Reklama

Majchrowicz: – Nie tracę czasu w Pafos. Mam nadzieję, że klub mnie wykupi

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

08 stycznia 2023, 10:58 • 17 min czytania 13 komentarzy

Filip Majchrowicz w zeszłym sezonie został wielkim odkryciem Ekstraklasy i jednym z jej najlepszych bramkarzy. Latem Radomiak Radom szykował go do sprzedaży, ale dopiero w ostatniej chwili został wypożyczony do Pafos z opcją transferu definitywnego. Na Cyprze do dziś nie zadebiutował z powodu problemów zdrowotnych. 

Majchrowicz: – Nie tracę czasu w Pafos. Mam nadzieję, że klub mnie wykupi

Czy będąc zdrowym miałby miejsce w składzie? Na jaki klub był nastawiony na wcześniejszym etapie okienka? Czy brał pod uwagę fakt, że Pafos ma rosyjskich właścicieli? Dlaczego tak imponują mu Henning Berg i klubowy trener bramkarzy? Czy miałby problem, gdyby został w Radomiu? W jakim sensie Pafos przypomina Raków? W czym liga cypryjska jest ciekawsza od polskiej? Zapraszamy. 

*

30 sierpnia zostałeś wypożyczony przez Radomiaka do Pafos i od tej pory licznik twoich meczów się zatrzymał. Wspominano gdzieniegdzie o twojej kontuzji. Co się dokładnie dzieje?

Niestety ta kontuzja wszystko pokrzyżowała. Doznałem jej w pierwszym miesiącu pobytu w nowym klubie. Zszedłem z treningu z urazem kolana, na początku nie wiedzieliśmy do końca, na czym polega problem. Trudno było ustalić przyczynę bólu. Jeździłem po różnych specjalistach na Cyprze, miałem już szykowaną wizytę w klinice, ale w końcu komuś udało się ustalić, co mi dolega. Okazało się, że jest to uraz łąkotki i chrząstki. Do naprawy na “już” miałem tak naprawdę dwie rzeczy. Gdyby kontuzja nie ujawniła się w tamtym momencie, to przyszłaby w innym. Trudno powiedzieć, dlaczego doszło do niej akurat wtedy. Może chodziło o zmianę nawierzchni czy przeciążenie treningowe, a może dały o sobie znać jakieś stare problemy z polskich czasów. Możliwe nawet, że wszystko zaczęło się już parę lat temu. W efekcie wciąż czekam na debiut w Pafos.

Reklama

Kiedy powinieneś wrócić na boisko? 

Po świętach wznowiłem treningi, a od początku stycznia pracuję na pełnych obrotach z całą drużyną. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, 17 stycznia powinienem już znaleźć się na ławce w Pucharze z Cypru z Akritasem Chlorakas. Myślałem, że rehabilitacja będzie krótsza, że wrócę szybciej, ale w trakcie zabiegu wyszła sprawa z tą chrząstką i przez nią całe leczenie się przedłużyło. Ona sprawiała najwięcej kłopotów.

Odczuwałeś kiedyś problemy z chrząstką lub łąkotką?

Gdy są przygotowania do sezonu, praktycznie zawsze zmagasz się z lekkimi dolegliwościami i czasami coś tam w kolanie pobolewało. Wystarczała wizyta u fizjoterapeuty lub założenie tejpu. Nie było potrzeby, żeby to dokładniej sprawdzać. Przed przyjściem do Pafos normalnie zaliczyłem testy medyczne i nic niepokojącego nie zostało wykryte. Nie mogę więc powiedzieć, że to mi w przeszłości mocniej przeszkadzało, aczkolwiek zawsze minimalny ból w kolanie odczuwałem. Przy większej intensywności treningów nie było to jednak podejrzane.

Ta kontuzja to klasyczny pech czy treningi w Pafos wyglądają zupełnie inaczej niż w Polsce?

