Życie Linusa Wahlqvista potoczyło się niezgodnie ze słowami piosenki. Miał 20 lat, a siódme niebo już było za nim. Brąz mistrzostw świata U-17, sensacyjne wygranie Allsvenskan i następnie trzecie miejsce, pięć występów w dorosłej reprezentacji, oferty z Anglii, Niemiec i Włoch. Potem wiodło mu się tylko gorzej. Teraz jako 26-latek o lepsze jutro powalczy w Pogoni Szczecin.
Chłopaki nie płaczą? Raczej tylko na potrzeby refrenu T.Love. Bo w życiu to już jak najbardziej. Kiedy sędzia Jonas Eriksson zakończył mecz z Malmoe, mało kto z IFK Norrkoeping potrafił powstrzymać płacz. Reporterka stacji C More Sport – Camilla Nordlund – momentalnie doskoczyła do trenera Janne Anderssona po komentarz na gorąco, ale dostała 32-sekundowy wywiad, w czasie którego szkoleniowiec toczył nierówną walkę ze wzruszeniem. Miał świadomość siły rywala, dlatego zdjął okulary, by bez przeszkód ocierać łzy. W międzyczasie zebrał się na kilka krótkich zdań dla telewizji, po czym ruszył na boisko. Do swoich piłkarzy, z których większość już leżała na murawie i trzymała się za twarze, jakby nie dowierzała, że to się stało. Że udało się. Że to zrobili. Że IFK znowu jest mistrzem.
To była ostatnia sobota października 2015 i ostatni mecz sezonu (w Szwecji obowiązuje system wiosna-jesień). Ekipa z Norrkoeping wygrała w Malmoe 2:0 i po 26 latach ponownie mogła mówić, że jest najlepsza w kraju. Ta sama ekipa z Norrkoeping, która w poprzednim sezonie jeszcze cztery kolejki przed końcem zajmowała miejsce spadkowe i drżała o pozostanie w ligowej elicie. Stał się cud. Jakby brzydkie kaczątko nagle przeistoczyło się w pięknego łabędzia. Filmowa historia, a Wahlqvist należał do jej głównych bohaterów.
Linus Wahlqvist – sylwetka obrońcy Pogoni
Był swój. Urodzony i wychowany w Norrkoeping. Tym „Szwedzkim Manchesterze”. Albo „Pekinie”. Lub „Surbullestan”. Surbulle to lokalna nazwa robotników włókienniczych, a właśnie z tego długo słynęło miasto położone nad rzeką Motalą. Do 1870 roku miejscowe firmy dominowały na krajowym rynku, aż 70% ubrań powstawało właśnie w tkalniach i przędzalniach w Norrkoeping. Ale XX wiek i światowa konkurencja wszystko zmieniły, w 1970 roku zamknięto ostatnią fabrykę tekstylną. Pojawiło się bezrobocie, a opuszczone hale stopniowo niszczały. Wreszcie w latach 90. zdecydowano się zrewitalizować cały obszar i tak powstał „Industrilandskapet”, unikalny w skali kontynentu zespół dawnych budynków przemysłowych, w których dzisiaj są m.in. muzea, sala koncertowa czy filia uniwersytetu.
– Kocham to miasto i ten klub całym sercem – powiedział Wahlqvist w rozmowie z portalem Svenska Fans.
– To stosunkowo duże miasto, w którym znajdziesz wszystko, czego potrzeba. Masz rzekę, odnowione budynki przemysłowe, muzea, obiekty sportowe, restauracje, dobre połączenie kolejowe. I na końcu jest blisko do morza, nawet jeśli ktoś nie docenia Bałtyku – kontynuował.
