Drugi? Między innymi cenny remis na MŚ 2021 z Niemcami, wysoka wygrana z Brazylią i zaledwie jednobramkowa porażka Hiszpanią. Mistrzostwa Europy 2022? Triumf nad Austrią i Białorusią, remis z Rosją, wyraźne przegrane z Niemcami, Norwegią czy Szwecją, ale trzeba pamiętać, że polski zespół był wtedy zdziesiątkowany przez COVID. Skutkiem czego zdarzył nam się nawet mecz, w którym na środku obrony grali ludzie, występujący obok siebie pierwszy raz! To się nie mogło udać.
Teraz z ważnych postaci w zespole brakuje nam tylko kontuzjowanego Kamila Syprzaka. Sytuacja jest więc komfortowa. Rombla czeka zatem najważniejszy test, będący podsumowaniem jego kadencji. Jeśli go zda, ergo awansuje do grona ośmiu najlepszych drużyn świata, zapewne nadal będzie prowadził ten zespół. Jeśli preferowany przez niego hiszpański system nie przyniesie wymarzonego rezultatu, za kilka tygodni możemy szukać nowego selekcjonera.
Niezależnie od tego, co się stanie, pewne jest jedno – w najbliższych dniach za sprawą piłkarzy ręcznych czeka nas bardzo dużo emocji! Oby takich, jak w starciach na Euro 2016 z Serbią, Macedonią i Francją. Tych z meczu z Chorwacją naprawdę nie chcielibyśmy sobie już nigdy przypominać…
Fot. Newspix.pl