Najprędzej wskazałbym na pecha, choć może nie bez znaczenia była zmiana nawierzchni. W Radomiu zawsze trenowaliśmy na murawie w pełni naturalnej, tutaj mamy nawierzchnię hybrydową. Nie miałem z nią wcześniej do czynienia. Zawsze była albo sztuczna, albo naturalna. Obciążenia treningowe raczej cięższe nie są, różnią się tylko specyfiką. Tutaj są wręcz jeszcze mocniej nastawione na zapobieganie kontuzjom, prewencji jest więcej, dlatego tym bardziej mogę mówić o wielkim pechu. Ale nie ma co narzekać. Sezon trwa, jeszcze mogę wskoczyć do składu i sporo pokazać. Na razie cieszę się samym treningiem z zespołem. Ciężko pracowałem na te chwile. Każdy, kto leczył poważniejszą kontuzję wie, ile wysiłku to kosztuje.

Reklama

Pytanie, czy będąc zdrowym, miałbyś miejsce w składzie. Przed kontuzją dwa mecze przesiedziałeś na ławce, a twoi główni rywale do gry nie wyglądają na takich, których dystansuje się samym powrotem do pełni sił. Sam fakt, że twój rówieśnik Daniel Antosch wygrywa rywalizację z Oierem Olazabalem, który ma na koncie 69 spotkań w La Liga, dużo mówi. 

Dani był w akademii RB Lipsk, Oier był nawet w Barcelonie, ale ja w poprzednim sezonie byłem nominowany do miana najlepszego bramkarza Ekstraklasy. To nie jest tak, że przyszedłem do ludzi, którzy są lata świetlne przede mną. Myślę, że będąc zdrowym, przy swojej normalnej dyspozycji, grałbym tu regularnie. Wiadomo jednak, że nie od razu. Jak wspomniałeś, dwa pierwsze mecze spędziłem na ławce. Przyszedłem tuż przed końcem okienka, nie zdążyłem odbyć zbyt wielu treningów z nowymi kolegami, a drużyna radziła sobie naprawdę dobrze. Oba te mecze wygraliśmy po 4:0. Przez pierwszych 11 kolejek straciliśmy tylko trzy gole. Teraz trochę się to zmieniło, pojawiają się błędy w defensywie, a że terminarz w styczniu jest bardzo napięty, spodziewam się, że swoją szansę dostanę. Na razie na treningach nie jestem jeszcze w stu procentach sobą, ale każdy kolejny dzień działa na moją korzyść.

Jakie perspektywy przedstawiano ci w Pafos w trakcie rozmów? Docelowo miałeś być numerem jeden czy od początku zapowiadano, że będzie ostra rywalizacja?

Myślę, że w większości przypadków u zawodników w moim wieku przedstawia się to podobnie. Było zapowiadane, że czeka mnie spora rywalizacja i muszę być na nią gotowy, ale podkreślano, że jeśli będę wyglądał tak, jak oni wiedzą, że mogę wyglądać, to będę grał. Nie otrzymałem gwarancji miejsca w składzie, ale jeśli nie zszedłbym poniżej poziomu z poprzedniego sezonu, to zbierałbym te minuty.

O twoim odejściu z Radomiaka pisano od początku czerwca, jednak stało się ono faktem niemal trzy miesiące później. Wypożyczenie do Pafos było aktem desperacji na zasadzie “albo to, albo zostaję”?

Nie. Miałem jeszcze inne oferty, nawet z Polski. Zastanawiałem się nad nimi, to były intensywne dni, ale opcja cypryjska wydawała się najciekawsza. To prawda, że łączony z odejściem byłem od dłuższego czasu, a w klubie postawili mi sprawę jasno. Nie było ich stać na sprowadzenie młodzieżowca z pola. Wiem, że działacze się starali, próbowali ściągnąć bardzo dobrego chłopaka z I ligi, ale nie udało się, a w akademii nikt nie rokował na tyle, żeby dać mu pierwszy skład w Ekstraklasie. Zostałem poinformowany, że zamierzają grać młodzieżowcami w bramce. Wypożyczenia Gabriela Kobylaka i Jakuba Ojrzyńskiego były bodajże pierwszymi letnimi ruchami przychodzącymi.