Jako brzdąc chodził z ojcem na trybuny Norrkoepings Idrottspar. Kiedy podrósł, podawał piłki w trakcie meczów. I niezmiennie marzył, że kiedyś zagra w seniorach IFK. Co prawda jakoś tak wyszło, że zaczynał w innym lokalnym klubie – Eneby BK, ale przed 13. urodzinami trafił do „Pekingu”. Sześć lat później ryczał na boisku w Malmoe, całował herb przed trybuną gości, układał dłonie w kształt serca w kierunku przyjezdnych, wreszcie złoty medal i Lennart Johanssons Pokal odebrał z biało-niebieskim szalikiem. Nie był jedyny swój, bo Alexander Fransson, Christoffer Nyman, Christopher Telo czy David Mitov Nilsson również pochodzili z Norrkoeping, ale Wahlqvist był najmłodszy i najbardziej przywiązany do klubowych barw. Gdy z widoczną szramą na prawym policzku cieszył się z wygrania Allsvenskan, brakowało mu dwóch tygodni do skończenia 19 lat.
– Jest coś wyjątkowego w tym, że mamy w drużynie tak wielu wychowanków. Bezapelacyjnie doskonale czujemy, jaki klub reprezentujemy, skoro przeszliśmy tutaj drogę z juniorów do seniorów. Mocno wierzę w ideę stawiania na swoje talenty – przekonywał Wahlqvist w wywiadzie dla Fotbollskanalen.
Stanowił ważny element mistrzowskiego zespołu. Wystąpił w 29 z 30 kolejek, zawsze w podstawowym składzie, ledwie trzykrotnie został zmieniony, z czego dwa razy w doliczonym czasie, a raz w 83. minucie. Zdobył trzy bramki i to nie z byle kim, a z AIK Solna, Malmoe i Djurgarden. Wszystko wydawało się układać jak w bajce.
Andersson wypatrzył go w juniorach już w 2012 roku. Tydzień przed 16. urodzinami Wahlqvist pierwszy raz siedział w rezerwie, w spotkaniu z Mjaellby AIF, ostatnim w rozgrywkach 2012. W kolejnym młokos dziewięciokrotnie załapał się na ławkę, jednak ciągle nie mógł doczekać się debiutu. Wreszcie zaczął występować w sezonie 2014 i to od razu regularnie. Co prawda nie jako stoper, na swojej wówczas nominalnej pozycji, a na boku defensywy, przede wszystkim prawej stronie, ale który 17-latek kręciłby nosem na granie w najwyższej lidze? 24 mecze, z czego 20 w wyjściowej jedenastce, to świetny wynik jak na takiego dzieciaka.
– Kiedy trener Andersson powiedział mi, że mam rywalizować o prawą obronę, nie byłym zachwycony. Pomyślałem, że nie będę tam miał za dużo frajdy. A do tego przecież całe życie występowałem w środku, zarówno w IFK, jak i reprezentacji juniorów. Ale im dłużej tam grałem, tym czułem się lepiej, swobodniej. W następnym sezonie będziemy odważniejsi, więc prawdopodobnie będę miał więcej frajdy. Zawsze byłym ofensywnie nastawionym stoperem, takie granie jest dla mnie naturalne – tłumaczył Wahlqvist na łamach Fotbollskanalen w 2015 roku.
Witamy w NRD. Historia Wahlqvista
Vansy, wysokie skarpetki, szorty i t-shirt. Do tego kilkudniowy zarost, na prawym ramieniu wielki tatuaż. Tamtego dnia latem 2018 Kristianowi Walterowi było tak daleko do stereotypowych wyobrażeń o szefie skautingu dużego klubu pokroju Dynama Drezno, jak tylko się dało. Tamtego dnia latem 2018 odebrał z lotniska Wahlqvista i właśnie swoim wyglądem go „kupił” (choć jeszcze trzeba było przelać 400 tysięcy euro na konto IFK). Bo Szwed tak naprawdę nie był zainteresowany ofertą z SGD, w zasadzie zgodził się przylecieć do stolicy Saksonii tylko dlatego, że i tak mieli z agentem odwiedzić inny niemiecki klub, którego propozycja zdecydowanie bardziej przypadła im do gustu.
– Nie przepadam za sztywnym i formalnym stylem garnituru i krawata, dlatego dla mnie to była klasa światowa. I najlepszy początek z możliwych – przyznał później zawodnik.