Ja w założeniu miałem odejść, zwłaszcza że sporo się w tym temacie działo. Pojawiały się sygnały z Włoch i Danii, prowadziliśmy rozmowy. Ostatecznie z różnych względów nic z tego nie wyszło. Pod koniec okienka Pafos mocniej weszło do gry, obserwowało mnie uważnie w sierpniowych meczach, w których zagrałem. W ostatnich dniach działania Cypryjczyków się zintensyfikowały, a ja zagłębiłem się w ten projekt. Rozmawiałem z trenerem Henningiem Bergiem i dyrektorem sportowym Gaizką Mendietą. Nie dla wszystkich w Polsce Cypr jest postrzegany jako zachęcający kierunek – szczególnie dla młodego piłkarza – a ja uważam, że taki klub jak Pafos ma dużo do zaoferowania. Na pewno więcej niż większość klubów w Ekstraklasie.

Odbiór twojego pójścia do Pafos nie był u nas w kraju pozytywny. Potęgował to fakt, że dopiero co Lech ściągnął stamtąd Artura Rudkę, który zdążył już zawalać mecze, a ciebie postrzegano jako jego następcę. 

Nie da się ukryć, że pijar Pafos w tamtym czasie nie był najlepszy. Warto jednak pamiętać, że Rudkę uznawano na Cyprze za jednego z czołowych bramkarzy. Wiem, że w internecie krążyły kompilacje z jego błędami, ale słyszałem, że w klubie byli z niego bardzo zadowoleni. Uważam, że po występach w Lechu nagonka na niego w pewnym momencie stała się przesadzona. Pamiętajmy, że w jego kraju toczyła i toczy się wojna. W Pafos podejrzewali, że te wydarzenia mogły mieć wpływ na jego dyspozycję. Tutaj naprawdę dawał radę, pełnił funkcję kapitana i cieszył się uznaniem.

Odbiór medialny trzeba brać pod uwagę, ale tylko do pewnego stopnia. On nie może decydować o moich wyborach. Patrzyłem na siebie, uważałem, że to dla mnie najlepszy wariant z aktualnie dostępnych i na dziś absolutnie go nie żałuję, mimo że nie wszystko potoczyło się po mojej myśli.

Pafos znajduje się w rękach rosyjskich oligarchów, co potencjalnie stanowiło kolejny punkt zapalny. Patrzyłeś na ten aspekt?

Nie będę udawał, że nie wiedziałem, kim są właściciele klubu. Obaj są narodowości rosyjskiej, z jednym z nich rozmawiałem przy podpisywaniu kontraktu. Jeden mieszka w Dubaju, drugi w Londynie. Nie widzę powodu, dla którego ich narodowość miałaby tu cokolwiek zmieniać, skoro nie zabierają głosu i nie popierają wojny na Ukrainie. W kadrze zespołu znajduje się ukraiński bramkarz, a w samym klubie pracuje wielu Ukraińców. Skoro im to nie przeszkadza, to dlaczego miałoby przeszkadzać mnie?

Sytuacja pod koniec okienka zrobiła się kuriozalna. Zniknąłeś z meczowej kadry i nagle wskoczyłeś do bramki na trzy kolejki. Trener Mariusz Lewandowski mówił wprost, że trzeba było uspokoić zainteresowane kluby, że żyjesz i masz się dobrze. 

Nie słyszałem wcześniej o takiej sytuacji, było to coś niecodziennego. Nie jestem jednak właścicielem czy trenerem klubu. Skoro uznali, że potrzebują minut młodzieżowca w bramce i mieli przekonanie, że szybciej mnie sprzedadzą, to wykonali określone ruchy. Ja cały czas byłem zawodnikiem Radomiaka, gotowym do treningów czy nawet wyjazdu na obóz. Myślę, że w tych trzech spotkaniach, zwłaszcza z Lechią i Zagłębiem, pokazałem się z dobrej strony. Wcześniej głowy nie zwieszałem. Musiałem ciągle być w gazie, żeby w przypadku odejścia móc od razu walczyć o skład w nowym zespole. W Pafos od początku czułem się gotowy do gry. Dobrze przygotowałem się w Radomiaku, mimo że przygotowania miałem trochę skrócone.

Krótko mówiąc, gdybyś latem został, i ty, i klub mielibyście spory problem, bo nikt tego scenariusza nie zakładał.

Tak, problem w tym sensie, że trudno byłoby mnie na dłużej umiejscowić w wyjściowym składzie. Nawet gdybym sportowo zasługiwał na grę – a myślę, że tymi trzema meczami pokazałem, że nadal jestem wartością dodaną w drużynie – to przez konieczność wypełnienia minutowego minimum dla młodzieżowców trener musiałby stawiać na innych. Radomiaka nie stać na płacenie kar do PZPN-u, patrzono by na szerszy interes klubu, co byłoby zrozumiałe. Rotowanie bramkarzami też nie byłoby najlepszym pomysłem, zwłaszcza gdy nie decydowałyby względy piłkarskie, tylko regulaminowe. Jesienią Radomiak chyba jako jedyny wystawił w lidze trzech różnych golkiperów i raczej na dobre to wszystkim nie wyszło. Moje pozostanie wprowadziłoby zamieszanie, ale gdyby tak się stało, nadal dawałbym z siebie wszystko.

Co do wcześniejszych tematów transferowych, któregoś mocniej żałowałeś czy to bardziej były twoje decyzje?

Może “żałowałem” nie jest odpowiednim słowem, ale na pewnym etapie byłem już nastawiony na kierunek włoski, na Salernitanę. Spędziłem sporo czasu na analizowaniu tego zespołu, czy w ogóle będę do niego pasował, czy dam radę taktycznie i tak dalej. Wyszło mi, że będzie to dobry wariant. Wiem, że Włosi też zrobili większy risercz i od jakiegoś czasu mnie obserwowali. Sprawa wydawała się zaawansowana, ale w pewnym momencie się wysypała. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, dlaczego, bo zaraz potem dochodziły do mnie głosy, że wkrótce może powrócić. Nie powiem, że żałuję, ale to też byłaby bardzo interesująca opcja i sądzę, że nie jest to temat zamknięty na przyszłość.

Kiedy wyklarowało się, że będziesz odchodził? Zakładam, że nie od razu chodziło ci po głowie, że od nowego sezonu przestaniesz być młodzieżowcem i trzeba będzie szukać zmiany.

Nie myślałem o szybkim wyjeździe za wszelką cenę. Mamy parę przykładów z ostatnich lat, gdy młodzi bramkarze wyjeżdżali z Polski za wcześnie. Analizowałem te historie pod swoim kątem. Długo prowadziliśmy rozmowy kontraktowe z Radomiakiem. W grudniu 2021 udało się wreszcie porozumieć. Chciałem, żeby na koniec klub też był zadowolony, żeby było to uczciwe w obie strony. Pod tym kątem udało się, przedłużyłem umowę po najlepszej rundzie w historii Radomiaka.

Jeśli chodzi o odejście, pod koniec tamtego sezonu zaczęły pojawiać się głosy, że nadal młodzieżowcem ma być bramkarz, więc musiałem się już oswajać z perspektywą transferu. To nie tak, że rwałem się do wyjazdu. Gdybym miał zostać i nadal być “jedynką”, poważnie bym to rozważył. Każdy chce regularnie grać, zwłaszcza w moim wieku. Nikt jednak nie ukrywał, jakie są plany klubu. Nie mówiono “zobaczymy, jak będzie”, a potem nagle przychodzi dwóch młodych bramkarzy. Jasno przedstawiono mi sytuację, nie mogę mieć tu żadnych pretensji.

Szymon Janczyk pisał u nas, że Pafos musiałoby wyłożyć aż 800 tys. euro za twój wykup. Musisz się mocno wykazać w drugiej rundzie. 

W klubie widzą mój potencjał, więc nie wykluczam, że zdecydują się na skorzystanie z tej klauzuli, nawet gdybym do końca sezonu nie rozegrał więcej niż parę meczów. Możliwe też, że Pafos nie skorzysta z opcji i ewentualnie potem wróci do rozmów z Radomiakiem, w zależności od tego, jak będzie wyglądała sytuacja z pozostałymi bramkarzami. Tak czy siak będę musiał się wykazać. Wszystko tu sprzyja rozwojowi, czasu na pewno nie zmarnuję. Do czego to doprowadzi, dopiero się okaże. Mam nadzieję, że klub mnie wykupi, bo bardzo cenię sobie współpracę z naszym trenerem bramkarzy Nikolaosem Konstantinidisem i samym Henningiem Bergiem.