Walter pokazał mu miasto ze zjawiskową starówką i mnóstwem parków, a na końcu zabrał na obiekty Dynama i opowiedział o pięknych planach na przyszłość. Stabilna podstawa finansowa. Młody, zdolny zespół. Nowy ośrodek treningowy w drodze. Awans do 1. Bundesligi w ciągu maksymalnie czterech lat. Wreszcie miejsce na prawej obronie dla Wahlqvista. To wystarczyło. Szweda już nic więcej nie interesowało, nie chciał negocjować z innymi. Podpisał umowę ważną do czerwca 2024.
Ale właściwie jakim cudem wylądował w drugiej lidze niemieckiej? Oto jest pytanie. Od zdobycia mistrzostwa Norrkoeping regularnie dostawało oferty. Jakoś od 2016 roku sam piłkarz mówił, że to już, jest gotowy na nowe wyzwania, chce czegoś nowego. Ponoć od transferu do Leeds United dzielił go o jeden kroczek, nic więcej. Było zainteresowanie Brighton, Fiorentiny, Napoli i Valencii. Podobno chciała go także Aston Villa, Sunderland, Stoke i Anderlecht. Ale na końcu zawsze coś było nie tak. A w zasadzie ktoś coś robił nie tak.
– Jako zawodnik nie masz wiele do powiedzenia. Takie sprawy kontrolują inni – dyplomatycznie wyjaśniał.
– Czy czegoś żałuję? Nie, nie bardzo. Może należało być bardziej stanowczym, kiedy byłem młodszy i wkraczałem w świat dorosłych? W poprzednich latach negocjowałem z kilkoma drużynami i czułem, że byłyby dla mnie dobrym kierunkiem, ale ostatecznie kończyłem „przejechany”. Dzisiaj może nie byłbym tak miły, uprzejmy. To jest tak, jak mówię wszystkim młodym ludziom: powinniście dbać o siebie i wierzyć w siebie, choć bez narażania się na pychę – tłumaczył.
Tak wylądował w stolicy Saksonii, gdzie ostatecznie mieszkał nieco ponad dwa lata. I błyskawicznie zorientował się, co to znaczy Dynamo.
Drużyna wracała z północy kraju, humory wisielcze, porażka z IV-ligowym SV Roedinghausen chwały im nie przyniosła. Stacja benzynowa, przystanek, trzeba rozprostować nogi, choć pewnie urażona duma po odpadnięciu z DFB Pokal już w I rundzie bolała bardziej niż kości i mięśnie. Nagle na parking wpadły busy. Jeden, drugi, trzeci, czwarty… Wylewa się tłum, między 100 a 200 osób. Wahlqvist nie zna niemieckiego, nawet dwa miesiące tam nie mieszka, nie ma pojęcia o co chodzi, więc razem z jednym z nowych kolegów chowa się za delikatesami. Dopiero później bardziej doświadczeni wyjaśnią mu, że to miejscowi ultrasi. Chcieli pogadać z zespołem o tym, co się stało. Nic nowego tutaj. Witamy w Dreźnie.
Wahlqvist grał regularnie i przystosowywał się do Niemiec. Poza boiskiem uczył się miejscowego języka, co stanowiło największe wyzwanie. Szwedzkiego nikt nie znał, to naturalne, ale nawet kogoś ze znajmością angielskiego przychodziło niełatwo znaleźć.
– Każdy, kto liczył więcej niż 30 lat miał wielki problem z angielskim. Mur Berliński upadł w 1989 roku i dla nich ten język był kompletnie nowy. Oni w szkołach uczyli się rosyjskiego – opowiadał w Svenska Fans.
Początkowo nawet w drużynie nie miał do kogo otworzyć ust. Nikt nie chciał mówić po angielsku. Dopiero stopniowo, kroczek po kroczku, kto umiał, korzystał z niego nieco śmielej. Zdecydowanie szybciej ci wychowani na terenach dawnego RFN. Ci z dawnego NRD mieli z tym gigantyczny kłopot.
– Nawet młodzi – nie ukrywał piłkarz.
Na boisku wzmocnił się fizycznie, bo tego wymagała specyfika 2. Bundesligi. Po kilku, może kilkunastu tygodniach wyczerpujących, intensywnych treningów schudł pięć kilogramów. Kiedy wytykano mu, że nagle zrobił się sporo chudszy, nie dowierzał, aż stanął na wagę, i proszę, faktycznie.