Co takiego ma w sobie trener bramkarzy, że tak dobrze ci się z nim pracuje? Cypryjskie kluby czasami zatrudniały uznanych szkoleniowców, ale niekoniecznie wiązało się to z jakością ich sztabów. 

Pafos jest właśnie przykładem, że klub buduje się również od zaplecza. Ludzie w sztabie prezentują jakość, którą w Polsce trudno byłoby znaleźć. Nasz trener bramkarzy znajduje się też w sztabie reprezentacji Cypru. Wiadomo, że to nie najmocniejsza reprezentacja w Europie, ale bycie jej częścią o czymś świadczy. Idąc tym tropem, mówimy o największym fachowcu od bramkarzy na Cyprze. Konstantinidis ma dużą wiedzę, jeździł na staże do Włoch, podoba mi się jego podejście. W Polsce również pracowałem z bardzo kompetentnymi ludźmi, ale tutaj spojrzenie na przykład na sprawy taktyczne jest inne. Nie skupiamy się tylko na samym bronieniu, ale także na naszej szerszej roli na boisku. Do tego ta prewencja treningowa. Może mnie to dobrze przygotować do ewentualnej gry w ligach top 5 czy top 10.

Co do Henninga Berga, uważam go za najlepszego trenera, z którym miałem styczność. Jego podejście do pracy i podejście do rozmów z nami imponuje. Jest częścią tej szatni. To samo dyrektor Mendieta. Przychodzi do nas, interesuje się naszymi sprawami. Dużo mi pomógł w trakcie kontuzji. Był to dla mnie ciężki czas, mimo że zaaklimatyzowałem się na Cyprze i odpowiada mi życie w tym kraju. Mogłem liczyć na jego rady. Uważam, że sztab mamy dobrany perfekcyjnie, a to jeden z kluczowych aspektów, żeby osiągać dobre wyniki.

Uprzedziłeś moje pytanie o Berga. Zakładam, że nie śmiałeś się, gdy Tomasz Ćwiąkała stwierdził, że warto byłoby rozważyć kandydaturę Norwega przy wyborze nowego selekcjonera.

Na pewno nie byłby to zły kandydat, ale nie sądzę, aby trener Berg chciał teraz opuszczać Pafos. Widać, że naprawdę dobrze się tu czuje. Ale myślę, że w razie czego dałby radę. To człowiek umiejący odpowiednio podejść do każdego zawodnika, nawet tego mało grającego. W przypadku naszej drużyny to bardzo istotne, na wszystkich pozycjach jest duża rywalizacja. Poziom na treningach mamy naprawdę wysoki, a trener Berg dba, żeby każdy znajdował się w jak najlepszej dyspozycji. Świetnie też analizuje rywali, potrafi się pod nich przygotować. Najbardziej jednak imponuje tym indywidualnym podejściem. Nawet z bramkarzami rozmawia na tematy okołopiłkarskie, których bym się nie spodziewał, a które pozwalają poczuć się pewnie, choćby podczas leczenia kontuzji. Podsumowując: selekcjonerem byłby dobrym, ale mam nadzieję, że jeszcze zostanie w Pafos.

Co takiego zaskakiwało cię w rozmowie z Bergiem w kontekście tego, że jesteś bramkarzem, a on odpowiada za cały zespół?

Utkwiły mi w głowie dwa wydarzenia. Podczas jednej z naszych pierwszych rozmów zapytałem, co może mi poradzić na starcie, żeby łatwiej było mi tu zaistnieć. A on odpowiedział: – Po prostu bądź sobą, bądź sobą w szatni, pracuj jak pracowałeś i to cię na pewno wysoko zaprowadzi. Podniosło mnie to na duchu i pozwoliło jeszcze mocniej uwierzyć w swoje umiejętności. Mógłby przecież powiedzieć, że trzeba spuścić głowę i zasuwać, co też jest prawdą, ale on zaprezentował tu bardziej ludzkie i psychologiczne podejście. Tłumaczę to sobie, że bardziej skandynawskie. Mam nie udawać kogoś, kim nie jestem. On wie, że skoro tu trafiłem, to nie przez przypadek, nie za ładne oczy.

Druga sprawa. Każdy nowy zawodnik jest przedstawiany w szatni przy wszystkich. Trener Berg mówił dokładnie, skąd przyszedłem, na ile – w tym wypadku na razie na wypożyczenie do maja – i podkreślał, że jeśli dobrze się spiszę, to zostanę wykupiony. Jest w tym wszystkim duża transparentność. Nie ma tajemnic czy stwarzania pozorów. Kawa na ławę. Myślę, że nawet zawodnicy, którzy dowiadują się, że zostaną wypożyczeni lub po prostu brakuje już dla nich miejsca w zespole, nie mogą mieć pretensji o sposób, w jaki zostało to załatwione. Przykład do naśladowania.

Podejrzewam, że liga cypryjska całościowo zrobiła na tobie korzystne wrażenie.

Zgadza się. Jest to liga mocno różniąca się od Ekstraklasy. Grupa mistrzowska, czyli sześć najlepszych klubów, prezentuje bardzo wysoki poziom. Jestem przekonany, że każdy z nich co roku biłby się w Polsce o tytuł. Ze trzy ostatnie zespoły trochę odstają od reszty i trudno im rywalizować, choć akurat dopiero co zamykający stawkę Akritas pokonał Anorthosis. Zaskoczyło mnie, że gra jest tu znacznie ofensywniejsza niż u nas. Pierwsze podanie po odzyskaniu piłki jest do przodu, zawsze. Boczni obrońcy są mocno nastawieni na atakowanie. Praktycznie co odprawę słyszymy, że lewy obrońca jest bardzo ofensywnie usposobiony i tym podobne. Cypryjskie drużyny częściej grają skrzydłami. Sama gra jest przeważnie odważniejsza, mniej znajdziesz tu atakowania pozycyjnego i takiego “uspokajania” meczu. Nawet ekipy ze środka tabeli przesadnie nie kalkulują, wychodzą odważnie i albo wrócą z tarczą, albo zejdą na tarczy. To mi się podoba.

Jakość piłkarzy w lidze cypryjskiej jest naprawdę wysoka. Raczej nie ma tu zasiedziałych ligowców, którzy są w jednym klubie przez 5-6 lat. Ciągle dochodzi do rotacji, każdy klub dąży do pozyskiwania coraz lepszych zawodników.

Wielu piłkarzy Pafos na papierze wygląda bardzo interesująco, jak potencjalne gwiazdy w naszej lidze. Kogoś byś wyróżnił?

Podstawowi zawodnicy mieliby pewny plac w większości drużyn Ekstraklasy. Na pewno wyróżnię napastnika Jairo, naszego kapitana. Jest zdecydowanym liderem klasyfikacji strzelców, mimo że stracił blisko miesiąc z powodu kontuzji. Zdobył 12 bramek, następni na liście mają po sześć. Świetna “dziewiątka”, bardzo mobilna. Mógłby się odnaleźć w znacznie lepszej lidze, ale na Cyprze ma wyrobioną markę, wszyscy go cenią. Potrafi strzelać z niczego, tak jak w pierwszym występie po powrocie, gdy wszedł z ławki z Arisem i pięknie przymierzył.

Fajnym defensywnym pomocnikiem, typu “box to box”, jest Mamadou Kane, wypożyczono go z Olympiakosu.

Do pewnego momentu żarło wam niesamowicie, po trzynastu kolejkach mieliście dziewięć zwycięstw i cztery remisy. Ostatnio wyniki się pogorszyły, przegraliście z głównymi rywalami do mistrzostwa, którymi są APOEL i AEK Larnaka. Zniżka formy czy mniej szczęścia?