– Dzięki temu nauczyłem się zwracać większą uwagę na to, co jem i generalnie bardziej dbać o ciało – mówił.
– Zresztą dojrzałem tam pod wieloma względami – dodał.
Ale to tyle dobrego, bo piękne plany Waltera brutalnie zweryfikowała rzeczywistość.
Koronawirus zagnał do domu
Pierwszy sezon z Wahlqvistem w składzie Dynamo finiszowało w drugiej połowie tabeli – na 12. miejscu. W trakcie drugiego świat zaatakował koronawirus i ekipa z Drezna dostała po czterech literach jak mało kto w lidze.
W marcu 2020 zespół prowadzony przez trenera Markusa Kauczinskiego mierzył się z Erzgerbirge Aue. W przerwie Wahlqvist zaczął silnie kaszleć i poczuł się na tyle słabo, że poprosił o zmianę. W ciągu tygodnia po spotkaniu kolejnych siedmiu czy ośmiu zawodników zaczęło wypluwać płuca.
– Ale w tamtym czasie nie robiono nam testów, więc nie wiem, czy mieliśmy koronawirusa – przyznał Szwed.
Następnie zawieszono ligę, pozamykano wszystkich w domach, wzięto zarazę na przeczekanie. Wreszcie stopniowo wznawiano zajęcia i szykowano się do dokończenia sezonu, tyle że w Dynamie wykryto kilka przypadków zakażenia – u czterech piłkarzy i u jednego przedstawiciela sztabu szkoleniowego. To był początek pandemii, reagowano panicznie, dlatego cała drużyna została zamknięta na kwarantannie, a jej spotkania przesunięte do przodu. Tym samym SGD w 26 dni musiało rozegrać dziewięć meczów, których stawką było utrzymanie. Jeszcze przed wstrzymaniem ligi było ostatnie, a taki terminarz nie ułatwiał zadania.
– Od marca do czerwca mieliśmy maksymalnie dwa tygodnie normalnych treningów, a potem musieliśmy w mniej niż cztery tygodnie zagrać tyle spotkań… To była bardzo trudna wiosna pod wieloma względami – wspominał Wahlqvist.
Dynamo nie oszukało przeznaczenia i zleciało do III ligi, ale tym razem nie było pogadanek z fanami. Ultrasi stali za zespołem do końca, a całą złość skierowali na związek, który ułożył absurdalny terminarz, szczególnie z perspektywy SGD.
– W tym czasie wspierali nas wyjątkowo. Pamiętam jak wracaliśmy z przegranego spotkania, a witali nas aplauzem. Albo gdy degradacja stała się pewna, a spokojnie pięciotysięczną grupa zebrała się pod stadionem, by śpiewać z racami w rękach – opowiadał obrońca, który w związku z relegacją stawał się wolnym zawodnikiem.
Co prawda jako drużyna Dynamo zawiodło, ale sam Wahlqvist zbierał pozytywne noty. Latem 2020 szwedzki dziennik Aftonbladet umieścił go na siódmym miejscu wśród 10 „najgorętszych” piłkarzy bez kontraktów. Numerem jeden był Zlatan Ibrahimović, trzy – Mikael Ishak, który wówczas trafił do Lecha Poznań, a cztery – Matias Johansson, który wtedy wybrał Genclerbirligi, a później przeniósł się do Legii Warszawa.
– Drezno spadło z 2. Bundesligi, ale trudno winić za to 23-letniego Szweda. Były zawodnik IFK Norrkoeping był jednym z najlepszych graczy Dynama w ciągu ostatnich dwóch sezonów. (…) Powinien dostać dobrą ofertę w Niemczech, jeśli zechce tam zostać – napisano w jednej z największych gazet w krajach nordyckich.
Ale nie chciał, ze względu na niepewność świata targanego koronawirusem. Faktycznie, pojawiły się propozycje z Niemiec i Holandii, a ponadto już w tamtym czasie uwagę na defensora zwróciła Pogoń, jednak Wahlqvist wolał wybrać najpewniejszą opcję. A za taką uznał powrót do domu – do Norrkoeping, prowadzonego przez Jensa Gustafssona.
Rekordzista
– Linus do reprezentacji! – śpiewali kibice IFK jesienią 2021.
Bezskutecznie. Tym razem Andersson nie powołał swojego dawnego piłkarza. Tym razem, ponieważ choć Wahlqvist w kadrze narodowej zadebiutował u Erika Hamrena i zanotował dwa występy), to u byłego szkoleniowca Norrkoeping zebrał pozostałe cztery (jeden jako 21-latek, pozostałe wcześniej). A jako że na listopadowe zgrupowanie w 2016 roku wezwał również Franssona i Nymana, lokalne media od razu zaczęły dopatrywać się nepotyzmu.
– Mówimy o reprezentacji kraju. W niej liczy się, jak grasz na boisku. Nie zaprasza się tutaj nikogo ze względu na sympatię. Nie mogę uwierzyć, że ta dyskusja naprawdę powstała – stwierdził w podcaście dziennikarza Fotbollskanalen – Olofa Lundha.
– Czy bolą cię insynuację, że zostałeś powołany ze względu na przeszłość w IFK? – zapytał Lundh.
– Nie. Wiem, że jestem dobrym piłkarzem. Rozumiem, że chciałeś o to zapytać, jednak to nie jest coś, na czym się skupiam – odparł.
Koniec końców ostatnie spotkanie obrońcy wypadło w styczniu 2018 z Francją. Później mimo nawoływań fanów i dobrej dyspozycji po powrocie z Niemiec, Andersson nie tyle go nie powoływał, co w ogóle się nie kontaktował. Mimo że – jak pisały media – dobrzy środkowi obrońcy w Szwecji nie rosną na drzewach. Tak, tak, środkowi. Rikard Norling, który zastąpił Gustafssona w IFK przed sezonem 2021, przesunął Wahlqvista z powrotem do centrum defensywy.
– Powiedziałem Rikardowi, że nie grałem tam z 10 lat – tłumaczył.
Skoro o reprezentacjach mowa, Wahlqvist to weteran młodzieżówek. Jak wyliczył dziennik Aftonbladet, jest rekordzistą pod względem występów w kadrach narodowych od U-15 do U-21 – w sumie zebrał 74 mecze. Wielokrotnie bywał kapitanem, jak choćby podczas półfinału mistrzostw świata U-17 w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w 2013 roku. Co prawda akurat w tamtym spotkaniu zawodnicy ze Skandynawii ponieśli porażkę z Nigerią 0:3, ale później w potyczce o trzecie miejsce nie dali szans Argentynie, którą sprali 4:1. Dla Szwecji był to pierwszy medal na jakichkolwiek mistrzostwach świata od 1994 roku i turnieju seniorów w Stanach Zjednoczonych. Wahlqvist nie opuścił ani minuty tamtego mundialu, jeszcze jako stoper.
Również nie stracił choćby sekundy w trakcie mistrzostw Europy U-21 organizowanych w Polsce w 2017 roku i to pomimo, że był młodszy o dwa lata od większości uczestników. Tyle że najbardziej dał się zapamiętać… z nieudanego karnego wykonanego w stylu Antonina Panenki w pierwszym starciu grupowym z Anglią. Wahlqvist podciął piłkę w środek, ale Jordan Pickford zostawił rękę i odbił uderzenie. Skończyło się 0:0 (finalnie Szwecja odpadła po fazie grupowej z dwoma punktami, po remisie z biało-czerwonymi i sensacyjnej porażce ze Słowacją).
– Media społecznościowe eksplodowały. Ledwo mogłem dotknąć telefon – powiedział po meczu.
– Jestem osobą, która radzi sobie z takimi rzeczami. Jestem silny – przekonywał.
Charakter to jedna z niekwestionowanych zalet Szweda.
– 20-latek w ciele 45-latka. Wpół kontuzjowany, ale i tak gra wszystko. Minikapitan. Nie taki, którego za dużo słychać, za to taki, który ma mądre pomysły – tak został scharakteryzowany przez kolegów w Aftonbladet w 2017 roku.
– Opisałbym go jako spokojnego przywódcę – powiedział portalowi pogonsportnet.pl dziennikarz Sport Expressen, Anel Avdić.