Trudno mi powiedzieć. Jak mówiłeś, długo świetnie się spisywaliśmy, byliśmy niepokonani, razem z APOEL-em mieliśmy najmniej straconych goli. W bardzo pechowych okolicznościach zremisowaliśmy u siebie z ostatnim Olympiakosem Nikozja i coś się lekko zacięło, ale wydaje mi się, ze to chwilowa zadyszka. Kilku piłkarzy wypadło przez kontuzje, zmiennicy mają jakość, jednak automatyzmy nie są takie same. Mecze z APOEL-em i AEK-iem były ważne, ale i tak wszystko rozstrzygnie się dopiero w grupie mistrzowskiej. Tam już trzeba będzie tydzień w tydzień pokazywać klasę z rywalami z czołówki.

Pafos dopiero pisze swoją historię. Możecie wywalczyć historyczne mistrzostwo. Czuć dużą presję czy to jeszcze bardziej casus Rakowa sprzed roku, gdy więcej można niż trzeba?

Raków to bardzo dobre porównanie. Przychodząc tutaj odnosiłem wrażenie, że to klub, do którego dobrze teraz dołączyć, bo zaczyna tu powstawać coś ciekawego. Już poprzedni sezon był historyczny, Pafos nigdy wcześniej nie zajął szóstego miejsca. Dziś cele są wyższe. Europejskie puchary byłyby w porządku, ale będziemy starali się o tytuł. Szanse są realne. Presja? W szatni zbytnio jej nie czuć, wszystko jest robione tak, żeby raczej ją z zespołu ściągać. I właściciele, i trener Berg dopingują nas, dbają, żeby niczego nie brakowało. Nie zasypują nas obietnicami, za wszystkim idą fakty. Duży nacisk kładzie się na nasze relacje z rodzinami. Większość kadry to obcokrajowcy, dlatego w klubie robią co mogą, żeby każdy dobrze się tu czuł.

Ty przetarcie w międzynarodowym towarzystwie miałeś już w Radomiaku. Wiosną w szatni pewnie chwilami częściej słychać było język portugalski niż polski. 

Bez wątpienia trochę mi to pomogło. Mogę teraz pogadać i podogryzać sobie po portugalsku czy angielsku. Mimo wszystko jednak szatnia Radomiaka funkcjonowała inaczej. Była międzynarodowa, ale nadal dominował język polski. W Pafos dominują hiszpański i angielski. Z Hiszpanami czy Portugalczykami można pożartować bardziej, do kolegów z Bałkanów trzeba podchodzić inaczej, ale bardzo dobrze się odnajduję w tej szatni. Odchodząc z Radomiaka czułem, że jestem gotowy, by poradzić sobie w takich okolicznościach. Sprawę ułatwia mi trochę obecność asystenta Henninga Berga, Kazimierza Sokołowskiego. Jest z kim pogadać po polsku.

Bałkańscy zawodnicy są bardziej wrażliwi na swoim punkcie?

Może nie wrażliwi, mają poczucie humoru, można z nimi pożartować, tyle że do pewnego momentu. Nie są pospinani, ale południowcy bardziej są przyzwyczajeni do szydery i luźnego podejścia. Przy kolegach z Bałkanów na pewno nie możesz sobie mocniej pofolgować na treningu. Od razu to zauważą i zwrócą uwagę. To w nich cenię, lubię takie podejście. Bałkańscy zawodnicy są znakomici pod kątem drużynowym. Dbają o więcej niż czubek swojego nosa.

Okej, czyli ogólnie przejście do Pafos nie wyglądało zbyt ekskluzywnie, ale ty na miejscu przekonałeś się, że pod każdym względem warto było?

Tak. Kontuzja trochę pokrzyżowała mi plany, ale nie czuję, że źle wybrałem klub. Myślę, że jeszcze wiele mnie tu czeka. Jestem pełen nadziei, że zostanę w Pafos, a jeśli nie, doświadczenie tu zebrane i nawiązane znajomości pomogą mi się rozwinąć w innym miejscu. Naprawdę jestem zadowolony z tego ruchu.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:

Fot. FotoPyK/400mm.pl/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...