– Choć ma dopiero 21 lat, już od czterech sezonów występuje na najwyższym poziomie. Jest ofensywnie nastawionym, dobrym w defensywie bocznym obrońcą, który wniesie do naszej ekipy mnóstwo dynamiki, szybkości i odpowiedniej mentalności – mówił po podpisaniu umowy przez Wahlqvista z Dynamem Walter, szef skautów.
– Przede wszystkim to mocny charakter. Kapitan – w ten sposób opisywał go na Twitterze Piotr Piotrowicz, pasjonat szwedzkiego futbolu.
Do trzech razy sztuka
– To jasne, że w karierze są sytuacje, które mogły potoczyć się w innych kierunkach, ale na niektóre sprawy nie ma się wpływu i w związku z tym nie należy żałować, że czegoś się nie dokonało – stwierdził Wahlqvist.
Kiedy miał 20 lat, wydawało się, że w tym momencie kariery będzie w zupełnie innym miejscu. Był po udanych mistrzostwach świata U-17, występował w reprezentacji wszystkich kategoriach wiekowych, miał za sobą trzy sezony w Allsvenskan, w trakcie których najpierw obronił się przed spadkiem, następnie wygrał ligę, wreszcie zdobył brązowy medal. To ostatnie osiągnął już pod opieką Gustafssona, który w czerwcu 2016 przejął IFK po Anderssonie.
– Biorąc pod uwagę, jak wielu zawodników odeszło i że zmienił się trener, ta trzecia pozycja była dla nas niczym pierwsza – przekonywał Wahlqvist.
Kochał miasto i kochał klub, a z perspektywy czasu można się zastanawiać, czy nie za bardzo. Kiedy inni szukali szczęścia za granicą, on uważał, że może się rozwinąć w ojczystej lidze.
– Wolę grać w seniorach w Allsvenskan niż siedzieć w rezerwie gdzieś w mocniejszych rozgrywkach lub kopać tam w młodzieżówce – zarzekał się.
Tylko zdaje się, że – być może nie ze swojej winy, jak wielokrotnie podkreślał – przegapił dogodny moment do transferu.
– Kilka pierwszych lat było bardzo dobrych, ale potem utknąłem w miejscu, w którym czułem, że muszę zobaczyć i spróbować czegoś nowego – przyznawał.
Czas na Pogoń i Ekstraklasę. Portowcy robili pod niego trzy podejścia i w tym wypadku sprawdziło się powiedzenie, że właśnie do trzech razy sztuka. W 2020 roku sam piłkarz chciał wrócić do ojczyzny. Minionego lata szefostwo Norrkoeping oczekiwało za wiele, władze granatowo-bordowych nie były w stanie spełnić ich żądań. Teraz udało się dojść do porozumienia, bo i w czerwcu 2023 obrońca stałby się wolnym zawodnikiem, więc teraz wypadła ostatnia chwila, by cokolwiek na nim zarobić.
Drugi raz odchodzi z IFK i zostawił drużynę na tak niskiej pozycji, na której zaczął karierę w seniorach w 2014 roku – 12., w tym przypadku trzy punkty nad strefą barażową.
– Moim zdaniem Wahlqvist był niezawodnym piłkarzem, jednym z najlepszych w Norrkoeping. Powiedziałbym więc, że to zespół miał zły sezon, a nie Wahlqvist – bronił defensora Avdić na pogonsportnet.pl.
Wahlqvist ma 26 lat (rocznik 1996, z listopada), 192 mecze w Allsvenskan i 54 w 2. Bundeslidze. Silna osobowość, duże doświadczenie i daleko do finiszu kariery. Dobrze zna się z Gustafssonem. Pogoń potrzebowała wzmocnienia na prawej stronie defensywy i przynajmniej teoretycznie sobie je zapewniła.
CZYTAJ WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:
- Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
- Grał tak, że pytali: „Na czym on jedzie?!”. Tak Łęgowski dorósł do kadry
- Jean Carlos: Kiedy wyjeżdżaliśmy do Europy, pukali się w głowę. Później witali nas jak legendy
Fot. Newspix